Alternatywny tekst

16 paź 2012

Szansa na nowe życie- czyli jak tu dotarłam.

Pewnie ta notka nie będzie dla Was zbyt ciekawa. Jeżeli przeczytaliście do końca moją historię to dużo rzeczy Was nie zaskoczy. Ale cóż., od czegoś trzeba zacząć...
******
Gdy się obudziłam automatycznie od razu spojrzałam na niebo. Patrzyłam dań od paru minut. dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, iż nie pada nic, a słońce grzeje najmocniej jak potrafi.  Moje serce się uradowało: w końcu koniec zimy! Nareszcie mogłam uciec od tego piekła.
   Wzrokiem szukałam Santina. Musieliśmy się jak najszybciej wyruszyć w podróż zanim członkowie watahy się obudzą. W końcu odnalazłam go wzrokiem. Spał jak kamień i lekko chrapał. Nie dziwiłam się. 20km w jednym dniu dla roczniaka to nie lada wyzwanie. Aż mi się dziwnie zrobiło na myśl o tym, że muszę go obudzić go po tak długim marszu wraz z burzą śnieżną.
    Podeszłam do niego i lekko go szturchałam.
    - Jeszcze pięć minut, mamo...-powiedział zaspany szczeniaczek.
    - Niestety musimy. Wyruszamy w następną podróż.
    - Następną?...-jęknął szczeniak.
    - Wybacz, mój drogi. Jutro będziesz spać ile Ci się chcę.
    - Dobra.- wstał powoli, rozciągnął się, przetarł oczy i poszliśmy w stronę wyjścia.
   Niestety, Sant potknął się o łapę jakiegoś wilka i padł na ziemię. Dźwięk, który towarzyszył upadkowi obudził śpiącego basiora. Jak się okazało był to strażnik
   - Santino, uciekaj!-odparłam. Szczeniaczek śmignął wprost do wyjścia.
   Strażnik trochę oszołomiony i zaspany powiedział sam do siebie:
   - Hę?
    W tym czasie byliśmy trzysta metrów od nory. Potem wilk zaczął nas ścigać. Biegliśmy najszybciej jak mogliśmy, lecz wilczur znał skróty i był  cały czas  nam "na ogonie". Po jakimś czasie basior zaczął zwalniać. Trochę się zdziwiłam. W końcu dowiedziałam się o co chodzi. Przed nami byłą wielka przepaść! "Czy zawsze muszę mieć pecha?!"-pomyślałam.
   - Stop!-krzyknęłam.
 Szczeniaczek posłusznie przestał biegać, ale wpadł w poślisk. Krótko po nim i ja. Razem wpadliśmy do rowu.
   Spadaliśmy. Ku zdziwieniu spadaliśmy parę metrów. Miękko wylądowaliśmy na trawie. Usłyszałam wycie. Po trzech sekundach z krzaków wyłoniły się trzy wilki. Pierwszy był szary, drugi brązowy, trzeci czarny.
   - No, no no. Spacerku się zachciało?-zapytał się brązowy.
   - A ja tam myślę, że chciała odejść bez pożegnania.- powiedział szary.
   - Nie wasza sprawa.-zawarczałam.
   - A nie zapomniałaś czasem o czymś?-zapytał się czarny.
   - Dajcie nam spokojnie odejść.-powiedziałam przez zęby.
   - Znasz odpowiedź.- powiedział szary.
   - Wiesz czym to grozi?- odparł brązowy.
   - Wiem.
   - W takim razie...- Szary przyjął pozycję bojową.    -...Atak!
    Rozpoczął się spór. Brązowy wilk skoczył w moim kierunku. W ostatnim momencie odepchnęłam Santina do pustej lisiej nory. Ciężar ciała basiora przygniótł mnie na ziemie. Lewą tylną łapą zrobiłam mu wielką ranę na brzuchu i zaatakowałam gardziel przeciwnika. Wilczur szybko odskoczył. Zdążyłam wstać. Wilki razem zaatakowali. Znów padłam na ziemię, bez zdolności kontrataku.  Czułam, jak rozrywali skórę jak sarnie, czułam, jak krew sączyła się z moich ran na ziemie, czułam niemiłosierny ból jaki mi zadawali i trzask kości...
   Sant nie mogąc patrzeć dalej na ową scenę  rzucił w napastników pocisk lodowy. Trafił czarnego wilka, ogłuszając go przy tym, nie mógł dalej walczyć.
