Oto moja druga notka. Nie jest zbyt długa, ale myślę, że to mi darujecie. Kolejną notkę mam zaplanowaną prawie od tygodnia, więc raczej będzie dłuższa. To tyle na wstępie, a teraz życzę miłego czytania :)
~***~
Życie w watasze – zupełna nowość. Jeszcze nigdy wilczyca nie należała do watahy. Jak to jest? Właśnie się dowiadywała. Otóż rano, można nawet powiedzieć, że „rano” już minęło, wstała i ruszyła w kierunku rzeki, jak to zwykle robiła po przebudzeniu. Zastanawiała się, gdzie jest Oruko, bo z nią go nie było. Po drodze – dziwnym trafem – złapała królika. Zaniosła go nad rzekę, napiła się i zjadła zdobycz. Po drugiej stronie rzeki biegał Santino, czarny szczeniak z czerwonymi znamionami na sierści. Patrzyła tak na niego, kiedy od tyłu zaszedł ją Oruko.
- Bu! – powiedział z lekko podniesionym głosem. Wilczyca aż skoczyła.
- Co to miało być?! – Wykrzyczała kładąc się z powrotem na ziemi.
- To cię wystraszyło? – Zapytał z niedowierzaniem. Wilk zaśmiał się krótko w szczerym uśmiechu.
- Ależ śmieszne, po prostu padam ze śmiechu… - Oruko uważnie patrzył przez jakiś czas na tego małego „wariata”.
- To ten… Santino, nie? – Zapytał.
- Taa. – Odpowiedziała. – Gdzie byłeś?
- Szukałem członków watahy. Jeszcze nie dokładnie ich znam.
Siedzieliśmy tak z pół godziny i gadaliśmy o różnych śmiesznych i dziwnych rzeczach. W końcu położyłam się przy wilku i próbowałam zasnąć. Może to trochę dziwne, że dopiero wstałam, a już śpię, ale co tu robić w taki dzień. Mój sen przerwał głos czarnej wilczycy.
- Idziecie polować? – Zapytała. Otworzyłam lekko oczy.
- Czemu nie? – Potem popatrzyłam na Oruko, który już się zbierał. – Idziesz? – Zapytał.
- A mam jakieś inne wyjście? Nie będę cały dzień spać! – Wstałam i ruszyłam za Venus. Po jakiejś połowie godziny natrafiliśmy na ślady naszego obiadu. Idąc tymi śladami znaleźliśmy małe stadko składające się z jakichś pięciu kopytnych i dwóch małych. Postanowiliśmy, że zapolujemy na dorosłego, ale najmniejszego. Łania stała pod drzewem na małej polance. Otoczyliśmy ją. Plan był taki: Oruko wystraszy nasz kąsek, który pobiegnie w stronę Venus. Da mi to czas do zbliżenia się do zwierza, a kiedy spostrzeże czającą się w krzakach czarną postać alfy, odwróci się w moją stronę, a ja złapię za jedną nogę, Oruko za drugą, a Venus dobije. Wszystko poszło jak po maśle. Nie trwało to za długo, ale jednak więcej, niż się spodziewaliśmy. Przysiedliśmy do naszego „stołu” i zjedliśmy trochę zdobyczy. To co zostało na później i dla reszty watahy.
~***~
A tak poza tym: Ludzie czemu wy nie piszecie! Venus, radzę zrobić listę obecności i napisz do mnie bo mam coś ważnego.
Ledwo jesteś w watasze, i już jakieś... "pretensję". LO mam zaplanowaną, wiec bez obaw; i napisz do mnie, bo złapać cię nie mogę.
OdpowiedzUsuń(Rozumiem, sama bym chciała, żeby pisali częściej, pomimo tego, że sama napisałam chyba dwie noty. Wzięłam się za pisanie czegokolwiek i miałam nadzieję, że pomysł przyjdzie w trakcie, ale nic z tego nie wyszło i musiałam notkę usunąć, gdyż była strasznie zawiła. Mam nadzieję, że wkrótce coś mi przyjdzie do głowy i będę mogła dodać jakieś wypociny, chociaż takie krótkie)
OdpowiedzUsuń