Alternatywny tekst

31 maj 2013

Tajemnice...

   Jak ustaliłem, wpierw doszliśmy na Polanę Główną. Nie była zbytnio daleko. A miejsce to należało do jednych z tych ładniejszych... w porównaniu z Czarnym Lasem.  Wszędzie wokół rosły najróżniejsze rośliny polne, a kwiaty były w kolorach od bladoróżowego, przez żółty, niebieski, czerwony, różowy po ciemną purpurę.
  Tutaj przystanęliśmy. Wadera wpatrywała się z zachwytem w tutejszy krajobraz.Z jej pyska było słabo, ale jednak -dobrze słyszane wzdychanie, coś w stylu: "wow!". Chwilę rozglądała się wokół. W końcu spojrzała na mnie. Lekko rozchyliła pysk, by coś powiedzieć:
 -Przyznam, że w swoim życiu widziałam wiele łąk czy polan, ale to miejsce wydaje się tak jakoś... magiczne.
-No bo w sumie jest. Tutaj, jeżeli chodzi o historię stada to dość dużo się wydarzyło. Na przykład, jak kiedyś inna wataha nas zaatakowała, a mieli dużą przewagę. Jednak, jak inni w stadzie sądzą na tej Polanie stał się cud. Myślą, że to przez jakieś legendy i że się sprawdziły. Albo, tu się odbywają różne uroczystości typu: oficjalne wejście w krąg dorosłych, jeżeli chodzi o szczeniaki, albo zasłużeni członkowie stada tutaj zostają wychwaleni. Często przychodzą tutaj zielarze, czy lekarze ze stada, by odnaleźć rośliny, niespotykane nigdzie indziej.  O, widzisz tą drobną fioletową roślinkę? -tutaj wskazałem na pięciolistną drobny kwiat o fiołkowym kolorze. Dara skiwnęła głową. -No to jak się ją wysuszy i zaparzy, to jak się ma bóle głowy, czy się kręci, to ta roślina od razu pomaga. Odróżnić ją można dzięki długiej srebrnej prędze ciągnącej się od początku łodygi aż do jej czubka. -odpowiedziałem. Chyba idzie mi coraz lepiej, jeżeli chodzi o rozmowę. Małymi kroczkami, ale do przodu.
-Yhym...-odparła zamyślona.
-A, i jeszcze coś-odparłem, kiedy się mi coś przypomniało.  -Jest taki zwyczaj u nas w stadzie, że każda nowa osoba przyjęta do rodziny po trzech tygodniach od wstąpienia odbędzie się oficjalna ceremonia przyjęcia. Niby w watasze jest się przyjętym od razu, ale to jest dość ważne wydarzenie. A wcześninej i  potem trzeba będzie zdawać testy, będzie się wystawionym na próbę... i takie tam.
-Testy?-zapytała z zaciekawieniem.
-Tak, to coś w stylu sprawdzenie, czy jesteś wierny watasze.  Eh, dużo jeszcze przed Tobą. Tutaj trzeba być dosyć ostrożnym. Przed ceremonią przyjęcia bardzo dużo się zmienia, zastanawiasz się, czy aby na pewno jesteś w tej watasze, bo traktują cię wszyscy jak powietrze. Ale jak już wspominałem to jeden z etapów testu. Niestety, podczas tzw. "Czasu Próby" każdy traktować cię będzie inaczej, jak dotychczas.  Ja też będę musiał.-westchnąłem, a w myślach dodałem: nie wiem, jak to zniosę.
-Aha. No to widzę, że to stado jest bardzo... zdyscyplinowane? Chyba to słowo, jak na teraz bardziej pasuje.
-Tak, jeden z nieoficjalnych zasad brzmi:"Nie chcemy tutaj słabych, niezdecydowanych  wilków. Jeżeli chcesz tutaj do nas przynależeć, musisz pokazać jak naprawdę ci zależy...i to nie jeden raz."
-Eh... no tak.-wadera powoli spuściła wzrok. Widać było, że się zamyśliła.
-Ej, co się stało?-zapytałem.
-Nie nic...- Powiedziawszy to, znów spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się, ale blado. Nie dało się ukryć, że nad czymś się zastanawia. Lekko rozchyliła pysk, ale nadal się wahała.
-Możesz mi zaufać, nie martw się.-odparłem.
-No dobrze, ale...-zawahała się jeszcze. Cisza trwała co najmniej 3 sekundy. -Albo nie. Powiem ci może później, dobra?
-Jasne-Powiedziałem lekko wesołym tonem.
-Ok, dzięki. Ale cokolwiek bym powiedziała, to nie powiesz?
-Tak oczywiście. Tylko, że jak mówiłem o tym całym czasie próby, to też nie można nikomu mówić.
-Ok, umowa stoi. 
C.D.N.

