Alternatywny tekst

27 gru 2013

" Sny prorocze bujdą są.. Ale w życie moje jednak coś wnoszą."

Frethya skrzywiła zabawnie nos i potrząsnęła łbem. Otworzyła zaspane oczy i rozejrzała się. Jaskinia. Z tego co wie, zasnęła dziś na drzewie. Humpf. Wstała i otrząsnęła się, po czym wyjrzała na zewnątrz. Chłodny wietrzyk dmuchnął delikatnie w jej pysk, a potem pognała za unoszącymi się liśćmi. Nie, stop. Jestem szczeniakiem.. Wydała odgłos oburzenia i wesoło szczekając kontynuowała pogoń. Ej, ja szczekam.. W tej chwili w jej głowie znajdowała się tylko jedna myśl, a mianowicie ZABAWA. Potknęła się o kamień i zaryła pyskiem w ziemię. Zamrugała oczyma, a to co ujrzała przeraziło ją. Wojna, a w wojnie udział brały: psy, wilki, magia, ludzie i.. orzeł? Pobiegła przed siebie, a tam ujrzała martwą Venus. Zbieranina wokół martwej wadery przeraziła czarną, a jej samej wstyd było tam podejść. Przecież jej nie znała. Wycofując się ponownie potknęła się o kamień, a gdy otworzyła oczy siedziała skulona w kącie sali balowej. Przystojny, na oko 19-letni chłopak o bujnych, czarnych włosach podszedł do niej i podał rękę. Na sobie miał sprany garnitur, a spodnie był zwykłymi dżinsami. Ona natomiast także o dziwo człekiem była, a na sobie miała fioletową sukienkę która u dołu była szeroka, a w talii nieznośnie ją uciskała. Odgarnęła czarne włosy z twarzy i chwyciła jego rękę. Wstając spojrzała na niego zdziwiona, a ten posłał jej pełen radości i otuchy uśmiech. Zaczęli tańczyć, ale obojgu to nie wychodziło. Cichy i niezdarny taniec przerodził się w rozmowę, a potem w wygłupy i śmiech. Gdy sala ściemniała, bowiem nadszedł czas na wolny taniec, pocałował ją. Zarzuciła mu ręce na szyję i trwała w tym pocałunku. Nagle on upadł na podłogę cały w krwi. Przerażona wycofała się, już jako wilk. Krajobraz zmienił się w mroczny las. Szła ścieżką, a w gąszczu ciemnego lasu śledziły ją oczy: czerwone, niebieskie, zielone. Nagle wpadła w bagno które zmieniło się w morze krwi. Przed nią leżał martwy wilk, a zanim wydusił ostatnie tchnienie rzekł "Kocham cię Fre.." i zatonął w bagnie. Zaczęła walczyć z bagnem które i ją chciało zatopić. Machała łapami, wyła, skomlała, lecz nic to nie dało. Nabrała powietrza, a pod bagnem ujrzała oczy. Po chwili coś zaczęło straszliwie piszczeć i skrzeczeć. Tym czymś okazały się syreny, które straszne grymasy na twarzach miały. Dźgały ją trójzębami aż w potwornym krzyku zmarła..
Zbudziła się wnet na drzewie dysząc ciężko i szybko. Ujrzawszy księżyc na niebie burknęła coś i zaciskając mocno powieki kontynuowała sen.
Frethya

25 gru 2013

Pewien rozdział w naszym życiu się zakończył(...)

Rebirthing now ! I wanna live my life wanna give you everything !
Breathe for the first time now! I come alive somehow!

Pewien rozdział w naszym życiu się zakończył. To są dni, które nigdy nie powrócą.
Życie przemija.
Ale słowa pozostają wieczne.
~Sanne.

***
Pełna energii i dobry myśli pognałam wprost na polanę walki. Razem zabiłam tylko 6 wilków. Dlaczego tylko? Bo stać mnie na więcej. To znaczy nie mnie, tylko Scythe.
Wbiegłam na polanę.
Moje źrenice zwęziły się do postaci cieniusieńkich kresek, a oczy rozszerzyły niemożliwie szeroko.  Nie mogłam uwierzyć w to co widziały moje fioletowe ślepia.
Venus.
Serce stanęło mi w miejscu, ale tylko na sekundę, gdy patrzyłam, jak wroga Alpha wyjmowała łapę z brzucha naszej przywódczyni i gdy ta wydawała z płuc ostatnie tchnienie, by po chwili odgiąć zmasakrowany łeb tak, by opadł na ziemię. Mój pysk wykrzywił grymas cierpienia i przerażenia.
- Venus! - ryknęłam i odbiłam się od ziemi gnając ku niej.
Sunev spojrzała na mnie z tym ironicznym i pełnym satysfakcji wzrokiem i uśmiechnęła się. Z moich oczu wypłynęły łzy, ale zaraz mój wyraz się zmienił. Byłam wściekła. Przyśpieszyłam ile się dało ryjąc pazurami w ziemi, by tylko jak najdalej się odbijać. W końcu wystrzeliłam w górę i uderzyłam z całej siły w zabójczynie. Przewróciłam ją jednocześnie przekoziołkowując się za nią. Moje otępienie nie trwało za długo. Poderwałam się z trawy i rozszerzyłam kły rzucając się jej do gardła. Sunev była jednak szybsza. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz bólu, gdy samica wbiła mi długie zębiska prosto w tylną łapę, przy udzie. Z moich gardzieli wydobyło się zduszone skomlnięcie, które jednak zastąpiłam warkiem. Gdy ta trzymała swój pysk tam, ja mogłam w jakiś sposób ją poranić. Uniosłam się na tylnych łapach, ignorując to, że przez to jej kły wbiły się głębiej i przesunęłam ostrymi pazurami po jej boku i grzbiecie pozostawiając długie, mocno krwawiące rany. Usłyszałam jak cicho zawyła puszczając mnie. Uderzyłam ją bokiem i skoczyłam w górę chcąc zadać jej ostateczny cios.
To był błąd.
Zobaczyłam jak wygięła łeb w dziwny sposób, ale tylko po to, by przesunąć mi po brzuchu ostrymi zębami. Tym razem nie powstrzymałam głośnego krzyku bólu. Upadłam na bok. Tam, gdzie mnie zraniła, krew płynęła obficie. Cała moja tylna część była jakby nieruchomiała na chwilę.
Wtedy usłyszałam skomlenie i piski. Zignorowałam na chwilę Sunev by móc spojrzeć w stronę walczących. Pierwszy kto rzucił mi się w oczy, to była Sasha, która dopadła ciała alphy zanosząc się głośnym płaczem. To samo po chwili zrobiła Vitani, kompletnie ignorując rzeź, która się wokół działa.
Patrzyłam. Patrzyłam na ten ból wypisany na ich pyskach, na ten nóż, który wbijał się powoli w ich serca, zostawiając mocno krwawiącą ranę z powodu śmierci przywódczyni. Na moim pysku krew również łączyła się z łzami. Venus była dla nas ważna. Była najważniejsza. To dla niej była ta bitwa. Tylko dla niej inni ginęli, ale co teraz?
Nie mogłam pozwolić, by przez rozpacz przestali walczyć. To doprowadziłoby do ich śmierci. Zanim jednak spojrzałam z powrotem na Sunev poczułam jak jej łapa uderza w mój pysk zostawiając trzy długie szramy, z który lekko płynęła posoka.
- Pakt! - wrzasnęłam. - Żądam paktu!
Alpha wrogiej watahy uniosła brew do góry i wyszczerzyła zakrwawiony pysk w grymasie ironii.
- Żądać to ty sobie możesz, szczeniaku. Sądzisz, że się zgodzę? - zaśmiała się.
- Tak. - odparłam uśmiechając się mrocznie i z satysfakcją, mimo łez. - Chyba, że wolisz wyjść.. na t-c-h-ó-r-z-a. - na każdą literę dawałam nacisk co nie spodobało się Sunev.
- Czego żądasz kretyński wilczku? - spytała z sykiem.
Udało mi się udźwignąć na łapy, a prawą tylną ugięłam z bólem, by tylko na niej nie stawać.
- Najpierw może uspokój swoją zawszoną watahę? - zaproponowałam.
Alpha wrogiego stada uniosła pysk do góry, a z jej gardzieli wydobyło się wycie. Stipant Veritatis stanęło za mną, ale wokół Venus. Słyszałam jak skomlą z rozpaczy. Trzymałam emocję na wodzy.
- A więc? - Sunev warknęła.
- Żądam paktu pomiędzy naszymi watahami. - zmrużyłam ślepia unosząc dumnie głowę. - Mam nadzieje, że wiesz co to znaczy.
Wilczyca parsknęła złowrogim śmiechem.
- To który wilczek chce do nas dołączyć? - wymruczała tuląc uszy niby potulnie.
Spojrzałam w tył. Nera patrzyła prosto na mnie.
- Ja chce iść. - odparła czarna stając po mojej prawej stronie. Widziałam łzy w jej oczach. - Nie daruje wam zamordowania Venus!
- Nera. - trąciłam ją łbem w bok. - Nie możesz im nic zrobić. Proszę. Bądź spokojna i czekaj na dalsze polecenia.
Skinęła głową, a ja przeniosłam wzrok na Sunev.
- A wy? Kogo wy dajecie na ofiarę? Zakładnika?
- Conall. - warknęła, a obok niej pojawił się czarny basior. - Idziesz z nimi.
Widziałam jak oby dwoje wymienili pomiędzy sobą spojrzenia co mnie lekko zaniepokoiło. Po chwili Nera przeszła do SS, a basior do nas.
- Mam nadzieje, że będziesz się trzymała paktu, Sunev. - powiedziałam.
Ta uśmiechnęła się mrocznie.
- Włos jej z głowy nie spadnie.
- Pozwólmy więc watahom odpocząć. - odparłam.
Patrzyłam jak odchodzą. Martwiłam się o Nere, ale sama wybrała, że chce tam iść. Nie pozostawało mi nic innego, jak zaakceptować to postanowienie.
Spojrzałam na zmasakrowane stado. Widziałam jak gorzko opłakują śmierć Venus. Stuliłam uszy i podeszłam do nich.
- Rozsuńcie się. - powiedziałam i podeszłam do ciała alphy.
Wszystkich wzrok skupił się teraz na mnie. Delikatnie złapała kłami za kark Alphy i jednym szybkim ruchem wrzuciłam ją sobie na grzbiet. Z mojego gardła wydało się skomlnięcie, ale zacisnęłam z całej siły szczękę.
Bez słowa, utykając i krwawiąc ruszyłam w stronę polany, a za mną całe stado, ranne i wycieńczone.

________________________________
Sanne o której mowa na samym początku,
to moja stara przyjaciółka.
Tak się właśnie ze mną pożegnała.
Daję teraz rękę tym, którzy chcieli pisać razem
z Stadem Psich Serc.
Pozwolę sobie też wstawić obrazek narysowany
dla mnie na zamówienie, przez Fire.

24 gru 2013

Święta, święta czas już dzisiaj! Więc wilczyce życzą wam! :D

Z okazji dzisiejszych Świąt Wigilijnych Saphira życzy waaaam! :D :



Prezentów cztery wieże,
Mikołaja na skuterze,
renifera z czerwonym noskiem,
pierwszej gwiazdki lśniącej,
wszystko co Ci tylko trzeba,
a ja składam te życzenia:
Wesołych Świąt!
Żeby święta były syte,
żeby rózgą było bite.
By choinka w twojej chacie
nie śmierdziała tak jak gacie.
Tylko była kolorowa,
a na dole stał se browar.
Na pasterkę ruszaj śmiało,
ksiądz na tacy ma za mało.
Daj złotówkę albo dwie
niech i on ucieszy się.
Zdrowia szczęścia, pomyślności,
nie połykaj z karpia ości,
nie jedz bombek, nie pal siana
jedz pierogi, lep bałwana,
a w sylwestra pij do rana.
 
Dodatkowo do wszystkiego Emma życzy również
 
 
I na koniec tych życzonek Sasha walnie dla was wierszyk :D

Tradycyjnie jak co roku
sypią się życzenia wokół,
większość życzy świąt obfitych
i prezentów znakomitych,
a ja życzę, moi mili,
byście święta te spędzili
tak W jaki sposób właściwie każdy sobie marzy.
Ma możliwość cicho bez hałasu
idąc na spacer gdzieś do lasu,
może w gronie własnych bliskich
jedząc karpia z jednej miski,
ma możliwość gdzieś tam w ciepłym państwie
czując się W jaki sposób Adam w raju,
może lepiąc gdzieś bałwana,
jeśli śniegu napada.
 
