-Ciekawe kto wygra tę całą wojnę...-mruknął cicho.- Jak na razie to zbyt wiele się nie dzieje... -ziewnął. Przymknął lekko oczy, nudził się coraz bardziej. Zastanawiał się czy przypadkiem nie warto by było dołączyć do któregoś ze stad, może byłoby ciekawiej. Tylko po wojnie czy przed? Czy warto wspomagać którąś z nich? Czy to się opłaca? Po jego głowie kręciły się przeróżne pytania. Ciekawiło go, która sfora ma większe szanse na wygraną?
***
Dzień chylił się ku końcowi, a czarny nie widział nic co by go zaciekawiło od samego rana. Mlasnął sfrustrowany i ponownie rozejrzał się dookoła. Aktualnie znowu znajdował się na ternach SS, ale nic się tu nie działo.
-A może by znów udać się do Veritatis...? -mruknął sam do siebie niskim głosem rozmyślając.- Czemu nie... -dodał po chwili, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę terenów drugiej watahy. Cały czas był pod postacią mgły, nie chciało mu się zmieniać formy. Jednak stwierdził, że jeżeli ktoś go zobaczy będzie może chodź trochę ciekawiej. Już się nie ukrywał w cieniu.
Kiedy dotarł na tereny Stripant Veritatis ruszył w byle jaką stronę. Nagle usłyszał czyjeś głosy. Wyjrzał zza krzaków i zobaczył rozmowę młodego basiora i białej wadery z lampionem na ogonie. W końcu wadera sobie poszła i zostawiła, jak to sama powiedziała "szczeniaki" same.
-Gdzie ona poszła? -zapytał młody resztę przyjaciół i zaczęli cicho rozmawiać. Czarny basior zaczął rozmyślać nad pewną sprawą. A może by tak... W sumie czemu by nie... Będzie ciekawie... Niespodziewanie wyszedł z ukrycia i stanął niedaleko wilczków.
-Witam was młodziaki -w jego głosie można było wyczuć znudzenie. Kiedy tylko się pojawił wśród wilków zapanował niepokój i wszystkie stanęły obok siebie. Po chwili jednak jeden z nich wystąpił do przodu i przyjrzał się czarnemu uważnie.
- Kim jesteś? – zapytał chyba najstarszy z nich.
- Santino. – jeden z młodszych go powstrzymał. – Nie podchodź do niego.
- Czy jestem, aż taki straszny? – zapytał basior z krzywym uśmiechem.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – odparł Santino stając bokiem, tak jakby chciał obronić w razie czego resztę. – Kim jesteś?
Westchnął tylko i pokręcił głową coraz bardziej znudzony. Rozejrzał się i znowu przeniósł wzrok na szczeniaki.
- Nie musicie wiedzieć kim jestem. – mruknął. – A czy bać? – uśmiechnął się groźnie chcąc je trochę przestraszyć. – Możliwe, że tak.
Jeden z szczeniaków pisnął ze strachu, a po chwili po polanie rozległ się jakby głośny wark. Z przeciwka biegła w nich stronę wilczyca z lampionem na ogonie, ta sama co przedtem.
To chyba opiekunka.
Cofnął się o krok. Wadera wpadła pomiędzy niego, a szczeniaki obnażając kły i wyciągając pazury. Warczała chcąc go jak widać odgonić.
- Po co te nerwy? – spytał przekrzywiając łeb.
- Odejdź. – syknęła.
- A jak nie ? – uniósł brew do góry.
Wilczyca szczeknęła i zrobiła krok do przodu. Szczeniaki kuliły się za nią.
- Nie chce nic zrobić twoim podopiecznym.
- Powiedziałam coś. Odejdź!
- Nie. – uśmiechnął się szyderczo.
- Nie chce z Tobą walczyć. – syczała. – Ale mogę wezwać resztę watahy!
Westchnął i ziewnął.
- Dobra, dobra. – mruknął. – Już sobie idę.
Odwrócił się i po chwili zniknął w lesie.
-A może by znów udać się do Veritatis...? -mruknął sam do siebie niskim głosem rozmyślając.- Czemu nie... -dodał po chwili, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę terenów drugiej watahy. Cały czas był pod postacią mgły, nie chciało mu się zmieniać formy. Jednak stwierdził, że jeżeli ktoś go zobaczy będzie może chodź trochę ciekawiej. Już się nie ukrywał w cieniu.
***
Kiedy dotarł na tereny Stripant Veritatis ruszył w byle jaką stronę. Nagle usłyszał czyjeś głosy. Wyjrzał zza krzaków i zobaczył rozmowę młodego basiora i białej wadery z lampionem na ogonie. W końcu wadera sobie poszła i zostawiła, jak to sama powiedziała "szczeniaki" same.
-Gdzie ona poszła? -zapytał młody resztę przyjaciół i zaczęli cicho rozmawiać. Czarny basior zaczął rozmyślać nad pewną sprawą. A może by tak... W sumie czemu by nie... Będzie ciekawie... Niespodziewanie wyszedł z ukrycia i stanął niedaleko wilczków.
-Witam was młodziaki -w jego głosie można było wyczuć znudzenie. Kiedy tylko się pojawił wśród wilków zapanował niepokój i wszystkie stanęły obok siebie. Po chwili jednak jeden z nich wystąpił do przodu i przyjrzał się czarnemu uważnie.
- Kim jesteś? – zapytał chyba najstarszy z nich.
- Santino. – jeden z młodszych go powstrzymał. – Nie podchodź do niego.
- Czy jestem, aż taki straszny? – zapytał basior z krzywym uśmiechem.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – odparł Santino stając bokiem, tak jakby chciał obronić w razie czego resztę. – Kim jesteś?
Westchnął tylko i pokręcił głową coraz bardziej znudzony. Rozejrzał się i znowu przeniósł wzrok na szczeniaki.
- Nie musicie wiedzieć kim jestem. – mruknął. – A czy bać? – uśmiechnął się groźnie chcąc je trochę przestraszyć. – Możliwe, że tak.
Jeden z szczeniaków pisnął ze strachu, a po chwili po polanie rozległ się jakby głośny wark. Z przeciwka biegła w nich stronę wilczyca z lampionem na ogonie, ta sama co przedtem.
To chyba opiekunka.
Cofnął się o krok. Wadera wpadła pomiędzy niego, a szczeniaki obnażając kły i wyciągając pazury. Warczała chcąc go jak widać odgonić.
- Po co te nerwy? – spytał przekrzywiając łeb.
- Odejdź. – syknęła.
- A jak nie ? – uniósł brew do góry.
Wilczyca szczeknęła i zrobiła krok do przodu. Szczeniaki kuliły się za nią.
- Nie chce nic zrobić twoim podopiecznym.
- Powiedziałam coś. Odejdź!
- Nie. – uśmiechnął się szyderczo.
- Nie chce z Tobą walczyć. – syczała. – Ale mogę wezwać resztę watahy!
Westchnął i ziewnął.
- Dobra, dobra. – mruknął. – Już sobie idę.
Odwrócił się i po chwili zniknął w lesie.
-----------------------------------------------------------------------------
To opowiadanie dzieje się jeszcze przed tym jak spotkałem Nerę...
Dziękuję Saphirze za pomoc.
Fajna notka. W miarę zabawna, ale mnie to się nie ma o co w takich chwilach pytać, bo ja potrafię śmiać się z tragicznych sytuacji xD
OdpowiedzUsuń