30 maj 2013

Nowa przyjaźń...

 No i jest w końcu! Zdziwieni, że taka notka krótka? Bo ja tak i to bardzo.  Podejrzane? No nie do końca. Notka została podzielona na 4 części. Ale pamiętajcie, że to nie będzie koniec. A poza tym sami się przekonacie.
  I najważniejsze: Długość tej, oraz następnych 4. notkach nie zawdzięczacie mi, tylko Nerze. Wielkie dzięki dla niej! Pamiętajcie, że pierwotnie ta notka miała być kilometrowa, tzn. nie miała być w ogóle podzielona! xD
***
Scott:    Te dni zdawały się dosyć ciekawe. Najpierw to całe zamieszanie, jakieś tajne zebrania, szpiedzy, jeńcy... Już myślałem, że nic mnie nie zaskoczy. A jednak, los lubi być przewrotny.
 Od południa czuć było, że się coś święci. Znów się coś wydarzy. Nie pomyliłem się i tym razem. W końcu tyle się zdarzyło, więc i pewnie minie tydzień, czy nie lepiej, kiedy znów wszystko wróci do normy.  Już miałem powoli dosyć tej stadnej gonitwy, w którym celu jasnego nie widać. Tak wiem, wojna. Ale ile można się przygotowywać? Doprawdy, wcześniejsze przygotowania do innych walk nie były takie zawzięte.
   Z dala usłyszałem głos naszej alfy. Ciekawe, co znowu.  W owym czasie "bieganinki za niczym", wciąż wymagano ode mnie ciągłych treningów. Nie miałem nic przeciwko temu, jednak co za dużo to niezdrowo. A tak w ogóle wcześniej tak się nie zachowywali. Ciekawe, o co poszło tym razem.
   Przyśpieszyłem tempo, usłyszawszy swoje imię. Na szczęście nie byłem daleko, więc w okamgnieniu znalazłem się tuż obok jaskini. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to nasza alfa z Nevisem, która mówiła coś... lecz nie do mojego wujka.  Obserwując spojrzenie czarnej wadery zobaczyłem, że mówi do... innego szczeniaka! To był dla mnie szok. Bo w końcu tylko ja byłem najmłodszy ze wszystkich, a w naszej watasze nie było, jak do tej pory innego będących w moim wieku. A na dodatek była to wadera, którą pierwszy raz w życiu widzę.
   Na moim pysku pojawi się uśmiech. Cóż, byciem jedynym szczeniakiem wśród dorosłych, jest dość uciążliwe. A jak ma się problemy, to niechętnie pomagają, bo jak to mówią: "są o wiele gorsze problemy od twoich". Dzięki temu wiele rzeczy nauczyłem się na własną rękę.  Ale zawsze brakowało mi tej drugiej duszy, z którą mógłbym pogadać, zwierzyć się z problemów, czy opowiadać swoje pomysły. Wśród starszych czułem się sam. Czyżby los się uśmiechnął i pragnął zmienić dotychczasowe życie?
 -Oprowadź nową po terenie watahy.- odparła Sunev. A więc nowa w watasze.-pomyślałem.
Uśmięchnąłem się do niej przyjaźnie.
Dobra.- powiedziałem.   -Jestem Scott.
-A ja Daralurach ale możesz mi mówić Dara.- powiedziawszy to odwzajemniła uśmiech.