   - Taki mądry?-powiedział Szary.   - Wykończ szczeniaka, ja dokończę porachunki.
  Brązowy posłusznie  poszedł w kierunku jamki.
     Santino patrzył i co jakiś czas cisnął pociskami. Basior unikał większość, a te, które trafiły przeszyły mu barki i grzbiet. Szczeniaczek  nie zmieniał taktyki.W końcu zaprzestał. Uradowany wilk zbliżył się d o jamy i łapą chciał wydostać wilczka. Wten Mały cisnął niezliczoną ilością pocisków. Bury Szybko odskoczył. Łapą nie mógł ruszać, miał całą zmiażdżoną.
   - Koniec tej zabawy!-powiedział wściekły.
 Władał także ziemią i wywołał lawinę. Sant rzucił ostatnim przyciskiem w jego pierś. Bury wilk zaczął kaszleć, nie mógł oddychać. Jego serce zaczęło pracować. Runął na ziemie. Już nie żył.
   Tym czasem szary wilk nie dawał za wygraną. Nie miałam już sił. Już zębami chciał dostać się do tchawicy,  lecz otworzyłam oczy. Nabrały jaśniejszej barwy, zaczęły świecić.
   Miałam więcej sił. Wstałam. "Obym potrafiła to opanować"-pomyślałam. Nadszedł czas na Transformację.
   Kły wydłużyły się o 2cm, pazury także. Zawijasy na futrze także.Wszystkie rany się zagoiły. Były także inne zmiany.
   - I ty myślałeś, że mnie pokonasz?!- powiedziałam drwiąco.    - Taki słabeusz?
 Wilk nic nie mówił. Stał jak słup soli. Popatrzyłam na niego w szyderczym uśmiechu.
   - Chcesz się zabawić? Dobra, na moich zasadach.
 Za pomocą mocy natury na miejscu gdzie stał przeciwnik wyrósł wielki pień.   Wilk nie mogąc się na nim utrzymać, gdyż był pień chudy, spadł. Z trudem wstał. Chwile się na mnie patrzył. Potem pojawiła się mgła, przez którą nie można było nic zobaczyć.
  - Takiś sprytny?
 Chwilę panowała głucha cisza. Potem znikąd wyskoczył Szary. Zadał mi cios w bark, jednakże nadal stałam. Rana się zagoiła. Zawijasy na moim ciele zaczęły wchłaniać ową mgłę. Znów zobaczyłam wilka. Rozpędziłam się i całym ciężarem uderzyłam w wilczura. On poleciał i walnął o skałę. Z jego łba płynęła rubinowa krew. Nadal stał jak kołek.  Koło napastnika pojawiły się krzewy róż. Ich kolce zadawały liczne rany wilkowi.
  - Stop!- wykrzyknęłam.
  Stałam. Miałam napięte wszystkie mięśnie. W tej chwili walczyłam sama ze sobą. Chwilę tak stałam. W końcu oczy przestały świecić, a kły, pazury itg. wróciły do poprzedniej wielkości. Wraz z tym przywróciły się wszystkie rany, a sił niemalże nie miałam.
   Usunęłam kolczaste rośliny. Wilk biegł ku mnie. Skoczył. zrobiłam parę kroków i przede mną powstała ogromna przepaść na paręnaście metrów, którą sama stworzyłam. Szary wpadł w nią.
   Ciężko oddychałam. Rany paliły okropnie, a z każdej  sączyła się czarno-rubinowa ciecz.
   - Zabiję cię! ciebie i każdego, kto cię pozna lub zna! Zapłacisz za wszystko! Przysięgam na krew moich braci i watahy! Nie spocznę, dopóty umrę!- krzyczał głos z przepaści.
   Wzdrygnęłam się. Zimny dreszcz przeszedł po moim ciele. Przypomniałam sobie o Santirze. Szybko pobiegłam w kierunku norki. Zaczęłam rozkruszać kamienie, kopać, robiłam wszystko, by dostać się do szczeniaczka.  w końcu udało się. wyciągnęłam szczeniaczka. Sant zaczął kaszleć, następnie szybko wdychał i wydychał powietrze.
   - Nic ci nie jest?- zapytałam.
   - Nie. Ale ty masz dużo ran!
   - Zagoją się. Dobra, chodźmy stąd.
  Poszliśmy do strumytka. Gdy napiłam się zimnej wody od razu poczułam się lepiej. Rany zaczęły się zagajać.
   - Widzisz?
   -Yhym.-odpowiedział.
