Alternatywny tekst

23 lis 2013

Na bitwie.

Santino:
  To, co się tu działo, można powiedzieć jednym wyrazem-piekło. Wszędzie rozlewała się krew, w powietrzu czuć było zapach grozy i śmierci, odgłosy wojny powodowały zimne dreszcze.  Każdy walczy pomiędzy sobą. A jednym celem jest przecięcie tchawicy-tylko po to, by zabić.
   W pierwszej chwili nie wiedziałem, co zrobić. Wszyscy przyjaciele zniknęli mi z oczu. Owszem, było to zaplanowane, ale zdecydowanie na później. wzrokiem poszukiwałem teraz nie kogoś z naszej paczki, ale kogokolwiek z SV. W chaosie walki trudno było kogokolwiek odnaleźć wzrokiem, a trzeba było być czujnym. Zawsze ktoś mógł się rzucić. Ba, niezapowiedzianie, cichym sposobem ukrócić mi życie lub czyjeś martwe ciało mogło mnie przygnieść.
   Nie mogłem się skupić na walce. Wizja osoby z naszej watahy, która leży teraz martwa nie chciała odstąpić. W ostatniej chwili uniknąłem ciosu, który prawdopodobnie miał być zadany innej osobie. Szybko pobiegłem w innym kierunku zmierzając w głąb potyczki. W tym momencie w mojej głowie pojawił się obraz Avyam- ciężko rannej lub półżywej.
  Nie liczyło się teraz nic innego, tylko chęć jej odnalezienia. Wytężyłem mój słuch wzrok i węch najmocniej, jak umiałem. Nie oszczędzałem jakże łap-nie ważne iż lekko kuśtykałem, najważniejsze było odnaleźć Avyam.
  **
   Biegnę, patrzę, nasłuchuję, szukam najdokładniej jak mogę. I nadal nic, ani śladu jej obecności. Jak mogłem być taki roztrzepany! Gdybym chociaż wiedział, kiedy ostatni raz zniknęła mi z oczu...! A jeżeli walczy z kimś teraz na śmierć i życie? Leży gdzieś, nie mogąc wykonać żadnego ruchu?
-Avyam!-krzyknąłem najgłośniej jak mogłem.
   Żadnej odpowiedzi. Wtem usłyszałem, jak ktoś warczy. Pewnie zaraz  się na mnie rzuci. Chciałem szybko uskoczyć w bok, lecz nie mogłem z powodu gęsto rosnących róż. Na dodatek zaplątałem się o jakąś inną roślinę. Z całych sił próbowałem wyrwać się z objęć, ale nic z tego. Byłem pewien, że wcześniej tego czegoś nie było.
  Teraz na Ciebie czas. Przelejesz swoją krew jak inni twoi pobratymcy. A my łakniemy twojej krwi! Nie wywiniesz się tak szybko.
  Hm? Co to właściwie było?
 Nie zdążyłem się zastanowić, gdyż obcy wilk już na mnie runął. Zaczął mnie ranić kłami. W miarę moich możliwości unikałem ciosów, przy okazji próbując ranić nieprzyjaciela. W następnej chwili specjalnie mnie przygniótł. I to był jego błąd. Używając magii Lodu, zacząłem ochładzać jego temperaturę ciała, zwłaszcza w okolicach serca. Basior nie mógł się ruszyć. Chciałem to wykorzystać, ześlizgując się spod jego cielska, ale zapomniałem, iż tajemniczy korzeń, wciąż trzyma moją łapę.
 Nie umkniesz się jeszcze. Zginiesz na miejscu, a ja do syta będę pić twoją krew. O tak.. w końcu nasycona.
 Teraz miałem 100% pewność, iż jest to ta dziwna roślinka.
   Jeszcze zobaczymy.
 Wtem mignęło mi przed ślepiami jakaś żółtawa sierść. Potem usłyszałem jakby okrzyk wojenny, na pewno należący do wilczycy. Poczułem, jak cały ciężar nagle znikł. Odwróciłem się na bok i zobaczyłem młodą waderę-posiadaczkę owego futra i zielonych oczu.
-Avyam!-krzyknąłem.
-Nie, Dara w przebraniu.-odparła. -To taki z ciebie wojownik, że zamiast walczyć leżysz sobie tak ot na ziemi?-powiedziała, śmiejąc się na końcu.
-Gdzieś ty była!? Martwiłem się o ciebie!
-Jak widzisz, nic mi nie jest. A te walki z innymi to całkiem zabawne. Gdybyś widział minę tych wilków, które patrzą na osobę o połowę mniejszą od nich! Normalnie, wystarczy lekko podmuchać  i stoją jak te stare drzewa. A ja tylko ciach w gardło i po nich.
-Avi, nie znikaj mi z oczu więcej. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się stało. Dobra, trzeba znaleźć Scotta i Kataleję, pewnie się martwią.
-Pff, jakby sami nie mogli dać sobie rady. Ja tam im do końca nie ufam, są przecież z SS. Niby teraz z nami trzymają, a gdy uśpią naszą czujność, zabiją nas z zimną krwią.
-Ja ufam Darze, a skoro wierzy, że Scott jest inny, mi to zupełnie wystarcza.
-A ty wciąż o niej.
-Oj, no już nie bądź taka zła. My się znamy od małego, to normalne.
-Pff..-odparła.
   Wnet jakiś następny wilk rzucił się na nas, lecz na celowniku miał zdecydowanie Avi. Bez zastanowienia rzuciłem się w jego kierunku i celnym ruchem rozdarła mu tchawicę. Wilk padł martwy. Wilczyca wpatrzona była w martwe ciało w lekkim osłupieniu.
