Alternatywny tekst

2 maj 2013

Raz kozie śmierć...

Wyrzuty sumienia? On? Nie. On nigdy nie miał wyrzutów sumienia. Po prostu poczuł, że nie może tego zrobić i tyle. Miał ochotę cofnąć czas i zabić pierwszego na świecie demona. Wtedy niewinni nie zginęliby, a on sam byłby inny. Przypuszczalnie nawet byłby jeszcze w Stipant Sverae. I jego siostra byłaby piękną waderą...
Westchnął ciężko. Takie rozmyślania były bez sensu. Przeniesienie się do nieznanych czasów, kiedy narodził się pierwszy demon? Nonsens. Wolno się podniósł i zaczął poruszać nosem, węsząc czujnie. W cieniu był bezpieczny, sam nim mógł być. Po chwili przeciągnął się leniwie, ziewając szeroko. Mruknął cicho, słysząc trzask kości. Machnął lekko ogonem i przyjąwszy wyprostowaną pozycję, ruszył naprzód. Dużo ryzykował, będąc na terenach Stipant Veritatis, które graniczyły z ziemiami jego rodzinnej watahy.
- Szlag... - wyszeptał cicho.
Wyczuł woń obcego mu wilka. Zesztywniał i spojrzał przed siebie. Dobrze, że wiatr wiał w kierunku Yenalta. Miałby przechlapane, gdyby doszło do walki. Durna cena... Przez jakiś czas nie może używać magii cienia. Był dobry w walce bez użycia magii, ale fizyczne cierpienia dawały znać o sobie w nieoczekiwanych momentach. Powoli się oddalił od niego, jeżąc się na karku.
*****
Śnieżnobiałe ślepia z pionową źrenicą wpatrywały w postać Yenalta. Jasnożółte przebarwienia były bardzo widoczne na czarnej sierści, w którą były wczepione szkarłatne, długie pióra. Pióra feniksa. Tajemniczy osobnik położył uszy po sobie i lekko zmarszczył nos.
- Witaj, Aurum*. Dawno się nie widzieliśmy. - Wydał z siebie nieco mrukliwy głos. Był typem mruczka.
- Przestań, Mortisie - warknął.
Ciemnobrązowy wilk podszedł do niego i prychnąwszy cicho, postawił przednią prawą łapę bardziej do przodu. Zmarszczył nos, obnażając kły. Sierść na karku i grzbiecie była zjeżona, złociste oczy ciskały gromy.
- Dobrze wiesz, że nie masz nade mną władzy, demonie.
- Jakby mnie to obchodziło... - Czarno-żółty basior obnażył kły w szyderczym uśmiechu.
Pod wieloma względami byli do siebie podobni, ale też dużo ich różniło. Mimo agresji Yenalta do niego dobrze ze sobą współpracowali. Było to przydatne, kiedy walczyli z uwolnionym demonem w czasie pełni lub... okresu Krwawego Księżyca.
Momentalnie Mortis zobojętniał i położył po sobie uszy. Weszło mu to w nawyk. Spojrzał podejrzliwie na żywiciela, siadając na czarnym ,,podłożu". Tak, był on jego wewnętrznym demonem. Jednak był inny od pozostałych pobratymców. Był sojusznikiem cienistego wilka. Yenalt nie przyszedłby tutaj ot tak... Żałował, że on był za silny, żeby mógł przejąć nad nim kontrolę. Fizycznie i psychicznie...
- Czego chcesz? - spytał ostrożnie.
- Ilu demonów jest na terenach Stipant Veritatis?
- Chwila... Policzę - mruknął.
Jedna, dwie, trzy, cztery...
Skrzywił się. Dużo ich było i to płci żeńskiej. Zazwyczaj na określonym terenie urzędowała jedna czarna istota, ale tym razem coś mu się nie zgadzało. Cztery demonice w jednej watasze? Absurd.
- Cztery... - mruknął.
- Aż tyle?
- Tak. Przy czym jedna jest niedaleko. Parę metrów na wschód.
Uśmiechnął się złośliwie, widząc wzdrygnięcie brunatnego wilka. Poruszył uszami i machnął lekko ogonem.
- Do zobaczenia i ci nie pomogę, bo ją znasz z widzenia.
Po tych słowach całe pomieszczenie wraz z nim rozpłynęło się. Została tylko czarna pustka wokół Yenalta.
*****
- Szlag... - To pierwsze słowa, które wyszeptał po powrocie ze świata zewnętrznego.