 
To tyle z życzeń, które mi powysyłaliście :) Dziękuje tym, którzy to zrobili i jeszcze raz od nas: 
WESOŁYCH ŚWIĄT! :D 


Świąteczny Event! - wyniki

Witam i o zdrowie pytam, czyli rozpoczynamy wyniki konkursów z świątecznego eventu! ^^

Bez zbędnych słów rozpoczniemy od konkursu rysunkowego "Świąteczny Wilk" w którym brały udział aż cztery osoby^^, a mianowicie: Fire, Emma, Nera oraz Vitani.

Ponieważ zgłoszeni jurorzy nie sprawdzili się w swojej roli, oczywiście do tego konkursu, poprosiłam o pomoc Vitani jako iż jest główną prowadzącą Twórczości Stipant Veritatis.

Nad pierwszy miejscem nie trzeba było się długo zastanawiać i pewnie każdy wie, kto jest mistrzem Paint'a i innych rysunkowych programów, czy nawet kartki papieru! xD Naszą zwyciężczynią jest...
Tam Dam Dam Daaaaam!
Fire!
Gratuluję zdobycia pierwszego miejsca za które otrzymałaś trzy plusy(+++) co moja kochana sprawiło, że łącznie masz ich aż 10! Wiesz chyba co to oznacza! ^^ Witamy w Radzie Stada Stipant Veritatis! Dostajesz dzisiaj tytuł "Płomiennego Feniksa", gdy tylko utworzymy zakładkę RS zostaniesz tam wpisana! ^^
A oto i praca zwyciężczyni:

Drugie miejsce otrzymuję Emma wraz ze swoim rysunkiem na kartce! Oryginalny pomysł połączenia wilka i renifera( jak widać kochasz renifery) :D Otrzymujesz za to dwa plusy!(++) Gratuluję!

Trzecie miejsce przypadło kochanej Nerze! Rysunek został zrobiony ze szkicem, jak sama się przyznała, ale i tak wyszedł przecudnie! Chyba nie trzeba się domyślać kim jest widoczna parka! ^^ Otrzymujesz za to jednego plusa(+)! Gratuluję!
Wyróżnienie za to w konkursie zostało przydzielone Vitani, a raczej sama sobie je przydzieliła patrząc na swój rysunek krytycznie. Dla mnie jest najbardziej oryginalny. Jak widzimy "Świąt nie będzie", ponieważ kochana Vitani zabiła Mikołajowi renifera, haha! :D Gratuluje!

To by było na tyle jeśli chodzi o rysunki. Jeszcze raz gratuluję wszystkim za ich pracę i trud włożony w wykonanie tak wspaniałych prac! :)

Przechodzimy teraz do konkursu na opowiadanie pt. "Przygoda Wigilijna"

Wzięła w nim udział tylko jedna osoba, tzn mua, czyli Saphira. Krótko o mojej historyjce. Przedstawia ona przerobioną na wilczy świat "Opowieść Wigilijną" Karola Dickensa.
Została oceniona przez dwójkę jurorów tj. przez Emmę i Venus.

Emma w swojej ocenie dała mi 11/10 punktów z czego bardzo się ucieszyłam i dziękuje jej za to ^^

Venus oceniła mnie krytyczniej mówiąc mi o błędach i za to jej dziękuje, otrzymałam 7/10 punktów.

Sumując wszystko dostałam 18/20 punktów z czego bardzo się cieszę. Dla mnie punkty już nie mają w tym momencie znaczenia ze względu na to, że już należę do RS :)

A teraz ostatni konkurs, a mianowicie konkurs na świąteczne zdjęcia "Święta, święta" w którym brała udział Sasha. Zdjęcia zostaną wrzuconą na stronę Twórczości ze względu na to, że jest ich dużo.
Moja ocena to 10/10 ze względu na to, że bardzo podobał mi się pomysł ich zrobienia :D
Fire dała 9/10 i również jest bardzo zadowolona z fotografii.
Sasho otrzymujesz za to 3 plusy(+++)! ^^
Sama od siebie dziękuje wszystkim, którzy zaangażowali się w to wszystko i przykro mi z powodu tego, że nie wszyscy wywiązali się ze wszystkich obowiązków, ale to szczegół. Możliwe, że zrobimy także wiosenny Event, co wy na to? :) Ale to już dopiero na wiosnę!
Wesołych Świąt! ^^

A i tak btw. Chciałabym, żeby:
Terra, Vitani, Venus i Nera podały mi swoje nazwy w RS :) 

22 gru 2013

Świąteczny Event SV - przed wynikami

Witam, witam ponownie w notce organizacyjnej o treści nie innej niż: EVENT! ^^

Chce tylko powiedzieć, że do końca eventu zostały tylko dwa dni, a ogłoszenie wyników będzie dnia 24.12.2013 roku, czyli w Wigilię!

Konkurs rysunkowy:
Nera - praca wysłana
Fire - praca wysłana
Emma Van Alen -praca wysłana
Vitani - brak pracy

Konkurs opowiadanie:
Saphira - praca napisana

Konkurs zdjęciowy:
Sasha - prace wysłane

Proszę także o kontakt wszystkich jurorów tzn. Venus i Frethye do konkursu rysunkowego i Fire i Venus do konkursu na zdjęcie.

Póki co jak widzicie tylko jedna osoba i ja wysłały pracę na konkurs. A pozostali? Przypominam, że zostały TYLKO 2 DNI!

Prace wysyłać na: tworczosc.sv@gmail.com

~Saphira

20 gru 2013

Opowiadanie na świąteczny event - "Opowieść Wigilijna"

 Last Christmas, I gave you my heart! But the very next day you gave it away..
This year, to save me from tears! I'll give it to someone special!

Święta. Najpiękniejszy czas jaki może być. Pada śnieg, małe wilczątka bawią się lepiąc bałwany, igloo, rzucając się śnieżkami i nacierając nim. To czas szczęścia. Starsi ubierają choinki, pakują prezenty i dają je innym, a ja? Ja opowiadam zdarzenia takim małym słodkim szczeniaczkom jak wy. Historię, które naprawdę się zdarzyły. Wiecie co opowiem wam dzisiaj? Opowieść pewnej wadery. Samicy, którą każdy z was pewnie zna. Dawno, dawno temu nie wierzyła ona w ducha świąt. Była zimna, zła i nikczemna. Nie obchodził jej los innych, wręcz uważała, że powinni zginąć. A oto i jej historia.
***
Zdarzyło się to trzy dni przed wigilią. W stadzie Stipant Veritatis panował świąteczny nastrój. W środku groty Alpha Venus wraz z resztą stada ubierała choinkę. Wszyscy się śmiali, bawili, dokazywali. Pomagali nawet najmłodsi.
Tylko jednej osobie nie udzielało się to szczęście. Wilczyca miała na imię Terra. Była jedyną, która nienawidziła świąt bożego narodzenia. Siedziała samotnie na kamieniu obok groty i patrzyła wrogim spojrzeniem na stado.
- Nie rozumiem tego. - warknęła. - Wszyscy się tak cieszą, ale z czego? To wszystko to brednie.
- Wigilia to nie brednie. - usłyszała obok siebie głos.
Po prawej stronie ukazała się kolejna znajoma twarz, a mianowicie biały pyszczek Sashy.
- To brednie! - syknęła zielono sierstna. - Po co to komu?
- Święta to jeden  nielicznych dni w roku w którym można dostać prezenty, spędzić czas z rodziną, pocieszyć się, pośpiewać kolędy..
Terra prychnęła i podniosła swój zad zeskakując z kamienia. Przez cały dzień tułała się po lasach w złym humorze. Dopiero, gdy wszyscy zasnęli wróciła. Położyła się przy ścianie z dala od reszty i od tej piekielnej choinki, blisko wyjścia, lecz nie mogła spać. Wpatrywała się w nocne niebo i świecący wysoko księżyc. W pewnym momencie usłyszała dziwny dźwięk. Podniosła zdziwiona łeb i rozejrzała się wokół. Dziwna zielonawo-niebieska mgła zaczęła powoli wchodzić na polanę. Znowu ten sam odgłos.
Brzdęk łańcuchów.
Poderwała się do góry przerażona. Pierwsze co to rzuciła się ku Venus i szturchnęła ją mocno.
- Venus! Venus obudź się! - wadera nie reagowała. - Venus!
Po polanie rozszedł się głośny jęk potępienia. Uszy Terry opadły, a oczy otworzyły się szeroko. Przez łąkę w jej stronę szła wilczyca. Była cała okuta w łańcuchy, które obwiązane były również wokół  wielkich cegieł, które musiała ciągnąć. Cała była niematerialna kolory takiego samego jak mgła.
- Terra... - wyszeptała z głośnym jękiem.
Samica wrzasnęła.
- Kim jesteś demonie z piekieł?! - Zielona rozejrzała się za pomocą.
- Nie poznajesz mnie? - spytała głosem pełnym grozy. - Jestem Twoją zmarłą przyjaciółką. Biada mi!
Loverde przyjrzała się dokładnie zbłąkanej duszy. Unosiła się ona kilka centymetrów nad ziemią.
- Saphira?! - zdziwiła się,a szczęka opadła jej do ziemi. - Jesteś owinięta w łańcuchy! Czemu?!
- Sama je dla siebie wykułam za życia. - wyjęczała podsuwając jej jeden z nich aż pod nos. - Ten sam gruby i długi łańcuch owinie i Ciebie! Za życia zawsze byłam okrutną i nikczemną waderą! Zabijałam bez współczucia pozwalając, by demon zawładnął moim ciałem. A teraz? Teraz muszę w nieskończoność tułać się po świecie! Jest jednak dla Ciebie szansa, żeby uniknąć mego losu! Nawiedzą Cię trzy widma! Każda punktualnie o północy co jeden dzień!
Terra patrzyła na nią jak na wariatkę.
- Jesteś tylko wytworem mojego umysłu. Ty nie żyjesz i nie potrzebuję pomocy!
Dusza zajęczała głośno i przeraźliwie. Zielona zamknęła oczy, a wszystko ucichło. Uchyliła je po chwili, a ani mgły, ani Saphiry nie było. Odetchnęła z ulgą i położyła się na ziemi.
- Co za chory sen. - wyszeptała lecz po chwili drgnęła.
Przez polanę przemknął jakiś jasny płomyczek. Jej źrenice się zwęziły, gdy zaczął się do niej zbliżać, a po chwili stanął tuż przed nią. A raczej stanęła. Był to nie kto inny, ale druga przyjaciółka Terry, czyli Fire.
- Fire?! - zdziwiła sie. - Co ty tu robisz?!
- Nie jestem Fire. - powiedziała uśmiechając się delikatnie. - Jestem duchem wigilijnej przeszłości.
Szczęka Terry uderzyła w ziemie tak szeroko ją rozwarła. To są chyba jakieś kpiny, pomyślała, Nie, one mnie wkręcają! Potrząsnęła łbem i spojrzała na nią wrogo.
- Tak, tak zrozumiałam już. Możecie sobie nie robić żartów?!
Fire zaśmiała się delikatnie i słodko, a to co się stało potem przeraziło zieloną. Ognista wilczyca złapała ją za łapę i po chwili oby dwie uniosły się w górę.
- ŁOT DA?! - wrzasnęła Terra.
Biała pociągnęła ją i po prostu odleciały daleko od jaskini. Zielona darła się głośno, by Fire postawiła ją na ziemi, ale ta tylko chichotała widząc jej reakcje. To wyglądało tak jakby zatoczyły koło i wróciły do jaskini, ale coś się zmieniło. Nie było nocy, lecz dzień, a wszyscy przy grocie byli na nogach.
- Hej! Venus! Pomocy! Fire oszalała! - krzyczała Terra.
- Oni Cię nie słyszą. Jesteśmy tylko duchami z przyszłości. - odparła Fire.
- Przyszłości? - zdziwiła się. - To w takim razie co to za moment?
- Przyjrzyj się. - szepnęła.
Zielona spojrzała w stronę stada. Małe szczeniaki biegały wokół groty.
- To mały Santino. - powiedziała z niedowierzaniem. - A tam stoi Deyana! I Elenore! I... Saphira?
Patrzyła na szarą wilczyce, radosną wychodzącą z jaskini. Była w towarzystwie... jej?
- Dlaczego ja tam jestem? - zdziwiła się Terra.
- To dzień przed śmiercią Twojej fioletowo okiej przyjaciółki. W końcu umarła w wigilię.
- Zabierz mnie stąd! - krzyknęła. - Nie chce na to patrzeć! - łzy spływały z jej oczu.
Fire skinęła łbem i po chwili cała ta fatamorgana zniknęła pozostawiając śpiące w jaskini wilki. Terra spojrzała wrogo na ognistą. Zamachnęła się łapą i trzasnęła ducha sprawiając, że ten zniknął. Dyszała głośno. Nie minęła nawet chwila, gdy poczuła jak ktoś na nią skacze i ją przewraca śmiejąc się.
- Akuku! - to była Vitani.
- Vitani?! - Terra odetchnęła. - Jak dobrze, że Cię widzę. Nie chcesz wiedzieć co mi się przytrafiło.
- Nie jestem Vitani. - zachichotała. - Jestem duchem wigilijnej teraźniejszości!
Loverde walnęła się łapą po pysku. Potrząsnęła głową.
- Dobra. Miejmy to już z głowy. Co masz zamiar mi pokazać?
Nawet nie spostrzegła, że znowu jest dzień. Venus i Sasha siedziały razem przed grotą.
- Dlaczego Terra tak nienawidzi świąt? Martwię się o nią. - szepnęła.
- Z pewnością to przez to, że dwa lata temu zginęła Saph i to na jej oczach. To musiał być dla niej cios.
Mała wilczka z lampionem westchnęła i stuliła uszy.
- Nie może się tak zachowywać. Są święta. Saphira chciałaby, żeby Terra się cieszyła. 
Zielona patrzyła na nie zdziwionym wzrokiem.
- Dlaczego? - spytała cichutko. - Dlaczego one tak się o mnie martwią.
- Jesteś dla nich tak samo ważna jak wszyscy, ale przez Twoje zachowanie ranisz tych, którzy są Ci bliscy. Pamiętasz te momenty w których wyzywałaś niektórych, że wierzą w ducha świąt? To ich boli.
Loverde spojrzała w ziemię.
- Faktycznie to boli.. Nawet mnie teraz. Nie chciałam, żeby tak to się skończyło. Nie wiedziałam, że tak źle się czują przeze mnie.
- Na mnie już pora. - wyszeptała Vitani i po prostu zniknęła.
- Co?! Hej stój! - krzyknęła, ale nie zdążyła jej zatrzymać.
Rozejrzała się wokół i usiadła w oczekiwaniu na ostatniego ducha. Zaczęła myśleć nad sobą i doszła do wniosku, że biała miała rację. Nie powinna tak traktować innych. Nawet nie spostrzegła, że przed nią stała czarna wilczyca - Nera. Miała na sobie takiego samego koloru jak jej futro płaszcz z kapturem, a jej oczu lśniły szkarłatem.
- A! - przestraszyła się. - Nera?! Ty jesteś duchem wigilijnej przyszłości?
Wadera ani drgnęła. Nawet się nie poruszyła.
- Hej! Zabierzesz mnie już do przyszłości?
Samicy oczy zalśniły złowrogo. Podniosła łapę i wskazała środek groty. Terra spojrzała tam i znieruchomiała.
Na środku jaskini leżała przewrócona choinka. Bombki były potłuczone, łańcuchy porozrywane, a wszędzie widać było krew i ciała.
- C...co?! Co to ma znaczyć?!
Wtem wszystko znikło w czarnej mgle. Znajdowały się teraz na cmentarzu. Wszędzie wokół były wykopane świeże groby z nagrobkami. Padał śnieg, a raczej była zamieć. Loverde spojrzała na ten, który był przed nią.
- Nie widzę co tam jest! Duchu! Powiedz mi, dlaczego wszyscy byli martwi?!
Wtedy Nera się odezwała. Miała groźny i mroczny głos, który doprowadzał do gęsiej skórki.
- Twoja nienawiść do świąt sprawiła, że w szaleństwie zabiłaś wszystkich z watahy.
Terra nie mogła uwierzyć własnym uszom. Nie wiedziała, że aż taka się stanie. Z jej oczu płynęły łzy.
- Kogo to nagrobek?! Nie chciałam nikogo zabić! Nigdy nie zabiłabym mojej rodziny!
Śnieg, który był na płycie zniknął ukazując krótki napis: " Terrana Loverde "
- Co?! Nie! Ja nie chciałam! Nie chciałam! Nigdy tego nie zrobię! Ja się zmienię! Błagam duchu! Wiem, że czyny, które każdy zrobi zmieniają jego przyszłość! Będę inna! Inna! OBIECUJĘ!
Lecz wtedy pod jej łapami śnieg się zarwał. Wrzasnęła i spadła prosto w wielką trumnę na jego dnie.
***
Otworzyła oczy uderzając w ziemię. Była w dziwnej pozycji. Cały przód z łapami był na dole, ale górne łapy i zad miała nad sobą.
- Terra? - przed nią stała Fire. - Co ty robisz?
Loverde spojrzała na białą. Natychmiast poderwała się z ziemi.
- FIRE! DZIĘKUJE CI! - krzyknęła skacząc ku niej i tuląc ją. - Wesołych Świąt Ci życzę!
Ognista strzeliła poker fejsa i fejs palma. *face palm*
- Terra? Dobrze się czujesz?
- Jak nigdy!
Wilczyca biegała od osoby do osoby życząc wszystkim wesołym świąt. Okazało się, że była najbardziej świąteczną wilczycą jaka mogła istnieć na ziemi. W taki właśnie sposób, dzięki trzem duchom odzyskała ona wiarę.
KONIEC.
_______________________________________________
Tak xD Opowieść Wigilijna xD
Występowali:
Terra - nie wierząca w święta,
Saphira - zmarła wilczyca, potępiony duch,
Fire - duch wigilijnej przeszłości,
Vitani - duch wigilijnej teraźniejszości,
Nera - duch wigilijnej przyszłości,
Sasha, Venus i inne wilki - dodatkowi aktorzy :D