-Ok, Dara. A więc zaczniemy zwiedzać od teraz już twój dom.-powiedziałem. Troszkę zakłopotany. Bo to zdanie niezbyt było sensowne. Jak już wspomniałem, nie miałem okazji rozmawiać z kimś "normalnym". A owe wyrażenie było pierwsze, o czym pomyślałem.
-Dobra, a więc od czego zaczniemy?-zapytała,a w jej głosie słychać leki entuzjazm.
-Hm. Zwiedzanie terenów zajmie nam pewnie tak około 3 dni. A pewnie jesteś dość zmęcząna tą całą wędrówką z...kąś tam. Może chodźmy najpierw na najważniejsze tereny, czyli Polana Główna, Jezioro, Lasy Łowne, a na końcu Jaksinie, w których są nasze pokoje. Pewnie zanim wszystko odwiedzimy i dotrzemy do Jaskini będzie już kolacja.
-No dobrze. A więc ruszajmy.
C.D.N.

Ludu!

Nie wierzę. Ludkowie, mamy aż dwadzieścia dwa tysiące wyświetleń! Wręcz mnie zatkało po prostu. Brawo my, wy moje caniski lupuski :*
Ale - moje odejście (Cholerka, TYLKO CHWILOWE, ja do Was wrócę mordki <3) wcale nie znaczy że macie mnie opłakiwać i kilka dni ciszy robić! Weźcie leniwe zadki w troki i piszcie, bo Vencia się zdenerwuje. No dobra, krzyczeć nie będę, ale SZCZELĘ focha. Więc myszki w dłoń, klawiatury w ruch, rozgrzejcie wyobraźnię, i niech poleje się krew!

To nie jest moja ostatnia notka. Napiszę prawdopodobnie dwie. Tylko najpierw trzeba wreszcie zacząć wojnę, co pozostawiam już w łapkach naszej nowej alphy, Saphiry. I dopiero wtedy dostaniecie to, co dostać macie. A co, to ja już nie powiem, muahaha. Ale, na osłodę daję wam Venus w zbroi:
A teraz pisajcie, pisajcie!

29 maj 2013

Dawny kolega...?

