Alternatywny tekst

31 paź 2012

Wilczyca urodzona nocą...




Imię: Elenore
Nazwisko: Tenebris, a to z tego powodu, że wilczyca przyszła na świat nocą.
Wiek: 1,5 roku.
Urodziny: 12.06
Płeć: Wadera.
Rasa: Wilk szary
Partner & potomstwo: BRAK
Pochodzenie: Granica między Kanadą a USA.
Charakter: Wilczyca jest zdecydowanie lekkomyślna i zbyt wysoko ocenia swoje możliwości, co często owocuje wypadkami. Dla niej nieznane są takie słowa jak "nie jestem w stanie...". Nigdy też nie przyzna, że potrzebuje pomocy. Po prostu nie potrafi. Jest śmiała, często zadziorna. I jeszcze wiele innych cech, które wkrótce sami osobiście dostrzeżecie.
Cechy: W wachlarzu jej umiejętności dominuje zdecydowanie szybkość, zwinność i spryt. Woli zajść kogoś od tyłu, niż skoczyć wprost na niego.
Historia: Wkrótce ją ujawnię.
Moc: Wadera jest zwykłym wilkiem, nie potrafi sprawić, by
woda zaczęła latać na jej życzenie w powietrzu, ani wzniecić z niczego ogień.
Miejsce w hierarchii: Może być nawet omegą. Dla niej to zupełnie obojętnie.
Ekwipunek: Wilczyca nie nosi ze sobą niczego... w sumie nie potrafi, nie ma przeciwstawnych kciuków...
Stanowisko: Łowczyni

27 paź 2012

Deyana Manro


Miano: Deyana Manro, chociaż woli jak używa się jej samego imienia
Przydomek: Landi
Wiek: 1 rok
Płeć: wilczyca
Rasa: Landino
Moc: duch, księżyc i woda, chociaż dzięki amuletowi ma wszystkie, nad którymi nie za bardzo panuje)
Pochodzenie: kraina Eldoria, w której żyją wilki księżyca i wody. Jednak nie wiadomo jak w wieku 2 miesięcy pojawiła się w jakimś lesie, poza Eldorią
Stan cywilny: wolna
Potomstwo: brak
Rodzina: nie zidentyfikowana
Znaki szczególne: szafirowe uszy i zawijas z trzema kropkami pod lewym okiem, który powstał, kiedy padło na nią światło księżyca podczas pierwszej pełni w jej życiu
Charakter: spokojna, stanowcza acz łagodna, mądra, inteligentna, utalentowana, radosna, miła, niezwykle zwinna, zadziwiająco szybka, expresowo się uczy, pomocna, godna zaufania, chociaż sama niezbyt ufna, doskonale walczy, planuje, umie się skupić i myśleć logicznie w każdej sytuacji, bardziej od innych wyczulone zmysły, zawsze pełna energii, zaraża innych swoją radością, wrażliwa, opiekuńcza, nie zostawia w potrzebie, nieco strachliwa, lecz potrafi stłumić nieco strach, kiedy strzeże kogoś/czegoś
Historia: może kiedy indziej
Stanowiska: mag wody, szpieg, osoba do sojuszy
Hierarchia: Eta (jeśli oczywiście alfa się zgodzi)
Ekwipunek: na srebrnym łańcuszku zawieszony smok, oplatający magiczny, szafirowy kamień, dzięki któremu włada wszystkimi mocami, lecz zabiera jej to wiele energii. Wisiorek ukryty za pomocą magii, niewidzialny i niedotykalny, nie ma szans, żeby spadł
Lubi: bawić się, spoglądać w nocy na gwieździste niebo i na księżyc, spokojnie spacerować po zmroku

16 paź 2012

Szansa na nowe życie- czyli jak tu dotarłam.