17 gru 2013

Koniec.

Venus ryła pazurami ziemię, starając się utrzymać w miejscu. Field, smok Sunev, napierał na Taihena z taką siłą, że alfa traciła zbyt dużo energii. Gryf nie chciał całkowicie wykończyć swojej "nosicielki", więc starał się nie wyczerpywać jej tak bardzo. Ale przegrywał. Zdecydowanie przegrywał.
 - Skończmy to, mam dość babrania się w tym szambie. - Warknęła biało oka, spoglądając na swego gadziego towarzysza. - Zabij go. Venus zajmę się sama.
Field ryknął, wyraźnie zadowlony, i odczepił pazury od poszarpanego ciała Taihena. Zamachnął się wielkimi, błękitnymi skrzydłami, utkanymi z ognia, i uniósł się w górę, po czym zapikował w dół z prędkością błyskawicy. Gryf jęknął, skręcił łbem, ale nie mógł już nic zrobić. Niebieski pocisk wbił się w niego niczym ostrze noża, i przebił go na wylot. Gryf rozpłynął się w eterze, wydajać z siebie ostatni, zduszony bólem jazgot rozpaczy.
Venus poczuła okropny ból w klace piersiowej. Zachwiała się na łapach i upadła, wzniecając przy tym tumany kurzu. W tym miejscu ziemia była całkowicie ogołocona ze wszelkiej roślinności. Alfa jęknęła cicho, kurcząc się pod wpływem kłucia w sercu.
 - T-taihen... Taihen, gd-dzie je-steś? - Mruknęła mętnym głosem, w którym rozbrzmiewała pustka.
 - Taihena już nie ma... - Odezwała się przepełnionym tryumfem Sunev, Schyliła się nad siostrą. - Umarł.
 - Nie, on nie mógł umrzeć. Jest... jest tutaj. W moim... sercu. - Sapnęła zmęczona, wciąż głosem całkowicie wypranym z emocji.
 - Umarła część ciebie, bo on odszedł. Jesteś słaba, słaba i głupia. Tak jak ojciec.
Ojciec... ojciec.
 - On... nie był... słaby... ani... głupi! - Z każdym słowem podnosiła się coraz bardziej, aż w końcu, na drżących łapach, krzywiąc się stanęła oko w oko z Sunev.
 - Jeśli myślisz, że zrobiłaś tym na mnie jakiekolwiek wrażenie, to jesteś... - W tym momencie poczuła na swoim nosie coś mokrego. Ślina. - Ty cholerny ścierwojadzie! - Ryknęła wściekła, i uderzyła siostrę w szczękę. Potem jeszcze raz, i jeszcze raz. Dopiero za czwartym ciosem Venus straciła grunt pod nogami i upadła. A wadera nadal ją okładała. - Zepsułaś wszystko! Wszystko mi spieprzyłaś!
A wilczyca tylko uśmiechnęła się lekko. To Alfę SS rozwścieczyło jeszcze bardziej. Uniosła ją w powietrze i cisnęła o najbliższe drzewo. Dało się słyszeć przerażający chrzęst łamanych kości. Venus upadła na grunt - z jej pleców strużkami spływała krew. Sunev podbiegła do niej i przycisnęła się z powrotem do pnia.
 - Zamorduję cię... - Syknęła.
 - Wiesz co, Sunev? Nawet mi ciebie żal... - Na pysku wadery odmalowało się szczere zdumienie. - Musisz uciekać się do przemocy, żeby zdziałać cokolwiek. Nie potrafisz słuchać innych, dbasz tylko o siebie, bo boisz się... - Uderzenie w pysk. - boisz się, że ktoś się zrzuci z twojego piedestału. Nie masz przyjaciół, tylko bandę lizusów gotowych na każde twoje zaufanie. Nigdy nie będziesz miała rodziny, bo twoje serce jest twarde niczym głaz. Głaz, którego nic nie jest w stanie zniszczyć. Chcesz być kochana - lecz nie kochasz. Chcesz być szanowana - lecz nie szanujesz. Wzbudzasz tylko strach i obrzydzenie. Oni są ci posłuszni, ale niedługo. Nienawidzą cię, tak, jak ty nienawidzisz ich. Siostro, upadłaś bardzo nisko.
 - Ty... jak śmiesz?! - Jeszcze jedno uderzenie.
 - Ja... jestem szczęśliwa. Mimo wszystko jestem szczęśliwa. Bo mam przyjaciół i rodzinę, a ty... ty nie potrafisz się przełamać i otworzyć. To nie musiało się tak skończyć, ale ty sama wybrałaś tą drogę. Drogę, która zaprowadzi cię do zguby i rychłej śmierci. Och, Sunev, jesteś na samym dnie.
 - Zamknij mordę, ty brudna szmato! - Tym razem jeszcze silniejszy cios. Szczęka Venus niebezpiecznie zaskrzeczała.
 - Ale wiesz co? Nadal cię kocham. Mimo wszystko. Bo ty jesteś osobą, której trzeba współczuć. Jesteś jak dziecko, które wciąż poznaje świat, siostrz...
Ból. Ciepło. Pieczenie. Venus spuściła wzrok w dół. Łapa Sunev, otoczona warstwą metalu, wbiła się w jej brzuch, przechodząc na wylot. Kora drzewa odpadła zabarwiając się uprzednio na czerwono.
 - Giń...
 - Przyjdz-dziesz do m-mnie... przyj-jdziesz, Sunev. Nie-edługo... nie-edług-o znó-ów się-ę spot-kamy... t-tam... - Wadera podniosła wzrok i spojrzała siostrze prosto w oczy. I... uśmiechnęła się. Lekko, ale z czymś w rodzaju współczucia i tryumfu jednocześnie.
 - Nie... NIE! Zgnijesz w piekle, ZGNIJESZ W PIEKLE!
Sunev załkała i wyciągnęła łapę z brzucha Venus. Ciało bezwładnie upadło na ziemię wzbijając w powietrze tuman kurzu.

Umarła.

***
Wiem, trochę to trwało. Ale zmotywowały mnie do tego logi na czacie SV (Tak, czytam je.). Jednocześnie jest mi trochę przykro, bo rozmowa, która się wywiązała między Saph a Sash mnie zasmuciła. Saphiro, poczuwam się do odpowiedzialności wytłumaczenia się, dlaczego rzekomo olewam bloga i siedzę na forach. I tu, i tu jestem tyle samo czasu, ale nie zawsze mam okazję odpisać. Nie udzielam się, bo blogspot nieustannie się psuje i nie loguje mnie na konto. Jest mi na prawdę bardzo przykro, że jako moja zastępczyni ujęłaś to w tak brutalny, przynajmniej moim zdaniem, sposób. Sashy chciałabym podziękować, że mnie broniła, Saphirę przeprosić za nieustanne nieobecności, a wam z całego serca składam wyrazy skruchy, że tak późno i tak nieskładnie.