Leżałam w jaskini. Omal nie zasnęłam. Było ciepło, ale ja leżałam w środku. Czemu? Czy ja wiem... Nie mogę tu tak wiecznie siedzieć... Pomyślą że umarłam w tej jaskini... Poza tym... Co to za wilk który siedzi i nic nie robi... Co prawda byłam na zwiadach, ale niczego nowego się nie dowiedziałam... Koniec tego! Idę, nie mogę tu tak siedzieć bo mi łapy zardzewieją! Wychodząc z jaskini przyuważyłam Santa. Chyba szuka Terry...  Przeciągnęłam się i postanowiłam, że i ja poszukam, ale Oruko. Ten biało-błękitny wilczur zawsze musiał gdzieś wyciec... Wolnym krokiem zeszłam ze skały i zanurzyłam łapy w już wysokiej trawie. Trzeba by trochę się podszkolić. Rozejrzałam się i poszłam w stronę lasu. Wlokłam się chyba wolniej od ślimaków. W końcu przyspieszyłam, aż w końcu łapy zaczęły biec. Nigdzie nie było czuć jego zapachu... Wbiegłam w las. Mijałam poszczególne drzewa, miałam ochotę wspiąć się na jakieś. Zawsze lubiłam głęboko pomyśleć... Nad prostymi rzeczami... Czemu drzewo tak wygląda...? Czemu się nie rusza z własnej woli, jak my, wilki? Patrzyłam na bok i już przymykałam oczy... Zwalniałam. Kiedy spojrzałam w przód nawet moje ekstremalne wyhamowanie nie dało rady przed przechylonym drzewem. Skoczyłam szybko i odbiłam się od niego. Straciłam równowagę i zeskakują z drzewa zrobiłam kilka kroków w bok i padłam. Aghghgh... Ty!! No tak, teraz będę mówić do kawałka drewna! Już mi się kompletnie we łbie poprzestawiało! Wstałam i poszłam dalej. Usłyszałam cichy śmiech. Nastawiłam uszy i przyjęłam pozycję do ataku.
 -Nie poznajesz? - Powiedział z ironią. Podeszłam niepewnie w stronę głosu. Nagle jakiś basior zeskoczył tuż przede mnie. Serce mi stanęło.
 -T... Takkechiou?! Co ty... Co ty tu robisz?! Co ważniejsze... Co ty robiłeś na tym drzewie?! - Basior podszedł do mnie powolnie. był mojego wzrostu, co oznaczało, że jednak bardzo wysoki.
 -Czemu ty zawsze musisz wszystko wiedzieć...
 -No chyba logiczne czemu?! Chyba-
 -Gdzie Oruko? - I tu zrobił się trochę poważniejszy. Spojrzał za mnie ale nikogo tam nie było.
 -Szukam go, chodź ze mną. Przypuszczam że nie masz zamiaru dołączać do watahy...? - Spytałam. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
 -To chyba oczywiste. - Rzucił i poszliśmy. Przepytał mnie dokładnie, co robiliśmy, jak tu trafiliśmy, czemu nas nie mógł znaleźć. Oruko siedział na wzniesieniu czyszcząc katanę mokrymi liśćmi. Nagle nastawił uszu. Usłyszał nas. Odwrócił się. Spojrzał na niego i zardzewiał. Po jakimś czasie poderwał się i popędził w naszą stronę. Dopiero teraz zauważyłam, że na plecach ma dużą torbę, po ludzku po prostu plecak. Oruko rzucił się na niego, ale w ostatniej chwili się opamiętał i wyhamował przed nim.
 -Co ty tu robisz?! - wilczur nie ukrywał radości. On za nim przepadał, na szczęście z wzajemnością, ale ja niespecjalnie go lubiłam. Miło spędzało się z nim czas, ale czasami strasznie mnie denerwował.
 -Zaraz ci powiem. Ale najpierw mam sprawę do obgadania... - powiedział i poszli na wzniesienie. W lesie coś sie ruszyło. Natychmiast się obróciłam, ale już niczego nie było. Poszłam więc trenować przed bitwą, bo to już za bardzo niedługo...
***
Był mały wypadek przy pracy, bo musiałam nagle wypędzić z domu. Ale w końcu napisałam. Mam zamiar trochę pogrzebać w SS, jeśli oczywiście nie macie nic przeciwko...

28 maj 2013

Kiedyś musi być ten pierwszy raz...

 One day when the light is glowing
I'll be in my castle golden
But until the gates are open
I just want to feel this moment 


