Alternatywny tekst

15 lut 2014

Coś,, co nie wnosi zupełnie nic, ale i tak zostało opublikowane

Xytherian szedł... nie. Trafniejszym określeniem będzie, że Xytherian wlókł się za Saphirą, z nisko zwieszonym łbem, powłócząc łapami, jakby szedł co najmniej na rozprawę sądową u sędzi Anny Mari Wesołowskiej. Z dwojga złego już chyba lepszy Artur Lipiński, ale my nie o tym.
Wilczyca od czasu do czasu odwracała głowę, coby upewnić się, że ten nietypowy przybysz nadal znajduje się niedaleko. Patrzyła na niego ułamek sekundy a potem usatysfakcjonowana spoglądała w przód, żeby już po chwili ponownie zawiesić na nim spojrzenie. Całą drogę powstrzymywała się przed zadawaniem pytań, ale w końcu nie mogła wytrzymać.
 - Co tu rob...?
 - Nie pytaj
 - Skąd je...?
 - Nie pytaj.
 - O co cho...?
 - Nie pytaj.
 - Dlaczego...?
 - Nie pytaj.
Wadera westchnęła głęboko. Tak, to nie będzie łatwe, już teraz potrafiła zdać sobie z tego sprawę. Z resztą, miała całkowitą rację - Xytherian był oparty jak osioł a może nawet całe ich stado, więc niełatwą rzeczą będzie wyciągnięcie od niego czegokolwiek. Czarna wydęła lekko wargi. Świetny okaz jej się trafił.
 - Po prostu o nic nie pytaj, dobra? Tak będzie najlepiej i dla ciebie, i dla mnie, i dla wszystkich innych dookoła. Stoi? - odezwał się nagle, nadal nie podnosząc łba.
 - Słuchaj no. - Saphira stanęła w miejscu i odwróciła się w jego stronę. Miała zacięty wyraz pyska. - To, że zaoferowałm ci pomoc, wcale nie znaczy, że od razu jesteś moim przyjacielem. I czy tego chcesz, czy nie, jesteś teraz na NASZYM terytorium, więc obowiązują cię NASZE zasady i musisz odpowiadać na każde pytanie, które JA ci zadam. JASNE?
Xytherian cofnął się lekko pod ostrym spojrzeniem fioletowych tęczówek, które teraz błyskały ostrzegawczo. Był nieco zaskoczony tak nagłą zmianą nastawienia Saphiry względem niego, ale szczerze mówiąc nie miał się czemu dziwić. Ona miała całkowitą rację - był teraz obcy, nikt go nie znał, nikt mu nie ufał. Westchnął głęboko.
 ~ Doceń, ty cholerny gburze, że ktoś zaoferował ci jakąkolwiek pomoc. Coś za coś, tak, czy nie?  - odezwał się do siebie w myślach ostro, nawet, jeśli sam nie był do końca przekonany co do tego stwierdzenia.
 - Jak słońce. - odburknął od niechcenia. - A teraz, jeśli mogę zaproponować jako skromny więzień Waszej Mości, czy możemy iść dalej? - dodał jeszcze, jakby wbrew sobie.
 ~ Nie no, Gzytu. Świetny początek. Jak tak dalej pójdzie, to ktoś wypcha cię trocinami i postawi jako ozdobę przy wejściu. Chcesz, żeby jakieś upierdliwe ptaszysko robiło ci na głowę? Nie? No to ogarnij dupsko.
Jeden z kłów wadery błysnął ostrzegawczo w świetle zachodzącego słońca. I choć podczas drogi nie odezwała się do niego już ni jednym słowem, doskonale wiedział, że na tym się nie skończy. Był intruzem, i chyba nie trafił na specjalnie dobry okres w tej watasze.

Kiedy jaskinia była już doskonale widoczna dla oka, Xytherian zatrzymał się nagle. Wadera, która od jakiegoś czasu obserwowała go jeszcze uważniej, przystanęła zaraz po nim. Odwróciła głowę i zmierzyła go wzrokiem, ale nadal nie wypowiedziała żadnego słowa. Biały wziął głęoki wdech, wydął policzki, i najwyraźniej zaczął walczyć z samym sobą. Po niedługiej chwili w koncu się odezwał.
 - Słuchaj... ja... no wiesz.
Wadera westchnęła.
 - Nie musisz dziękować. Każdy zrobiły to na moim miejscu. A przepraszać nie ma za co. Przecież i tak, jak sam powiedziałeś, niedługo się stąd wynosisz.
Chłód tych słów przyprawił Xytheriana o lekki dreszcz na karku. W tej Saphirze już nie widział tamtej pomocnej, która mu pomogła - z resztą, sam sobie zawinił, podkopał jeszcze bardziej jej zaufanie względem niego. Jedyne, co w niej zostało, to ta sama zaciętość. I ten sam skrzętnie ukrywany w sercu smutek.
Bez słowa ruszyli dalej. Ona, dumnie wyprostowana, z wypiętą piersią, postawionymi uszami i podniesionym ogonem, on - przygarbiony, powłóczący łapami, z głową nisko przy ziemi. Kiedy byli ledwie kilkanaście metrów od jaskini, Gzyt poczuł, jak świat dokoła niego traci na ostrości. Zamrugał kilka razy powiekami, ale uczucie to nie ustąpiło. Teraz okolica zaczęła lekko chwiać się to w jedną, to w drugą stronę, drzew było nagle więcej, a jaskinie dwie. Potem poczuł się, jakby gwałtownie sturlał się z górki - świat odwrócił się do góry nogami, zaczął wirować, zakręciło mu się w głowie. Potem barwy zszarzały, aż w końcu wciągnęła je wszechogarniająca pustka. I była już tylko słodka, błoga czerń.

3 komentarze:

  1. Łeeee ja aż taka zła nie jestem, haha, ale podoba mi się! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mech leśny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Całkiem ciekawe, Saphira wyszła tu jakby chciała wzrokiem pożerać xD Masz fajny styl pisania, ani nie przesadzony ani nie taki zwyczajny. Po prostu w sam raz, podoba mi się ^^

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Jill