Nie ożywiajcie mnie, nie płaczcie, nie mordujcie swoich postaci, bo to jeszcze nie koniec. Rozumiem, ze niektórzy mnie tu nie chcą, ale włożyłam w tego bloga serce i duszę, wylewałam pot nad wszystkim, ogarniając szablon i inne duperele. Wiec nie, nie odpuszczę tak łatwo, i wbrew kilku osobom tutaj zostanę.

Zaś ciebie, Saph, proszę o kontakt na GG. Musimy porozmawiać. I nie martw się, nie zjem cię, mimo, ze jest mi na prawdę przykro, ze tak tą sytuację oceniasz.

Ekhem.

Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem i nie udzielałem na blogu, jednak nie miałem dostępu do internetu, poza tym moja sytuacja rodzinna też nie jest zbyt dobra w tej chwili. Mam nadzieję, że mi wybaczycie moją nieusprawiedliwioną nieobecność.
Teraz postaram się bardziej udzielać na blogu, jednak jestem trochę nie na temat w tym co się dzieje na blogu. Gdyby ktoś mi to jakoś wytłumaczył, to byłbym wdzięczny.


~Conall

Dans met skadu - Frethya Thelduin






Spójrz mi w oczy, a dowiesz się
Czego ten diabeł we mnie
znów chce. 












" Spojrzała w oczy błagające o litość. Zaskomlał wilk chcąc ubłagać czarną wilczycę. Ona jednak basiora od dawna zabić chciała, a dzisiejsza okazja była nie do odrzucenia. Uśmiech zawitał na pokrytej czerwoną posoką kufie i po chwili zatopiła kły w jego szyi kończąc żywot tego nieszczęśnika."

Imię: Jej imię to Frethya, a nazwisko Thelduin. A przynajmniej tak mówi. Zdrabniać ją można jak się chce: Fre, Freth, a nawet zwykłe "czarna".
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Rasa: Któż to wie. Podaje się za wilka cienia, choć sama nie jest tego pewna.
Partner: Brak. Kto by taką pokochał?
Potomstwo: Brak
Hierarchia: W hierarchii chciałaby zajmować miejsce wojownika. Walczyć umie i to całkiem dobrze. Pragnie również być szpiegiem oraz magiem cienia ze względu na swoją moc.
Pochodzenie: Sama tego nie wie.
Data urodzenia: 6 marca
Moc: W większości nieodkryta, lecz z czasem wadera wie o swojej mocy coraz więcej. Dzięki niej w walce jest niezwykle zwinna, węch ma niebywały, a wzrok sięga bardzo daleko. Tylko z słuchem u niej normalnie, nikt nie wie dlaczego. Posiada przemianę w swoją "cienistą", jak to zwykła nazywać, postać w której wszystkie zmysły są wyostrzone, kły i pazury wydłużone. Silne wtedy, szybka tylko w walce co jest u niej akurat rzeczą naturalną. Niestety bardzo szybko się męczy, więc często po krótkim przebywaniu w tej formie powraca do zwykłej. Zabić ją w cienistej postaci można na wiele sposobów, ale najskuteczniejszym jest przebicie serca.


"A gdy gnała przez las inni gonili ją chcąc rozszarpać waderę na strzępy. Dysząc ciężko potykała się co jakiś czas co skutkowało zbliżeniem odległości między czarną a trzema wilkami. Kłapanie zębami, warczenie i szaleńczy bieg trwał od dłuższego czasu, lecz wilczyca męczyła się bardziej ze swoją ranną przednią łapą. Gdy ją dopadli czym prędzej wdrapała się na drzewo i zmieniając przy tym postać skoczyła na inne drzewo. Skacząc po gałęziach nie mogła im umknąć, lecz gdy skokami swymi dotarła do urwiska, skoczyła. Przeciwnicy odeszli sądząc, że czarna nie żyje, a ta śmiejąc się chrapliwie weszła do swej jamy skrytej w krawędzi urwiska."

Charakter: Opisać się jej w dwóch słowach nie da, a nawet nie w dwóch zdaniach. Zmienna ona jak pogoda, nigdy nie wiadomo czego się po niej spodziewać. Sprawia wrażenie kruchej i zamkniętej w sobie wadery, ale czarne wcale taka nie jest. Nie można jej uznać za wrażliwą, aczkolwiek nie jest bezlitosna. Bywa sarkastyczna. Gdy już zapozna się z towarzystwem można ją nawet nazwać zabawną jeśli ktoś wysili się by w niej to dostrzec. Czarna zwyczajnie boi się wstydu, upokorzenia. To dlatego zazwyczaj można ją zastać obserwującą innych, milczącą. Co do zabijania - gdy wyrusza by zabić kogoś z kimś (Co uznaje za zwykłą kulę u nogi) staje się zimna w stosunku do drugiej osoby. Pośle mordercze spojrzenie każące być cicho i tyle. Rozmowy z nią wtedy lepiej nie próbować, może się to skończyć źle. Swoją robotę stara się zakończyć szybko by nie patrzeć na przepełnioną bólem i błaganiem twarz ofiary. Oczywiście bywa, że popatrzy na nią, a wtedy zazwyczaj zadowolona ze swojej roboty uśmiecha się. I to chyba jedna z nielicznych sytuacji w których to robi. Przyjaciele i rodzina to dla niej rzecz niemożliwa do zdobycia, ale za takie osoby życie odda. Dla obcych nieufna, na początku podchodzi do wszystkich z dystansem. Miłość? Czy to dla niej możliwe? Rodziców nie kochała, nawet ich nie pamięta. Mieszkańcy lasu? Nie. Zwyczajny szacunek. Nigdy owego uczucia nie doświadczyła, więc nie ma pojęcia jak to jest być kochanym. Jak kochać.


" - Miłość? A co to? - spytała czarna
- Nie wiesz Fre? Miłość to.. No tego się nie da tak zwyczajnie wytłumaczyć! Miałaś pewnie rodzinę czy chociażby przyjaciółkę.. Albo z kimś się związałaś. Jestem tego pewna!
- Akurat te epizody mnie w życiu ominęły. Chodźmy dalej.. "

Historia: A czy to ważne? Cóż, jest to dość długie opowiadanie, zostawmy je na jakiś ciepły wieczór. Albo poznajcie je w skrócie. Pominę jej wędrówkę ( Cytaty ) która do najważniejszych spraw nie należała.

Frethya urodziła się 6 marca. Wychowywali ją jej rodzice którzy nie należeli do watahy. Opcja ta była niebezpieczna i chyba każdy wie jak to się skończy. Gdy wadera osiągnęła rok, jej rodziców zabito. Kto? Nie wiadomo. Kiedy? Prawdopodobnie zaraz po wyruszeniu małej na spacer. Pozostać tam rzecz bardziej niebezpieczna niż wychowywać się na własną łapę, ruszyła więc czarna przed siebie licząc na spotkanie innych wilków. Tym sposobem dotarła do Wilczej Krainy gdzie postanowiła pozostać. Gdy osiągnęła 1,5 roku do jej uszu doszły plany zabicia jej. Odeszła więc z Wilczej Krainy Frethya i ponownie ruszyła przed siebie. Polując  i zabijając zaskarbiła sobie szacunek zwierząt w lesie w którym zamieszkała. Ludzie. Istoty bez uczuć, w żadnym stopniu nie potrafią uszanować natury i tego co stworzyła. Mówią "Kocham zwierzęta!", a zabijają mrówki w ogródku. Spalili las - jedyne schronienie przed grozą otaczającego świata. Czy oni wiedzą co się działo w owym lesie w nocy? Nie. Sami się go boją nocą, a drzewa to tak naprawdę jedyne schronienie przed tym co przyłazi do lasu. W panice przed nadchodzącą ciemnością zwierzęta rozpoczęły natychmiastową ucieczkę. Połowa leśnej społeczności zginęła w ogniu. Reszta ruszyła czekając na śmierć. Tak jak się spodziewali - niebawem niebo stało się czarne, a oni usłyszeli wycie. Wilki z magicznych watah wyruszyły by ich zabić. Czarna jako jedyna magiczna istota z uciekających postanowiła uratować przynajmniej większość z nich. Ruszyła na spotkanie przeciwnikom wraz z największymi zwierzętami. Początkowo wyrównana walka zmieniła się w rzeź. Zwykłe zwierzęta padały łatwo. Zbyt łatwo. Jedynymi którzy zdołali przeżyć byli Frethya i niedźwiedź. Gdy kły i pazury przestały być ochroną wadera zmieniła się w cienia. Powybijała resztę z magicznych wilków. Wykorzystała element zaskoczenia gdyż wilki te nie miały pojęcia o jej mocy. Niedźwiedź padł na ziemię. Nie miał szans by przeżyć ze swoimi ranami. Czarna zabiła go skracając jego cierpienia po czym wróciła do innych. Przynajmniej większość z nich przeżyła.
 Gdy nastał ranek wszyscy rozeszli się, a wilczyca rozpoczęła wędrówkę. Jak już wcześniej wspomniałam - pominę ją. I tak pewnie nie byłaby ona ciekawa, a trwała niecały rok.
Dotarła więc do Stipant Veritatis Frethya i licząc na znalezienie domu dołączyła do nich.

 
Nie możemy kochać do­mu, który nie ma swe­go ob­licza i w którym kro­ki są poz­ba­wione sensu.  

Antoine de Saint-Exupéry


****
Mam nadzieję, że KP się podoba i że o niczym nie zapomniałam.
Zastrzegam sobie prawo do zmian w KP.
Kontakt: anna.eu@onet.pl   lub   hekate12711@gmail.com
Lub GG które podam osobom zainteresowanym. 

Frethya



A to wszystko nie jest ważne, bo jak tylko przyjdzie jej kolej, co nastanie niedługo, to padnie. Mhru.

Zmarła 07.02.2014r 23:13 


14 gru 2013

Zimowo - świąteczne porządki watahowe :3

Hej wszystkim :) Bez zbędnego pierdolenia. To jest kolejna notka w której będę opieprzać:
a) siebie za to, że się nie spisuję jako Alpha. Powinnam pilnować tego wszystkiego i ogarniać osoby, które nie piszą.
b) osoby, które nie piszą.
c) moją szkołę i te porąbane egzaminy. (Fuck, fuck, fuuuuuck.)
I będę mówić o wielu, wieeeelu innych rzeczach. *weno pozwól mi.*

A więc zaczynamy!

Po pierwsze
Nastąpiły pewne zmiany dotyczące wojny. W stadzie SPS została stworzona kolejność pisania notek, więc prosiłabym zaglądać. Fabuła, którą stworzyliśmy wygląda mniej więcej tak:
Jak już i tak zdradziła Terra nasza kochana alpha zginie zamordowana przez Sunev(i teraz wszyscy powinni drzeć się "NIE".), a więc zaraz po tym, ponieważ wszyscy będą zdruzgotani i poza tym wycieńczeni i ranni przez walki, Saphira(piszę w trzeciej osobie) ogłosi "pakt"
O co chodzi w pakcie?
 Pakt będzie oznaczał pokój do odwołania. Jednak jest w tym wszystkim haczyk. Oby dwie strony dostają "zakładników", czyli po jednej osoby z przeciwnej watahy i dopóki ich mają, rozejm jest.
KTO CHCE BYĆ ZAKŁADNIKIEM? XD
 Nie będą mogli jednak ich zabić, bo to oznaczałoby poddanie się i zwycięstwo watahy, której członek został zamordowany. Sunev się zgodzi(to już w notce będzie opisane, dlaczego)

Po drugie
Jeśli ktokolwiek zna kogoś z SPS zawsze może się z nim jakoś umówić byście mogli pisać notki razem, przykład Saphira i Yenalt. Ale to tylko dla tych, którzy znają kogoś stamtąd :) Można też wchodzić na ich chat:
CHAT SPS

Po trzecie
Koniec wojny. Tak naprawdę nikt nie wie jak wojna się zakończy, więc razem z Terrą wymyśliłyśmy, że każdy kto ma pomysł(a nawet jak nie ma) niech napiszę w specjalnie stworzonej podstronie swoją propozycję. A jeśli nie masz to po prostu piszesz "Brak weny", czy coś w tym stylu.

Po czwarte
OSOBY, KTÓRE NIE DAJĄ ZNAĆ NA BLOGU, A W SZCZEGÓLNOŚCI TE, KTÓRE SIĘ NIE ODZYWAJĄ OD PARU MIESIĘCY MAJĄ SIĘ PODPISAĆ W LO, KTÓRE BĘDZIE W PODSTRONIE. ROBIMY RESET PRAWEJ KOLUMNY. KTO SIĘ NIE PODPISZE, JEGO KP NIE BĘDZIE WPISANE!
Ewentualnie Good Bye.