○○○
 
Płacz, smutek, żal, zwątpienie... nicość... Biała, podpalana gdzieniegdzie wadera przymknęła oczy biorąc głęboki oddech. Lampion przyczepiony do jej puszystego ogona jarzył się nikłym światłem, jak zwykle intensywność światła, które wydobywało się z jej lampionu zależał od humoru od kilku czynników.
Kiedy jestem smutna lub zmęczona lampion ledwo się jarzy, kiedy jestem szczęśliwa, zadowolona i gdy niczego mi nie brakowało światło staje się jaśniejsze, miłe dla oka, a gdy jestem wściekła i zła światło jest wtedy wręcz oślepiające. Gdyby lampion zgasł, ja także z nim "zgasła", to by znaczyło, że mój czas na ziemi się skończył... Byłabym martwa, bez życia... Chociaż jak można wymawiać słowa "bez życia" przy niej... W końcu posługuję się jeszcze magią życia. Mogłabym bez problemu dawać życie niektórym istotom i mogłabym tak samo je zabierać. Jednak przecież nie używałam tej magii na co dzień, to przecież bardzo męczące. Ożywiając coś lub kogoś oddaje mu część swojego własnego życia. To samo tyczy się zabijania, lecz ja nigdy nie zabijałam bez celu... Wręcz nienawidzę tego... A teraz... Teraz zbliżała się wojna. Nie mam najmniejszych szans w bezpośrednim starciu z innym wilkiem... Niespodziewanie biała poczuła, że ktoś ją szturchnął lekko. Gwałtownie otworzyła swoje turkusowe ślepia i zauważyła jednego, że szczeniaków, to był Santino. W głowie wilczycy cały czas kłębiły się chaotyczne myśli. Nie mogę przecież o tym myśleć cały czas... To bez sensu... Próbowała otrząsnąć się z szoku. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę że młody basior coś do niej mówił.
-Co mówiłeś Sant? -mruknęła patrząc na niego jeszcze lekko nieobecnym wzrokiem.
-Pytałem się, czy widziałaś ostatnio Terre? -zapytał wilk ze złoto-pomarańczowymi zawijasami na sierści.
-Nie, nie widziałam jej... -stwierdziła cicho. Nagle coś przykuło wzrok Sash. Mianowicie wygląd szczeniaka, a raczej już młodego basiora, dawno mu się nie przyglądała. Urósł strasznie i już prawie doganiał ją wzrostem, przecież była dość małą waderą. Ależ ten czas szybko leci... Czas przemija, starzejemy się z każdą chwilą... Nagle ponownie poczuła jakieś szturchnięcie.
-Sasha? Sasha, Dobrze się czujesz? -dopiero to pytanie sprowadziło białą ponownie na ziemie.
-Co? -zapytała automatycznie. Młody tykał ją w bok.
-Pytam się czy dobrze się czujesz? Wpatrujesz się w jakiś punkt i masz taki nieobecny wzrok... -Santino wyprostował się nie spuszczając wzroku z opiekunki szczeniąt.
-A... Tak.... Wszystko w porządku... -machnęła ogonem, a lampion tradycyjnie zabujał się na boki.- Santino... Patrz na reszte 'szczeniaków'... -dodała po chwili. Baisor nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ wilczyca niespodziewanie wstała i ruszyła przed siebie bez celu, tam gdzie miały ponieść ją łapy. Nie zauważała wszystkiego co działo się do okola. Po prostu cały czas szła przed siebie...


----------------------------------------------------------------------------
Tsaa... coś tam napisałam... W końcu...
A tak w ogóle...
Magicznie...
Może ktoś o tym nie wie...
Jednak to któtkie COŚ bez sensu, to moje pierwsze opowiadanie na tym blogu...
Wcześniej udzielałam się tylko na flashu, wolfhome, gg i w komentarzach...
Więc... Kiedyś musi być ten pierwszy raz.

26 maj 2013

Saphira robi bonusy #3, Dla Venus. ♥

Na początku notki, którą już planowałam zrobić od dawna chciałam podziękować Nerze za to, że w swojej poprzedniej notce zwróciła uwagę na dziwne " zacięcie ", które pojawiło się na blogu. Ale do tego dojdziemy niżej.

Wszystkich boli myśl, że nasza wspaniała i kochana alpha Venus odchodzi. Jest to dla nas ogromna strata. Gdyby nie ona ten blog nigdyby nie powstał. Niektórzy nigdyby się nie poznali.
Venus była, jest i będzie częścią stada i jego prawowitą alphą, ktokolwiek zajmię na czas jej nieobecności miejsce przywódcy.
Choćby mijały dni, tygodnie, miesiące, a nawet lata, my nie przestaniemy wierzyć, że Venus powrócisz.
Zrobimy wszystko, żeby wataha nie upadła i żeby była w pełni sił! Mam nadzieje, że wszyscy się ze mną zgadzają.
Na początku pewnie dla każdego był to ostry cios. Byliśmy zdezorientowani i bardzo smutni, wręcz niektórzy zrozpaczeni. Ale nie pozwalała nam się poddawać.
Venus w nas wierzy! Nie pozwolimy, by ta wiara zgasła!
Jesteście ze mną?
Mam nadzieje, że tak.
A teraz do roboty!