-No to jesteśmy kwita-odparłem.
   Ava po moich słowach znów oprzytomniała. Wstała, dumnie wypięła pierś i z widocznym teatralnym zlekceważenie w jej głosie powiedziała:
-Pff... Dałabym radę. Ale chciałam ci sprawić przyjemność ratowania mnie.
-Oj Avcia, Avcia...
  Razem spojrzeliśmy na jakiegoś rozglądającego się obcego wilka. Na naszych twarzach pojawił się ten sam uśmiech.
-Heh, normalnie jak za dawnych czasów... Tylko zamiast królika jest zabłąkany wilk...- powiedziałem wesoło. Ale w następnej chwili zamyśliłem się. Ten psowaty... Czy musimy to robić? Zabijać, nie wiadomo po co? Przecież na jego miejscu mógłby być każdy z nas.
-Noo. I zgadnij, kto będzie pierwszy?-wadera pognała, nie czekając na odpowiedź w kierunku nieprzyjaciela.
  To nie byłoby fair. Jeżeli się z kimś walczy, to niech przynajmniej wie, z kim. Pobiegłem za wilczycą. Nie miałem szans jej dogonić. Wysłałem w stronę dorosłego wilka smugę ognia. Od razu się odwrócił.
-Co ty robisz, baranie jeden!? To miała być zasadzka!
-Em... każdemu zdarzy się nie trafić, nie?
-To po coś w ogóle strzelał! Chwila, przecież nie widziałam, żebyś kiedykolwiek nie celnął, co to ma znaczyć?
-Musi być ten pierwszy raz.-powiedziałem spokojnie. W odpowiedzi usłyszałem jak coś ze wściekłości mówi do siebie.
-I tak musimy teraz zaatakować, bo i tak staliśmy się jego celem. Brawo Jasiu.-warknęła.
   Rozdzieliliśmy się na 2 strony. Cóż, sam chciałem zaatakować z przodu, ale Avyam była bliżej niego. Zaatakowała, jednocześnie zakrywając widoczność swą magią, ale wróg przewidział to. Obroniwszy się łapą, młoda wilczyca została odepchnięta na większą odległość.  Teraz zaatakowałem ja. Wbiwszy swe zęby w kark nieprzyjaciela, dałem mu pod skórą trochę ognia A przy okazji zamroziłem mu tylne łapy. Wilk zrzucił mnie lecz nie mógł pozbyć się ognia. zaczął robić nienormalne ruchy. Odsłonił szyję. I na to Avyam czekała. Skoczyła na niego i zadała ostateczny cios.
  Chwilę dyszeliśmy, próbując uspokoić oddech. Pomimo  tak krótkiej walki czuliśmy się chwilowo, jakby nas siły opuściły. Prawdopodobnie przez tego wilka. Może władał energią? Na szczęście nie żyje, więc po odczekaniu paru chwil znów byliśmy w pełni sił.
-Dobra, trzeba odnaleźć Scotta i Darę. dość długi czas byliśmy od nich daleko. Oby im się nic nie stało.
-Jestem święcie przekonana, że świetnie radzą sobie bez nas.-nie dawała za wygraną Avi.
-Ale sprawdzić nie zaszkodzi, nie? Pewnie najbardziej z nas wszystkich martwi się Scott, w końcu to jego taktyka.
-Eh, no dobra. W sumie bieg przez atakujących się nawzajem wilków to wyzwanie. Ale się będzie działo! Start!-krzyknęła, nie czekając aż się przygotuję. Cóż, pobiegłem za nią.
-Av, mam pytanie?
-Mów.
-Nie wydaje ci się to jakoś za łatwe?
-Em, nie? Szczęście początkującego. Nie słyszałeś?
-Słyszałem. Ale nie wydaje ci się dziwne, że nikt nas nie atakuje, czy coś?
-Nie?
  Wtem zwaliło się drzewo. Musieliśmy natychmiast zahamować. Na szczęście nikogo z nas to drzewo nie przygniotło, ani nic z tych rzeczy. Mniej szczęścia miała wadera, która została zmiażdżona przez nie. Odwróciliśmy się. Drogę odcięli nam jakaś grupa wilków. Z ich wyrazu pyska widać było, że tylko na to czekali. Wiedziałem, że nie może być tak łatwo!
-No to żeś wykrakał...-mruknęła wadera.
   Nieznana grupa 5-osobowych wilków zbliżała się do nas. Rozdzielili się na dwie strony i widać było, że stosują taktykę półkola, a nie jak się spodziewałem "kopyta".
  Pięciu na dwóch? Niezbyt sprawiedliwe.
  Jeżeli wyjdziemy stąd cało, to będzie jakiś cud.
__________
Jak obiecałam, w końcu to napisałam. Następna notka będzie w roli Scotta. Mam nadzieję, że Avyam nie będzie na mnie zła. Bo nie wiem, jakie masz plany. Jakby coś nie pasowało, to  pisz w komentarzu. A propos:
 Czy ktoś z Was jeszcze żyje oprócz Fire? Może i trochę przewrażliwiona jestem, ale pamiętacie jeszcze tą akcję z miesięcznym "urlopem". Uh, może znów cierpię na na jakąś inną fobię? Wiem, może z weną słabo, może nie chce wam się więcej ciągnąć itg. Ale jeszcze trochę. A, i jak mówiłam, SPS się na sojusz zgodził i jedna notka jest w toku ("się pisze"). A więc prosiłabym jeszcze się z wojną "pomęczyć", i tak za niedługo będzie się kończyć. Niektórzy z Was już coś o wojnie napisali, nie oczekuję "przymusowej 2 notki", bo nic się nie dzieje.
Jeszcze trochę...