   Szliśmy w stronę zachodnią. Po dwóch tygodniach wędrówki wkroczyliśmy do lasu. Tam ujrzałam wilczycę. Znałam ją. Pochodziła z watahy, do której też kiedyś należałam. Tylko ona była przyjazna wobec mnie.
 - Jenny?
 - Terra! Ko pe lat Cię nie widziałam! Co tam?
 - Po staremu. Wilki, próbują mnie zabić, a ja próbuję przeżyć. A u ciebie?
 - Po staremu.
 Nastąpiła długa cisza. W końcu wilczyca powiedziała:
 - Wiem czego szukasz. Idź w stronę zachodnią. Tam znajdziesz swój cel. Uważaj na siebie. Dobra,  muszę już iść.
 - Czekaj! A spotkamy się kiedyś?
 - Wątpię. Dobra, muszę już iść. To cześć!
 - Pa.
 - Do widzenia.-powiedział szczeniaczek.
   Trochę byłam zdziwiona całym tym zajściem. Jenny nie była nigdy tak tajemnicza. Ale nic. Za radą wadery poszłam na zachód.
  Po drodze natknęliśmy się na trzech burych wilków z dawnej watahy. Byli wrogo nastawieni. Znów zaczęła się bójka, ale nie aż tak zaciekła, jednak po wędrówce byłam bardzo zmęczona.  Nie chodziło im o walkę, tylko o to byśmy wpadli do dużego zbiornika wodnego. Po długą walką z żywiołem dostaliśmy się na brzeg. Tam znów się zaczęła wędrówka. Nie znałam tych terenów, ale instynkt mówił mi, żebym szła dalej na zachód. Przypomniały mi się także słowa Jenny.
   Następny tydzień minął. Wkroczyłam z Santinem do lasu. Niedługo po tym wiatr przyniósł mi informację o grupie wilków. Nie znałam jej, na pewno. Miałam wiele obaw, jednak instynkt mówił mi, bym szła w tamtym kierunku. I posłuchałam go, tylko jemu mogłam zaufać.
   Dotarłam z szczeniaczkiem na polanę. Była ona bardzo rozległa. Byłam dość niezaniepokojona. W końcu znajdywaliśmy się w centrum nieznanej watahy.
   Położyłam się koło drzewa, by odpocząć. Santino ganiał jakiegoś motylka. Poczułam zapach nieznajomego wilka. Był bardzo blisko. Zawołałam Santa. Postać była blisko. Serce zaczęło szybko bić. W każdej chwili byłam gotowa na atak lub ucieczkę. Nieznajomy znajdował się niedaleko, lecz go nie widziałam. Krzew zaczął się ruszać i szumieć.  Z niego wyszła czarna wadera. Od razu w niej wyglądzie rzuciło się całe białe oko.
 - Co robisz na moich terenach?-zapytała.
 - Tylko tędy przechodziłam.-odparłam.
 - A kim jesteś?
 - Terra. A ten szczeniak to Santino.
 - Dzień dobry...-powiedział nieśmiało.
 - Witam.  Jestem Venus, Alfa watahy Stipant Veritatis. Może chciałabyś dołączyć?
 - Tak.- sama byłam zaskoczona tą odpowiedzią. Nigdy tak nie robiłam, nie znałam tu niczego. Jednakże patrząc w jej oczy nie ujrzałam nienawiści, czy gniewu. Wilczyca uśmiechnęła się:
 - W takim razie witam w watasze. Chodź, poznasz nowe tereny i członków.
 - Dziękuję.
   To był naprawdę niezwykły dzień. gdy poznałam z szczeniaczkiem nowe wilki i mniej-więcej tereny była już noc. Każdy opowiadał różne rzeczy. Jedną z rzeczy, która mnie cieszyła, to to, że nikt mnie tu nie znał. Przynajmniej patrzyli doń przyjaźnie, bez gniewu, czy nienawiści. Jednakże zastanawiała mnie jedna rzecz: "skąd Jenny wiedziała czego szukam?".  Nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Była już noc. Wszyscy układali się do snu. Od razu zasnęłam z uśmiechem na pysku. Moje marzenie się spełniło: Nareszcie mam rodzinę i mogłam rozpocząć wszystko od nowa.
_____________________
 Przepraszam za mały chaos w notce i za te niedociągnięcia. Większość rzeczy dowiecie się w następnych notkach. Mam nadzieję, że się Wam opowieść podobała. :)