A to... Obrazek, który narysowałam razem z moją przyjaciółką Scythe. Tak wiem, od jej imienia mam nick dla demona.

Dla Ciebie Venus.
Wiem, że nie jest idealne. Ale to tak miało wyglądać..







*
*   *

Powracając do wątku wojny z Stipant Sverae.
Wiem, że wszyscy czekają na ostatnią notkę Venus. Ale proszę. Weźcie się do pracy.
A to stworzyłam już dawno, ale nie sądziłam, że się nadaję..


Więc weźcie się na pracy! Wierze w was !

25 maj 2013

Niebezpieczeństwo...Ratunek i...

Okej....Co tu jest grane?! Kilkudniowa cisza dla Venus czy co?! Najpierw wszystko grało, już miało być wszystko okej, a tu nagle...CISZA. Okej przyznaje ja też już prawie miesiąc nie pisałam,ale był taki czas, że pisałam prawie codziennie. Na blogu trochę szkiców jest i mam nadzieję, że szybko się za nie weźmiecie. Chociaż nie mam dziś zbytnio weny to i tak postaram się pisać notkę i dać z siebie wszystko aby inni nabrali weny i znów zaczęli pisać! 
***
Otworzyłam oczy. Nagle zdałam sobie sprawę z tego iż leżę w jaskini. Była dość mała. Pomieściła by cztery dorosłe wilki. Spojrzałam na swoje łapy. Znowu były czarne. Czyli moja przemiana minęła...
Gdzie ja jestem...?-wstałam i zaczęłam rozglądać się po jaskini.
- Widzę, że księżniczka obudziła się z głębokiego snu. -nagle usłyszałam ten drwiący głos.Odwróciłam się, bowiem stałam tyłem do wejścia. Za mną stał Draco...
- Co ty tu robisz?! Co ...co się stało?!- byłam zdezorientowana
- A jak myślisz? Uwierz, nie łatwo było Cię tu zaciągnąć.
- Ty...
- Chciałbym usłyszeć przynajmniej dziękuję.- wtedy dopiero zrozumiałam, że mnie uratował. Zostałabym pewnie w lesie na dłużej i ktoś mógłby mnie znaleźć...
- Dziękuje...-powiedziałam nieśmiało -Co się właściwie stało?
- Cóż... Zobaczyłem cię całą pokaleczoną i zniszczoną pułapkę...No i wyglądałaś trochę inaczej. Byłaś cała biała i ze skrzydłami. Nagle zauważyłem, że szpiedzy z...takiej jednej watahy badali teren pułapek. No i postanowiłem cię zaciągnąć. Dopiero gdy byłaś bezpieczna w jaskini, to twoja przemiana zniknęła... I tak się tu dostałaś.
- Szpiedzy? Z watahy Sverae...prawda?-w odpowiedzi kiwnął tylko głową.
- Dziękuję...Tylko...Czemu chciałeś mnie uratować? Ah...no tak nie wiedziałeś, że to ja.
- W sumie...to widziałem
- Jak to  "widziałeś"?
- Czasem mam...Dziwne wizje...Widzę prawdę...Nie ważne...
- To czemu mnie uratowałeś?
- Po prostu...Wiedziałem, że tak trzeba...
- Jesteś przecież z ...
- Watahy Sverae? Tak to prawda. Jak widzę szybko się domyśliłaś.
- To czemu mnie po prostu nie zabiłeś?
- ... Nie jestem kimś w rodzaju skrytobójcy... Zabić kogoś kto nie może się bronić, to po prostu nic. Jedynie hańba dla tego kto zabij niewinne stworzenie.  Takie moje...hm..motto.
 Spojrzałam głęboko w jego oczy.  Były czerwono- pomarańczowe. Niczym ogień. nagle zauważyłam że pod okiem ma jakąś świeżą ranę.
- Jesteś ranny...
- Nic mi nie będzie...To tylko nowa rana do kolekcji...
 Zbliżyłam się do niego i ... liznęłam go w policzek. Znów spojrzeliśmy sobie w oczy i odwdzięczył się pocałunkiem.
Nagle uświadomiłam sobie co takiego robię. Przecież jesteśmy z wrogich watah. To...to co robimy jest karygodne.
Odwróciłam głowę.
- Ja...ja nie mogę...Jesteśmy z ...
- Z wrogich watah? -powiedział cicho.
- Tak...-opuściłam głowę. -Przepraszam...ja...ja muszę już iść.... Wybacz mi... -powiedziałam i wybiegłam z jaskini. Nie przypuszczałam, że dojdzie do czegoś takiego.
Co ja w ogóle najlepszego wyprawiam?! Nie możemy być razem... Nie wyprę się swojej watahy..a jeśli to podstęp? Co mam robić?! Zawsze muszę wszytko sobie utrudnić... 
Wyszłam z czarnego lasu. Czułam się podle. Rzuciłam parę sopli w drzewo. Czemu moje serce jest takie naiwne? Chwila napięcia i oczarowania... i... eh... Może rzeczywiście to coś więcej? Jak można tak szybko się...zakochać? To wszytko nie ma sensu!
 Znów rzuciłam parę sopli w drzewo i powędrowałam w stronę watahy Stipant Veritatis.
***
Może notka nie najdłuższa ale jest i mam nadzieję, że się podoba Wilki brać się do roboty!
Stipant Veritatis nie przetrwa bez WAS. 
Ogarnijcie się bo z watahy zostanie tylko ...gruz...xD