Po piąte
Z pewnością każdy zauważył, że został ustawiony nowy szablon na blogu. Pochodzi on ze strony
Zaczarowane Szablony
Wojna prędzej, czy później się skończy, a więc wszyscy (nawet spoza bloga) mogą zostawiać w nowej podstronie swoje pomysły na nowy szablon po wojenny :) Tu chodzi o zdjęcia, cytat, kolorystykę, ustawienie kolumn, szerokość itp.
TAKŻE OBOWIĄZKOWE.

Po szóstę
Razem z Terrą myślałyśmy także o Evencie :3 Póki co wymyśliłam, że będzie parę konkursów, a mianowicie:
Konkurs na rysunek "świąteczny wilk"
Konkurs na opowiadanie "przygoda wigilijna"
Konkurs na zdjęcie "święta, święta!"
Mam nadzieje, że uda się wszystko zorganizować :3

Po siódme
Chciałabym, żeby także wszyscy napisali np. życzenia świąteczne od siebie i nawet obrazki :3 można pisać do mnie na gg (bo to ma być surprise) 41287880, a także na e-mail saphira.wolf.blood@gmail.com
W tym pomyśle chodzi o to, że w dniu wigilii(zgłaszamy to do 21 grudnia) pojawi się notka z życzeniami, które przysłaliście oraz(jeśli ktoś chce) z obrazkiem, nawet konkursowym lub wziętym z neta.
Nie bójcie się, nie gryzę :D

Po ósmę
Jak wam się podoba nowa muzyka na bloga? Dodam niedługo linki do wszystkich :)

Po dziewiąte
Jeśli ktoś jest w RS proszę o napisanie swojej nazwy takich jak kiedyś były, bo nie wiem czemu nie ma ich lub nie ma tyle punktów ile powinien niech się zgłosi.

To na tyle :3 Mam prawo tu jeszcze dopisywać punkty więc sprawdzać.
Proszę odpisywać na każdy punkt

Saphira And Terra
DO ROBOTY SV!!!

10 gru 2013

SPS -1 notka i inne sprawy

Chciałabym ogłosić, (pewnie już się domyślacie po tytule) że pojawiła się notka na SPS, dot. wojny.
Nie wiem, jak Wy ale ja tam się cieszę. Tu na razie SPS się dowiaduje o tym, że jest wojna. No i przy okazji mnie wezmą w swoje grono ("trochu" ranna jestem), a potem na przesłuchania (nie, żart: potem wyjaśnię co i jak RS SPS). I tak sb. pomyślałam...że jak już pójdą na tę wojnę, to żeby z nimi współpracować, tzn. pisać wspólnie notki, ustalać coś razem, albo zrobić tak, że na początku 1 cz. opowiadania ktoś z SPS napisze, a następnie z SV lub jak tam wolicie. Oczywiście można współpracować z wieloma osobami z SPS (i na odwrót).
Chciałabym w to zaangażować SPS więc proszę o jeszcze chwilę cierpliwości. Wybaczcie, jestem złą organizatorką *chlip*, ale proszę o jeszcze danie czasu! Zależy mi na tym. *słodkie oczka kota z Shreka*

***
Popieram to, co napisała Nera w komentarzu, a mianowicie-wstawienia jakiegoś szablonu o tematyce, która by pasowała do wojny. Albo można zamówić zamówienie na  np. wyimaginowana grafika, bądź zaczarowane szablony albo innej str. zajmujących się szablonami  lub ktoś, jeżeli ma chęci stworzyć. Jeżeli ktoś miałby czas na zrobienie 1 lub 2 sposobu-byłabym bardzo wdzięczna. Wynagrodziłabym to plusami (gdyby rzecz jasna inni się zgodzą.  
 Zrobione! Szablon wstawiony przez Saphirę.
***
Jak kiedyś Fire wspominała, zdałoby się zrobić LO. A więc podpisujcie się tutaj. (na razie nie wstawiam listy, bo nie mam czasu, ale gdy go znajdę, napiszę)
Terra
Sasha
Fire
Saphira
Nera
___________
To na razie tyle. Jakby coś, to albo tu dopiszę lub dam nową notkę.

8 gru 2013

Rzeczy odbite w moich oczach nie mają znaczenia. Rzeczy, które nie odbijają się w moich oczach, nie istnieją.

I strive! For you..
And I hope your heart didn't stop beating!

Urodziłam się na dnie piekła, które nigdy nie ujrzało światła. Zrodzona w tych mrocznych, tak bardzo mrocznych uczuciach, jakby ściśnięta przez nicość, niepewna tego co ma nastąpić.
Byłam inna.
Nic nie czułam. Nie, inaczej. Możliwe, że to co czułam było już "Pustką". 
Niczego nie mogłam usłyszeć. Niczego nie mogłam ugryźć.
Niczego nie mogłam powąchać.  Niczego, czego dotknęłam nie mogłam poczuć.
Nie mogłam odpocząć. Nie miałam towarzysza.
Po prostu szłam. Sama.
Rzeczy odbite w moich oczach nie mają znaczenia.
Rzeczy, które nie odbijają się w moich oczach, nie istnieją. 
Oto jest nicość.
W Tobie.
I we mnie.
~ Scythe
***
Yenalt.
Moja czarna przeplatana z czerwonymi znakami postać demona leżała na boku w trawie, która nasączała krwią. Klatka piersiowa poruszała się w górę i w dół bardzo szybko. Prawie nie mogłam złapać oddechu. Z pewnością jakieś organy w wnętrzu były uszkodzone. Czułam w pysku ciepłą posokę. Swoją jak i wrogich, teraz rozszarpanych na strzępy samców. 
Obserwowałam basiora, który powolnym krokiem zbliżał się do mnie. Czyżby miał zamiar mnie zabić? W tym momencie tylko o tym marzyłam. Pragnęłam, by ktoś zatopił w moim sercu pazury, by wyrwał mi je i pozwolił mi spotkać się z odwiecznym rywalem, czyli śmiercią.
Yenalt podszedł do mnie, a ja poczułam jak moje ciało się "kurczy". Czarna sierść bledła, by stać się z powrotem szara, a szkarłatne znaki zniknęły. Byłam znowu sobą. Jeśli "sobą" oznaczało właśnie to, co myślałam. Za to Scythe chyba miała zamiar się "obudzić". Zobaczyłam jak bez żadnego trudu materializuje się obok mnie. 
Jarzący się szafirowy łańcuch, którego jeden koniec był owinięty wokół jej serca, a drugi wokół mojego był opleciony też wokół brzucha demona. 
- Sc..yt..he.. - wysapałam. - Co..ty?
- Milcz głupia. - warknęła patrząc pustymi oczami na samca.
Posłusznie, jakby była jej panią, zamilkła. 
- Mortis. - powiedziała w końcu. - Przybyłeś tu ze swoim żywicielem, żeby ze mną porozmawiać? - uśmiechnęła się szyderczo. 
Tymczasem obok Yenalt'a pojawił się "brat" pasożyta żyjącego w mojej duszy tj. Scythe.
- A czemu miałbym nie chcieć Cię ujrzeć, moja droga? - prychnął,a kącik jego ust drgnął.
- Nie udawaj głupiego. Na swój sposób ciesze się, że Cię widzę. Jestem zadowolona, że drugi władca piekła wylądował tak blisko.
Nie słuchałam ich. Nie oni mnie obchodzili. Me fioletowe ślepia wpatrywały się w złote oczy basiora, który tak nie dawno był ostatnią osobą, którą chciałam zobaczyć. Ale teraz czułam co innego. Moje serce wybijało inny rytm. Cieszyłam się, że go widzę. Śmierć z jego łap byłaby kojąca. 
On także raczej nie zwracał uwagi na rozmawiające demony. Ominął ich i podszedł do mnie. Pierwszy raz w jego oczach dojrzałam... smutek. Otworzyłam swoje troszkę szerzej. Posadził swój zad obok mnie i schylił łeb. Patrzył na mnie tylko w milczeniu.
- Nie dobijesz mnie? - spytałam z charkotem,a z mojego pyska wypłynęło więcej krwi.
- Nie, idiotko. - mruknął.
- To po co tu jesteś? - w moim głosie można było usłyszeć nutkę nadziei. 
- Bo jesteś bezmyślną idiotką i tyle. - warknął.
Przymknęłam powieki. Zapomniałam o tym jaki jest wredny. Westchnęłam i poruszyłam się, a z mojego pyska wydobył się głośny jęk.
- Idź stąd kretynie i nie nazywaj mnie idiotką. - syknęłam.
Uśmiechnął się kątem pyska i dźwignął na łapy. Potrząsnął leniwie cielskiem.
- Głupia idiotka, która zhańbiła imię Itach'iego.
- Masz zamiar mnie obrażać? - spytałam starając się podnieść, ale nie dałam rady. - Jeśli tak to lepiej stąd idź.
- Nie mam zamiaru, dopóki się nie weźmiesz w garść. Cień też potrafi leczyć, choć ciężko sięgnąć do tej magii.
- Z pewnością prędzej się wykrwawię i zdechnę. - parsknęłam.
- Dowodzi to temu, że jesteś idiotką.
- A ty jesteś tchórzem. - rzuciłam uśmiechając się z ironią. - Bo nie chcesz mnie zabić.
- Nie rozumiesz tego. - odwrócił łeb w bok, spoglądając na niebo.
Patrzyłam na niego. Cały czas czując jak upływają ze mnie siły.
- Po co był ten pocałunek? - spytałam prosto z mostu.
- A jak myślisz?
- Dla żartu? Dla pokazania Nerze powodu, żeby mieli mnie za co wyrzucić? Przecież to widziała. To było Twoim celem? Chcesz się mnie pozbyć?
- Za dużo pytań zadajesz. - skrzywił się. - Inny powód niż te, które podałaś.
Drgnęłam nagle otwierając szerzej oczy. Moje i tak już pionowe źrenice zwęziły się jeszcze bardziej.
- Kochasz mnie? - spytałam.
Położył po sobie uszy i niepewnie skinął głową.
- Nie sądziłem, że jestem zdolny do kochania, ale jednak. - wyszeptał.
To ją już kompletnie zbiło z tropu i dało odpowiedź na odwieczne pytanie zadawane od kiedy go poznała: Co ja do niego do cholery czuję? 
- Wiesz - szepnęłam i spojrzałam w ciemne, nocne niebo. - Ja Ciebie też, szkoda tylko, że dowiedziałam się o tym w takiej chwili.
- Znajdź magię leczenia w swoim sercu.
Po tych słowach legł obok niej, kładąc pysk na łapach. Przesunęłam wzrok na niego.
- W jaki sposób mam to zrobić?
- Po prostu ją znajdź.
Spojrzałam na krew pod sobą. Mlasnęłam oblizując ubrudzonym w posoce językiem po nosie i wargach. Nie wiedziałam w jaki sposób mam to zrobić. Zaczęłam po prostu skupiać się na magii leczenia.
- Nie skupiaj się na magii, bo jej nie znasz. Skup się na sercu i pomału jej szukaj.
Dziwiły mnie jego słowa. Nigdy nie prawił takich mądrości. Zamknęłam oczy i odetchnęłam. Słyszałam w uszach dudnienie swojego serca. Skupiałam się na tym jak bije. 
Nawet nie spostrzegłam, gdy poczułam się lepiej. Cień delikatnie wsunął się na moje ciało wchodząc w nawet najmniejszą rankę i sprawiając, że znikała. Drgnęłam i uchyliłam powieki.
- I co? Trudne było? - spytał.
- Nie. - odparłam, ale byłam zmęczona. - Jak chcesz to potrafisz pomóc.
Wzruszył barkami. Zerknął na Mortisa i Scythe. Ona również. Jego demon wściekle obnażał kły za to jej demon uśmiechał się szyderczo.
- Nie pozwalaj sobie! - warknął.
- Bo co? - zaśmiała się sarkastycznie. - Życzę powodzenia, ale póki co trzymaj się niedaleko. Nie odwalaj nic, bo to mój teren. Albo znajdź sobie inny, albo nie wzbudzaj sensacji.
- Mam złe przeczucia co do tej dwójki. - powiedział Yenalt.
Uniosłam się lekko patrząc na niego cały czas. Dobrze, że teraz był zajęty patrzeniem na demony i nie zorientował się co chce zrobić. Gładko przewróciłam go na plecy. Widziałam na jego pysku wymalowane zdziwienie. Zrobiłam to samo co on kiedyś. Położyłam łapę na jego klatce piersiowej uśmiechając się delikatnie i z satysfakcją.
- Co,co?! - wpatrywał się w nią kompletnie zbity z tropu. 
Położyłam uszy po sobie. Zdjęłam z niego łapę i znalazłam się tuż nad nim.
- Nie masz za bardzo gdzie uciec. - powiedziałam z politowaniem.
- Nie?
- Nie. - wymruczałam. - Jesteś całkowicie na mojej łasce.
Prychnął cicho i przekrzywił śmiesznie głowę.
- Doprawdy?
- Tak. - zmrużyłam ślepia i zniżyłam łeb patrząc mu prosto w oczy.
Uśmiechnął się złośliwie i po chwili to on górował nade mną.
- Ty. - syknęłam. - Nie pozwoliłeś mi dokończyć.
- Ahm, pozwolę Ci. - zniżył łeb i styknęli się nosami.
Z jej gardzieli wydobył się pomruk, niczym od kota. Przymknęłam powieki i wysunęłam jęzor delikatnie przesuwając nim po jego dolnej szczęce. Uśmiechnęłam się, a on liznął mnie po nosie, merdając ogonem. Położył po sobie uszy, mrucząc cichutko.
Scythe i Mortis patrzyli na nich z szeroko otwartymi oczami i szczękami, które opadły im do ziemi. Demony się otrząsnęły. Samiec złapał Yenalta,a ta druga mnie i odciągnęli nas od siebie. To było dziwne.
- Nie romansujcie ze sobą! - krzyknęła czarna.
Kiedy Yenalt zobaczył miny demonów zaśmiał się cicho i liznął mnie w policzek.
- No cóż, chyba muszę iść. Szukaj mnie w okolicach krwawego jeziora.
I zniknęli. Scythe znowu połączyła się ze mną, a ja w pełni uradowana pobiegłam z powrotem na polanę, by walczyć.
________________________________________
Miłość rośnie wokół nas :3
Niech ktoś napiszę notkę kończącą walkę :C

Przepraszam was bardzo.

