Alternatywny tekst

30 gru 2012

Venus ma przypały

Wadera wzrok miała wciąż utkwiony na swych łapach. Po raz kolejny zastanowiła się, czy aby nie śpi. Zamrugała powiekami, ale ten widok nie zniknął.
-*Co do ma być do wszystkich upolowanych jeleni?!
Spaloną skórę zasłoniło gęste, krucze futro. Niemożliwym wręcz było, żeby sierść odrosła tak prędko. Czy to aby było normalne? Alfa wstała, postawiła parę kroków, i poczuła, jakby nic takiego się nigdy nie stało. Nic nie bolało, nie piekło, nie szczypało, kuło... po prostu jakby nagle rana się zagoiła, z dnia na dzień. Venus zastanowiła się chwilę; najpierw stwór który chciał ją zabić, dziwne stworzenie które chciało ich zabić, wilk który chciał zabić Elenore,  potem również jakaś poczwara któa jej groziła, a tu bęc, rany się zagoiły.
-Coś tu śmierdzi... i nie mówię o przeterminowanych elkach... jakim prawem... AUĆ!
Coś ugryzło alfę w nogę. Odwróciła się, i na tylnej łapie zobaczyła węża. Zwykłego, żółtawego węża.
-Puszczaj popieprzeńcu!-warknęła próbując się go pozbyć.
-Sssspokojnie... mój Pan cię osssssekuje...
Cudownie, wąż pozbawiony prawidłowej wymowy...
-Jak mam być spokojna, jak jakiś debilowaty, giętki patyk wgryza mi się w łapę!
-Psssszeprassssssszam. Mogfłabyśsssss mnie nie zauważyć. Sss.
-Dobra, gadaj o co ci chodzi, bo inaczej z miłą chęcią zmiażdżę tą twoją łepetynkę.
-Twoim sssadaniem jessst sssię dowiedzieć. Ssspiesz ssię...-syknął na pożegnanie i odpełznął.
Ta sytuacja była na tyle dziwna i irracjonalna, że Venus zwątpiła w swoją trzeźwość umysłową. Przychodzi wąż, gryzie ją, potem mówi że jego "Pan" jej oczekuje, i odpełza. Gdzie tu sens?
Wadera wróciła do jaskini i ułożyła się przy wejściu. Zdecydowanie lepiej będzie, gdy odpocznie. Może jutro zacznie widzieć niedźwiedzie w sukienkach?


***********
*Lolz, jestem nienormalna xD
*Lolz x2, przeterminowane elki xD


Najkrótsza i najbardziej nienormalna notka w moim życiu. Wiem, że będę żałować że ją wstawiłam, ale teraz mam takie przypały, że muszę. Nie pytajcie czemu xD

29 gru 2012

,,Zło ukrywane utrzymuje się i rośnie" - Wergiliusz


Wszędzie panowała ciemność i głucha cisza. Avyam bezskutecznie obracała się wokół własnej osi, poszukując choćby znikomego jaśniejszego punkciku. Nie lubiła ciemności. Ba, mało powiedziane, wręcz jej się bała. Odkąd sięgała pamięcią, zawsze rankiem po pełni księżyca wokół niej leżało mnóstwo trupów zwierząt, większość z nich była wilkami. Nagły rechot przykuł jej uwagę i mimowolnie odwróciła głowę w kierunku jedynego dźwięku w ciemnościach. To, co zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach.
Widziała rubinowe, bezdenne ślepia, po bokach wilczopodobnej głowy sterczały niesamowicie długie kolce tego samego koloru. Te oczy... były przesycone nienawiścią do wszystkiego, co żyło. Czym ono jest...? Monstrum wysokie na metr dwadzieścia wyszczerzyło zęby w złowieszczym uśmiechu, przestając się śmiać. Zmierzyło uważnym wzrokiem sylwetkę przerażonego szczenięcia, które było raczej nikim dla potwora, oblizując przy tym pysk.
- Witaj w moim świecie. Świecie pełnym przemocy. Pamiętaj, nigdy mnie nie pokonasz. Już wkrótce będziesz taka jak ja...
Potem wszystko potoczyło się tak szybko. Straszna kreatura skoczyła z obnażonymi kłami, które były niewiarygodnie długie, zbyt długie jak na wilka, na bezbronną Avyam.
Nieee! Nie chcę umierać! Chcę żyć!
Obraz nagle się urwał.
Czy... to już koniec? Koniec mojego życia...?

,,Istnieje świat niewidzialny, który przenika świat widzialny." - Gustav Mayrink
*

Wrzask rozdarł powietrze i zwrócił na siebie uwagę wszystkich obecnych w jaskini. Avyam zbudziła się z przerażającego koszmaru. Był taki realny... Jakby wszystko wydarzyło się naprawdę... Oddychała nienaturalnie szybko. Ktoś podsunął jej mięso sarny, w dodatku dosyć świeże.
- Jedz, musisz nabrać sił. Co tyczy się koszmaru, który za pewnie miałaś, bo nikt normalny raczej się nie budzi z wrzaskiem godnym gryfa... Nie przejmuj się. W końcu minie. - Szczenię usłyszało głos, z czego się orientowała, Deyany.
Raczej to była wizja, niż koszmar. Koszmary nigdy nie są tak realne. To, co widziała, gdzieś żyło. W bezkresnych ciemnościach... Już się bała tego, co jutro będzie...
- Nie... To raczej nie był koszmar... - odparła nieśmiało, biorąc do pyska smakowite mięso.
Tak dawno nie miała surowej sarniny w pysku... Smak wręcz rozpływał na  języku. Mogłaby w nieskończoność rozpływać się nad mięsem. Jednak jej organizm był bardzo osłabiony, toteż zjadła szybko. Po skończonym posiłku uśmiechnęła się do Deyany w podzięce za troskę. Rzadko okazywała swe uczucia. Tak, była nietypowym szczeniakiem, które raczej nie znało radości.
- Jestem pewna, że jednak koszmar.
Avyam prychnęła i z wysiłkiem dźwignęła się z ziemi. Usłyszała, żeby jeszcze leżała, bo nadal jest za słaba. Jednak to zignorowała i zaczęła iść w kierunku wyjścia. Nie chciała być zagrożeniem dla watahy. Już wiele skupisk wilków wywaliło ją, krzycząc, że jest potworem, a ona nie wiedziała, o co chodziło. Kiedy tak się zamyśliła, wpadła na  kogoś. Z cichym jękiem upadła na  ziemię.
 - Dokąd to, moja droga?
Avyam spojrzała w górę. Nad nią stała kruczoczarna wadera. To ona ją znalazła, kiedy szczenię zasłabło. Mimowolnie cofnęła się pod spojrzeniem jej dwukolorowych oczu. Nigdy nie lubiła, jak ktoś spojrzeniem wywiera nad nią presję.
- Jaaa... muszę iść... stąd... Nie mogę tutaj zostać...
- Nigdzie nie idziesz, moja droga.
- Dlaczego...? – Młoda przekrzywiła głowę w geście zdziwienia.
- Bo tak mówię, a po drugie zostajesz u nas.
- Naprawdę... mogę?
- Tak.
Avyam mimo swej woli uśmiechnęła się lekko i przytuliła się do łapy zaskoczonej wilczycy. Ta z kolei zaczęła mamrotać pod nosem niezrozumiałe słowa, lecz potem odpuściła. Dziwnie się czuła, kiedy obce jej dziecko przytulało ją. Po chwili oswobodziła łapę z uścisku Avyam i spojrzała na nią z uśmiechem.

           - Venus jestem.
           - Avyam.

Zwrot akcji?

Venus krążyła niespokojnie po jaskini. Dużo rzeczy ostatnio się działo. Alfa miała nawet wątpliwości, czy to sen, czy też jawa. Usilnie próbowała sobie wszystko poukładać, łącznie z tym zdarzeniem nad rzeką. Co się wtedy wydarzyło? Z zamyślenia wyrwał ją szmer z zewnątrz. Była ostatnimi czasy bardzo drażliwa i niespokojna, postanowiła wiec sprawdzić o co chodzi. Nawet jeśli to tylko wiatr... a może jednak nie? Schyliła łeb zaskoczona nagłym powiewem lodowatego powietrza. Stała tak chwilę, i gdy już miała wracać, usłyszała to ponownie. Mlasnęła niespokojnie i ruszyła w kierunku dźwięku. Ustał, i znowu. Potem jeszcze raz.
-Dramatyzujesz. We łbie ci się poprzewracało, to pewne.-mówiła do siebie przygryzajac od czasu do czasu wargę.-Po prostu musisz trochę odpocząć i...
Syknięcie.
-Przesłyszałaś się Venus, PRZESŁYSZAŁAŚ, rozumiesz?
Znowu.
-Lalalala, nic nie słyszę!
Wtedy z krzaków wyłonił się podłużny pysk.
-Ha-ha-ha... lucynacje. Halucynacje.
-Sssnajdę cię...-zabrzmiały słowa a potem... już nic nie było słychać, ani widać.
Alfa doskoczyła do krzaków, ale niczego tam nie było. Jednak to nie mogło jej się przewidzieć. Zbyt realne. Coś w środku kazało Venus powiedzieć o tym innym, ale ona jak zwykle zdusiła to w środku. Nie może ich teraz niepokoić. Zbyt wiele dziwnych rzeczy teraz się dzieje, a ona nie chce wywoływać paniki. I jeszcze ta sprawa z Elenore... Nie, nie teraz. Wadera wzięła głęboki wdech i jak gdyby nigdy nic wparowała do jaskini.

Wieczorem, kiedy już wszyscy układali się do snu, Venus wymknęła się na zewnątrz. Księżyc przysłoniły chmury, panowała więc całkowita ciemność. Alfa wdrapała się na szczyt groty i usiadła. Coś ją podkusiło, żeby spojrzeć na swoje łapy. Wciąż tkwiły na niej... bandaże, właśnie. Schyliła łeb i ściągnęła je. Gdy już oba leżały przed nią, zza chmur wyjrzał księżyc, a jego światło spoczęło na waderze.
-CO JEST DO JASNEJ CHOLERY?!

***
Muahahahahha, jak ja uwielbiam to robić! >:D
Pisana jakoś chaotycznie, ale jest. Tylko co z Venus? Ano nie powiem.


Wilk

Odskok!
-Kto ośmielił się wkroczyć na tereny Stipant Veritatis?! - zapytałam, a raczej wykrzyczałam jeszcze zanim zdążyłam przyjrzeć się intruzowi.
Wilk podniósł łeb i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się, ale to chyba nie ze szczęścia...
-Nie pamiętasz mnie?
Źrenice po raz kolejny rozszerzyły się do granic możliwości. Przecież... przecież to ten! To on!
-J-jak?! - byłam zszokowana.
Odpowiedzi oczywiście nie otrzymałam. W zamian za to, basior skoczył na mnie, obnażając kły. Ponownie odskoczyłam. To był DOKŁADNIE ten sam, co w moich koszmarach! Każdy detal, każdy ruch i gest był dokładnie taki sam. Moje wątpliwości momentalnie się rozwiały.
-Czego chcesz?!
Znowu to samo. Wilk skoczył w moją stronę z zębami. Przez myśl przeszło mi, że nie mogę wiecznie uciekać. W końcu "najlepszą obroną jest atak". Tak więc, skoczyłam prosto na niego. Skoczyłam nieco w prawo, dlatego zdołałam ugryźć jego kark. Ten pisnął. Byliśmy nieopodal jaskini, więc ten dźwięk zbudził paczkę. Wszyscy, od koloru czerni do bieli, przybiegli do mnie i stanęli u mego boku. Wilk uśmiechnął się delikatnie.
-Jeszcze się spotkamy. Ale następnym razem, będzie to tylko nasza walka. I to ja wygram! - krzyknął i rzucił się do ucieczki w las.
Venus już chciała lecieć za nim, ale zatrzymałam ją ruchem łapy.
-Nie chcesz go dorwać? - spytała alfa jeszcze pod wpływem nagłej pobudki.
-Nie. Prędzej, czy później przyjdzie. Wtedy go dorwiemy. Idźcie spać, ja stanę na czatach - oznajmiłam.