11 maj 2013

Sprawy organizacyjne

Długo mnie nie bylo, wiem, a to z powodu problemów technicznych. Po prostu nawalił mi komputer i byłam właściwie całkowicie odcięta od wirtualnego świata, za co bardzo przepraszam.

Z tego co widzę pod moją nieobecność dużo się działo, notki posypały się jak grad, tudzież deszcz. Jestem z was dumna. Chciałabym przy tym podziękować Saphirze która podczas gdy komputer mi szwankował się wami zajęła. Przepraszam również wszystkich, którzy nie znaleźli swojego miejsca w Plusach & Minusach, hierarchii etc.

Moje powitanie będzie równocześnie najpewniej również pożegnaniem - z przyczyn osobistych nie będę miała wiele czasu zęby zająć się SV, a nie chcę żeby upadło. Jest to mój pierwszy blog który odniósł taki sukces, mogę więc śmiało nazwać go NAJLEPSZYM. Może ten świat nie jest realny, może wszystko dzieje się tylko w naszej wyobraźni, ale całość znalazła swoje miejsce w moim sercu. Dlatego też z żalem będę musiała naszą internetową przestrzeń opuścić. Czy na zawsze? Nie wiem. Może to będzie kilka tygodni, miesięcy, może nie wrócę nigdy. To wszystko będzie zależało jak się ułożą moje sprawy rodzinne, które są teraz dosyć nieprzyjemne.

Tym wszystkim musi się ktoś jednak zająć. Nie wiem, czy ktoś się tego podejmie, jednak jak na razie bez zająknięcia wytyczyłam osoby, które podczas mojego aspołecznego życia poza internetem wszystkim się zajęły i którym ufam. Po pierwsze: Terra. Jest właściwie od początku mojej "kariery" blogowej, i widać że jej na tym zależy. Jestem pewna że by sobie z tym poradziła. Po drugie: Vitani. Ona również towarzyszy mi właściwie od zawsze i tak jak Terra zainteresowała się losem SV. Po trzecie: Saphira. Nie znam jej może długo, ale ten okres wystarczył żebym zdołała jej zaufać. Zajęła się blogiem, starała się to wszystko jakoś ogarnąć.