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam was wszystkich bardzo.
Wiem, że to kategoryczne z mojej strony, że tak długo się nie odzywałam.
Ale ostatnio w moim życiu wszystko wywróciło się do góry nogami.
A poza tym kochany Yenalt nie napisał niczego przez co musiałam stać w miejscu, ale zdecydowałam, że napiszę za niego tą notkę ; _ ;
Mam nadzieje, że mi wybaczycie.
~Wielce zniszczona psychicznie Saphira.

23 lis 2013

Na bitwie.

Santino:
  To, co się tu działo, można powiedzieć jednym wyrazem-piekło. Wszędzie rozlewała się krew, w powietrzu czuć było zapach grozy i śmierci, odgłosy wojny powodowały zimne dreszcze.  Każdy walczy pomiędzy sobą. A jednym celem jest przecięcie tchawicy-tylko po to, by zabić.
   W pierwszej chwili nie wiedziałem, co zrobić. Wszyscy przyjaciele zniknęli mi z oczu. Owszem, było to zaplanowane, ale zdecydowanie na później. wzrokiem poszukiwałem teraz nie kogoś z naszej paczki, ale kogokolwiek z SV. W chaosie walki trudno było kogokolwiek odnaleźć wzrokiem, a trzeba było być czujnym. Zawsze ktoś mógł się rzucić. Ba, niezapowiedzianie, cichym sposobem ukrócić mi życie lub czyjeś martwe ciało mogło mnie przygnieść.
   Nie mogłem się skupić na walce. Wizja osoby z naszej watahy, która leży teraz martwa nie chciała odstąpić. W ostatniej chwili uniknąłem ciosu, który prawdopodobnie miał być zadany innej osobie. Szybko pobiegłem w innym kierunku zmierzając w głąb potyczki. W tym momencie w mojej głowie pojawił się obraz Avyam- ciężko rannej lub półżywej.
  Nie liczyło się teraz nic innego, tylko chęć jej odnalezienia. Wytężyłem mój słuch wzrok i węch najmocniej, jak umiałem. Nie oszczędzałem jakże łap-nie ważne iż lekko kuśtykałem, najważniejsze było odnaleźć Avyam.
  **
   Biegnę, patrzę, nasłuchuję, szukam najdokładniej jak mogę. I nadal nic, ani śladu jej obecności. Jak mogłem być taki roztrzepany! Gdybym chociaż wiedział, kiedy ostatni raz zniknęła mi z oczu...! A jeżeli walczy z kimś teraz na śmierć i życie? Leży gdzieś, nie mogąc wykonać żadnego ruchu?
-Avyam!-krzyknąłem najgłośniej jak mogłem.
   Żadnej odpowiedzi. Wtem usłyszałem, jak ktoś warczy. Pewnie zaraz  się na mnie rzuci. Chciałem szybko uskoczyć w bok, lecz nie mogłem z powodu gęsto rosnących róż. Na dodatek zaplątałem się o jakąś inną roślinę. Z całych sił próbowałem wyrwać się z objęć, ale nic z tego. Byłem pewien, że wcześniej tego czegoś nie było.
  Teraz na Ciebie czas. Przelejesz swoją krew jak inni twoi pobratymcy. A my łakniemy twojej krwi! Nie wywiniesz się tak szybko.
  Hm? Co to właściwie było?
 Nie zdążyłem się zastanowić, gdyż obcy wilk już na mnie runął. Zaczął mnie ranić kłami. W miarę moich możliwości unikałem ciosów, przy okazji próbując ranić nieprzyjaciela. W następnej chwili specjalnie mnie przygniótł. I to był jego błąd. Używając magii Lodu, zacząłem ochładzać jego temperaturę ciała, zwłaszcza w okolicach serca. Basior nie mógł się ruszyć. Chciałem to wykorzystać, ześlizgując się spod jego cielska, ale zapomniałem, iż tajemniczy korzeń, wciąż trzyma moją łapę.
 Nie umkniesz się jeszcze. Zginiesz na miejscu, a ja do syta będę pić twoją krew. O tak.. w końcu nasycona.
 Teraz miałem 100% pewność, iż jest to ta dziwna roślinka.
   Jeszcze zobaczymy.
 Wtem mignęło mi przed ślepiami jakaś żółtawa sierść. Potem usłyszałem jakby okrzyk wojenny, na pewno należący do wilczycy. Poczułem, jak cały ciężar nagle znikł. Odwróciłem się na bok i zobaczyłem młodą waderę-posiadaczkę owego futra i zielonych oczu.
-Avyam!-krzyknąłem.
-Nie, Dara w przebraniu.-odparła. -To taki z ciebie wojownik, że zamiast walczyć leżysz sobie tak ot na ziemi?-powiedziała, śmiejąc się na końcu.
-Gdzieś ty była!? Martwiłem się o ciebie!
-Jak widzisz, nic mi nie jest. A te walki z innymi to całkiem zabawne. Gdybyś widział minę tych wilków, które patrzą na osobę o połowę mniejszą od nich! Normalnie, wystarczy lekko podmuchać  i stoją jak te stare drzewa. A ja tylko ciach w gardło i po nich.
-Avi, nie znikaj mi z oczu więcej. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się stało. Dobra, trzeba znaleźć Scotta i Kataleję, pewnie się martwią.
-Pff, jakby sami nie mogli dać sobie rady. Ja tam im do końca nie ufam, są przecież z SS. Niby teraz z nami trzymają, a gdy uśpią naszą czujność, zabiją nas z zimną krwią.
-Ja ufam Darze, a skoro wierzy, że Scott jest inny, mi to zupełnie wystarcza.
-A ty wciąż o niej.
-Oj, no już nie bądź taka zła. My się znamy od małego, to normalne.
-Pff..-odparła.
   Wnet jakiś następny wilk rzucił się na nas, lecz na celowniku miał zdecydowanie Avi. Bez zastanowienia rzuciłem się w jego kierunku i celnym ruchem rozdarła mu tchawicę. Wilk padł martwy. Wilczyca wpatrzona była w martwe ciało w lekkim osłupieniu.
-No to jesteśmy kwita-odparłem.
   Ava po moich słowach znów oprzytomniała. Wstała, dumnie wypięła pierś i z widocznym teatralnym zlekceważenie w jej głosie powiedziała:
-Pff... Dałabym radę. Ale chciałam ci sprawić przyjemność ratowania mnie.
-Oj Avcia, Avcia...
  Razem spojrzeliśmy na jakiegoś rozglądającego się obcego wilka. Na naszych twarzach pojawił się ten sam uśmiech.
-Heh, normalnie jak za dawnych czasów... Tylko zamiast królika jest zabłąkany wilk...- powiedziałem wesoło. Ale w następnej chwili zamyśliłem się. Ten psowaty... Czy musimy to robić? Zabijać, nie wiadomo po co? Przecież na jego miejscu mógłby być każdy z nas.
-Noo. I zgadnij, kto będzie pierwszy?-wadera pognała, nie czekając na odpowiedź w kierunku nieprzyjaciela.
  To nie byłoby fair. Jeżeli się z kimś walczy, to niech przynajmniej wie, z kim. Pobiegłem za wilczycą. Nie miałem szans jej dogonić. Wysłałem w stronę dorosłego wilka smugę ognia. Od razu się odwrócił.
-Co ty robisz, baranie jeden!? To miała być zasadzka!
-Em... każdemu zdarzy się nie trafić, nie?
-To po coś w ogóle strzelał! Chwila, przecież nie widziałam, żebyś kiedykolwiek nie celnął, co to ma znaczyć?
-Musi być ten pierwszy raz.-powiedziałem spokojnie. W odpowiedzi usłyszałem jak coś ze wściekłości mówi do siebie.
-I tak musimy teraz zaatakować, bo i tak staliśmy się jego celem. Brawo Jasiu.-warknęła.
   Rozdzieliliśmy się na 2 strony. Cóż, sam chciałem zaatakować z przodu, ale Avyam była bliżej niego. Zaatakowała, jednocześnie zakrywając widoczność swą magią, ale wróg przewidział to. Obroniwszy się łapą, młoda wilczyca została odepchnięta na większą odległość.  Teraz zaatakowałem ja. Wbiwszy swe zęby w kark nieprzyjaciela, dałem mu pod skórą trochę ognia A przy okazji zamroziłem mu tylne łapy. Wilk zrzucił mnie lecz nie mógł pozbyć się ognia. zaczął robić nienormalne ruchy. Odsłonił szyję. I na to Avyam czekała. Skoczyła na niego i zadała ostateczny cios.
  Chwilę dyszeliśmy, próbując uspokoić oddech. Pomimo  tak krótkiej walki czuliśmy się chwilowo, jakby nas siły opuściły. Prawdopodobnie przez tego wilka. Może władał energią? Na szczęście nie żyje, więc po odczekaniu paru chwil znów byliśmy w pełni sił.
-Dobra, trzeba odnaleźć Scotta i Darę. dość długi czas byliśmy od nich daleko. Oby im się nic nie stało.
-Jestem święcie przekonana, że świetnie radzą sobie bez nas.-nie dawała za wygraną Avi.
-Ale sprawdzić nie zaszkodzi, nie? Pewnie najbardziej z nas wszystkich martwi się Scott, w końcu to jego taktyka.
-Eh, no dobra. W sumie bieg przez atakujących się nawzajem wilków to wyzwanie. Ale się będzie działo! Start!-krzyknęła, nie czekając aż się przygotuję. Cóż, pobiegłem za nią.
-Av, mam pytanie?
-Mów.
-Nie wydaje ci się to jakoś za łatwe?
-Em, nie? Szczęście początkującego. Nie słyszałeś?
-Słyszałem. Ale nie wydaje ci się dziwne, że nikt nas nie atakuje, czy coś?
-Nie?
  Wtem zwaliło się drzewo. Musieliśmy natychmiast zahamować. Na szczęście nikogo z nas to drzewo nie przygniotło, ani nic z tych rzeczy. Mniej szczęścia miała wadera, która została zmiażdżona przez nie. Odwróciliśmy się. Drogę odcięli nam jakaś grupa wilków. Z ich wyrazu pyska widać było, że tylko na to czekali. Wiedziałem, że nie może być tak łatwo!
-No to żeś wykrakał...-mruknęła wadera.
   Nieznana grupa 5-osobowych wilków zbliżała się do nas. Rozdzielili się na dwie strony i widać było, że stosują taktykę półkola, a nie jak się spodziewałem "kopyta".
  Pięciu na dwóch? Niezbyt sprawiedliwe.
  Jeżeli wyjdziemy stąd cało, to będzie jakiś cud.
__________
Jak obiecałam, w końcu to napisałam. Następna notka będzie w roli Scotta. Mam nadzieję, że Avyam nie będzie na mnie zła. Bo nie wiem, jakie masz plany. Jakby coś nie pasowało, to  pisz w komentarzu. A propos:
 Czy ktoś z Was jeszcze żyje oprócz Fire? Może i trochę przewrażliwiona jestem, ale pamiętacie jeszcze tą akcję z miesięcznym "urlopem". Uh, może znów cierpię na na jakąś inną fobię? Wiem, może z weną słabo, może nie chce wam się więcej ciągnąć itg. Ale jeszcze trochę. A, i jak mówiłam, SPS się na sojusz zgodził i jedna notka jest w toku ("się pisze"). A więc prosiłabym jeszcze się z wojną "pomęczyć", i tak za niedługo będzie się kończyć. Niektórzy z Was już coś o wojnie napisali, nie oczekuję "przymusowej 2 notki", bo nic się nie dzieje.
Jeszcze trochę...