No cóż, ostatnio jakoś coraz ciężej mi cokolwiek napisać :( Jak myślę, że muszę to jeszcze dokończyć, to mnie ciarki przechodzą x.x Trudno, będziecie dostawać takie krótkie, króciuteńkie rozdziały. Gratulacje, Elenore.

28 gru 2012

Wolf Home

Oficjalne potwierdzenie

Otóż postanowiłam to napisać w nowym poście, żeby wszystko było jasne. Wolf Home znałam, ale po formatowaniu komputera jakoś mi zniknęło. W każdym razie, mam zamiar się tam zarejestrować, i jeśli wam to odpowiada, chat ten stanie się naszym chatem głównym :)

Ps.
GG musze dopiero pobrać, wiec raczej prędko się ze mną nie skontaktujecie :(

27 gru 2012

Chat

Siema. Jak minęły święta? Mi dobrze, chociaż nie po to piszę. Venus, znalazłam świetnego chata na watahę. Można powiedzieć, że jest "unikany" Oto link: WolfHome

Mam nadzieję, że przypasuje. Trzeba jeszcze tylko wybrać konkretnie gdzie się spotykamy i tyle. Mam nadzieję, że się spodoba. I jeszcze jedno - nie wiem czy cię złapię na GG, więc piszę teraz - Jadę do sanatorium od 2 stycznia do 29. I mam "prezent" ale to już na GG. Na razie!

22 gru 2012


„-Odejdź! Zostaw mnie! Nie! Proszę, nie!”
Co jest?
„Skaczę, uciekam, gryzę, ale to nie przynosi żadnych efektów.”
Znowu?
„Otwiera pysk! Nie, on chce mnie pożreć! Ratunkuu!”
Błagam, tylko nie… chwila… ja go poznaję!
„Czego on ode mnie chce? Ja nic mu nie zrobiłam! Nie!”


-Nie! – krzyknęłam na całe gardło, wstając jak poparzona.
Rozejrzałam się wokół. Byłam w jaskini, a zaspane oczy członków watahy spoglądały na mnie.
-Coś się stało, Elen? – zapytała mimochodem Terra, ziewając.
Moje źrenice rozszerzyły się, a serce biło szybko.
-Nie, nic… - westchnęłam i osunęłam się na ziemię – to tylko sen…
Venus przypatrzyła mi się. W końcu stwierdziła, że rzeczywiście to tylko nocny koszmar. Rozejrzała się jeszcze, aby upewnić się, czy wszyscy są w jaskini i znów pogrążyła się w śnie.
Ja natomiast powolnym krokiem wyszłam z jaskini.
Znowu? Kolejny koszmar, niemal identyczny. Przypadek?
Coś zaszeleściło w krzakach. Odwróciłam się.
Nie, to niemożliwe! 







Tak, znowu coś niesamowicie krótkiego i bez sensu! No cóż, tak jakoś wyszło :/ Ale lepszy rydz, niż nic ^^ Pewnie znowu nic nie rozumiecie. Spokojnie, tak miało być :) Pozdrawiam i życzę WESOŁYCH ŚWIĄT!! :D

Flash

Witam znów. Jestem głupia, bo napisałam notatkę akurat wtedy, kiedy Flash zaczął działa, a że mniałam formata, to nei byłokiecy napisać. Ale teraz piszę, tada. Flash działa.

Jestem nienormalna ._.

16 gru 2012

Flash padł

Jak pewnie niektórzy z was już wiedzą, Flash Chat padł, i nikt nie wie kiedy zostanie naprawiony. Wobec tego, przygotowana na taką "ewentualną ewentualność", założyłam chat na spikerii. Niestety, w związku z formatowaniem komputera, nie mam dostępu do All Playera, i nie mogę odpalić chata. Więc na razie zostajemy bez "środku kontaktu"...

Znów kłopoty...

-Jasny gwint, niech to szlag, kurka wodna!-klęła Venus siłując się z (niemal czarnymi już teraz) bandażami.
Szaleńczy bieg nie był zbyt korzystnym "treningiem" dla jej już i tak obolałych kończyn. Teraz intensywniej niż po zwykłym truchcie, z ran spływała szkarłatna ciecz. Alfa przygryzała wargi, zaciskała szczęki, napinała mięśnie, byle nie ryknąć z bólu, gdy raz po raz uciążliwe pieczenie powracało. Całą sytuację walki czarnej z własnym ciałem, będącym teraz dla niej ciężarem, obserwowała Sasha.
-Boli cię?- zapytała ni stąd, ni zowąd, wyłaniając się niby duch zza kamiennej ściany.
-Jak ty coś powiesz!- szczeknęła rozdrażniona Venus ponownie odsłaniając kły ze wściekłości, gdy fala bólu powróciła.- mówca z ciebie doprawdy niesamowity!
Biała podpalana wadera, jakby onieśmielona, zwiesiła posępnie łeb. Już miała odejść, kiedy rozległo się ciche westchnienie.
-Wybacz... przez tego cholernego wilka! Znaczy się... Humph, nie umiem przepraszać.
-Nie szkodzi.- odparła Sasha uśmiechając się miło.-Rozumiem, nie powinnam pytać.

-Musimy przejść na drugą stronę rzeki.- Oznajmiła nerwowo wadera kręcąc się dokoła i łażąc od lewej, do prawej.- Karibu powędrowało właśnie tam, co oznacza że żeby przeżyć, musimy pójść ich śladem.
Wszyscy bez zbędnych pytań i zamieszania, skinęli zgodnie głowami.
-Pamiętajcie, przechodzimy P-O-J-E-D-Y-N-C-Z-O! Inaczej lód może się załamać!- przestrzegła Terra skacząc z nerwów od jednego wilka, do drugiego.
Alfa uśmiechnęła się pod nosem. Skinęła łbem do reszty, i podeszła do krawędzi. Pamiętając metodę niedźwiedzi, weszła dwoma łapami na lód, i uderzyła nimi parokrotnie powierzchnię. Powtarzała to co metr (rzeka była bowiem bardzo szeroka), a kiedy była już na drugim brzegu, dała znak że może przechodzić kolejny.
 I wszystko poszłoby dobrze. No właśnie, poszłoby...
Coś w oddali łupnęło. Venus spojrzała w tamtym kierunku. Po tafli lodu z zawrotną szybkością przesuwała się rysa.
-Wracaj!- krzyknęła z przerażeniem do Xae, który akurat był na rzece-Prędko, lód pęka! LÓD PĘKA!
Basior wytrzeszczył oczy, i odskoczył w tył, akurat kiedy pęknięcie rozłupało miejsce gdzie stał na pół. Wprawdzie tylnymi łapami wylądował w lodowatej wodzie, ale został szczęśliwie wyciągnięty na brzeg.
-Nic nie jest?!-krzyknęła z drugiego brzegu alfa.
-Nie, żyję!-odkrzyknął wilk.
Czarna odetchnęła z ulgą. Pozostał jednak jeden dość poważny problem: mianowicie, jak wróci na brzeg? Prąd jest zbyt silny by mogła przepłynąć wpław.
-Trzeba coś wymyślić!-oznajmiła Shadow odwracając się do reszty.-I to szybko!
-Kolejny plan szlag trafił...- szczeknęła rozeźlona Venus uderzając łapą w śnieg, a omal przy tym nie pisnęła, przypominając sobie o ranach.
-Plan tu nie jest najważniejszy. Musimy cię stąd jakoś wyciągnąć, problem w tym, że nie wiem właściwie jak.

***
Weny mi brakło na zakończenie ._.

15 gru 2012

Oko w oko z bestią

Kolejnego dnia poszłam osobiście zwiedzić tereny. Idąc najpierw nad rzekę spotkałam Venus. Poszła razem ze mną.
 - Gdzie Oruko? – Zapytała.
 - A ja wiem… Może znowu rozgląda się po terenach… - Odpowiedziałam patrząc w chmury. Venus spojrzał a na mnie ze zdziwieniem. Po krótkiej chwili również zrobiła to co ja.
 - To niebo jest aż takie ciekawe? – Powiedziała sarkastycznie.
 - Lubię patrzeć w górę
 - Właśnie zauważyłam. – W końcu zaczęłam patrzeć przed siebie. Byłyśmy już prawie przy rzece.
 - To jest jak codzienny rytuał. Rano idę nad rzekę, poluję, jem, znów idę nad rzekę… Chociaż już jakiś czas tak nie robiłam, bo podróżowałam z Oruko. – Powiedziałam wzdychając. Uchyliłam łeb i zaczęłam pić zimną wodę z lekko przymarzniętego nurtu.
 - Jak długo podróżowaliście?
 - Jakieś… 3 miesiące? – Odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu. Położyłam się patrząc w strumień.
 - EEEEJ! – Krzyczał z dala Oruko.
 - Oho… Przyszła nasza zguba! – Powiedziałam patrząc na niego.
 - Co robicie? – zapytał.
 - Jak na razie to nic. – Wilk położył się obok mnie.
 - Co wy na to żebyśmy się trochę przeszli? – Venus ruszyła w kierunku najwęższego miejsca nurtu.
 - W sumie czemu nie? – Ruszyliśmy za nią. Po przeskoczeniu rzeki weszliśmy w las. Po drodze nawet widać było gawrę niedźwiedzia, a rzadko taką widywałam, chociaż sam niedźwiedź nowością nie był. Gadaliśmy o różnych sprawach. Między innymi o niedźwiedziach. W końcu Venus to z siebie wyksztusiła.
 - Skąd masz tę bliznę?
 - Tą na plecach? Od Savrusa (Safrusa).
 - Co to u licha jest?
 - Hmmm… Taki jakby wilk, ale trochę inny.
 - Czyli jaki?
 - Są cztery rodzaje Savrusów. Savrus Var; Savrus Core; Savrus Mi. – Wtrącił Oruko.
 - A czwarty?
 - Kilka wilków twierdzi, że go widziało,  ale wszyscy którzy tak mówili, kilka godzin później umierali. Nie wiadomo jeszcze dlaczego.
 - To skąd wiedzieli że to to coś?
 - Każdy Savrus ma wielkie uszy i bardzo długą sierść na klatce piersiowej i przy końcu czaszki, można powiedzieć, że na zakończeniu policzka. – tłumaczyłam.
 - A który zostawił ci taką „pamiątkę”?
 - Savrus Var – Powiedziałam patrząc w dół.
 - A jak on wygląda?
 - Jest gigantyczny, ma jakieś 7 metrów. Bardzo duże cztery kły. Aż wystają mu z paszczy. Ma bardzo długie łapy, pięć cienkich ogonów i małe, całkowicie czarne oczy.
 - Jakoś sobie nie mogę wyobrazić… Jakoś prościej?
 - Wygląda jak… Ten! – Spojrzałam na gigantycznego zwierza tuż przed nami. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego co stoi przed nami.
 - Faktycznie, małe to to nie jest! – Wykrzyknęła Venus.
 - W NOGI!!! – Wydarłam się na cały głos.