13 komentarzy:

  1. Faje opowiadanko ^^ Lubie jak piszesz ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie, pięknie. W każdym bądź razie, blog mi się ogółem podoba. Ładny nagłówek, wszystko czytelnie i ozdobione. Świetnie. Szkopuł jest jednak taki, że od założenia bloga minęły jakieś dwa miesiące, a opowiadań są... cztery? Jest ok. dziesięć osób, które dołączyły, a nie komentują, nie piszą i nie ma ich na chacie. Wiem, bo sama tam czasem zaglądam. Rozumiem, jest szkoła, jest nauka itd, ale nie mówię o tym. Venus, nie będzie tak, że ty od czasu do czasu sobie coś nabazgrzesz, napiszesz "o, nie wyszło mi, kurczę", żeby wszyscy napisali "nie, nie, Venus, notka świetna" i dalej pisali sami. Od powstania watahy (przypominam, dwa miesiące!) napisałaś może ze cztery notki, z czego JEDNA jest opowiadaniem. Jak nie chcesz pisać, to po co zakładałaś bloga?

    Pozdrawiam

    Elenore

    PS Po przeczytaniu komentarza usuń go, bo nie chcę ci zaśmiecać bloga krytyką, jeżeli o nią poprosisz, to bloga skrytykuję. Po prostu nie odpisywałaś na e-mailu, więc pomyślałam, że przestanę cię dręczyć mailami i napiszę to w komentarzu.

    PSx2 Venus, czy wiesz może co jest z Shine(Sheeną)? Wchodziłam ostatnio na jej blogi i nic, pustka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę wchodzić, bo mam po dwie godziny dziennie: nie masz zielonego pojęcia, ile muszę wykonywać zajęć. Jestem zapisana na kółko teatralne, chodzę na jazdy konne, i dzień w dzień się uczę, żeby zasłużyć na czerwony pasek. Na bloga wchodzę w wolnych chwilach, których dużo niestety nie mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Muszę"? Jak dla mnie jazda konna, kółko teatralne etc. powinno być czystą przyjemnością. Chyba, że mówiłaś o szkole, w takim wypadku zwracam honor.

      Usuń
    2. Mówiłam o szkole, kółko teatralne i jazdy to co innego. Chodzę, bo chcę, i sprawia mi to przyjemność, i rezygnować nie mam zamiaru. Okay, blog jest ważny, ale realne życie chyba ważniejsze.

      Usuń
  4. Źle zrozumiałaś mój komentarz. Nie mówię, że realne życie jest nieważne, że masz siedzieć przed kompem do usranej śmierci i pisać, choćby nie wiem co. Dziwię się po prostu, że sama nie piszesz, nie ma cię na chacie (chociaż mogę się mylić, bo wchodzę tylko na jeden), a mimo to wymagasz od innych, żeby pisali, co więcej, żeby ZACZĘLI opowiadanie. Tak, są tam jakieś zaczątki, ale czy to będzie wyglądać tak, że nagle się wszyscy pojawili tak z dupy kompletnie w niezidentyfikowanym miejscu, o którym nikt nie ma żadnego wyobrażenia?
    Nie, nie mówię, że masz siedzieć i koniec. To dobrze o ciebie świadczy, że nie dajesz się uzależnić, ale do jasnej cholery, zarzucasz komuś niepisanie, choć sama nie piszesz, a w dodatku, jako Alpha, powinnaś zacząć, ponieważ teraz są w stanie napisać zaledwie "Bla bla bla biegłem sobie zrywając kwiatki bla bla bla zobaczyłem czarną wilczycę bla bla bla wilczyca zapytała się, czy chcę dołączyć bla bla bla zgodziłem się bla bla bla zaprowadziła mnie do... no właśnie, do czego?"
    JEDNA notka, JEDNA notka, która pozwoli im pisać dalej, o ile jeszcze tam są. Napisałaś jedną notkę, napisz drugą, na szybko, ale taką, by mieli tę informację, albo chociaż wstaw zdjęcie, czy coś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Terra/Santino25.10.2012, 21:09

    A już myślałam, że ktoś następny skomentował moją notkę... Ale no nic. Żalu nie mam, gdyż komentuje kto chce. Początki zawsze są trudne. Jednakże Venus także jest człowiekiem. Pragnę także zauważyć, że piszemy gdy mamy wenę, czas, a przede wszystkim dla p r z y j e m n o ś c i !!! Wybaczcie, że się wtrącam. Mam nadzieję, że Was nie uraziłam. Niedługo dokończę notkę.
    Ps. Cieszę się Elenore, że jesteś tu, że komentujesz. A i nikomu się nie narzucam, nikogo nie atakuje ani nic w tym stylu. Ponownie przepraszam za wtrącanie się. Mam nadzieję, że nie nie zrozumiecie mnie źle, bo są tu niedopowiedzenia, a już muszę schodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię dyskusję, a im więcej, tym weselej :D

