Alternatywny tekst

7 lut 2014

" Praw­dzi­wy ból nie ob­ja­wia się we łzach. "


Szła zaśnieżoną ścieżką wiodącą do miejsca jej częstych polowań. Sądząc po nadciągających chmurach, miało się rozpadać, więc przyspieszyła tempa. Na zimę jej sierść stała się gęsta i doskonale chroniła przed zimnem, toteż korzystała z tego i rzadko przebywała w jaskini. Zazwyczaj polowała na jedną zwierzynę, co starczało jej na cały dzień. Nie była myśliwym, więc nie czuła obowiązku dostarczania pożywienia pozostałej części watahy. Poza tym według niej, nie mieli z tym problemu. Może było to tylko jej zdanie, lecz wystarczyło, by zrezygnowała z jakiejkolwiek pomocy im. Dotarła. Skryła się w krzakach i obserwowała, jak jej cel porusza się powolnym krokiem. Sarna była wycieńczona, najwidoczniej przybłąkała się tu, głupia. Z braku pożywienia była dość chuda, ale czarnej to nie przeszkadzało. Była niesamowicie głodna. Nie zważała na taktykę, nie zważała na to, że zwierzyna wciąż może mieć tyle sił, aby szybko biec, nie zważała na nic. Po prostu wybiegła i popędziła za uciekającym już celem. Gdy była już na tyle blisko, by skoczyć, zrobiła to. Wbiła pazury w sarnę, a ta przewróciła się. Oddychając ciężko patrzyła na wilczycę przerażonym wzrokiem, a ta, nie zważając na to, wgryzła się w nią. Umarła.

Po zakończeniu udanego posiłku, udała się w stronę głównej polany watahy. Oblizała brudny od szkarłatnej krwi zwierzyny pysk i weszła wgłąb lasu. Było już ciemno, bowiem pozwoliła sobie na miejscu polowania trochę odpocząć. Księżyc świecił jasno nad jej łbem, co spowodowało wbicie w niego wzroku czarnej. Była tym widokiem niewątpliwie zachwycona, przysiadła nawet. Siedziała tak przez chwilę, aż usłyszała nieprzyjemny dla jej ucha dźwięk. Zdrapywanie kory z drzewa. Zastrzygła uchem i ponownie kontynuowała drogę powrotną, zachowując jednak ostrożność. Raz na jakiś czas, gdy była niemal pewna, że kryjąca się w cieniach osoba odpuściła sobie, słyszała jakiś dźwięk. Ruszyła kłusem, chcąc się oddalić. Jak najdalej. Przyspieszyła, on także. Skręciła w lewo, on za nią. Wyjście z lasu. Była tak blisko..
Upadła przygnieciona przez napastnika, a gdy na nią skoczył, jedyne co zdążyła ujrzeć, to bladoniebieskie ślepia, nim pojawiła się mgła. Była przyciśnięta do ziemi, wilk musiał być duży i dobrze zbudowany. Schylił łeb, warczał. Po chwili wgryzł się w jej szyję i ciepła krew spłynęła do jego pyska, ból nasilał się wraz ze wzmocnieniem zacisku szczęk. Odsunął się trochę. Pozwolił jej leżeć bezwładnie i tak nie mogła juz się ruszyć, straciła za dużo krwi.
Wadera była oszołomiona tym wszystkim, czuła, że ból w szyi coraz bardziej się natężał, czekała na śmierć, wiedziała, że się zbliża. Leżała tak dobre dwie minuty, co dla niej było wiecznością, czas dłużył się niemiłosiernie. Każda sekunda była dla niej męką. Jej oddech był coraz płytszy. Miała dość, chciała już odejść z tego świata. W końcu morderca najwyraźniej postanowił skrócić jej cierpienie, bowiem już po chwili ponownie wgryzł się w jej skórę, skręcił jej kark. Zdążyła jeszcze zaskomleć cicho, po czym osunęła się w ciemność. Jej martwe ciało opadło na ziemie. Nie ruszała się, nie oddychała, po czarnej waderze została tylko pusta skorupa. Wyzionęła ducha. Na miejscu zbrodni wszędzie dookoła była krew. Szkarłat brudził zieleń trawy. Morderca jeszcze raz rzucił krótkie spojrzenie na truchło, oblizał swoją brudną od krwi łapę, po czym powoli odszedł od miejsca zbrodni, zamiatając ziemię ogonem.


~*~
Biała wadera przechadzała sie jak zwykle o tej porze po terenach watahy. Błądziła myślami gdzieś w przestrzeni. Powłóczyła swoimi chudymi łapami, nadal była załamana po śmierci Alphy. Niespodziewanie zatrzymała się w pół kroku, zszokowana spojrzała gdzieś w bok, poczuła to, poczuła to bardzo wyraźnie. Po jej filigranowym ciele przebiegły dreszcze. Właśnie wyczuła czyjąś śmierć. To nie wróżyło nic dobrego. Ruszyła w stronę, gdzie najprawdopodobniej ktoś umarł. Kiedy zauważyła miejsce tej masakry podkuliła ogon i położyła uszy po sobie. Zauważyła martwą Frethye, wszędzie była jej krew, na sam widok zrobiło jej się niedobrze, to było straszne. Wilczyca podeszła bliżej i pobrudziła swoją śnieżnobiałą sierść krwią jednej z członkiń stada. Kto mógł jej to zrobić? Po jej pysku spłynęły łzy. Właśnie wataha straciła kolejnego członka. Lampion na końcu jej ogona przygasł, a ona uniosła pysk do góry i zawyła żałośnie informując resztę o tej tragedii, która właśnie się zdarzyła.


-^-
Więc, Frethya umarła.
Notka pisana z pomocą Sash.
Kto ją zabił? Można to wywnioskować, ale może sprawca sam się ujawni :3
Nie wiem czy pozwolicie mi być jeszcze przez parę dni na blogu, ale nie ukrywam, byłoby miło. 
Już nie odgryzę ucha Sunev .__.
Nie lubię Klausa. 
Joseph Morgan.
Martwa Frethya 

11 komentarzy:

  1. Freth died.
    07.02.2014r. [*]

    OdpowiedzUsuń
  2. "Już nie odgryzę ucha Sunev" xDDD Biedna Freth ;_; Teraz kosiarki ci nie grożą xD Taaaak, po tym wszystkim mi się śniły ;_; Jak to z tobą dalej będzie? Ale się nagle stado rozbudziło (szkoda tylko że dlatego, że wam się umierać zachciało xDD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yy. Pochowajcie mnie może? Mordercy poszukajcie.. Fabułę wam dostarczyłam xD

      Usuń
  3. Zgaduje że to Sunev. Albo nie. Cholera wie.
    Imię: Frethya Master
    Motto: Odgryzę Sunev ucho!
    Ostatnie słowa: Masz chrypę i suchość w gardle? Nie, jakiś psychol mnie użarł! X D

    *Badabum tss*

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Jill