Pędziliśmy z Oruko na czele.
 - To bydle ciągle nas goni!!! – Venus spojrzała do tyłu. – Wszystkie Savrusy Var tak wyglądają?
 - Mają różne umaszczenie – Odkrzyknęłam.
 - Chyba ważniejsze jest teraz nasze życie, co?! – Oruko przyspieszył.
 - Nie mamy szans! Ta wielka kupa mięsa i kości ma gigantyczne łapy!!
 - Wiem! – Zmieniłam kierunek i pobiegłam tuż pod łapami tego bydlaka.
 - Co ty odstawiasz?!
 - Staram się nie zrujnować polany!!
 - Kur… - Rozwścieczona Venus już miała pobiec za mną.
 - Stój! Ona wie co robi... – Spojrzała na Oruko z lekkim zdziwieniem, a ten po chwili pobiegł w stronę głębszych części naszych terenów. Venus ruszyła za nim. Ja starałam się go zapędzić w las. Nim więcej drzew, tym większa szansa, że utknie. W końcu przebiegłam pomiędzy dwoma, bardzo blisko stojącymi dwoma drzewami. Tak jak się spodziewałam, utknął. Zaczął wrzeszczeć jakby go ze skóry obdzierali.
 - Dobrze ci tak gnomie! – Wywrzeszczałam mu prosto w pysk. Wreszcie trochę się uspokoił, ale jeszcze się trochę rzucał. – Powiedz temu swojemu kolędzie, że wyrąbie mu jeszcze drugie oko za te blizny! – Wrzeszczałam dalej, po czym pobiegłam dalej, w stronę watahy. Po piętnastu minutach biegu dotarłam na polanę. Rozglądałam się za Oruko.
 - Fire!!! – Oruko biegł w moją stronę z „zawrotną prędkością”. Po chwili ruszyłam w jego stronę i wtuliłam się w jego sierść.
 - Co z nim?
 - Utknął w drzewie! Nie dziwię się, że są to podobno najgłupsze Savrusy na ziemi.
 - Po takim to się można było spodziewać.
 - No nareszcie! – Z dala już było słychać naszą alfę. Spojrzałam na Oruko, tak samo jak on, po czym pobiegliśmy do Venus.
 - Co z tym bydlakiem?
 - Siedzi w lesie z utkniętą dyńką.
 - Chociaż tyle. – Powiedział. Przy jaskini widać było Terrę, pierwszego członka Stipant Veritatis jakiego poznaliśmy. Poszliśmy do niej i wspólnie zapolowaliśmy na elki. Miałam nadzieję że ten dzień wreszcie się skończy. Obiecałam sobie, że dokończę zemstę na tym Savrusie, który „podarował” mi tą bliznę. Weszliśmy do jaskini i zaczęliśmy gadać na różne tematy. Zostało też wytłumaczyć niewtajemniczonej wilczycy co to jest Savrus. W końcu padło pytanie, które w sumie wiedziałam, że jeszcze dzisiaj padnie.
 - A skąd masz to przecięte ucho? –Zapytała Venus.
 - Kiedy walczyliśmy z Savrusem, jeden z wilków, które też mają katany, tak jak Oruko, miał katanę, która staje się dłuższa podczas walki. Ten łoś miał takiego cela, że kiedy celował po drodze jego katana napotkała też moje ucho, które oczywiście zostało nacięte, ale Savrusa prawie zabił.
 - A co to był za wilk? – Zapytała zaciekawiona Terra.
 - Może innym razem… Strasznie mnie łapy bolą i zmęczona jestem… - Położyłam się obok Oruko i zasnęłam. To był strasznie męczący dzień. Trochę się nabiegałam, ale w końcu ruchu nigdy nie za wiele.
 ~***~
Nie wiem co mnie przez chwilę napadło na te niedźwiedzie! Dobra, nie ważne. Nie sądzicie, że to trochę dziwne, że jestem na watasze od nie całego tygodnia, a trzy notki z rzędu są moje? Ale to też nie jest tym, co chciałam powiedzieć. W następnej notce pokarzę, jak dokładnie wygląda, w całej okazałości Savrus Var, bo teraz jest ciemno jak nie powiem gdzie, więc nie zrobię fotki mojego rysunku. A więc, mam nadzieje, że się podobało i czekam na komentarze!

14 gru 2012

Drugi dzień w nowym świecie.


Oto moja druga notka. Nie jest zbyt długa, ale myślę, że to mi darujecie. Kolejną notkę mam zaplanowaną prawie od tygodnia, więc raczej będzie dłuższa. To tyle na wstępie, a teraz życzę miłego czytania :)
~***~

 Życie w watasze – zupełna nowość. Jeszcze nigdy wilczyca nie należała do watahy. Jak to jest? Właśnie się dowiadywała. Otóż rano, można nawet powiedzieć, że „rano” już minęło, wstała i ruszyła w kierunku rzeki, jak to zwykle robiła po przebudzeniu. Zastanawiała się, gdzie jest Oruko, bo z nią go nie było. Po drodze – dziwnym trafem – złapała królika. Zaniosła go nad rzekę, napiła się i zjadła zdobycz. Po drugiej stronie rzeki biegał Santino, czarny szczeniak z czerwonymi znamionami na sierści. Patrzyła tak na niego, kiedy od tyłu zaszedł ją Oruko.
 - Bu! – powiedział z lekko podniesionym głosem. Wilczyca aż skoczyła.
 - Co to miało być?! – Wykrzyczała kładąc się z powrotem na ziemi.
 - To cię wystraszyło? – Zapytał z niedowierzaniem. Wilk zaśmiał się krótko w szczerym uśmiechu.
 - Ależ śmieszne, po prostu padam ze śmiechu… - Oruko uważnie patrzył przez jakiś czas na tego małego „wariata”.
 - To ten… Santino, nie? – Zapytał.
 - Taa. – Odpowiedziała. – Gdzie byłeś?
 - Szukałem członków watahy. Jeszcze nie dokładnie ich znam.
 Siedzieliśmy tak z pół godziny i gadaliśmy o różnych śmiesznych i dziwnych rzeczach. W końcu położyłam się przy wilku i próbowałam zasnąć. Może to trochę dziwne, że dopiero wstałam, a już śpię, ale co tu robić w taki dzień. Mój sen przerwał głos czarnej wilczycy.
 - Idziecie polować? – Zapytała. Otworzyłam lekko oczy.
 - Czemu nie? – Potem popatrzyłam na Oruko, który już się zbierał. – Idziesz? – Zapytał.
 - A mam jakieś inne wyjście? Nie będę cały dzień spać! – Wstałam i ruszyłam za Venus. Po jakiejś połowie godziny natrafiliśmy na ślady naszego obiadu. Idąc tymi śladami znaleźliśmy małe stadko składające się z jakichś pięciu kopytnych i dwóch małych. Postanowiliśmy, że zapolujemy na dorosłego, ale najmniejszego. Łania stała pod drzewem na małej polance. Otoczyliśmy ją. Plan był taki: Oruko wystraszy nasz kąsek, który pobiegnie w stronę Venus. Da mi to czas do zbliżenia się do zwierza, a kiedy spostrzeże czającą się w krzakach czarną postać alfy, odwróci się w moją stronę, a ja złapię za jedną nogę, Oruko za drugą, a Venus dobije. Wszystko poszło jak po maśle. Nie trwało to za długo, ale jednak więcej, niż się spodziewaliśmy. Przysiedliśmy do naszego „stołu” i zjedliśmy trochę zdobyczy. To co zostało na później i dla reszty watahy.

~***~
A tak poza tym: Ludzie czemu wy nie piszecie! Venus, radzę zrobić listę obecności i napisz do mnie bo mam coś ważnego.

10 gru 2012

Początki bywają trudne.

Oto pierwsza moja notka. Myślę że nie jest zła, ale to wy to ocenicie. Ale mi leci to pisanie... Masakra. Jutro pewnie będzie następna!
~***~

Szłam z Oruko przez las – wszędzie był śnieg. Szukałam zapachu jakiejś żywej istotki, którą można było by zjeść, lub jakiegoś miłego wilka które zechce nas wysłuchać. W sumie to nawet podobało mi się takie życie. Zycie z dala od tych wszystkich „watahowych” problemów, ale z drugiej strony miło było by do jakiejś należeć. Tak rozmyślając zauważyłam jakąś „czarną plamkę” przed nami. „Nareszcie coś do jedzenia” – Pomyślałam. Nastawiłam się do skoku, by złapać tego małego nicponia, ale w jednej, tak krótkiej chwili, zniknął. Po cichu podeszłam w tamą stronę, aby znaleźć nasz obiad. Duży, jak na swój gatunek, szarak siedział jakieś 7 metrów przede mną i skubał ostatnie kłosy trawy. Byłam gotowa do skoku. „Trzy… dwa… jeden...” – Wymamrotałam.
- JUŻ!!! – Skoczyłam prosto na „uszatka” który natychmiast reagując czmychnął w przód. Pobiegłam za nim kierując go w stronę Okuro. Ten rzucił się na nasz kicający posiłek i obiad gotowy! Niestety, tyle wysiłku, a kilka sekund jedzenia – ruszyliśmy dalej. Oboje byliśmy po uszy w śniegu jak jakieś wilcze bałwany, ale aż tak źle nie było. Doszliśmy na jakąś polanę. Przed nami była również jakaś jama.
- Jak myślisz, mieszka ty jakaś wataha? – spytałam.

- Raczej tak… - odpowiedział bacznie obserwując całkiem spory kawałek terenu. Coś mignęło mi przed oczami, ale dość daleko. Nastawiłam uszu wsłuchując się w ciche szmery. Po chwili zobaczyłam jakieś wilko-podobne coś biegnące w naszą stronę.
- O wilku mowa - powiedziałam z uśmiechem. – Rozdzielamy się! – Po czym ja pobiegłam w prawo, a Okuro w lewo.



Uciekałam przed wilczycą nie oddalając się zbytnio od miejsca w którym ją spotkałam. Co chwila oglądałam się do tyłu, patrząc, czy nadal mnie goni. Nie ustawała. Naglą na przeciwko mnie wybiegł szczeniak. Wilczyca najwyraźniej się zdziwiłam, a ja przeraziłam. Już myślałam, że hamując zasypię go śniegiem a potem jeszcze po nim przebiegną, ale w ostatniej chwili skoczyłam, po czym wyrżnęłam się na śnieg. Powoli wstając obejrzałam się za wilczycą, ale zanim zdążyłam to zrobić przygwoździła mnie łapą do ziemi.
-Dobra, masz mnie, poddaję się. Co chcesz wiedzieć? – Powiedziałam z irytującym uśmiechem na pysku.
- Kim jesteś i czego tu chcesz?! – Krzyknęła.
- Codzienność… - wymamrotałam. – Ja jestem tu tylko chwilowo, chcę po prosu przejść i iść dalej.
- Czyli… Jesteś podróżnikiem? – Zapytała już nieco spokojniejszym głosem.
- Bingo! – Powiedziałam.
- Nie należysz… - Powiedziała po czym chwilowo odwrócił jej uwagę drugi, biało-błękitny wilk. – Nie należycie do żadnej watahy, co nie?
- Dokładnie.
- A nie szukacie jakiejś? – zapytała z nadzieją w głosie.
- Może…
- Tak czy nie?
- Nie mam nic przeciwko wstąpieniu do jakiejś. – Odpowiedziałam patrząc na Oruko, który mimowolnie przytakiwał głową.
- No to nasze Stipant Veritatis właśnie ma nabór członków. – Powiedziała schodząc wreszcie ze mnie.
- Teraz już wiesz jak się wtedy czułem. – Powiedział z lekkim uśmiechem błękitny wilk.
- To teraz jesteśmy kwita. – Odpowiedziałam.
- Ten mały zaczyna mnie irytować… - Mówiąc spojrzał na wilczycę. – To twój? – Spojrzałam się na jego ogon. Mały szczeniak przykleił swoje zęby i nie chciał puścić. Zaczęłam się cicho śmiać.
- Chyba mu się spodobał smak twojego ogona! – prawie wybuchłam śmiechem.
- Santino, zostaw go. - Powiedziała delikatnie wilczyca. Mały „Santino”, jak się dowiedziałam, pędem dobiegł do niej. – Chodźcie, obgadamy to z alfą.
 Szliśmy w stronę jaskini watahy. Po drodze zapytałam:
- Jak się nazywasz?
- Terra.  A ty?
- Fire.
- A ty, biało-błękitny?
- Oruko.
- Kim jest alfa? - Zaptałam
- Czarna wilczyca imieniem… - I tu przerwał lekko zdenerwowany głos czarnej wadery.
- Venus - Powiedziała. - Kto to jest, Terra?
- Fire i Oruko. Podróżnicy. Chcą wstąpić.
- Więc witam w Stipant Veritatis. – Powiedziała Venus.
- Mogę wiedzieć, koto cię tak zmasakrował? – Zapytałam patrząc zdziwiona.
- To samo mogę zapytać ciebie. Nie chcesz wiedzieć – Odpowiedziała.
- Dobra, nie nalegam, to nie moja sprawa. O moich mogę ci powiedzieć jeśli chcesz, ale to potem – Powiedziałam.
 Na tym skończyło się przywitanie alfy imieniem Venus. Później Terra przedstawiła nam członków i mniej-więcej tereny.
~***~