Pewnie ta notka nie będzie dla Was zbyt ciekawa. Jeżeli przeczytaliście do końca moją historię to dużo rzeczy Was nie zaskoczy. Ale cóż., od czegoś trzeba zacząć...
******
Gdy się obudziłam automatycznie od razu spojrzałam na niebo. Patrzyłam dań od paru minut. dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, iż nie pada nic, a słońce grzeje najmocniej jak potrafi.  Moje serce się uradowało: w końcu koniec zimy! Nareszcie mogłam uciec od tego piekła.
   Wzrokiem szukałam Santina. Musieliśmy się jak najszybciej wyruszyć w podróż zanim członkowie watahy się obudzą. W końcu odnalazłam go wzrokiem. Spał jak kamień i lekko chrapał. Nie dziwiłam się. 20km w jednym dniu dla roczniaka to nie lada wyzwanie. Aż mi się dziwnie zrobiło na myśl o tym, że muszę go obudzić go po tak długim marszu wraz z burzą śnieżną.
    Podeszłam do niego i lekko go szturchałam.
    - Jeszcze pięć minut, mamo...-powiedział zaspany szczeniaczek.
    - Niestety musimy. Wyruszamy w następną podróż.
    - Następną?...-jęknął szczeniak.
    - Wybacz, mój drogi. Jutro będziesz spać ile Ci się chcę.
    - Dobra.- wstał powoli, rozciągnął się, przetarł oczy i poszliśmy w stronę wyjścia.
   Niestety, Sant potknął się o łapę jakiegoś wilka i padł na ziemię. Dźwięk, który towarzyszył upadkowi obudził śpiącego basiora. Jak się okazało był to strażnik
   - Santino, uciekaj!-odparłam. Szczeniaczek śmignął wprost do wyjścia.
   Strażnik trochę oszołomiony i zaspany powiedział sam do siebie:
   - Hę?
    W tym czasie byliśmy trzysta metrów od nory. Potem wilk zaczął nas ścigać. Biegliśmy najszybciej jak mogliśmy, lecz wilczur znał skróty i był  cały czas  nam "na ogonie". Po jakimś czasie basior zaczął zwalniać. Trochę się zdziwiłam. W końcu dowiedziałam się o co chodzi. Przed nami byłą wielka przepaść! "Czy zawsze muszę mieć pecha?!"-pomyślałam.
   - Stop!-krzyknęłam.
 Szczeniaczek posłusznie przestał biegać, ale wpadł w poślisk. Krótko po nim i ja. Razem wpadliśmy do rowu.
   Spadaliśmy. Ku zdziwieniu spadaliśmy parę metrów. Miękko wylądowaliśmy na trawie. Usłyszałam wycie. Po trzech sekundach z krzaków wyłoniły się trzy wilki. Pierwszy był szary, drugi brązowy, trzeci czarny.
   - No, no no. Spacerku się zachciało?-zapytał się brązowy.
   - A ja tam myślę, że chciała odejść bez pożegnania.- powiedział szary.
   - Nie wasza sprawa.-zawarczałam.
   - A nie zapomniałaś czasem o czymś?-zapytał się czarny.
   - Dajcie nam spokojnie odejść.-powiedziałam przez zęby.
   - Znasz odpowiedź.- powiedział szary.
   - Wiesz czym to grozi?- odparł brązowy.
   - Wiem.
   - W takim razie...- Szary przyjął pozycję bojową.    -...Atak!
    Rozpoczął się spór. Brązowy wilk skoczył w moim kierunku. W ostatnim momencie odepchnęłam Santina do pustej lisiej nory. Ciężar ciała basiora przygniótł mnie na ziemie. Lewą tylną łapą zrobiłam mu wielką ranę na brzuchu i zaatakowałam gardziel przeciwnika. Wilczur szybko odskoczył. Zdążyłam wstać. Wilki razem zaatakowali. Znów padłam na ziemię, bez zdolności kontrataku.  Czułam, jak rozrywali skórę jak sarnie, czułam, jak krew sączyła się z moich ran na ziemie, czułam niemiłosierny ból jaki mi zadawali i trzask kości...
   Sant nie mogąc patrzeć dalej na ową scenę  rzucił w napastników pocisk lodowy. Trafił czarnego wilka, ogłuszając go przy tym, nie mógł dalej walczyć.
