Alternatywny tekst

22 cze 2013

Coraz więcej problemów.

" Tell me would you kill to save a life?
Tell me would you kill to prove you're rights? "



Dlaczego oni boją się śmierci? Nie wiem. Przecież śmierć to czysta przyjemność, ale nie zrozumie ten, kto chociaż raz nie znalazł się w krainie śmierci. Postaw jedną nogę w zaświatach, a już nigdy nie będziesz bał się umierania.

*
*    *

Od dawna nie czułam takiego zmęczenia. Ból rozrywał mi ciało od środka, krew w moim ciele płynęła bardzo szybko wprawiając w ruch moje teraz gwałtownie bijące serce. Powieki wydawały się ciężkie, wręcz nie do otworzenia.
To nie koniec.
Kolejne godziny mijały, a mnie powoli wracały siły. W końcu byłam w stanie ledwo otworzyć oczy, ale tylko delikatnie. Przesunęłam wzrokiem po ścianach i podłodze. Nie widziałam nigdzie ciał, ani krwi, oprócz swojej własnej. Nie widziałam także drzew i nie czułam pod sobą trawy.
- Gdzie jestem? - spytałam niesłyszalnym szeptem.
Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, ale czułam, że ktoś tu był. Znajomy, a jednocześnie niechciany zapach dotarł do moich nozdrzy. Przez kilka chwil starałam się przypomnieć sobie do kogo należał.
Do Yenalta, księżniczko. - usłyszałam wręcz rozbawiony głos Scythe.
Drgnęłam, a moja sierść się najeżyła. Od razu poczułam ból, ale teraz go ignorowałam. Rozejrzałam się wokół pozwalając, by każda część mojego ciała zrozumiała co się dzieje. Yenalt, był ostatnią osobą, którą chciałam teraz zobaczyć. Zaraz wezwałby swojego demona i rozkazał mi przyzwać Scythe. Co on sobie wyobraża? Że niby każdy będzie robił to co on powie?! Jeśli tak, to najwyraźniej ma coś z głową.
Zaczęłam warczeć i potrząsać łbem. Udało mi się usiąść, ale łapy mi się trzęsły.
Coraz więcej oczerniających myśli przychodziło mi do głowy. Po chwili jednak zaczęłam się zastanawiać. A może ten cały Mortis go poprosił?... Nie! To nie możliwe! Demony nie proszą, tylko wymuszają siłą.
Bez przesady. Ja wiele razy Cię prosiłam!
Wtedy przypomniała sobie słowa Mortisa.
" - Każdy demon jest inny. Scythe to potwierdzi. "
Z mojego garła wyrwało się skomlnięcie. Nie wiedziałam już co myśleć. Tyle sprzeczności istniało teraz w mojej głowie. Yenalt... Ale mimo tego wszystkiego, miał coś w sobie. Tą ceche, która jednak mnie do niego ciągnęła. Taki, nie wiem jak to nazwać. Był przystojny, to musiałam przyznać, ale jest zimny, co mnie od niego odpycha.
Coraz więcej problemów.
Odwróciłam łeb w stronę ściany i wpatrzyłam się w nią. Mój wyraz pyska wskazywał na to, że się bałam i smuciłam.
- Jakiś problem? - spytał Yenalt, stojąc w wylocie groty.
Drgnęłam, ale nie spojrzałam na niego. Jeszcze tego brakowało, żeby zobaczył mnie w takim stanie totalnego rozwału psychicznego.
- Nie. - burknęłam zimno, a zarazem słabo.
- To dlaczego się nie cieszysz, że żyjesz, hm?
Warknęłam coś cicho pod nosem. Znowu dwoiło mi się przed oczami. Zamknęłam je.
- Nie mam po co się cieszyć.
Westchnął. Postanowiłam nie nawiązywać z nim kontaktu, ani wzrokowego, ani żadnego innego. Warczałam cicho pod nosem. Kręcąc z politowaniem łbem podszedłszy do mnie, przewrócił mnie na plecy. Otworzyłam bardzo szeroko swoje fiołkowe oczy kompletnie zszokowana jego czynem. Patrzył w nie z dziwnym wyrazem pyska.
- Nie miej nic złego do mnie. Już taki jestem.
Nie mogłam się odezwać. Czułam jak głos uwiązł mi w gardle, a serce zaczęło bić jeszcze szybciej.
- Mowę Ci odjęło, czy jak? - uniósł brew do góry pochylając się ku mnie.
- Nie. - szepnęłam cicho.
- To dlaczego milczysz?
- Nie.. Nie wiem. - stuliłam uszy.
Z tajemniczym uśmiechem położył łapę na mojej klatce piersiowej i lekko nacisnął. Jeszcze szczerzej otworzyłam oczy. Zakołysał lekko ogonem i przekrzywił głowę.
- ... Coś... w tym miejscu szybko Ci biję.
Westchnęłam i przymknęłam oczy.
- To serce, geniuszu. - mruknęłam uśmiechając się z irytacją.
- Nie dokończyłem, bo mi przerwałaś. - pokręcił głową. - ... Z pozoru niewinne serce.
