" A house of red light, burns like your wanting eyes.
The rain is away, when we say."
Kim jesteś? Kim ja jestem? Co to za miejsce? Gdzie jest mój dom? Przyjaciele? Rodzina?
Czy ktoś, może mi
Pomóc?
*
* *
Otworzyłam szeroko fioletowe ślepia. Moje źrenice maksymalnie się zmniejszyły. Podniosłam się gwałtownie rozglądając wokół. Nie mogłam skojarzyć, gdzie jestem. To był chyba chwilowy szok. W końcu wracała mi świadomość. Opadłam znowu na ziemię dysząc głośno, a moje serce biło tak szybko, jakby chciało zaraz wyskoczyć mi z piersi.
Po jakimś czasie się uspokoiłam. Przesunęłam wzrokiem po śpiących członkach watahy. Wyglądali tak bezbronnie. Bardzo powoli się podniosłam, rozprostowując każdą możliwą część mojego ciała. Mój wzrok padł na siedzącą przy wejściu Vitani. Jak zawsze czuwała. Wolno podeszłam do niej.
- Nie jesteś zmęczona? - spytałam cupając obok.
Drgnęła widocznie zdziwiona tym, że nie śpię. Spojrzała na mnie, a potem znowu przed siebie.
- Nie. Wysypiam się w dzień i to mi wystarcza. A ty? Czemu nie śpisz?
- Koszmary. - wzdrygnęłam się. - Teraz to już jestem kompletnie rozbudzona i wątpię, czy cokolwiek pomoże mi zasnąć.
Vitani westchnęła cicho i spojrzała na księżyc. Cały czas miał swoją krwawą barwę.
- Kiedy to się skończy? - spytała cicho.
- Za dwa dni. - odparłam. - Wszystko zakończy krwawe zaćmienie. I oczywiście bitwa z Stipant Sverae. - spuściłam łeb.
Wadera trąciła mnie bokiem.
- Nie martw się. Jakoś się uda.
- Nie boje się o siebie, lecz o was. - wyszeptałam szczerze. - Jesteście jednymi z nielicznych, którzy mnie zaakceptowali. Zawsze byłam tylko odrzucana i uznawana za zagrożenie.
- Dlaczego niby? - zdziwiła się. - Przecież jesteś dobra i do tego wszystkim pomagasz jak tylko umiesz.
Szkoda, że nic nie wiesz, Vitani. Gdybyś poznała Scythe, zmieniłabyś zdanie.
- Nie wiem. Sama nie wiem. Po prostu, nienawidzą mnie i tyle.
Podniosłam się z ziemi i znowu przeciągnęłam. Spojrzałam na Vitani.
- Idę na spacer. W razie czego wyj. - mruknęłam i truchtem ruszyłam do lasu, by po chwili zniknąć pomiędzy drzewami.
*
* *
Szłam bardzo powoli rozmyślając. Ten koszmar, poruszył mnie i to bardzo. Tam było moje imię. Krwią napisane na nagrobku. Czyżby to mnie właśnie w tej bitwie czekało? Śmierć? I pochowanie w szarym grobie z krwawym napisem?
Gwałtownie potrząsnęłam głową i zatrzymałam się na polanie w środku lasu. Rozejrzałam się wokół. Ta cisza była z pewnej strony przerażająca. Wzdrygnęłam się.
Wtem poczułam dziwny ból w głowie i usłyszałam dzwonienie w uszach. Pochyliłam łeb w dół i jęknęłam cicho.
Pamiętasz smak krwi? Ten piękny dźwięk rozrywania ciała ofiary? Furia prędzej, czy później i tak się pojawi.
Zadrżałam i położyłam się na ziemi. Przez kilka długich minut leżałam nieruchomo i patrzyłam przed siebie. Scythe.
Przymknęłam oczy i wywaliłam jęzor na wierzch. Nagle usłyszałam chrzęst łamanej gałązki i cichy syk. Drgnęłam i postawiłam uszy. Cisza. Rozglądałam się na boki. Ktoś tu jest...? Zaczęłam powarkiwać ostrzegająco i powoli się podniosłam. Najeżyłam się i napięłam każdy mięsień swojego ciała.
- Kto tu jest? - warknęłam.
Nikt mi nie odpowiedział, ale czułam, że ktoś mnie bacznie obserwuję. Stałam w obronnej pozycji bardzo długo rozglądając się wokół niespokojnie.
- Nie zdawało Ci się. - usłyszałam głos Scythe.
Zrobiłam kilka kroków w przód. Wtem zobaczyłam... Błysk kła w krzakach. Nie minęła sekunda. Osobnik zauważył, że wiem o jego obecności. Fala ognia przecięła polane kierując się ku mnie. Podskoczyłam do góry i rozłożyłam anielskie skrzydła unosząc się. Basior wystrzelił z krzaków i kilka razy machnął ogonem, a za każdym razem strzelał we mnie z płomiennych kul. Skutecznie jednak ich unikałam.
- Shin! – wrzasnął czarny. – Teraz!
Byłam zdezorientowana i nie zdążyłam zareagować. Skrzydlaty wilk uderzył we mnie i cisnął mną prosto na płomień, który wystrzelił basior na dole. Wrzasnęłam czując ból. Uderzyłam w ziemię i przeturlałam się trochę dalej. Otrząsnęłam się szybko i uniknęłam kolejnego ataku. Cholera jasna! Co to ma znaczyć ?!