Podniósł się powoli i rozejrzał się. Wcześniej nie zwracał uwagi na otoczenie, jednak tym razem coś przykuło jego uwagę. Im dalej, tym ciemniej powinno być. Tutaj było na odwrót. Jeden problem... To prowadziło na wschód.
Raz kozie śmierć...
Postąpił jeden krok, wstanąwszy. Potrząsnął cielskiem i po chwili raźniej szedł pomiędzy drzewami, które z każdą chwilą bielały, podobnie trawa. Nigdzie nie widział liści. Przystanął momentalnie, widząc krwistą ciecz zamiast normalnego wody.
Bloody Forest.
Chwila... Itachi podobno tu mieszka...?
Tak, ale obecnie jest duchem i nie może iść na spoczynek.
Rozumiem.
Zmarszczył nos i spojrzał przed siebie. Itachi, cienisty wilk. Byli różni, ale łączyła ich magia i podobny cel w życiu. Poruszył uszami, słuchając dźwięków otoczenia. Głośny plusk wody. Szybko zwrócił głowę w kierunku, skąd dobiegł odgłos. Wtedy ich ujrzał.
Itachi w postaci ducha uczył demoniczną waderę, która niezdarnie wykonywała jego polecenia. W chwili obecnej siedziała po głowę w krwawej wodzie i próbowała cieniem odepchnąć ciecz. Jednak na nic się zdawały jej wysiłki, używała za mało magii.
Uśmiechnął się złośliwie i wkroczył cicho do wody. Ostrożnie uwolnił cień i z ulgą stwierdził, że już może swobodnie go używać. Momentalnie igły wystrzeliły z wody i kierunku wilczycy i zjawy. Spotkały się z dość silnym oporem i rozpadły się, gdyż Yenalt włożył w nie małą ilość energii.
- Yenalt? Ukaż się, ty kretynie!
Brunatny basior zanurzył się w krwawej cieczy i z szyderczym uśmiechem obserwował, jak Itachi rozglądał w poszukiwaniu jego. Wysłał nawet małe, czarne jastrzębie. Chyba coś tu nie gra.
On się boi.
Czego niby?!
Tego, że może w każdej chwili zniknąć i nikt nie będzie chciał uczyć jego uczennicy, która ma demona w sobie.
Parsknął cicho, wypuszczając bąbelki powietrza. Wynurzył się, gdyż zabrakło mu tlenu w płucach. Spojrzał na Itachi'ego, który wpatrywał się w niego z lekkim niepokojem. Może faktycznie się bał. Rozpłynął się w cień, by po chwili pojawić przy starym znajomym. Kątem oka zauważył, że wadera uciekła do jaskinii.
- Witaj, Itachi. Dawno się nie widzieliśmy - odparł z nutką ironii.
- Yenie... Dlaczego opuściłeś Stipant Sverae? Tyle czasu cię szukałem...
- Powiem krótko, wylali mnie - sarknął.
- Rozumiem. Możesz mi pomóc? Jak widzisz, jestem duchem, nie wilkiem...
- W czym? - Złotooki basior nie zwrócił uwagi na ostatnie słowa, wręcz je zignorował.
- Jak zniknę... mógłbyś dalej uczyć Saphirę? Proszę, zrób to dla mnie...
Yenalt warknął głośno, obnażając kły i jeżąc sierść na karku oraz grzbiecie. On miałby uczyć demonicę? Nigdy w życiu. Potrząsnął przecząco łbem.
- Wiesz, że nienawidzę demonów, a ona jest jedną z nich... Nie spełnię twojej prośby. Po moim trupie!
Po tych słowach sztywno stąd odszedł i zaczął iść w kierunku najbliższego jeziora nadającego do picia. Nie to, co w Bloody Forest.

Aurum* - Złoty. Mortis nadał mu takie przezwisko ze względu na niezwykłe ślepia.

4 komentarze:

  1. Fajna notka. Nie wiedziałam, że znasz Itachiego. * pokręciła tylko głową i odeszła. *

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka dosyć ciekawa..widać że się PosTaraŁeś, a długość nie przeraża ,wręcz zachęca do czytania... Przynajmniej u mnie tak jest. Aurum...z języka łacińskiego prawda? *tłumacz google hę? * ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Co do słowa ,,Aurum", faktycznie jest z języka łacińskiego, tylko zapomniałem napisać skrót. Dziękuję za małe zwrócenie uwagi.

      Usuń

Szablon wykonany przez Jill