Z pozoru? , pomyślałam ze zdziwieniem.
- Dlaczego z pozoru? - spytałam teraz z cichym warknięciem.
- Dlaczego? Ponieważ jest częściowo skażone przez duszę demona.
Zaczęłam warczeć.
- Nic nie rozumiesz. - syknęłam i zrzuciłam go z siebie tak, że prawie się przewrócił. Najeżyłam się.
- Jesteś taka pewna? - uśmiechnął się szyderczo, odzyskując równowagę.
Machnęłam ogonem i ugięłam łapy w taki sposób, że wydawać się mogło iż szykuje się do ataku.
- Gdybym miała jakikolwiek wybór, na pewno nie wpuściłabym Scythe do siebie. - wysyczałam obnażając kły.
- Jednak założenie naszyjnika zdecydowało o twoim losie.
- Sama go nie założyłam. - burknęłam coraz bardziej zdenerwowana.
- Co? Jak to sama go nie założyłaś? - wydawał się zbity z tropu.
Nieprzyjemne uczucie rozlało się po moim ciele, gdy przed moimi oczami przewijały się obrazy. Potrząsnęłam łbem zamykając ślepia.
- Zdziwiony? - spytała. - Nie jestem taka jak ty. Ja nie miałam żadnego wyboru. Żadnego. - podkreśliła ostatni wyraz.
- Nie rozumiem. - powoli usiadł patrząc na mnie z wyczekiwaniem.
Westchnęłam smutno.
- Interesuje Cię cokolwiek poza samym sobą? - spytałam otwierając fioletowe ślepia, które teraz były przepełnione bólem.
- Skąd takie przypuszczenie, że interesuję się wyłącznie sobą? - uniósł brew do góry.
- Wątpie, żebyś chciał słuchać... - wtedy zmieniłam ton na bardziej przepełniony irytacją. - Żałosnych opowieści z życia samotnej wilczycy. - położyłam się.
- Czemu nie?
Nie wiedziałam co mam robić. Po co komuś takiemu wiadomości o mnie?
- W dniu moich narodzin, konkretnie dwa lata temu, mój ojciec znalazł w lesie naszyjnik z czarno szkarłatnym kryształam. - przed moimi oczami mignął obraz pięknego amuletu. - Jednak nie został opętany przez demona. Może to kwestia siły, czy wieku? Nie wiem. Chciał go podarować mojej matce w prezencie, ale dowiedział się, że przyszłam na świat ja.
Poczułam łzy napływające do moich oczu. Szybko odwróciłam łeb.
- Żałujesz tego, prawda?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - wyszeptałam płaczliwym głosem. Postanowiłam kończyć. - Dał go mnie. Założył go na moją szyję. Wtedy właśnie.. Wtedy.. - zacisnęłam powieki.
- Scythe zawładnęła Tobą. - dokończył za mnie. - I zabiła twoich bliskich, prawda?
Spuściłam łeb. Wyciągnęłam pazury wbijając je w ziemie.
- Nie. Nie. - szepnęłam. - To nie tak. Czułam ból... Prawdziwy ból. - otworzyłam oczy i wpatrzyłam się w pustkę. - Pamiętam każdy szczegół. Jedyną osobą, którą zaatakowałam, była moja matka. Ale miałam zaledwie kilka godzin, więc ataki nic jej nie zrobiły. Udało się jednak uspokoić demona... Ale... Ale od tamtego czasu.. I tak wszyscy patrzyli na mnie inaczej.. Jak na... na...
Potwora.
- Od najmłodszych lat miałem przezwisko potwora. - mruknął patrząc w bok. - Wiem jak to jest. Mimo, że nie miałem w sobie nawet jednego demona.
Gwałtownie potrząsnełam głową i aż wstałam.
- Ty nadal nic nie rozumiesz! - wrzasnęłam. - Równe szczęść miesięcy później zabiłam jednąz nielicnzych osób, które mnie akceptowały! Moją kochaną siostrzyczkę! Zabiłam ją z zimną krwią!
Przy pomocy mnie i Furii. Ah. Co za piękna, a zarazem mroczna opowieść.
- A jak myślisz, ilu już do tej pory zabiłem?! - również wstał.
Łzy spłynęły po moich policzkach w dół. Nie mogłam już po prostu wytrzymać.
- To dlaczego mnie nie zabijesz?! W końcu mordujesz demony! A ja tylko ciągle staję na twojej drodzę! - krzyknęłam.
- Mam swoje powody. Po drugie, Mortis nie pozwoli, skoro masz w sobie Scythe.
Żałosne. Jesteś żałosna. Odwróciłam wzrok i powoli ruszyłam ku wyjściu.
- Możesz się śmiać, czy robić z tymi informacjami co chcesz. Ale zapamiętaj jedno. - spojrzałam na niego. - Jeśli kiedykolwiek obrócisz to przeciwko mnie, z zimną krwią Cię zabije.
- Nie dasz rady. Brakuję Ci doświadczenia. - mruknął.
- Zabiję. - warknęłam.
Po chwili puściłam się biegiem przez las. Miałam pełno nowych wiadomości dla Venus i watahy.