Mam  nadzieję, że notka się spodoba. Chyba domyślacie się, co będzie w następnych notkach? Bo raczej nie od razu, ale za niedługo. Do następnego!

9 gru 2012

しろおおかみ

Witam, jestem Fire. Sądzę że te karty są dość długie, ale nie załamujcie się: notki są dłuższe ;)
~***~

Imię: Fire
Nazwisko: しろおおかみ (Shiro Ookami jap. Biały wilk)
Wiek: 3 lata
Płeć: Wilczyca
Partner: Oruko
Potomstwo: Brak
Pochodzenie: Japonia
Charakter: Miła, spokojna, ale jak się wkurzy to nie ma przebacz! Nie lubi, kiedy wszystko ma przeznaczone na ostatnią chwilę, lecz potrafi się zorganizować. Ma dość dobre umiejętności przywódcze, potrafi dowiedzieć się wszystkiego, co jej tylko zostanie zlecone. Lubi szczeniaki. Nienawidzi wilków wywyższających się, próbujących przekonać innych do swoich racji, wiecznych kłótników. Lepiej z nią nie zadzierać.
Cechy szczególne: Niebieskie, jasne oczy. Trzy blizny na plecach, bliżej ogona oraz nadcięte  lewe ucho. Jest to niepowtarzalnie wielka wilczyca. 



   
Moc: Ma tylko jedną umiejętność. Zawsze ma przy sobie łatwo rozpalające ogień kamienie, dzięki którym uderzając o skały roznieca kontrolowany ogień. Podczas ataku zmienia płomienie w wielką kulę i obracając się w powietrzu sama zmienia się w wielki, okrągły płomień tworząc podwójną zabójczą broń, szczególnie dla mniejszych osobników.
Miejsce w hierarchii: obojętnie, ale jako stanowiska: Szpieg, skrytobójca no i mag ognia.
Ekwipunek: rozpalające ogień kamienie, ale ich nie widać.
Historia: Jako szczenię była wychowywana przez ludzi, jednak jako roczny maluch w pożarze zginęła jej pani. W tedy po raz pierwszy skontrolowała ogień. W jej myślach z nikąd pojawiła się wizja jej nowej umiejętności. Kiedy miała dwa lata, wraz ze swoją lisią przyjaciółką złapały przechadzającego się po ich terenach podróżnika, którym był Oruko. Od tamtego czasu są nierozłączni i poszukują watahy, a raczej poszukiwali.



+





Imię: Oruko (おるこ)
Nazwisko: じゅうに(Dwanaście)
Wiek: 4 lata
Płeć: Wilk
Partner: Fire
Potomstwo: Brak
Pochodzenie: Japonia
Charakter: Potrafi zaakceptować wszystko i wszystkich, jest całkowicie zapatrzony w swoją katanę, którą potrafi stworzyć, ale to potem. W obronie rodziny potrafi wskoczyć do ognia, chociaż nienawidzi gorąca. Wszystko bierze na poważnie, ale to nie znaczy że nie rozumie żartów i przenośni. Bardzo pomocny, kompletnie nieegoistyczny i wszystko co zacznie, również kończy. Ma bardzo wyczulone zmysły, szczególnie słuch.
Cechy szczególne: Jasne, bardzo widoczne turkusowe oczy. Jest pół niebieski pół biały, co w świecie wilków nie jest zbyt normalne. Często przy walce wyciąga katanę.

Moc: Lód. Po złączeniu łap i klepnięciu w lewy bark powstaje katana.
Miejsce w hierarchii: Szpieg, wojownik, mag lodu.









Ekwipunek: Podczas walki katana. Na co dzień brak.
Historia: Urodził się u wybrzeży Japonii, gdzie był wychowywany przez ojca i matkę. Po pewnym czasie ojciec wstąpił do wilczego wojska. Rok później wyruszył w podróż, zahaczając przy tym o wiele wilczych terenów, dopóki nie spotkał Fire.

~***~


No to pierwsza nota już za nie długo. Aha, te teksty wstawione znakami nie były z tłumacza : )

8 gru 2012

Szczenię

Drobne szczenię wędrowało już długi szmat czasu. Żywiło się wyłącznie korzonkami oraz piło nie zawsze czystą wodę głównie z kałuży powstałych wskutek częściowego topnienia śniegu. Nie lubiła tej pory roku. Wszystko było mokre i zimne. Łeb był wiecznie spuszczony, oczy nieco przygasłe. Była wycieńczona, lecz jakimś cudem jeszcze parła naprzód. Popychała ją siła Lilairy, o której istnieniu nie miała pojęcia.
Avyam z trudem podniosła pysk ku górze i zlustrowała otoczenie. Z każdej strony otaczały ją drzewa, których gałęzie uginały się pod ciężarem białego puchu zwanego śniegiem. Niebo było przesłonięte ciężkimi chmurami. Zatrzymała się i jak zaczarowana patrzyła na krajobraz. Postawiła uszy na sztorc i właśnie teraz usłyszała skrzypnięcie śniegu pod łapami jakiegoś zwierza. Błyskawicznie zwróciła pysk w kierunku odgłosu, mimowolnie jeżąc sierść na karku. Niby była szczeniakiem, ale znała słowo ,,walka". Sama kiedyś tego doświadczyła. Jednak wyczerpany organizm odmówił już posłuszeństwa. Szczenię upadło na śnieg i resztką świadomości ujrzała czarny pysk wilka. Później była tylko ciemność.
Do jej podświadomości docierały rozmaite odgłosy. Od krzątania po niewyraźne słowa. Słowa?! Czyżby była w towarzystwie mówiących istot? Z dużym wysiłkiem otwarła ślepia i zaraz je zamknęła, gdyż oślepiło ją światło. Po paru chwilach spróbowała jeszcze kilka razy. Kiedy jej wzrok przyzwyczaił się do jasnego otoczenia, ujrzała nad sobą sylwetkę czarnego szczeniaka. Na ciele miał dziwne pomarańczowe zawijasy. Jego pysk rozjaśnił uśmiech.
-Obudziła się! W końcu! - szczeknął entuzjastycznie.
-Santino! Ciszej, proszę. - Avyam usłyszała jeszcze inny głos.
Zerknęła w bok i ujrzała białą wilczycę z szafirowymi uszami i zawijasem z trzema kropkami pod lewym okiem. Wyglądała... trochę nietypowo jak na wilka.
-Nie czepiaj się, Deyano. To chyba ważne, że ona się obudziła. Dobrze się czujesz? - Do Avyam zwrócił się szczeniak o imieniu Santino.
-Gdzie jestem...? - spytała słabym głosem.
-Na terenie Stipant Veritatis. Zasłabłaś, więc zaopiekowaliśmy się tobą. To Venus cię znalazła. - Kolejny nieznany głos.
Dalej stała biało-czarna wadera. Na jej ogonie zakołysał się dziwny lampion. Miała miły wyraz pyska. Avyam pomyślała, że mogłaby jej zaufać. Teraz poczuła, że jest słaba. Zaskomlała cicho.
-Widać, że jesteś słaba... oraz, że dawno nie jadłaś porządnej porcji mięsa.
-Jadłam tylko korzonki... – wyznała ze wstydem Avyam.
-To by tłumaczyło ten stan twego ciała. Niedojadasz się. Powiedz mi tylko, jak się nazywasz.
-Avyam...
Po tych słowach szczenię znów zemdlało.

7 gru 2012

Nadciągają kłopoty

Strasznie piekło. Czułam, jakbym płonęła od środka. A może w istocie tak było? Nie wiem. Czułam po prostu paraliżujący ból, nie mogłam się ruszyć. Powieki wciąż miałam zamknięte. Czułam się bezsilna, bo nic nie mogłam już zrobić. Leżałam, po prostu leżałam. Słyszałam tylko szemranie rzeki i szum liści. Potem ktoś do mnie podszedł i... film mi się urwał.
Gdy się ocknęłam, ponownie sparaliżował mnie ból. Straszne. Wiesz, że musisz coś zrobić, ale nie możesz. Jedyne, co byłam w stanie jeszcze uczynić, to otworzyć oczy. I tak, zrobiłam to. Oniemiałam z przerażenia! Na łach miałam bandaże (trzcinowe-jeden z przedmiotów wyposażenia medyków), związane ciasno. Klatka piersiowa również była zabandażowana, na pysku zaś wyczułam mokrą breję; zmielone zioła. Chciałam choćby krzyknąć, ale nie wydobyłam z siebie ni jednego dźwięku. Zamiast tego zrobiło mi się słabo, i znów straciłam przytomność. Niezwykłe, ile razy można mdleć.
Kiedy znowu się obudziłam, czułam się już lepiej. Ból zelżał, i odkryłam że mogę już ruszać kończynami. Zamrugałam kilkukrotnie powiekami by wyostrzyć obraz, po czym przekręciłam się na brzuch. Piekło niemiłosiernie. Zacisnęłam zęby, i po wielu próbach wstałam. Zachwiałam się, ale zachowałam równowagę. Oszalałam? Tak, ale ta niemoc mnie dobijała. Poza tym, musiałam sprawdzić co ze stadem. Pokuśtykałam do wejścia i rozejrzałam się dokoła. Wszystkie spojrzenia skierowane zostały na mnie.
-Jasny gwint...-jęknęłam rozeźlona gdy tracąc równowagę z impetem trzasnęłam o ścianę. Takie już moje szczęście, jak tylko mogę, zawsze o coś walnę. Cudnie po prostu.
-Venus!-wrzasnęli wszyscy na raz.
-Nie, wróbel przebrany za niedźwiedzia!
-Powinnaś...
-Wiem co powinnam, i czego nie powinnam. Ale zrobię to, czego nikt się nie spodziewał. Zrobię po swojemu.-mruknęłam i weszłam... znaczy się przyczołgałam się na polanę.
-Czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego wyglądam jak kaleka?-Zapytałam obrzucając wszystkich chłodnym spojrzeniem-Coś mi się wydaję, że te bandaże raczej nie są zbyt... skuteczne.
-No tak, bo widzisz...-zaczął Daryl-Mamy pewien...
-Problem.-dokończyła Primose.-Albo raczej ty masz pewien problem, z całym szacunkiem.
-Przyjmę do wiadomości wszystko, tylko litości, powiedzcie wreszcie o co chodzi!
-To... Monstrum, poważnie cię poparzyło. Nie wiemy czy sierść odrośnie...
-I to jest ta zła wiadomość?-zapytałam unosząc brwi.
-No właśnie nie.-odparł Daryl przygryzając wargę-Otóż Ogień w pewnym stopniu sparaliżował twoje łapy. Najprawdopodobniej nie odzyskasz pełnej sprawności fizycznej, o ile odzyskasz ją w ogóle.
Okey, policz do dziesięciu. Raz... Dwa... Trzy... JASNY GWINT!
***
Musiałam coś naskrobać, szczególnie że długo nie pisałam. Błagam, wybaczcie *na klęczkach*.
Dłużej nie będzie, bo widzę że Terra coś planuje.