17 lis 2013

Walka z przeszłością

Fire

 Basior dalej milczał, a ja byłam coraz bardziej zdezorientowana i zdenerwowana. Nieznajomy odwrócił się w lewo i przyjąć pozycję do walki.
 -Wolę nie zaatakować naszych, ani nie zostać przez nich zaatakowany, więc chcę wiedzieć, kto jeszcze tutaj walczy. - Wymieniłam mu kilka wilków, które były w miarę blisko. Opowiedziałam zwięźle o alfie i o stadach. Po tej krótkiej opowiastce szybko nas zaatakowano. Tylko on radził sobie dobrze, a nawet bardzo w porównaniu do nas, jako że on nie miał nawet zadrapania, był tylko mokry. Z trudem odpierałam ataki wilków, a Oruko nie radził sobie w ogóle. Co chwila spoglądał z niedowierzaniem na basiora i często obrywał.
 -Opanuj się! Później sobie pogadacie!! - wydarłam się na niego. On sam wyglądał na zdezorientowanego, przerażonego, zdziwionego... ciężko to nazwać. Nie był sobą i nie mógł walczyć, ale po tych słowach trochę się uspokoił, chociaż dalej nie za dobrze mu szło. Również czasem spoglądałam na niego, ale on głównie robił uniki, rzadziej atakował. Szło mu sprawnie, nie zastanawiał się. Niezły jest... Zaczęła mnie denerwować ta walka, zdenerwowałam się i użyłam płomieni, a te natychmiast zgasły. Spróbowałam jeszcze raz, ale dopiero za trzecim razem z trudem utrzymywałam płomienie na deszczu. Jak każdy do tej pory mój przeciwnik trochę się wystraszył, ale zaraz kontratakował. Jedynym problemem było to, że za każdym razem, kiedy atakował, sam obrywał. Kiedy był już osłabiony zaatakowałam po raz ostatni kończąc bitwę. Wilk upadł na ziemię, a ja ledwo stałam. Płomienie zgasły natychmiast po ostatecznym ataku. Złamana łapa dała o sobie znać w palącym bólu, który niemiłosiernie przedzierał się przez łapę po sam kręgosłup. Poczułam kujący ból w boku i upadłam w błoto przytrzymywana przez jakiegoś basiora. Zdziwiona i zmęczona nie mogłam podnieść się z uścisku basiora. Głuche warczenie wydobyło się z mojego gardła, na co basior rozwścieczył się i rozwarł pysk chcąc przegryźć mi tchawicę. Nagle poczułam ulgę, a kiedy w końcu zrozumiałam, że mogę wstać, podniosłam się momentalnie oglądając walkę nieznajomego. Z drugiej strony było zaś słychać piski i warczenie. Ruszyłam w tamtą stronę i odpychając Oruko rozpoczęłam kolejną walkę.
 - Myśleć to ty sobie możesz gdzie indziej, tutaj zaraz zginiesz. - rzuciłam po czym ruszyłam do ataku.

Oruko

 Przez moją głowę przepływały przeróżne myśli. Co on tu robi? On jeszcze żyje? Co się stało z organizacją? Czemu go nie było? Czemu akurat on? Przeszłości nie da się zignorować. Gdzie nie pójdziesz, ona zawsze cię dogoni. Nie ukryjesz się przed nią. Oto moja przeszłość, stoi przed moimi oczami. Stoi i walczy, w mojej obronie. Przeszłość, o której chciałem zapomnieć.
Podniosłem się pełen sił i z podniesionym łbem ruszyłem ku następnej walce z kataną w zębach. Jego obecność dodawała mi sił, a obecność Fire i stada chęci wygranej. Przegrywając tę wojnę przegrywam z przeszłością; robię to, czego chce SS, poddaję się. A ja nigdy się nie poddaję, stąpam po cienkim lodzie pokonując wszystkie przeszkody. Takiego Oruko zna organizacja, on i ona. Takim pozostanę wygrywając tę i kolejną walkę. Ocknąłem się z tego stanu - stanu w którym jestem niczym. Wszystko co się do tej pory stało zawdzięczam jemu i dla niego będę walczyć. Wszystko co do tej pory osiągnąłem zawdzięczam Fire i dla niej będę walczyć. Wszystkich, których spotkałem traktuję jak rodzinę i dla tej rodziny będę walczyć. Stipant Veritatis potrzebuje pomocy i pomoc otrzyma. Ta motywacja tchnęła we mnie nowego ducha - ducha walki. A więc tak czuje się dumny wilk? Muszę to zakończyć, nie tylko jego chcę jeszcze spotkać. Nie mogę się zatrzymać, wygram.

Fire

Walcząc kątem oka zobaczyłam Oruko. Wstał i poszedł. Zaczął nową walkę razem z tajemniczym wilkiem. Co mu do łba strzeliło? Wracając zamyślona do walki nie mogłam się skupić, ale tylko przez kilka sekund. Dałam z siebie wszystko, ale zdobyłam wiele nowych ran. Było coraz trudniej. Ciekawe co u reszty...

11 lis 2013

Spotkanie ze Śmiercią i nieznany psowaty.


   Pamiętam tylko bardzo głośny, nagły huk. Następnie poczułam paraliżujący ból i nie mogłam poruszyć żadną częścią ciała. Nie mogłam krzyczeć, nawet trudno mi było oddychać. O ile w ogóle próbowałam poruszać klatką piersiową. Każdy gest, drobny ruch był porównywany do ciężkich tortur. Tylko tyle z tego pamiętam. A potem? Towarzyszyła mi czerń, aż do teraz.
   Nadal ciężko było mi wykonać dowolny gest. Na początek otworzyłam oczy. Pomimo dość słabego światła zachodzącego słońca, promienie, które zobaczyłam  były nienaturalnie jaskrawe. Dla nieprzygotowanych oczu do takiego natężenia światła, źrenice gwałtownie stały się węższe. Cóż, zabolało, ale nie tak bardzo, w porównaniu do uścisku w brzuchu.
  Gdy mogłam normalnie widzieć, podjęłam próbę wstania. Na marne. Łapy odmawiały posłuszeństwa.
    Po krótkiej chwili uświadomiłam sobie, iż nie wszystkie zmysły działają poprawnie. Po paru chwilach odzyskałam węch. Wtedy do moich nozdrzy dotarł fetor krwi. Prawdopodobnie moja, więc zbytnio się nie przejęłam. Powracał powoli zmysł słuchu. Wpierw doszły do mnie w szumy, które  wolno i bardzo trudno zmierzały do porządku.  Zanim zaczęłam normalnie słyszeć, minęło trochę czasu. Także węch się stopniowo poprawiał. Wiatr wówczas przyniósł mi więcej zapachów i to one mnie zaniepokoiły.  Krew. Więcej krwi, niż wcześniej. Są tu wilki, mianowicie dwa. Czuć inny odór. Śmierć jest blisko i prawdopodobnie zbiera swoje żniwa. Następna informacja. Te wilki... nie żyją.
   Byłam zbyt słaba, zmęczona i poraniona, by w pełni zrozumieć komunikat, a więc odpowiednio zareagować.  Pomimo, iż nie dawno się obudziłam, ogarnęło mnie znużenie, a oczy zaczęła przykrywać coraz większa mgła.
Serce zabiło mocniej. Dobrze wiedziałam, co o oznacza. Panna w czarnej sukni, o bladej cerze zbliżała się do mnie coraz bliżej. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Dotknęła swą lodowatą dłonią mojej głowy. Wówczas przeszedł mnie zimny dreszcz. Delikatnie dotknęła mych powiek, po czym powoli je zamykała. Zaczęła cicho śpiewać, jakby kołysankę:

  Posłuchaj mnie, zamknij oczka swe,
  Już niedługo poczujesz się lepiej.
  Powiem ci co zrobić, by nie zaznać dłużej smutków.
  Wsłuchaj się w mój głos i oczęta zmruż.

  Za niedługo, lada chwila będziemy już gdzie indziej.
  Tam, gdzie każdy dąży, do Krainy Szczęścia.
  Już nigdy nie uronisz ani jednej kropli łzy.
  Wszystko, to co było, odejdzie w zapomnienie.

 Znałam dobrze tę pieśń, a także wykonawczynię. Tak ciągle się mijałyśmy, tak często próbowałam jej uniknąć. Odnalazła mnie i skromnie, lecz stanowczo żąda o oddanie długu, który ma każdy z nas.  Pomiędzy wersami jakby była ukryta zwrotka, która tak naprawdę odzwierciedla charakter Czarnej Panny i jej celu:  "Odnalazłam ciebie, a wiesz dlaczego.
 Pora dzisiaj, abyś oddała to, co inni przed tobą.
 Twój czas jest bliski, czy chcesz coś powiedzieć?
 Masz mało czasu, twój kres jest bliski!"

   Musiałam zebrać w sobie ostatnie pokłady siły woli. W tej chwili nie mogę się poddać! Nie mogę teraz umrzeć! Jeszcze przecież nie osiągnęłam swojego celu. Pamiętaj o tych, którzy w ciebie wierzą! Pamiętasz Laurelin, Maikę?... Arcebisa? Oni nadal ufają, nie zawiedź ich! A SV? Wierzą w pomoc! Nie możesz się poddać! Za wiele by poszło na marne. Teraz, za wiernych przyjaciół i rodzinę!
   Dostałam przypływu energii. Wiedziałam, że jak  nagle się pojawiły, tak i mogą zniknąć. Ale nawet i z taką pomocą, nie pokonam Panią Śmierci. Istniał jeszcze jeden sposób. Oby ponownie zadziałam. Wystarczyło zamknąć oczy i... ponieść się wyobraźni. Czyli udowodnić, iż jeszcze dodatkowe, marne dni życia się jeszcze przydadzą.
 Nabrałam powietrza, po czym zaczęłam śpiewać:

Och, droga pani, o cudownej urodzie.
 Proszę cię, nie zabieraj mnie dziś jeszcze!
 Nie dziś, nie jutro, może kiedy indziej?
Bo tam, na ziemi, cel swój muszę spełnić.

 Panna o bladej cerze odsunęła swą dłoń. Wciąż patrzy się na mnie. Byłam jednak spokojna. Gdy przebywa się ze Śmiercią parę spotkań, strach powoli ustępuję. Chociaż to kobieta o urodziwym wyglądzie i całkiem niewinnej, trzeba pamiętać, iż jest nieobliczalna, choć na początku wydaje się miła.
   Kobieta w Czarnej Sukni wstała i zrobiła parę kroków w tył, uśmiechając się blado. Gdyby popatrzeć w jej puste, czarne oczy, można by myło zobaczyć błysk zrozumienia, a także zasmucenia. Schyliła lekko głowę, a jej długie, ciemne włosy z wolna zaczęły zasłaniać twarz dziewczyny. Z kieszeni wyjęła woreczek. Wyjmując zawartość worka, w którym był niespotykany pył, dmuchnęła w moją stronę.
  Nie spuszczałam z jej wzroku. Zapadła cisza. Na szczęście nie zapowiada się jeszcze moje odejście z tego świata. Jednakże to, iż tak szybko dała sobie ze mną spokój, lekko mnie niepokoiło. 
   A jednak miałam racje. To by było za proste. Nie łatwo uwolnić się z objęć śmierci, bo wcześniej ledwo co uchodziłam z życiem.
   Tajemniczy pył, który na mnie spadł. To dzięki niemu w mojej głowie zaczęły pojawiać się wizje, iż tak będzie lepiej. Po cóż dłużej męczyć się na tamtym niesprawiedliwym świecie, skoro los daje ci okazję na zmiany? Czemuż nie chcesz iść tam, gdzie: "Już nigdy nie uronisz ani jednej kropli łzy"? Tam, gdzie wszyscy będą zaakceptować cię taką, jaka jesteś?
   Na szczęście zachowałam trzeźwość umysłu i szybko uzmysłowiłam sobie, iż jest to sztuczka Tajemniczej Panny.
-Nie chce jeszcze odchodzić. Dopóki nie spełnię swojego celu, moja dusza będzie wciąż niespokojna. Zwłaszcza iż jestem na dobrej drodze. Wiem, że jeszcze dużo przede mną, ale sądzę, że dam radę.-powiedziałam spokojnie.
   Oczy Panny straciły swój blask, a ogółem jej postawa ciała wskazywała na zasmucenie. Stała tak nieruchomo przez parę chwil. Ale potem uniosła głowę i widać było nowy blask oczu. Zaczęła mówić:

Oj, głupiutka waderko, taka twa wola jest?
Cóż, tym razem posłuchać muszę cię.
Wolisz pozostać na ziemi? Znów niepotrzebną być?
Zgoda, ale wiedz, że twoi przyjaciele woleli ze mną iść.