   - Taki mądry?-powiedział Szary.   - Wykończ szczeniaka, ja dokończę porachunki.
  Brązowy posłusznie  poszedł w kierunku jamki.
     Santino patrzył i co jakiś czas cisnął pociskami. Basior unikał większość, a te, które trafiły przeszyły mu barki i grzbiet. Szczeniaczek  nie zmieniał taktyki.W końcu zaprzestał. Uradowany wilk zbliżył się d o jamy i łapą chciał wydostać wilczka. Wten Mały cisnął niezliczoną ilością pocisków. Bury Szybko odskoczył. Łapą nie mógł ruszać, miał całą zmiażdżoną.
   - Koniec tej zabawy!-powiedział wściekły.
 Władał także ziemią i wywołał lawinę. Sant rzucił ostatnim przyciskiem w jego pierś. Bury wilk zaczął kaszleć, nie mógł oddychać. Jego serce zaczęło pracować. Runął na ziemie. Już nie żył.
   Tym czasem szary wilk nie dawał za wygraną. Nie miałam już sił. Już zębami chciał dostać się do tchawicy,  lecz otworzyłam oczy. Nabrały jaśniejszej barwy, zaczęły świecić.
   Miałam więcej sił. Wstałam. "Obym potrafiła to opanować"-pomyślałam. Nadszedł czas na Transformację.
   Kły wydłużyły się o 2cm, pazury także. Zawijasy na futrze także.Wszystkie rany się zagoiły. Były także inne zmiany.
   - I ty myślałeś, że mnie pokonasz?!- powiedziałam drwiąco.    - Taki słabeusz?
 Wilk nic nie mówił. Stał jak słup soli. Popatrzyłam na niego w szyderczym uśmiechu.
   - Chcesz się zabawić? Dobra, na moich zasadach.
 Za pomocą mocy natury na miejscu gdzie stał przeciwnik wyrósł wielki pień.   Wilk nie mogąc się na nim utrzymać, gdyż był pień chudy, spadł. Z trudem wstał. Chwile się na mnie patrzył. Potem pojawiła się mgła, przez którą nie można było nic zobaczyć.
  - Takiś sprytny?
 Chwilę panowała głucha cisza. Potem znikąd wyskoczył Szary. Zadał mi cios w bark, jednakże nadal stałam. Rana się zagoiła. Zawijasy na moim ciele zaczęły wchłaniać ową mgłę. Znów zobaczyłam wilka. Rozpędziłam się i całym ciężarem uderzyłam w wilczura. On poleciał i walnął o skałę. Z jego łba płynęła rubinowa krew. Nadal stał jak kołek.  Koło napastnika pojawiły się krzewy róż. Ich kolce zadawały liczne rany wilkowi.
  - Stop!- wykrzyknęłam.
  Stałam. Miałam napięte wszystkie mięśnie. W tej chwili walczyłam sama ze sobą. Chwilę tak stałam. W końcu oczy przestały świecić, a kły, pazury itg. wróciły do poprzedniej wielkości. Wraz z tym przywróciły się wszystkie rany, a sił niemalże nie miałam.
   Usunęłam kolczaste rośliny. Wilk biegł ku mnie. Skoczył. zrobiłam parę kroków i przede mną powstała ogromna przepaść na paręnaście metrów, którą sama stworzyłam. Szary wpadł w nią.
   Ciężko oddychałam. Rany paliły okropnie, a z każdej  sączyła się czarno-rubinowa ciecz.
   - Zabiję cię! ciebie i każdego, kto cię pozna lub zna! Zapłacisz za wszystko! Przysięgam na krew moich braci i watahy! Nie spocznę, dopóty umrę!- krzyczał głos z przepaści.
   Wzdrygnęłam się. Zimny dreszcz przeszedł po moim ciele. Przypomniałam sobie o Santirze. Szybko pobiegłam w kierunku norki. Zaczęłam rozkruszać kamienie, kopać, robiłam wszystko, by dostać się do szczeniaczka.  w końcu udało się. wyciągnęłam szczeniaczka. Sant zaczął kaszleć, następnie szybko wdychał i wydychał powietrze.
   - Nic ci nie jest?- zapytałam.
   - Nie. Ale ty masz dużo ran!
   - Zagoją się. Dobra, chodźmy stąd.
  Poszliśmy do strumytka. Gdy napiłam się zimnej wody od razu poczułam się lepiej. Rany zaczęły się zagajać.
   - Widzisz?
   -Yhym.-odpowiedział.