      Nein, nein, nein! Nie mówię o tym. Wiem, że Venus jest człowiekiem, wiem, że też ma swoje życie prywatne, a nie tylko komputer, komputer, komputer, tylko nie rozumiem tego, że Venus nie daje żadnych informacji jak coś wygląda, a już chce, żebyście pisali. Wiem, że pisze się dla przyjemności, nie z obowiązku, bo sama piszę i wiem coś o tym, to piękne zainteresowanie :)

      A co do notki, to rzeczywiście, piszę pod nią, a nawet jej nie skomentowałam O.o A więc:

      Notka mi się ogółem podoba, ale przy dialogach brakuje mi dopisków, np. "-Co robisz na moim terenie? - zapytała wilczyca koloru czerni ustawiając się w pozycję bojową."
      Takie coś pozwala czytelnikowi na poczucie, jakby stał obok, albo oglądał film, bo gdy pisze się same słowa, bez reakcji postaci i bez mimiki, to wydaje się, jakby jedynie ruszały pyskiem. Nie poczułam tego niepokoju Venus, gdy ktoś wszedł na jej teren. I też polecam znalezienie innych synonimów wyrazu "szczeniak". Szczeniak, szczeniaczek, roczniak, młodziak, malec, szkrab, szczenię, większość z nich wykorzystałaś, ale pomimo tego, że użyłaś zabarwień uczuciowych, to wciąż ten sam wyraz i trochę rzuca się w oczy, że wciąż go używasz. I warto też po napisaniu przeczytać notkę na głos, szczególnie następnego dnia, ponieważ wtedy widzimy najwięcej naszych błędów. Takie niedopracowania jak np. "Spadliśmy. Ku zdziwieniu spadliśmy parę metrów" - powtórzenie "spadliśmy" i brak wyrazu "ku naszemu zdziwieniu". To takie małe błędy, ale w końcu one są w notkach demonami :P

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę dziwi mnie zachowanie Venus (chyba raczej powinna być bardziej nieufna w stosunku do obcego na terytorium watahy), jednak notka ogółem mi się podoba. Ucieszyło mnie pojawienie komentarzy od Elenore i Vitani, ponieważ na WŻ słuch o nich zaginął. A mnie, znaliście pod postacią Sheeny (i czasem Shine), jednak w pewnym momencie również przepadłam. Tak jakoś wyszło... Tak czy siak, tamte dwia postaci zniknęły w otchłani mojego umysłu. Pragnę zacząć pisanie z innymi od nowa, w tej watasze. Dostanę kolejną szansę? Jeśli tak,to mój e-mail jest w zkaładce ''zapisy''.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shine! *wilczyca wesoło skoczyła na waderę, przewracając ją i przy okazji sama upadając* Myślałam, że się po prostu rozpłynęłaś! Od dziś nazywasz się Melissa? Cóż, chyba się przyzwyczaję.
      Hm... skoro jest tu moja ukochana dwójka, Venus i Shine... znaczy... Melissa, to chyba dołączę, oczywiście, jeśli Venus mi pozwoli. Troszkę na nią naskoczyłam, po prostu napisałam to, co chciałam przekazać, ale nie napisałam tego tak, jak chciałam. Mam tendencję do wyolbrzymiania moich negatywnych komentarzy... przepraszam...
      No, to nie jest koniec białej wilczycy, o nie! Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie :D

      Usuń
    2. *wilczyca z trudem podniosła się, po czym rozpoczęła skakać jak szalona, próbując uspokoić choć trochę radości wysadzającej jej serce* Elenore, tak się cieszę że dołączasz! Teraz naprawdę możemy zacząć od nowa. Wszyscy pisarze jakich uwielbiałam i podziwiałam na WŻ są tutaj. Pozytywnie nastawieni i gotowi na dalsze przygody. Dzięki wam znów czuję się jak rok temu, kiedy jako dopiero próbująca swoich sił w pisaniu, zupełna nowicjuszka, zostałam przyjęta na poprzedniego bloga. Dołożę wszelkich starań aby to uczucie nie zgasło po kilku tygodniach, lecz trwało zawsze. Niezastąpiona Alpha Venus, zaginione Elenore i Vitani, a także nowsze pisarki jak Terra czy Sasha, czyli te które najbardziej ceniłam w WŻ, tu są, więc nic więcej mi nie potrzeba.
      A co do imienia Melissa, nie zostanie obdarzona nim moja postać. Trochę się spieszyłam podczas zakładania nicku na google, a jako iż ten pierwszy wpadł mi do głowy użyłam tego. Lubię to imię i na pewno jakaś bohaterka z moich powieści je dostanie, jednak nie ta z watahy Stipant Veritatis (dla niej z mitologi celtyckiej jest przeznaczone).

      Usuń

Szablon wykonany przez Jill