Zamurowało mnie. Po prostu nie wiedziałam, co o tym sądzić. Czyli... Hisoko i Vaidya nie żyją? Dlaczego!?
  Usłyszałam narastający śmiech Śmierci, obijał się echem i cichł. Czułam, jakbym spadała w dół i coraz szybciej. Poczułam wstrząs i znów znalazłam się w swoim ciele.
   Słaba, zakrwawiona, bez pomocy.
 Ponownie musiałam czekać, aż moje zmysły wrócą do normy. Na szczęście trwało to o wiele krócej, niż wcześniej.
   Węch przyniósł mi nową wiadomość. Wcześniej pewnie nie zdążył go zlokalizować. Dym. A więc coś się tu paliło. Ale byłam pewna, iż ogień pochodzi od pożaru, a na dodatek prawdopodobnie jeszcze nie zagasł. I wtem ujrzałam przed sobą, niespełna 30 centymetrów ode mnie malutki płomyk, zmierzający ku mnie.
  Nadal nie mogłam się ruszyć. Najdrobniejszy ruch ciągle był dla mnie jak katusze. Cóż mogę zrobić? Płomyk rósł w moich oczach. Może i tak szybko się nie rozprzestrzenia, ale porównując do moich ślamazarnych, prawie niezauważalnych ruchów, ogień stawał się dla mnie zagrożeniem. Mogłam liczyć na wiatr, który mógłby go zdmuchnąć, ale żadnych mocnych powiewów nie było.
   Przymknęłam oczy. I wtem coś, a może ktoś przyćmił światło padające na mnie, które nawet z zamkniętych ślepi bym zauważyła. Następnie usłyszałam charakterystyczny syk, jakby płomyk zagasł. Wówczas otworzyłam ponownie oczy. Przede mną stał jakiś psowaty, całkowicie mi obcy. Jego zapach także mi był nieznany.
  Miał białe łapy, a jego cechą charakterystyczną były jasne, błękitne oczy. Był dorosły. Na pierwszy rzut oka zauważyłam, że nie jest wilkiem. Miałam kiedyś styczność poznać rasę husky i przyznałam, iż jest podobny, choć nie identyczny. A po za tym, takie oczy mają tylko one. A więc pies! Ulżyło mi. Z nimi nie miałam żadnych konfliktów. Raczej tak szybko nie wyśle mnie na tamten świat.
   Ale jednak, moje serce ogarnął niepokój. A jeżeli to jego teren? A jak to on zamordował  moich nowo poznane wilki? Drugą myśl od razu obaliłam. Przecież dwa na jednego... a po za tym, widząc mnie, raczej nie zastanawiałabym się czy mnie zabić, czy dać jeszcze pożyć. Jednak to mnie niepokoiło. Czemu nie zadał ostatecznego ciosu?
 -Kim jesteś?-zapytałam niewyraźnie, zdławionym głosem, a słychać w nim było także trwogę.
 Jednak obcy pies nic nie powiedział. Nie uczynił żadnego ruchu. Jak stał, tak stał.
-Kim jesteś?-powtórzyłam, starając się mówić wyraźniej.
 Nadal nic. Wtem poczułam niewiarygodny ból w okolicach brzucha. W ostatniej  chwili powstrzymałam się od skowytu. A Nieznany nadal stał. To nie on zadał mi ból, tylko wcześniejsza rana się otworzyła.
  I wtem filmik się uciął, znów zapanowała ciemność.
_______________
*Ponownie widzi Panią Śmierci. Ona śmieje się złowrogo. "Co takiego wymyśliła?-przeszło przez głowę wilczycy.  "Oh, Terro, w ogóle mnie nie znasz...  Na pewno wiesz, kim jestem? I sądzisz, że spotkałyśmy się tylko parę razy? Cóż, mylisz się. A pokazać ci kim jestem naprawdę?"-nawet nie czekała na odpowiedź, tylko zza siebie wyjęła sporą siekierkę. O mało oczy z orbit wadery nie wyskoczyły. "Pani Siekierka??! Ale jak to?!..." Wilczyca cofała się parę kroków, a potem pobiegła najszybciej, jak mogła pobiegła w przeciwnym kierunku. Za sobą słyszała śmiech P.S. "Oj Terra... Szkoda, że nie wiesz, iż stąd nie ma ucieczki..."*
Nareszcie skończyłam! W sumie to napisałam wszystko od nowa i dla tego to tak długo trwało. Wiem, prawdopodobnie są jakieś błędy, ale pisałam to w nocy (jak zwykle). Następną notkę napiszę prawdopodobnie w roli Santa.
 Tak, tak. Do pomocy przyszła mi, jak widzicie P.S. Już się boję, co chce w zamian... *słyszy jej głos. "Oj Terra, przecież wiesz..." Wilczycę przeszedł zimny dreszcz "Uhm, jeszcze tego brakowało... Nie oddam Santa żywcem, zostaw go w spokoju!!"-krzyczy na cały regulator. Lecz kobieta tylko śmieje się coraz głośniej"
(Br, jeszcze tego brakuje, że do P.M. przyłącza się P.S.! Wiem, że to małżeństwo, ale dajcie żyć! Help me! xD)
   Jakby coś, to ten nieznany pies, to jest wprowadzenie pomocy ze strony SPS, ale jeszcze się spytam, czy im pasuje, a jak nie, to napiszę, że owy pies prawdopodobnie się mi przyśnił.

7 lis 2013

Pomocna łapa

Po krótkiej wizycie medycznej wróciłam do walki. Zaraz po wejściu na pole bitwy rzuciła się na mnie jakaś ruda wadera.
 - No proszę, szybko zejdzie ze złamaną łapą. - rzuciła ironicznie.
 - Stul pysk.Żebyś się nie zdziwiła, panienko- Odszczeknęłam wściekle i nabrałam rozpędu. Nie była zbyt szybka, chyba raczej polegała na sile, ale większość ataków udało jej się odeprzeć. Po kilku nieudanych próbach, wilczyca była już lekko zmęczona, ja z resztą też, ale tylko ona zwolniła ruchy. Brakowało już po kilka centymetrów, a wadera z każdym krokiem zwalniała. Koniec zabawy. Z mojej łapy wydobył się strumień parzącego ognia, który momentalnie dosięgnął wroga. Była tak zdezorientowana, ze nie wiedziała, co się stało. Zapiszczała z bólu, na co ja złapałam ją za poparzoną łapę. Krew trysła mi na pysk, przez co musiałam zamknąć jedno oko, ale wadera dalej nie mogła wydostać się z uścisku, opierała się i wierzgała łapami skomląc. Lekko rozluźniłam szczękę, na co ona momentalnie wyślizgnęła łapę. Czując to odskoczyłam dwa metry w tył. Wilczyca kulała, a z łapy lała się krew.
 - Teraz mamy równe szanse. - wymamrotałam do niej. Widocznie złamałam jej łapę, przez co byłyśmy w tej samej sytuacji. Po kilkunastosekundowej przerwie skoczyłyśmy sobie do gardeł. Obie zmęczone i przepełnione bólem nie dawałyśmy za wygraną. Ostatecznie poparzyłam jej pysk, przez co padła po krótkiej chwili. Obejrzałam się za Oruko. Walczył z dwoma basiorami, ledwo dotrzymując tępa. Pobiegłam natychmiast w jego stronę atakując jednego z nich. Kompletnie nie spodziewał się ataku, ale z łatwością odepchnął mnie i wstał. spadłam na przednie łapy powoli przenosząc się na tylne. Zanim ostatecznie wylądowałam, wilczur stał już dwa metry przede mną warcząc i biegnąc w moją stronę. Zrobiłam unik w ostatniej chwili odskakując na bok i złapałam go za kark. Jęknął wściekle i otrzepał się. Twardy jest. Znów wylądowałam na łapach. Basior nie był zbyt inteligentny, ale silny i twardy. Był praktycznie mojego wzrostu, ale bardziej masywny. Znów spojrzałam się na partnera, który znalazł sobie kolejnego przygłupa i dalej walczył jeden na dwóch. Spojrzał się na mnie na sekundę po czym wrócił do walki. Obejrzałam się na basiora który dalej stał na miejscu. Najwyraźniej temu debilowi nie przyszło do głowy, żeby zaatakować, kiedy miałam rozproszoną uwagę. Po kilku sekundach znów wrócił do żywych i zaatakował. Najważniejsze w tym momencie są uniki, jak mnie dopadnie to po mnie. Zręcznie ominęłam basiora i przystąpiłam do ataku. Zaatakowałam ogniem celując w jego pysk. Porządnie oberwał ale dalej mocno się trzymał. Zaczął warczeć o wiele głośniej. Chwilami wyglądał jak niedźwiedź, trochę denerwujące, ale co poradzisz. Znów ruczył do ataku, dalej nic mi się robiąc, ale męczyłam się coraz bardziej. Jeśli nie dopadnę go teraz to nie przeżyję tej walki. Otoczyłam go kulą ognia, która nie odstępowała go ani na krok. Zaczął drzeć się na całą polanę, słychać go było chyba kolejne 5 km stąd. Przez kontrolę tego ognie praktycznie nie mogłam się ruszyć, ale jemu też nie przyszło do głowy, żeby zaatakować. Po niecałej minucie moje płomienie przestały działać, a wilk był cały poparzony. Padł na ziemię. Wyprostowałam się oddychając głęboko. Spojrzałam w niebo. Kiedy to się wreszcie skończy... Uspokoiłam oddech i nabrałam trochę sił. Wszystko ucichło, a w głowie miałam tylko własne myśli. Całkowicie odłączyłam się od walk. Nagle poczułam przeszywający ból w plecach i runęłam o ziemię. Jakiś wilk przygwoździł mnie do ziemi, a ja jak osłupiała gapiłam się na jego ciemną sylwetkę. Wilk wziął rozmach łapą, a ja jak poparzona zaczęłam się rzucać. Automatycznie poczułam ból na pysku, a basior zniknął. Pozbierałam się jak prądem poparzona i przeszukałam teren wzrokiem po drodze natrafiając na brązowego basiora z zakrwawionym pyskiem patrzącego w moją stronę.
Pod nim leżał wilk, który zaatakował mnie przed chwilą.
 - Zasnęłaś? - Spytał ironicznie. Przejechałam delikatnie łapą po moim pysku, ale żadnej rany nie było. - Co to właściwie za walka?
 - To ty, baranie, atakujesz wilka i nie wiesz, z jakiego powodu?!
 - Sorka, nieobeznany jestem. Zgaduję, że to walka o tereny? - Po krótkim namyśle przytaknęłam łbem. Nagle dało się słyszeć znajomy pisk. Odruchowo obejrzałam się, a mój wzroku przykuł biało-niebieski, zakrwawiony basior, przegrywający walkę. Popędziłam w jego stronę i wściekła jak jeszcze nigdy złapałam jego przeciwnika za kark łamiąc go za pierwszym podejściem. Od razu padł martwy, otoczony kałużą krwi. Zaraz po tym dołączył do mnie nowo poznany basior i na widok mojego partnera zaniemówił. Gdy ten się odwrócił już miał atakować kiedy nagle zatrzymał się patrząc mu w ślepia. Basior uśmiechnąłsię przyjacielsko.
 - Trochę minęło, Oruko. - ten nadal milczał. Po dokładniejszym przyjrzeniu się pyskowi zdezorientowanego basiora dało się zobaczyć przezroczyste łzy, wymieszane z błotem i krwią.
***
No nie no, no to to jest chyba jedna z moich najdłuższych notek. Nie wiem jak wy, ale ja ostatnio zauważyłam, że piszę najlepiej skonstruowane wypracowania z klasy, co zawdzięczam temu blogu. Arigato <3
Szablon wykonany przez Jill