*
*    *

Gnałam przez las starając się jak najszybciej dotrzeć do jaskini. Teraz liczyło się tylko to, chodź w głowie cały czas miałam postać Yenalta. Stipant Sverae grali nieczysto. Trzeba ostrzec innych. Dyszałam zmęczona. Do tego jeszcze czułam ból w sercu. Wtem.. Na kogoś wpadłam. Runęłam na ziemię i przeturlałam się aż do drzewa.
- Ała! - wyjęczałam.
- Saph? O cholera. Nic Ci nie jest!? - usłyszałam znajomy głos.
- Nera? - spytałam otwierając oczy.
Pomogła mi wstać i dojść do stanu używalności.
- Co ty tutaj robisz i to tak sama? - spytałam ją przerażona.
- Idę na polowanie. A ty?
- Wracaj ze mnądo watahy! Mamy wielki problem! - wrzasnęłam i puściłam się znowu biegiem.
- He? Co?! Saph, stój!
Dobiegłyśmy do jaskini jak najszybciej. Przed samym wejściem wywróciłam się.
- Cholera! - warknęłam.
- Oh. Saph? Wszystko dobrze? - spytała Avyam.
Skoczyłam na równe nogi.
- Nic nie jest dobrze! - rozejrzałam się za Venus.
Venus podeszła do mnie.
- Co jest?
Musiałam się uspokoić. Usiadłam dysząc i patrząc po wszystkich.
- Stipant Sverae... Oni.. Oszukują.. Niech nikt nie opuszcza jaskini! Atakują w małych grupkach, by wybić nas po kolei!
Poruszyło to wszystkich. Venus zarządziła, by nikt nie opuszczał sam jaskini.
Spojrzałam w stronę lasu. Czułam, że nadal jest coś nie tak..

___________________________________________
Ktoś ma pomysł na wojenną notkę? Ja mam, ale to zostawiam wam, bo nie chce odbierać wam przyjemności!
To się dzieje przed notką Yena.
Mam nadzieje, że notka się spodobała.
Wiem, że cholernie długa.x D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonany przez Jill