Ujrzałam błysk. C..Co…? Ten był jednak bardzo jasny i zbliżał się do mnie. Otworzyłam szeroko oczy, a moje źrenice maksymalnie się zwęziły. Poczułam jak pocisk uderza prosto w moje ciało. Była to błyskawica. Prąd przeszedł przez moje całe ciało. Ryknęłam czując jak rozrywa moje ciało od środka. Atak odrzucił mnie i uderzyłam w drzewo.. Złamało się na pół. Nie mogłam się ruszać przez długi czas. Czy to.. koniec..?
- Zabijmy ją! – wrzasnął jeden z nich.
- Uspokój się, Astheriosie! – Shin, bo tak miał na imię jeden z nich, uderzył go łapą w pysk.
- Jak dzieci. – to był damski głos. – Czemu nie, Shin?
- Chcesz się zabawić? To lepiej niech będzie żywa. Więcej efektów, kiedy ryczy czując ból, a nie, kiedy leży martwa. Sheva, ja wiem, że uwielbiasz się znęcać nad ofiarami.
Uchyliłam powieki, ale bardzo delikatnie. Na moim pysku pojawił się kpiący uśmiech. To była chwila. Cała trójka odleciała w tył, kiedy ogromny czarny cień zderzył się z nimi. Obolała podniosłam się i stanęłam W bojowej pozie.
- Szkoda tylko, że wasza „ofiara” okaże się waszym katem.
Walce nie było końca. Kto najbardziej obrywał? Oczywiście ja. Trzech na jedną, to nie jest chyba fair. Byli z watahy Stipant Sverae. To było pewne w stu procentach. Chcieli nas wybić, co do jednego, po kolei. Czułam, że słabnę. Nie miałam siły na dalszą walkę. Nie miałam. Upadłam na ziemię i nie mogłam wstać. Dyszałam ciężko, a z każdego miejsca na moim ciele płynęła krew. Teraz czułam się jak ofiara. Spojrzałam w niebo, jakby to miała być ostatnia rzecz, którą miałam ujrzeć, nim opadłabym w ciemność. Ale wtedy, usłyszałam głos.
Nie pozwolę Ci umrzeć, słyszysz? Nie próbuj się wzbraniać, nie próbuj powstrzymywać. Daj się ponieść tej mocy.. Pozwól jej powstać. – to był głos Scythe.
Zamknęłam oczy.
(...)Mówili, że nie dam rady.
Mówili, że tak naprawdę,
Jestem nikim(...)
To nie był pierwszy raz. Nie. Ale zawsze przebiegało, tak samo. Przekleństwo mojej rasy i tak by się wkrótce ujawniło. Poczułam jak szczęki Shina zaciskają się na mojej szyi, lecz wtedy…
Otworzyłam oczy.
Źrenice zniknęły a krwawa barwa rozlała się po calutkich oczach i zaczęła jarzyć niczym płomienie. Szablo zębne kły wyrosły na miejscu starych, a pazury z trucizną wydłużyły się.
Furia.
Dudniło mi w uszach, obraz mi się zamazał. Teraz jedynym moim celem byli wrogowie. Tak, jakbyśmy sami byli na tym świecie. Widziałam tylko ich kontury, ale wiedziałam, że musze ich zabić. To było tylko i wyłącznie MOJE zadanie.
Ryk.
Pisk.
Skowyt.
Wrzask.
Jęk.
Jedyne dźwięki jakie rozchodziły się po całym lesie, gdy z prędkością błyskawicy skakałam do gardeł każdego z nich. Kto padł pierwszy? Nie wiedziałam. Nie o to mi chodziło.
Chciałam zadać im cierpienie. Żeby wiedzieli, co to znaczy tortura. Ile to trwało?
Zamknęłam oczy, a gdy ponownie uchyliłam powieki, źrenice wróciły, a fioletowa barwa zajęła moje tęczówki. Teraz dopiero byłam zdezorientowana i co najważniejsze zmęczona i obolała. Rozejrzałam się.
Trzy ciała leżące w różnych miejscach na polanie. Brutalnie porozszarpywane. Meli nawet powyrywane kończyny. Krew rozlała się w wielu miejscach i nadal wypływała z każdej ranki.
- Udało się.
Zrobiłam krok w przód.
- Muszę.. Ostrzec innych.. – szepnęłam, ale wtedy poczułam, jak łapy mi się uginają.
Upadłam na ziemię tracąc przytomność.
___________________________________________
Chyba, kiedyś lepiej opisywałam Furię, ale wena mnie chyba opuściła, eh.
Tak. Niektóre zdania branę z komiksu BBA.
Hejtujcie, czy róbcie co tam chcecie.
Co sie stanie z Saphrią? Czyzbys zerwala swoj naszyjnik uwalniając Scythe? Hm..
OdpowiedzUsuńRobi sie ciekawie i niebezpiecznie. Mimo tego ze nie masz weny to i tak swietnie ci wyszla notka. Wojna juz niedługo hę? A więc i termin konkursu zbliza sie wielkimi krokami...
;P
(a ja akurat dzis mialam przedstawienie z 10 morderstwami..,,i nie bylo juz nikogo,, teatrzyk szkolny)
Heh, w ogóle jakoś tak się nie zorientowałam, że to z BBA xD Fajna notka, ciekawa. Trzeba by policzyć aktualnie stworzonych członków SS, bo trochę ich jest.
OdpowiedzUsuń