3 komentarze:

  1. Żyje żyje :P milczę bo weny nie mam... Kiepska raczej jestem z wojennych notek... Wracając do notki ... Super post :) nerwy! Co się stanie dalej!? Czemu przerwałaś w takim momencie!? Jak mogłaś?! Dobra już się nie wściekam :) jeszcze raz super notka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna notka. "Brawo Jasiu"? xD Mam dziwne wrażenie, że po części zmieniłaś styl pisania, ale mniejsza. Ja chyba jakaś uzależniona od LO jestem, przydało by się jakieś :P

    OdpowiedzUsuń
  3. NananaannNANNnnnanNNAnnan zostań chora jak ja! xd

    W naszej watasze zaczyna się małe napięcie. Co z tego wyniknie?
    Czy uda nam się przetrwać? Czy żyją tu jeszcze inni ludzie zdolni do komentowania? (Nie tak jak ja, niezdolna.)
    Jak potoczy się sojusz z SPS?
    Czy Sashu jednak postanowi się poddać? Jeśli jednak, któremuś ze szczeniaków/nastolatków/byłych szczeniaków, których byłą opiekunką coś się stanie to rozszarpie całe SS na strzępy ;3
    Czy Sash zdecyduje się na stworzenie nowej postaci po wojnie czy w trakcje wojny, czy w końcu w ogóle jej nie stworzy? (właśnie się nad tym zastanawia)
    Tego wszystkiego powinniśmy się dowiedzieć już niedługo.
    Dzisiaj w trochę dziwacznym stylu, komentowała dla was z gorączką...

    Wasza Sashu c;

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Jill