   Szliśmy w stronę zachodnią. Po dwóch tygodniach wędrówki wkroczyliśmy do lasu. Tam ujrzałam wilczycę. Znałam ją. Pochodziła z watahy, do której też kiedyś należałam. Tylko ona była przyjazna wobec mnie.
 - Jenny?
 - Terra! Ko pe lat Cię nie widziałam! Co tam?
 - Po staremu. Wilki, próbują mnie zabić, a ja próbuję przeżyć. A u ciebie?
 - Po staremu.
 Nastąpiła długa cisza. W końcu wilczyca powiedziała:
 - Wiem czego szukasz. Idź w stronę zachodnią. Tam znajdziesz swój cel. Uważaj na siebie. Dobra,  muszę już iść.
 - Czekaj! A spotkamy się kiedyś?
 - Wątpię. Dobra, muszę już iść. To cześć!
 - Pa.
 - Do widzenia.-powiedział szczeniaczek.
   Trochę byłam zdziwiona całym tym zajściem. Jenny nie była nigdy tak tajemnicza. Ale nic. Za radą wadery poszłam na zachód.
  Po drodze natknęliśmy się na trzech burych wilków z dawnej watahy. Byli wrogo nastawieni. Znów zaczęła się bójka, ale nie aż tak zaciekła, jednak po wędrówce byłam bardzo zmęczona.  Nie chodziło im o walkę, tylko o to byśmy wpadli do dużego zbiornika wodnego. Po długą walką z żywiołem dostaliśmy się na brzeg. Tam znów się zaczęła wędrówka. Nie znałam tych terenów, ale instynkt mówił mi, żebym szła dalej na zachód. Przypomniały mi się także słowa Jenny.
   Następny tydzień minął. Wkroczyłam z Santinem do lasu. Niedługo po tym wiatr przyniósł mi informację o grupie wilków. Nie znałam jej, na pewno. Miałam wiele obaw, jednak instynkt mówił mi, bym szła w tamtym kierunku. I posłuchałam go, tylko jemu mogłam zaufać.
   Dotarłam z szczeniaczkiem na polanę. Była ona bardzo rozległa. Byłam dość niezaniepokojona. W końcu znajdywaliśmy się w centrum nieznanej watahy.
   Położyłam się koło drzewa, by odpocząć. Santino ganiał jakiegoś motylka. Poczułam zapach nieznajomego wilka. Był bardzo blisko. Zawołałam Santa. Postać była blisko. Serce zaczęło szybko bić. W każdej chwili byłam gotowa na atak lub ucieczkę. Nieznajomy znajdował się niedaleko, lecz go nie widziałam. Krzew zaczął się ruszać i szumieć.  Z niego wyszła czarna wadera. Od razu w niej wyglądzie rzuciło się całe białe oko.
 - Co robisz na moich terenach?-zapytała.
 - Tylko tędy przechodziłam.-odparłam.
 - A kim jesteś?
 - Terra. A ten szczeniak to Santino.
 - Dzień dobry...-powiedział nieśmiało.
 - Witam.  Jestem Venus, Alfa watahy Stipant Veritatis. Może chciałabyś dołączyć?
 - Tak.- sama byłam zaskoczona tą odpowiedzią. Nigdy tak nie robiłam, nie znałam tu niczego. Jednakże patrząc w jej oczy nie ujrzałam nienawiści, czy gniewu. Wilczyca uśmiechnęła się:
 - W takim razie witam w watasze. Chodź, poznasz nowe tereny i członków.
 - Dziękuję.
   To był naprawdę niezwykły dzień. gdy poznałam z szczeniaczkiem nowe wilki i mniej-więcej tereny była już noc. Każdy opowiadał różne rzeczy. Jedną z rzeczy, która mnie cieszyła, to to, że nikt mnie tu nie znał. Przynajmniej patrzyli doń przyjaźnie, bez gniewu, czy nienawiści. Jednakże zastanawiała mnie jedna rzecz: "skąd Jenny wiedziała czego szukam?".  Nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Była już noc. Wszyscy układali się do snu. Od razu zasnęłam z uśmiechem na pysku. Moje marzenie się spełniło: Nareszcie mam rodzinę i mogłam rozpocząć wszystko od nowa.
_____________________
 Przepraszam za mały chaos w notce i za te niedociągnięcia. Większość rzeczy dowiecie się w następnych notkach. Mam nadzieję, że się Wam opowieść podobała. :)