18 lis 2012

Koniec samotności

Siedziałam nad krystalicznie czystą wodą. Wokół panowała głucha cisza, nocna ciemność ogarnęła krainę.
Lubię tak siedzieć. Uwielbiam samotność, oczywiście pod warunkiem, że siedzę sama ze sobą od czasu do czasu, a nie całą wieczność. Choć sama to może niezbyt trafne określenie, towarzyszy mi moja ukochana natura. Drzewa, woda, wiatr, księżyc...
Musiałam się nieco uspokoić, ochłonąć. Wspomnienia mojego dzieciństwa są gorsze od wszelkich koszmarów, jakie śniły mi się po nocach. Gdy o tym pomyślę... przechodzą po mnie ciarki...
Po chwili wstałam i wskoczyłam do wody. Rozległ się głośny plusk.
"Mam nadzieję, że ich nie obudziłam..."

Zanurzyłam pysk. Woda była wyjątkowo czysta, toteż jedyne, co przeszkadzało mi w przypatrywaniu się wodnemu życiu było złe oświetlenie, ale i z tym sobie poradziłam. Niestety, jako iż ciśnienie jest wyjątkowo wredne, musiałam pływać tuż pod taflą wody, ponieważ głębiej musiałabym nurkować powoli, a na to nie starczy mi powietrza... á propos powietrza, poczułam ucisk w głowie, gardle i płucach. Instynktownie podniosłam łeb, machnęłam łapami i wynurzyłam się. Spojrzałam w stronę wchodu. Nieboskłon przybrał ciepłą, żółtą barwę, co zwiastowało nadejście dnia. Postanowiłam jeszcze raz zanurkować. Zanurzyłam się ponownie, tym razem w poszukiwaniu ryb...

...położyłam na ziemię ostatnią łuskowatą. Wataha jeszcze spała. Wataha, czyli, nie licząc mnie, pięć osób. Venus, Terra, Santino, Deyana i Xae.
"Może kiedyś dołączy więcej osób?"
Szczerze mówiąc pomimo niezbyt przyjemnego snu nie byłam ani trochę zmęczona.
"Hm... śniadanie złowione, co teraz robić?"
Nie byłam przyzwyczajona do nadmiaru wolnego czasu. Zawsze wtedy wędrowałam w poszukiwaniu... bliżej nieokreślonego cosia z funkcją rozbawiania (?) czy też walczyłam z wilkami, które także z bliżej nieokreślonego powodu chciały mnie zabić. W każdym razie, jedyną rzeczą, jaka przyszła mi do głowy, była przechadzka po terenie i dalsze jego eksplorowanie.
Wyszłam na zewnątrz, rzuciłam okiem na teren, by zobaczyć, czy może jakiś królik nie jedzie swoim BMWiewórką z zawrotną prędkością i alkoholem we krwi (?). Moje kroki skierowały się ku lasowi. Wkroczyłam w gęstwinę krzaków i drzew. Zaczęłam przechodzić każdy kąt lasu, poznawać go dokładnie, a wróciłam po dwóch godzinach. Przed jaskinią widziałam już gromadkę. Santino i Deyana bawili się wesoło, a Venus rozmawiała z Xae i Terrą. Ciekawa o czym mówią, podeszłam.
-Elen, jesteś! Chodź, idziemy na polowanie - powitała mnie Venus.
-Zgoda. Mamy jakieś stałe miejsce polowania? - zapytałam.
-Zawsze chadzamy gdzie indziej, ale dziś akurat idziemy na łąkę. Jest wiosna, więc kopytne chętnie skubią trawę - odpowiedziała Terra.
Kiwnęłam głową.
-A więc chodźmy.

W trawie stało całe stado Karibu.
-Xae podejdzie stado od tyłu, Terra z lewej, Elen z prawej, a ja ruszę z przodu - zaplanowała Venus.
Udaliśmy się na nasze pozycje. Skradając się rzecz jasna. Alpha czekała aż ustawimy się na miejscach, po czym ruszyła wprost na nasz dzisiejszy obiad. Stado uciekło na wszystkie możliwe strony, a my wkroczyliśmy do akcji. Terra, Xae i ja mieliśmy świetną pozycję, gdyż Karibu uciekając od Venus biegły wprost na nas, a my mieliśmy okazję na nie wskoczyć. Poszło szybko, nasza trójka załapała w pułapkę po jednym kopytnym, a Venus dogoniła któregoś z pozostałych. Przytargaliśmy je na miejsce i zaczęliśmy jeść. Oczywiście przyłączyły się do nas szczeniaki. Resztki zostawiliśmy w jaskini na następny dzień.






14 lis 2012

Wspomnienia... sen?


                Mała, futrzana kuleczka koloru od beżu, przez rudy, aż po kontrastowe odcienie brązu i szarości. Leżała obok pary kochających rodziców, otoczona ciepłem i bezpieczeństwem. Była taka mała, słodziutka, a jaki miała piękny pyszczek! I te złote oczy…
                Bzdura. Krew, śmierć i cierpienie, oto, co pamiętam z dzieciństwa. Od kiedy sięgam pamięcią musiałam walczyć, polować, chociaż na jakieś małe gryzonie. Często za jedzenie robiła mi zgniła padlina. Obrzydliwe, ale nawet z takiego pożywienia się cieszyłam. Ba, wręcz skakałam z radości, że po takiej głodówce mogłam wreszcie coś zjeść. W dzieciństwie była ze mnie sama skóra i kości. Byłam słaba i niedożywiona. Dopiero, gdy nieco podrosłam i byłam w stanie bez większego problemu upolować jakiegoś szaraka, zaczęłam rzeczywiście rosnąć w siłę.
                „Mgła. Mamo? Tato? To wy? Nie, przecież ja nie mam rodziców…”
Szczenię. Młode, malutkie szczenię. Zaraz… czy to ja?
            „Z boku! Lewo, prawo, skok i do tyłu. Cholera, rany krwawią. Jeżeli szybko czegoś nie zrobię, to zaraz zginę!”
Taki szkrab przeciwko dorosłemu basiorowi. Wtedy nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moi rówieśnicy mieli zapewnione jedzenie i bezpieczeństwo. Dla mnie to było nie do pomyślenia!
            „Nie! Z prawej! Teraz do tyłu! Argh… silny jest…”
Co jest? Mgła się rozprasza. Czy to… czy to był sen?
Sufit jaskini.

_-*-_

Dziś coś krótkiego i na szybko :) Miałam czekać, aż Terra skończy swój wątek, ale... no nie dałam rady ♥
W każdym razie, przyjmijmy, że to działo się wcześniej ;)

3 lis 2012

Nowy dom...

Z westchnieniem przyśpieszyłam. Byłam na skraju wyczerpania. Trzy dnie głodówki nie wychodziły mi na dobre. Bez picia było jeszcze gorzej. Otwarte rany wcale nie ułatwiały sprawy. Niemal parsknęłam śmiechem. Jak mogłam zachować się tak lekkomyślnie?! Co też mi wpadło do łepetyny! Pani i panowie, oto wilczyca, która mimo iż jest inteligentna i spokojna, łatwo wpada w niezwykle poważne tarapaty! Aż sama zaczęłam myśleć o sobie jak o wariatce. To co zrobiłam, przechodzi jakiekolwiek pojęcie. Rozwścieczyłam ogromną watahę z mojego widzimisię! Z ulgą odkryłam, że pościg się oddalił. Jednak nie zamierzałam zwalniać. Mimo palących z bólu łap jeszcze przyśpieszyłam. Serce tłukło mi w wilczej piersi. W końcu, pod osłoną nocy, zatrzymałam się na spoczynek. Piłam łapczywie z rzeki w czasie deszczu, który przyjemnie chłodził moje ciało i łagodził ból. Mimo iż nie lubiłam polować za pomocą magii, nie miałam wyjścia. Ukatrupiłam zajączka. Szkoda, był taki słodziutki. Kiedy już miałam zasnąć, usłyszałam trzask łamanej gałązki. Nie mając siły, leniwie otworzyłam oczy i wstałam. Wpatrywałam się w czarną niczym noc wilczycę o jednym oku białym niczym śnieg, mierzącą mnie oczami, z których drugie było o barwie węgla. Spojrzałam nieprzytomnie swoimi niebieskimi niczym głębie oceanu oczyma w ślepia wilczycy.
- Witaj, mam propozycję.
Uśmiechnęła się przyjaźnie i usiadła, ja również. Ledwo powiedziałam szeptem, charcząc.
- Jaką propozycję?
- Jestem alfą watahy Stipant Veritatis i chciałabym wiedzieć, czy nie zechciałabyś się przyłączyć.
- Jasne, nie ma sprawy.
Wycharczałam ledwo przytomna. Byłam zbyt zmęczona, by okazać swój radosny charakterek. Nagle obraz mi się zamazał i upadłam, mdlejąc z wyczerpania. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam, była zmartwiona twarz wilczycy.

Toplista

Cześć, ostatnio wpadło mi się na toplistę watah. Może się zapiszemy? Venus, co o tym sadzisz? Może się wybijemy i będziemy najlepszą watahą? Nie wiem, ale zobacz, może dodasz naszą watahę.

TOPLISTA

 Tu jest HTLM do buttona:

<a href="http://watahyblogowe.najlepsze.net/?we=Xae"><span style="width:120px;height:40px;overflow:hidden;background:#EE0000;border:2px;border-color:#FF2222;border-style:outset;padding:5px;font:bold 11px verdana;color:white;text-decoration:none;text-align:center;cursor:pointer">TOP LISTA WATAH BLOGOWYCH</span></a>

Venus, oto i Button, nasza wataha jest zarejestrowana, gdy się na to kliknie wataha dostaje głos:


 TOP LISTA WATAH BLOGOWYCH

Mord - wilk prześladowca, część 1.

