Alternatywny tekst

9 cze 2013

...I lazurowy kwiat.

  Tak wiem, trochę nawaliłam, bo części miały być co jeden dzień... Jednak mam nadzieję, że wybaczycie mi to opóźnienie. To czwarta i ostatniaczęść pierwszego rozdziału  "z życia Scott'a" (możliwe, że będą nast. rozdziały). Wybacz mi proszę, Dara, bo pewnie Cię zablokowałam, nie dając tej notki. 
 ***
   [Scott:] Zapadła cisza.  Znów spojrzałem na niebo. Podniosłem się na równe łapy. Chyba najwyższy czas, aby zwiedzać teren dalej. Poszedłem parę kroków do przodu.
-Chodź. Teraz pójdziemy nad Jezioro. To też magiczne miejsce.-powiedziałem przyjaźnie.
-Dobra, no to w drogę.-odparła z lekkim entuzjazmem.
     Gdy byliśmy na skraju polany zatrzymałem się.  Dara krótką chwilę też. Rozglądnąłem się. Po krótkim czasie  znalazłem to, czego szukałem. Na moim pysku pojawił się uśmiech.
-Coś się stało?
-Nie nic...-powiedziałem. Wtedy zerwałem kwiat będący blisko mnie. Był koloru lazurowego, jak teraz to niebo.
-Widzisz tego kwiatka?...-zapytałem
-Tak.-odpowiedziała. Wtedy wpiołęm go pomiędzy ucho wadery. Wilczyca poprawiła, a następnie baczniej się mi przyglądała.
-... Taki sam rósł koło mojego domu, kiedy dorastałem. Na wiosnę zawsze zakwitały 3. Jeden największy, drugi trochę mniejszy, ale smuklejszy,  a trzeci jeszcze nie zakwitł. Zawsze przypominał mi  tatę, mamę i mnie. Pewnego dnia niespodziewanie na nasz mały teren wtargnęli ludzie. Na moich oczach zamordowali mego ojca, a mojej mamie strzelili kulę w łeb...-mówiłem z trudem, a gardło z każdym słowem zaciskało się coraz bardziej. Mimo woli do oczów napłynęły mi łzy.  Kontynuowałem dalej.
-... Byłem ukryty dość głęboko. Ale wszystko doskonale widziałem. Mnie też by nie oszczędzali, jednak dobry los był nade mną. Do nory wsadzili coś w stylu bomby. Najpierw całą jaskinie wypełnił dym. Na szczęście szybko uciekłem innym wyjściem. To cud, że trafiłem. Wtedy ledwo umiałem chodzić. Kiedy w końcu wydostałem się na zewnątrz, 2 sekundy później cała nora eksplodowała.  Wtedy zamknąłem oczy. Obudziłem się następnego ranka. Przyszedłem do miejsca, gdzie rosły owe wcześniejsze kwiaty. Na pierwszym i drugim były ślady krwi. Zaś trzeci...
-Tak?
-Rozkwitł.  Zrozumiałem wówczas, że muszę iść. Nie wiedziałem dokąd, gdzie i w jakim celu. Po prostu szedłem.
-Podobnie jak ja-wyszeptała, ledwo słyszalnym głosem.
-Po wielu tygodniach w końcu tu trafiłem, na tereny Stipant Sverae. Tam, zwiedzając Polanę trafiłem na taki sam rodzaj rośliny, który rósł koło mojego domu. Tylko tutaj, nie licząc mojego wcześniejszego domu, mogłem spotkać tą roślinę. Zawsze rosła jedna sztuka. Dzisiaj widzę, że są dwie.-powiedziałem. Widać było, że Dara była zaskoczona.
-Jeny...to miejsce naprawdę jest magiczne-wyszeptała. Ja urwałem drugiego kwiatka, nadal trzymałem go w pysku. Po krótkiej ciszy odparłem:
-Ścigamy się ?- Powiedziałem. Może i trochę niewyraźnie, ale wadera zrozumiała. Też wzięła swoją roślinkę w pysk.
-Widzisz tamtą samotną wierzbę? Tam jest meta.
-Ok.
-A więc: Trzy...- W tym momencie ustawiliśmy się do biegu.
-...Dwa-wszystkie mięśnie napięte.
-...Jeden.- już prawie...
-Start!-krzyknąłem. Obydwoje pobiegliśmy najszybciej jak potrafiliśmy. Wiatr musnął naszą sierść, a kiedy pobiegliśmy w skupisko mniszków lekarskich, białe nasiona poleciały na wszystkie strony. Na naszych pyskach widniały szerokie uśmiechy. Dla mnie nie liczył się wynik. Liczyło się, że poznałem Darę i w końcu mogę być sobą.
Koniec części I.

1 komentarz:

  1. miła notka. Fajnie to wymyśliłaś - z tą jego przeszłością. Ja idę robić swoją notkę, tylko najpierw znajdę pewne zdjęcie i biorę się za pisanie!

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Jill