13 paź 2012

"I Don't Wanna Die!"

O tym, że zawaliliście, i nie było was o 16:00, wiem. Czemu? Tego akurat nie. Ale do cholery, tyłki w troki i mi pisać!
*~*~*~*~*~*
Był to dzień dość chłodny, deszczowy. Venus wyszła z jaskini, kiedy uderzył ją przerażający swąd gnijącego mięsa. I nie był to zapach typowej padliny sarny czy jelenia. Poszła jego śladem, aż przed nią niby to z ziemi pojawił się wilczy trup. Waliło od niego krwią, zgnilizną, wokoło latały muchy. Ale to nie było najgorsze. Nieszczęsny osobnik pozbawiony był gałek ocznych, miał zmasakrowany bok, a wszystkie cztery kończyny miał ucięte. Trup obmywany był przez deszcz, który stawał się coraz gęstszy, ograniczając widoczność niemal do zera. W dodatku niby znikąd pojawiła się lodowata mgła. Po plecach alfy przebiegł zimny dreszcz, to nie było naturalne, oj nie. Wadera rozejrzała się dokoła. Straciła rozeznanie w terenie. Zaraz, skąd to ona... posłyszała mrożący w krew żyłach ryk.
-Cudownie.-szepnęła do siebie przyjmując pozycję bojową.
Wtedy z mgły wyłonił się wilk. Był wysoki, masywny o szarej sierści. Początkowo wyglądał jak każdy zwykły przedstawiciel tego gatunku, więc niczego nie podejrzewająca Venus podeszłą doń, by zapytać czy orientuje się w tej mgle. Jakże wielki błąd wtedy popełniła! Postać wysunęła z grubej łapy pazury z których sączyła się krew, i pokazała rząd pokaźnych kłów w dzikim uśmiechu. Nim alfa zdążyła zareagować, stwór wymierzył jej siarczysty cios w pysk, pod wpływem którego upadła na grunt. Wilczycy zakręciło się w głowie, i nim zdążyła opanować wirujący obraz, otrzymała kolejny cios. Jęknęła przeciągle, i zaczęła się czołgać, kiedy coś chwyciło ją za łapę do siebie. Venus zaczęła się szarpać i syczeć wściekle, uciszył ją jednak paraliżujący ból w kończynie. Zaraz... to coś ją chciało zjeść! Ona nie jest ofiarą, lecz myśliwym, i nie może pozwolić by było inaczej. Skupiła się, zaczęła intensywnie myśleć, i poparzyła stwora, przez co puścił ją rycząc. Głupia ona, czemu nie wpadła na to wcześniej! Moc ognia, też mi filozofia. Aż tu nagle coś zaczęło trzaskać, syczeć, jak masło na patelni, i przed Venus ponownie stanął ten dziwny wilk. Jego łapy były czerwone, a po chwili zaczęły płonąć.
-Mather Fucker!-wrzasnęła zdezorientowana alfa.
Wtedy poczuła mrowiący ból na pysku. Zrobiło jej się duszno, gorąco. Ona płonie! Zaczęła się wić jak wąż, krzyczeć, maćąć łapami, co jednak nie przyniosło skutku. Do pyska dostał się ogień, którego o dziwo opanowac nie mogła, a przecież była Magiem Ognia.
-I Don't wanna Die!-krzyknęła-Nie chcę umierać!
*~*~*~*~*~*~*~
Okey, gały wypalone, ale coś tam nabazgrałam... teraz wy!

7 paź 2012

I dupa z tego wyszła.

Zawaliłam. Nie było mnie w sobotę, wybaczcie, dostałam rozkaz uczenia się, i bez tego ani rusz. Gdybym tego nie zrobiła, dostałabym miesięczny szlaban. W związku z zaistniałą sytuacją, event przeniesiony zostaje na za tydzień, choć podejrzewam że odbył się on bez mojej obecności.
13.10.2012-Godzina 16:00 na chacie!
Szablon wykonany przez Jill