   Mijało dzień za dniem. Nowe stado zaakceptowało mnie, z czego bardzo się cieszyłam. Już znałam tereny, a moim ulubionym, to była polana, przez którą płynął mały strumyczek. Koło niej znajdywała się jama.
   Tego dnia było deszczowo i chłodno. Santino jeszcze spał. Postanowiłam go nie budzić, w końcu dużo się działo.
   Wyszłam z jaskini. Po całym ciele poczułam zimny dreszcz. "Może przez tę pogodę?"-pomyślałam. Poszłam w stronę głównej jaskini. Wszyscy jeszcze spali. Zobaczyłam, że Venus nie ma. Po jakimś czasie znalazłam jej trop i podążyłam za nim.
   Po jakimś czasie doszedł do mnie także inny zapach- zepsutego mięsa. Znów poczułam dreszcz. Po zapachu określiłam, że to był wilk. Byłam pełna obaw.
  Podeszłam bliżej trupa. Obawy się potwierdziły. Wilk, a raczej wilczyca. Wokół ciała było pełno krwi. Bez nóg, widoczne rany. "Kto tak zmasakrował te ciało?"-pomyślałam.
  Po dłuższym przyglądnięciu się w końcu rozpoznałam waderę. Stałam nieruchomo, zszokowana do głębi. Moje serce zamarło. W oku pojawiła się łza, szybko spłynęła ku dołowi na nieboszczyka.
  - Jenny!- powiedziałam drżącym głosem.   - Kto ci to zrobił?!
   Trwałam w milczeniu, płakałam. Nadal zastanawiałam się, kto mógłby jej to zrobić. Położyłam się koło niej. Jej ciało było zimne, nie czułam bicia serca.
  Po trwaniu w żałobie otarłam łzy. Jeszcze chwilę przyglądałam się zmarłej Jenny. Ujrzałam srebrzysty włos na jej ciele. Doskonale wiedziałam do kogo należy. Zawarczałam głucho. Nagle przypomniały mi się słowa szarego wilka:
" Zabiję cię! ciebie i każdego, kto cię pozna lub zna! Zapłacisz za wszystko! Przysięgam na krew moich braci i watahy! Nie spocznę, dopóty umrę!"
 Znów przeszedł po mnie zimny dreszcz. Nie przypuszczałam, że będzie do tego zdolny. Mogłam się to po nim spodziewać. Przecież zawsze był lojalny wobec stada, a słów nie rzucał na wiatr. Dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę, że nowej watasze zagraża niebezpieczeństwo.
   Miałam już tego dosyć. "Ile wilków ma jeszczew prze ze mnie zginąć?! Jenny niczemu nie była winnna!"  Czułam do siebie wstręt za to, czego nie  mogę powstrzymać.  Znów pogrążyłam się w żalu. Po paru minutach usłyszała krzyk, który  odepchnął moje myśli. To głos Alfy! Bez namysłu pobiegłam jak strzała, w kierunku Venus.
 Po paruset metrach Prze de mną pojawiła się mgła. Tak gęsta, iż nie mogłam nic zobaczyć. Tak samo było wtedy, kiedy wdałam się w potyczkę z Szarym wilkiem. Wzrok na nic się zdał,  pokierowałam się słuchem. Coś w końcu przerwało niewidoczność, a mianowicie zobaczyłam  płomień. Domyślałam się, iż czarna wadera walczy z basiorem. Jednakże, gdy podeszłam bliżej nic nie wskazywało na trwającą walkę. Mgła zaczęła opadać.
Dopiero teraz ujrzałam cały scenariusz. Szybko pobiegłam pomóc wilczycy, ale magia natury na mało się zdała. Wokół ognia była niewidzialna tarcza. Na dodatek Każdy atak zadany w żywioł osłabiony był przez obronę, a gdy pocisk trafił w płomienie - z taką samą siłą, wracała wprost na mnie. Nie dało się uniknąć ciosu, gdyż trafiała do mnie przez wdychany tlen, a mgła jeszcze nie opadła. Mianowicie nic nie wskazywało na to, żeby zniknęła wokół ogniska. Jeszcze było takie zagrożenie, iż czar mógłby trafić w walczącą w centrum niebezpieczeństwa Venus.
   "I cóż by tu zrobić? Myśl Terra, myśl!" -panicznie szukałam jakiegoś rozwiązania, lecz jak na złość w głowie była tylko pustka.  W końcu w ciemnym tunelu pojawiła się iskierka - Santino! Jego magia na pewno zadziała!
   Przywarowałam do ziemi i przysłuchiwałam. Po paru sekundach zaczęłam stukać skomplikowane rytm. Potem wokół mnie pojawiła się chmura piasku. "Sntino, przybywaj"-powiedziałam w myślach. Chwilę jeszcze przysłuchiwałam. Szczeniaczek był niedaleko. Po parudziesięciu sekundach usłyszałam szybkie kroki.  Wkrótce ujrzałam młodego szkraba. Patrząc w moje już wszystko wiedział.
 - Zajmę się tym.-powiedział
 - Dasz radę?
 - Tak, a jakby co to za niedługo przyjdzie wataha, poinformowałem ich.
 - To dobrze. Ale?...-zobaczyłam w ślepkach małego coś niepokojącego.
 - Tam jest  pokazał łapką na północ.
   Szkrab już nic nie mówił i cisnął tylko pocisk w płomień. Szybko chwycił się łapka w pierś. Fakt, przez to że trafił - poczuł to w sercu.
 - Nic Ci nie jest?
 - W porządku. Mamo...- teraz w jego oczach pojawił się dobrze mi znane światło.
 - Ok.
   Połączyliśmy nasze zaklęcia. Ogień gwałtownie zareagował. Znów zabolały nas serca, ale teraz o połowę mniej.  Nie zmienialiśmy taktyki. Żywioł syczał, zdawał się, jakby wyrażał gniew i z lekka osłabnięcie. Mogliśmy zrobić o krok bliżej płomieni.  Wnet usłyszeliśmy kroki i poczuliśmy znany nam przyjazny zapach. To członkowie watahy! Jednakże byli jeszcze trochę daleko.
   -Venus trzymaj się! Za niedługo przyjdą wilki ze stada, a ja z Santem robimy wszystko, co w naszej mocy!
  Współczułam jej w sercu. Sto razy lepiej wolałabym być na miejscu Alfy. "Ona miała przyszłość i mogła wiele osiągnąć. Ja zaś zrobiłam tyle złego i powinnam mieć tą karę, która przyjęła na siebie wadera. To ja powinnam tam być i się smażyć a nie ona! Za co? Czegóż kolejny wilk musi cierpieć, a ja w bezsilności mam się patrzeć na tę niesprawiedliwość? Przecież lepiej by było bym odpokutowała to, co narobiłam! Czemu każą za to niewinne wilki?! Czegóż nie dadzą mi szansy no naprawy błędów? Lepiej by było, gdybym mnie w ogóle nie było na Ziemi. Nie zasłużyłam... Przynajmniej nikt by nie ucierpiał!"
 - Terra, pomóż!-pisnął roczniak. Fakt! Znów odpłynęłam! Kontynuowałam przerwaną pracę.
    Wydawało się, że a nóż płomień zgaśnie, ale znikąd pojawiła się następna ściana ognia." Dlaczego nikt jeszcze nie przyszedł? Przecie nie jest tak znowuż daleko." Po tej myśli usłyszałam wyraźne kroki wilków.
 - Jesteśmy! wybacz, że dopiero teraz, ale mieliśmy kłopoty w dojściu.-odparła wilczyca
 - Tak, jakby ktoś przewidział, że zmierzamy w tym kierunku i zafundował nam trudny tor przeszkód.- powiedziała następna wadera. Teraz ujrzałam liczne rany na ich ciałach.
 - Dobra, koniec gadania, ruszamy na pomoc!- zawołał wilk radośnie.
 - Tak, na pomoc Venus!-krzyknął inny basior.
   Wataha ustawiła się wokół Ognia i ze wszystkich stron atakowała. Spojrzałam za siebie. Tam w odległości  paruset metrów stał szary wilk. Jego oczy płonęły czerwonym blaskiem. "Czego wcześniej o tym nie pomyślałam? Na nic zdały się próby zgaszenia ognia, cały czas go kontrolował!"
   Odwróciłam się w stronę wroga. Sant spostrzegł ten ruch.
  - Zaraz wrócę.- szepnęłam, a w moim głosie była nutka nienawiści i gniewu.
   Jak strzała pobiegłam w kierunku Szarego. W tym czasie użyłam kamuflażu. W ciągłym biegu warczałam głucho.
  - Jeżeli coś się stanie Venus, lub komuś z  watahy - zabiję! Nie wybaczę już nikomu. - odparłam cicho sama do siebie. "Już dość ukrywania, przejmowania się o następny dzień, paraliżujący strach. Już koniec! Niech teraz oni poczują to, co przez ponad rok musiałam się zmierzać. Bez litości! Teraz ja przejmuję inicjatywę. Dosyć!"
   Biegłam coraz szybciej. Owładnęła mnie żądza mordu i zadania cierpień. Tak długo tłumiona, porzucona w kontach mojego serca. Nieświadoma tego, że Terrana Loverde daje o sobie znać, a co za tym idzie krew Goldenmoona.
   - Już po tobie Mord!- powiedziałam w dzikim krzyku.
   Już znajdowała się blisko wroga. Skoczyłam. Zęby me wbiły się w kark zszokowanego basiora. Poczułam słodką rubinową krew na wargach spływająca na ziemie. Oczy zapłonęły nowym blaskiem. Świat sprzed dwóch lat powrócił gwałtownie.  Nie byłam już tą wilczycą, którzy nowi przyjaciele mnie uważali. Mortiferum Viridi Znów powróciła.
____________________
 Skończyłam. Mama nadzieję, że się Wam podobało. Przepraszam, za błędy, które na pewno pojawiły się w notce, a których nie zauważyłam. Przepraszam Cię Venus, że w notce mało o Tobie napisałam. Kończę to późno i nie mam już sił. Akurat wena mi doskwiera.  Jednakże nie mogę już dłużej ciągnąć tej notki (cz.1). Dziękuję wszystkim za znalezienie czasu i przeczytania tego opowiadanka. Jeżeli zepsułam komuś plany to bardzo przepraszam.  Może nie trzeba wszystkiego pisać od nowa, z przyjemnością dojdę do kompromisu, a jak przyjdzie coś pozmieniać w notce to to zrobię. :-)

2 lis 2012

Nowy dom, nowa rodzina, nowa szansa.


Wilk często kojarzony jest z wolnością i tajemniczością. Zresztą nie bez powodu. Te piękne stworzenia są silne, ciche, zwinne i szybkie, ale jedną z najważniejszych cech, które pozwalają im przeżyć jest umiejętność działania w grupie. Wilki często łączą się w paczki, tzw. watahy.
                A jednak są osobniki, które żyją w odosobnieniu, czy to z własnego wyboru, czy też nie. Przykładowo ta wilczyca o ślepiach złotych, jakby w jej oczodołach widniały dwa małe słońca. Jej imię brzmiało nie inaczej jak Elenore Tenebris.
                Tak, to byłam ja. Ta mała, słaba wilczyca, która nie potrafi wykonać nawet najprostszego czaru. Po prostu nie mam magii we krwi, ale w sumie co z tego? Żadną sztuką jest upolować kopytnego jednym ognistym pociskiem, ale zabicie go bez magicznych sztuczek jest już bardziej godne podziwu.  
Szłam tak w osamotnieniu już parę dni, nie wiem ile, straciłam rachubę. Byłam głodna, spragniona, a moje ciało pokrywały niezasklepione rany. Ciężko jest walczyć z silniejszymi od siebie, z tymi, po których stronie jest siła żywiołów. Cholernie ciężko. Miałam nadzieję, że szybko znajdę jakieś źródło wody i jedzenie, najlepiej padlinę. Niczego innego tak naprawdę nie chciałam.
                W krzakach coś zaszeleściło. Odwróciłam głowę.
-„Jeśli to kolejny z nich, to już po mnie…”
Ustawiłam się w pozycji bojowej, ukazałam kły i położyłam uszy. Cisza trwała tylko chwilę, aż w końcu z gąszczu wyskoczyła czarna wadera. Wylądowała tuż obok mnie. Odskoczyłam, ale szybko zjeżyłam futro i warknęłam. Wilczyca uśmiechnęła się. Chwilę później tuż obok mnie zapaliła się trawa, tak ot, znikąd. Odskoczyłam ponownie, a czarna parsknęła śmiechem. Podeszła do płomienia, który przed chwilą sama rozpaliła, i stanęła na nim łapą, a ten momentalnie znikł.
-„Ogień! Muszę uważać, jestem dla niej jak zabawka… Co zrobić, myśl, Elenore, myśl…”
-Nic? Może chociaż popiszesz się jakąś swoją sztuczką? Woda, ziemia, wiatr, ogień? – powiedziała wadera.
Nie odezwałam się, nie poruszyłam.
-Naprawdę? – smolista poczęła się śmiać – pomimo braku mocy i licznych ran chodzisz sama po terenach, gdzie mieszka wilczy kruk władający potężnym ogniem? Toż to czysta głupota!
-Szczerze mówiąc nie wiedziałam, że mieszka tu takie ptaszysko jak ty. Nie boję się, może i nie władam żywiołami, ale poradzę sobie z każdym, kto stanie mi na drodze – warknęłam.
-W takim razie czemu nie atakujesz? – spytała kpiąco.
Znów zapadła cisza. Wilczyca, ku memu zdziwieniu, usiadła jak gdyby nigdy nic.
- Czy mi się wydaje, czy ty nie wierzysz, że mogę cię zaatakować? – spytałam.
-Nie chodzi o to, że nie wierzę. Chodzi o to, że nie chcę walczyć – powiedziała, a ja zdziwiłam się jeszcze bardziej - Tak naprawdę mogę ci złożyć propozycję.
Miałam mieszane uczucia. Jeszcze przed chwilą byłam niemal pewna, że rozpocznie się bój, a teraz…
-Jaką propozycję? – spytałam po chwili wahania.
-Jestem Venus, Alpha watahy Stipant Veritatis. Mogę zaproponować ci dołączenie do niej.
-A czemu? Dosłownie przed chwilą chciałaś walczyć!
-I odkryłam przy tym twoją cechę, odwagę. Cenie ją sobie, dlatego miło by mi było, gdyby w mojej watasze zagrzała sobie miejsce wilczyca o takiej cesze.
Miałam tu niemały problem z odróżnieniem, czy jest to pułapka, czy rzeczywiście zwykła propozycja dołączenia. Myśląc o tym, spojrzałam na moje pokaleczone łapy. W sumie wielkiego wyboru nie miałam.
-Zgoda.
_____________________________________________________
No, więc to jest mój pierwszy post ^^ Za ewentualne błędy przepraszam, ale zazwyczaj zapisuję notkę i sprawdzam na drugi dzień, bowiem wtedy widać najwięcej naszych błędów, ale chciałam jak najszybciej dodać pierwszy post :) I mam do was maleńką prośbę – jeśli kiedykolwiek napisałabym coś o waszych bohaterach, co jest niezgodne z ich charakterem, proszę mnie o tym niezwłocznie poinformować, a ja to poprawię. Dziękuję za uwagę :P

1 lis 2012

Nowy desing

Okey ludzie, czas brać się do roboty-ogólnie blog wygląda dobrze, ale czas coś zmienić, chociażby nagłówek, ramki, coś dodać, coś ująć... jestem otwarta na wszelkie sugestie dotyczącej tej sprawy.
Przydadzą nam się również osoby, które zajmą się wystrojem-a nagrodą będą oczywiście plusy, wiec bierzcie się do roboty!

31 paź 2012

Wilczyca urodzona nocą...




Imię: Elenore
Nazwisko: Tenebris, a to z tego powodu, że wilczyca przyszła na świat nocą.
Wiek: 1,5 roku.
Urodziny: 12.06
Płeć: Wadera.
Rasa: Wilk szary
Partner & potomstwo: BRAK
Pochodzenie: Granica między Kanadą a USA.
Charakter: Wilczyca jest zdecydowanie lekkomyślna i zbyt wysoko ocenia swoje możliwości, co często owocuje wypadkami. Dla niej nieznane są takie słowa jak "nie jestem w stanie...". Nigdy też nie przyzna, że potrzebuje pomocy. Po prostu nie potrafi. Jest śmiała, często zadziorna. I jeszcze wiele innych cech, które wkrótce sami osobiście dostrzeżecie.
Cechy: W wachlarzu jej umiejętności dominuje zdecydowanie szybkość, zwinność i spryt. Woli zajść kogoś od tyłu, niż skoczyć wprost na niego.
Historia: Wkrótce ją ujawnię.
Moc: Wadera jest zwykłym wilkiem, nie potrafi sprawić, by
woda zaczęła latać na jej życzenie w powietrzu, ani wzniecić z niczego ogień.
Miejsce w hierarchii: Może być nawet omegą. Dla niej to zupełnie obojętnie.
Ekwipunek: Wilczyca nie nosi ze sobą niczego... w sumie nie potrafi, nie ma przeciwstawnych kciuków...
Stanowisko: Łowczyni

27 paź 2012

Deyana Manro


Miano: Deyana Manro, chociaż woli jak używa się jej samego imienia
Przydomek: Landi
Wiek: 1 rok
Płeć: wilczyca
Rasa: Landino
Moc: duch, księżyc i woda, chociaż dzięki amuletowi ma wszystkie, nad którymi nie za bardzo panuje)
Pochodzenie: kraina Eldoria, w której żyją wilki księżyca i wody. Jednak nie wiadomo jak w wieku 2 miesięcy pojawiła się w jakimś lesie, poza Eldorią
Stan cywilny: wolna
Potomstwo: brak
Rodzina: nie zidentyfikowana
Znaki szczególne: szafirowe uszy i zawijas z trzema kropkami pod lewym okiem, który powstał, kiedy padło na nią światło księżyca podczas pierwszej pełni w jej życiu
Charakter: spokojna, stanowcza acz łagodna, mądra, inteligentna, utalentowana, radosna, miła, niezwykle zwinna, zadziwiająco szybka, expresowo się uczy, pomocna, godna zaufania, chociaż sama niezbyt ufna, doskonale walczy, planuje, umie się skupić i myśleć logicznie w każdej sytuacji, bardziej od innych wyczulone zmysły, zawsze pełna energii, zaraża innych swoją radością, wrażliwa, opiekuńcza, nie zostawia w potrzebie, nieco strachliwa, lecz potrafi stłumić nieco strach, kiedy strzeże kogoś/czegoś
Historia: może kiedy indziej
Stanowiska: mag wody, szpieg, osoba do sojuszy
Hierarchia: Eta (jeśli oczywiście alfa się zgodzi)
Ekwipunek: na srebrnym łańcuszku zawieszony smok, oplatający magiczny, szafirowy kamień, dzięki któremu włada wszystkimi mocami, lecz zabiera jej to wiele energii. Wisiorek ukryty za pomocą magii, niewidzialny i niedotykalny, nie ma szans, żeby spadł
Lubi: bawić się, spoglądać w nocy na gwieździste niebo i na księżyc, spokojnie spacerować po zmroku

16 paź 2012

Szansa na nowe życie- czyli jak tu dotarłam.

Pewnie ta notka nie będzie dla Was zbyt ciekawa. Jeżeli przeczytaliście do końca moją historię to dużo rzeczy Was nie zaskoczy. Ale cóż., od czegoś trzeba zacząć...
******
Gdy się obudziłam automatycznie od razu spojrzałam na niebo. Patrzyłam dań od paru minut. dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, iż nie pada nic, a słońce grzeje najmocniej jak potrafi.  Moje serce się uradowało: w końcu koniec zimy! Nareszcie mogłam uciec od tego piekła.
   Wzrokiem szukałam Santina. Musieliśmy się jak najszybciej wyruszyć w podróż zanim członkowie watahy się obudzą. W końcu odnalazłam go wzrokiem. Spał jak kamień i lekko chrapał. Nie dziwiłam się. 20km w jednym dniu dla roczniaka to nie lada wyzwanie. Aż mi się dziwnie zrobiło na myśl o tym, że muszę go obudzić go po tak długim marszu wraz z burzą śnieżną.
    Podeszłam do niego i lekko go szturchałam.
    - Jeszcze pięć minut, mamo...-powiedział zaspany szczeniaczek.
    - Niestety musimy. Wyruszamy w następną podróż.
    - Następną?...-jęknął szczeniak.
    - Wybacz, mój drogi. Jutro będziesz spać ile Ci się chcę.
    - Dobra.- wstał powoli, rozciągnął się, przetarł oczy i poszliśmy w stronę wyjścia.
   Niestety, Sant potknął się o łapę jakiegoś wilka i padł na ziemię. Dźwięk, który towarzyszył upadkowi obudził śpiącego basiora. Jak się okazało był to strażnik
   - Santino, uciekaj!-odparłam. Szczeniaczek śmignął wprost do wyjścia.
   Strażnik trochę oszołomiony i zaspany powiedział sam do siebie:
   - Hę?
    W tym czasie byliśmy trzysta metrów od nory. Potem wilk zaczął nas ścigać. Biegliśmy najszybciej jak mogliśmy, lecz wilczur znał skróty i był  cały czas  nam "na ogonie". Po jakimś czasie basior zaczął zwalniać. Trochę się zdziwiłam. W końcu dowiedziałam się o co chodzi. Przed nami byłą wielka przepaść! "Czy zawsze muszę mieć pecha?!"-pomyślałam.
   - Stop!-krzyknęłam.
 Szczeniaczek posłusznie przestał biegać, ale wpadł w poślisk. Krótko po nim i ja. Razem wpadliśmy do rowu.
   Spadaliśmy. Ku zdziwieniu spadaliśmy parę metrów. Miękko wylądowaliśmy na trawie. Usłyszałam wycie. Po trzech sekundach z krzaków wyłoniły się trzy wilki. Pierwszy był szary, drugi brązowy, trzeci czarny.
   - No, no no. Spacerku się zachciało?-zapytał się brązowy.
   - A ja tam myślę, że chciała odejść bez pożegnania.- powiedział szary.
   - Nie wasza sprawa.-zawarczałam.
   - A nie zapomniałaś czasem o czymś?-zapytał się czarny.
   - Dajcie nam spokojnie odejść.-powiedziałam przez zęby.
   - Znasz odpowiedź.- powiedział szary.
   - Wiesz czym to grozi?- odparł brązowy.
   - Wiem.
   - W takim razie...- Szary przyjął pozycję bojową.    -...Atak!
    Rozpoczął się spór. Brązowy wilk skoczył w moim kierunku. W ostatnim momencie odepchnęłam Santina do pustej lisiej nory. Ciężar ciała basiora przygniótł mnie na ziemie. Lewą tylną łapą zrobiłam mu wielką ranę na brzuchu i zaatakowałam gardziel przeciwnika. Wilczur szybko odskoczył. Zdążyłam wstać. Wilki razem zaatakowali. Znów padłam na ziemię, bez zdolności kontrataku.  Czułam, jak rozrywali skórę jak sarnie, czułam, jak krew sączyła się z moich ran na ziemie, czułam niemiłosierny ból jaki mi zadawali i trzask kości...
   Sant nie mogąc patrzeć dalej na ową scenę  rzucił w napastników pocisk lodowy. Trafił czarnego wilka, ogłuszając go przy tym, nie mógł dalej walczyć.
   - Taki mądry?-powiedział Szary.   - Wykończ szczeniaka, ja dokończę porachunki.
  Brązowy posłusznie  poszedł w kierunku jamki.
     Santino patrzył i co jakiś czas cisnął pociskami. Basior unikał większość, a te, które trafiły przeszyły mu barki i grzbiet. Szczeniaczek  nie zmieniał taktyki.W końcu zaprzestał. Uradowany wilk zbliżył się d o jamy i łapą chciał wydostać wilczka. Wten Mały cisnął niezliczoną ilością pocisków. Bury Szybko odskoczył. Łapą nie mógł ruszać, miał całą zmiażdżoną.
   - Koniec tej zabawy!-powiedział wściekły.
 Władał także ziemią i wywołał lawinę. Sant rzucił ostatnim przyciskiem w jego pierś. Bury wilk zaczął kaszleć, nie mógł oddychać. Jego serce zaczęło pracować. Runął na ziemie. Już nie żył.
   Tym czasem szary wilk nie dawał za wygraną. Nie miałam już sił. Już zębami chciał dostać się do tchawicy,  lecz otworzyłam oczy. Nabrały jaśniejszej barwy, zaczęły świecić.
   Miałam więcej sił. Wstałam. "Obym potrafiła to opanować"-pomyślałam. Nadszedł czas na Transformację.
   Kły wydłużyły się o 2cm, pazury także. Zawijasy na futrze także.Wszystkie rany się zagoiły. Były także inne zmiany.
   - I ty myślałeś, że mnie pokonasz?!- powiedziałam drwiąco.    - Taki słabeusz?
 Wilk nic nie mówił. Stał jak słup soli. Popatrzyłam na niego w szyderczym uśmiechu.
   - Chcesz się zabawić? Dobra, na moich zasadach.
 Za pomocą mocy natury na miejscu gdzie stał przeciwnik wyrósł wielki pień.   Wilk nie mogąc się na nim utrzymać, gdyż był pień chudy, spadł. Z trudem wstał. Chwile się na mnie patrzył. Potem pojawiła się mgła, przez którą nie można było nic zobaczyć.
  - Takiś sprytny?
 Chwilę panowała głucha cisza. Potem znikąd wyskoczył Szary. Zadał mi cios w bark, jednakże nadal stałam. Rana się zagoiła. Zawijasy na moim ciele zaczęły wchłaniać ową mgłę. Znów zobaczyłam wilka. Rozpędziłam się i całym ciężarem uderzyłam w wilczura. On poleciał i walnął o skałę. Z jego łba płynęła rubinowa krew. Nadal stał jak kołek.  Koło napastnika pojawiły się krzewy róż. Ich kolce zadawały liczne rany wilkowi.
  - Stop!- wykrzyknęłam.
  Stałam. Miałam napięte wszystkie mięśnie. W tej chwili walczyłam sama ze sobą. Chwilę tak stałam. W końcu oczy przestały świecić, a kły, pazury itg. wróciły do poprzedniej wielkości. Wraz z tym przywróciły się wszystkie rany, a sił niemalże nie miałam.
   Usunęłam kolczaste rośliny. Wilk biegł ku mnie. Skoczył. zrobiłam parę kroków i przede mną powstała ogromna przepaść na paręnaście metrów, którą sama stworzyłam. Szary wpadł w nią.
   Ciężko oddychałam. Rany paliły okropnie, a z każdej  sączyła się czarno-rubinowa ciecz.
   - Zabiję cię! ciebie i każdego, kto cię pozna lub zna! Zapłacisz za wszystko! Przysięgam na krew moich braci i watahy! Nie spocznę, dopóty umrę!- krzyczał głos z przepaści.
   Wzdrygnęłam się. Zimny dreszcz przeszedł po moim ciele. Przypomniałam sobie o Santirze. Szybko pobiegłam w kierunku norki. Zaczęłam rozkruszać kamienie, kopać, robiłam wszystko, by dostać się do szczeniaczka.  w końcu udało się. wyciągnęłam szczeniaczka. Sant zaczął kaszleć, następnie szybko wdychał i wydychał powietrze.
   - Nic ci nie jest?- zapytałam.
   - Nie. Ale ty masz dużo ran!
   - Zagoją się. Dobra, chodźmy stąd.
  Poszliśmy do strumytka. Gdy napiłam się zimnej wody od razu poczułam się lepiej. Rany zaczęły się zagajać.
   - Widzisz?
   -Yhym.-odpowiedział.
   Szliśmy w stronę zachodnią. Po dwóch tygodniach wędrówki wkroczyliśmy do lasu. Tam ujrzałam wilczycę. Znałam ją. Pochodziła z watahy, do której też kiedyś należałam. Tylko ona była przyjazna wobec mnie.
 - Jenny?
 - Terra! Ko pe lat Cię nie widziałam! Co tam?
 - Po staremu. Wilki, próbują mnie zabić, a ja próbuję przeżyć. A u ciebie?
 - Po staremu.
 Nastąpiła długa cisza. W końcu wilczyca powiedziała:
 - Wiem czego szukasz. Idź w stronę zachodnią. Tam znajdziesz swój cel. Uważaj na siebie. Dobra,  muszę już iść.
 - Czekaj! A spotkamy się kiedyś?
 - Wątpię. Dobra, muszę już iść. To cześć!
 - Pa.
 - Do widzenia.-powiedział szczeniaczek.
   Trochę byłam zdziwiona całym tym zajściem. Jenny nie była nigdy tak tajemnicza. Ale nic. Za radą wadery poszłam na zachód.
  Po drodze natknęliśmy się na trzech burych wilków z dawnej watahy. Byli wrogo nastawieni. Znów zaczęła się bójka, ale nie aż tak zaciekła, jednak po wędrówce byłam bardzo zmęczona.  Nie chodziło im o walkę, tylko o to byśmy wpadli do dużego zbiornika wodnego. Po długą walką z żywiołem dostaliśmy się na brzeg. Tam znów się zaczęła wędrówka. Nie znałam tych terenów, ale instynkt mówił mi, żebym szła dalej na zachód. Przypomniały mi się także słowa Jenny.
   Następny tydzień minął. Wkroczyłam z Santinem do lasu. Niedługo po tym wiatr przyniósł mi informację o grupie wilków. Nie znałam jej, na pewno. Miałam wiele obaw, jednak instynkt mówił mi, bym szła w tamtym kierunku. I posłuchałam go, tylko jemu mogłam zaufać.
   Dotarłam z szczeniaczkiem na polanę. Była ona bardzo rozległa. Byłam dość niezaniepokojona. W końcu znajdywaliśmy się w centrum nieznanej watahy.
   Położyłam się koło drzewa, by odpocząć. Santino ganiał jakiegoś motylka. Poczułam zapach nieznajomego wilka. Był bardzo blisko. Zawołałam Santa. Postać była blisko. Serce zaczęło szybko bić. W każdej chwili byłam gotowa na atak lub ucieczkę. Nieznajomy znajdował się niedaleko, lecz go nie widziałam. Krzew zaczął się ruszać i szumieć.  Z niego wyszła czarna wadera. Od razu w niej wyglądzie rzuciło się całe białe oko.
 - Co robisz na moich terenach?-zapytała.
 - Tylko tędy przechodziłam.-odparłam.
 - A kim jesteś?
 - Terra. A ten szczeniak to Santino.
 - Dzień dobry...-powiedział nieśmiało.
 - Witam.  Jestem Venus, Alfa watahy Stipant Veritatis. Może chciałabyś dołączyć?
 - Tak.- sama byłam zaskoczona tą odpowiedzią. Nigdy tak nie robiłam, nie znałam tu niczego. Jednakże patrząc w jej oczy nie ujrzałam nienawiści, czy gniewu. Wilczyca uśmiechnęła się:
 - W takim razie witam w watasze. Chodź, poznasz nowe tereny i członków.
 - Dziękuję.
   To był naprawdę niezwykły dzień. gdy poznałam z szczeniaczkiem nowe wilki i mniej-więcej tereny była już noc. Każdy opowiadał różne rzeczy. Jedną z rzeczy, która mnie cieszyła, to to, że nikt mnie tu nie znał. Przynajmniej patrzyli doń przyjaźnie, bez gniewu, czy nienawiści. Jednakże zastanawiała mnie jedna rzecz: "skąd Jenny wiedziała czego szukam?".  Nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Była już noc. Wszyscy układali się do snu. Od razu zasnęłam z uśmiechem na pysku. Moje marzenie się spełniło: Nareszcie mam rodzinę i mogłam rozpocząć wszystko od nowa.
_____________________
 Przepraszam za mały chaos w notce i za te niedociągnięcia. Większość rzeczy dowiecie się w następnych notkach. Mam nadzieję, że się Wam opowieść podobała. :)

13 paź 2012

"I Don't Wanna Die!"

O tym, że zawaliliście, i nie było was o 16:00, wiem. Czemu? Tego akurat nie. Ale do cholery, tyłki w troki i mi pisać!
*~*~*~*~*~*
Był to dzień dość chłodny, deszczowy. Venus wyszła z jaskini, kiedy uderzył ją przerażający swąd gnijącego mięsa. I nie był to zapach typowej padliny sarny czy jelenia. Poszła jego śladem, aż przed nią niby to z ziemi pojawił się wilczy trup. Waliło od niego krwią, zgnilizną, wokoło latały muchy. Ale to nie było najgorsze. Nieszczęsny osobnik pozbawiony był gałek ocznych, miał zmasakrowany bok, a wszystkie cztery kończyny miał ucięte. Trup obmywany był przez deszcz, który stawał się coraz gęstszy, ograniczając widoczność niemal do zera. W dodatku niby znikąd pojawiła się lodowata mgła. Po plecach alfy przebiegł zimny dreszcz, to nie było naturalne, oj nie. Wadera rozejrzała się dokoła. Straciła rozeznanie w terenie. Zaraz, skąd to ona... posłyszała mrożący w krew żyłach ryk.
-Cudownie.-szepnęła do siebie przyjmując pozycję bojową.
Wtedy z mgły wyłonił się wilk. Był wysoki, masywny o szarej sierści. Początkowo wyglądał jak każdy zwykły przedstawiciel tego gatunku, więc niczego nie podejrzewająca Venus podeszłą doń, by zapytać czy orientuje się w tej mgle. Jakże wielki błąd wtedy popełniła! Postać wysunęła z grubej łapy pazury z których sączyła się krew, i pokazała rząd pokaźnych kłów w dzikim uśmiechu. Nim alfa zdążyła zareagować, stwór wymierzył jej siarczysty cios w pysk, pod wpływem którego upadła na grunt. Wilczycy zakręciło się w głowie, i nim zdążyła opanować wirujący obraz, otrzymała kolejny cios. Jęknęła przeciągle, i zaczęła się czołgać, kiedy coś chwyciło ją za łapę do siebie. Venus zaczęła się szarpać i syczeć wściekle, uciszył ją jednak paraliżujący ból w kończynie. Zaraz... to coś ją chciało zjeść! Ona nie jest ofiarą, lecz myśliwym, i nie może pozwolić by było inaczej. Skupiła się, zaczęła intensywnie myśleć, i poparzyła stwora, przez co puścił ją rycząc. Głupia ona, czemu nie wpadła na to wcześniej! Moc ognia, też mi filozofia. Aż tu nagle coś zaczęło trzaskać, syczeć, jak masło na patelni, i przed Venus ponownie stanął ten dziwny wilk. Jego łapy były czerwone, a po chwili zaczęły płonąć.
-Mather Fucker!-wrzasnęła zdezorientowana alfa.
Wtedy poczuła mrowiący ból na pysku. Zrobiło jej się duszno, gorąco. Ona płonie! Zaczęła się wić jak wąż, krzyczeć, maćąć łapami, co jednak nie przyniosło skutku. Do pyska dostał się ogień, którego o dziwo opanowac nie mogła, a przecież była Magiem Ognia.
-I Don't wanna Die!-krzyknęła-Nie chcę umierać!
*~*~*~*~*~*~*~
Okey, gały wypalone, ale coś tam nabazgrałam... teraz wy!
Szablon wykonany przez Jill