 Czy któraś z was podejmie się tego zadania? Może każda z was będzie miała w tym udział? W każdym razie, zawsze możęcie się do mnie zwrócić o pomoc. Moje GG i E-mail przecież znacie.

na koniec powiem tylko, że zdążyłam was wszystkich pokochać. Jesteście dla mnie jak bracia i siostry, tylko po "drugiej stronie". Teraz z bólem napiszę najprawdopodobniej jedno z ostatnich słów, jakie się tutaj pod moim autorstwem pojawią:

Żegnajcie...

10 maj 2013

Przyjazna wataha...czy aby na pewno?

Wiosna zakwitła na cztery strony świata. Wszędzie prażyło słońce, a niebo było czysto-niebieskie. Takie jak powinno być. Ptaki dotrzymywały mi towarzystwa swoim świergotaniem. Co chwilę widziałam jak motyle przelatują między kwiatami. Miały różne barwy. żółte, białe, niebieskie i kolorowe.Trawa była już soczyście-zielona. Gdybym mogła wylegiwałabym się na niej całe wieki i oglądała obłoki które przypominają różne kształty, np.: wielki biały zając. Mhm...
-Wiosna jest taka piękna...-szepnęłam do siebie.-Ale nie mogę tu zostać...nie mogę być sama.-nagle wszystkie wiosenne barwy zaczęły mi szarzeć przed oczyma wyobraźni.-Dlaczego tak się stało...Dlaczego?...-szepnęłam załamanym głosem i opuściłam głowę na łapy, obecnie leżałam cały czas na trawie.Nikogo już nie mam na tym świecie...Nikogo...Czy to znaczy, że ja też jestem...nikim?Czyli...czy ja nie istnieję?-czarne myśli chodziły mi po głowie. Spojrzałam na mój złoty naszyjnik z lampionem.Nie poddam się! Zerwałam się z ziemi.
-Nie poddam się!!!-krzyknęłam na cały głos. Zaczęłam biec prosto przed siebie. Jaki jest mój cel? To proste! Najbliższa wataha.
Biegłam już bardzo długo. Nagle zobaczyłam las...Weszłam do niego. Było ciemno. Bałam się. Zrobiłam małą kulkę światła aby ciemności nie udało mnie się pożreć w całości.nagle usłyszałam jakiś trzask suchych gałęzi. Znów zaczęłam biec przed siebie. Biegłam coraz wolniej i wolniej. Brakowało mi tchu. W końcu ujrzałam teren jakiejś watahy. Przede mną było małe urwisko. Rozejrzałam się. Wszędzie było o wiele bardziej stromo.
-Więc muszę iść tędy.-pomyślałam.Ale czy to aby bezpieczne dla szczeniaka (prawie nastolatki) by zapuszczał się w obce tereny watahy? Ale czym jest niebezpieczeństwo dla szczeniaka? Z początku tylko żartem i śmiechem...
Jak na szczeniaka byłam dosyć sprytna. Byłabym zapewne niesfornym szczeniakiem gdyby nie moje przeżycia. To one mnie tak wychowały.

Nagle zobaczyłam jakiegoś kruka krążącego nade mną.
-Kim jesteś kruku?-zapytałam
-Szpieeeeg. Szpieeeeeg.- zaskrzeczał czarny kruk. zobaczyłam jak na dole zbierają się wilki. Nagle porwała mnie trąba powietrzna. Po chwili byłam już na dole. Dosłownie. Leżałam bowiem na ziemi.
-Kim jesteś i co tu robisz?!- warknął na mnie jakiś biało-szary wilk ze skrzydłami.
-Ja...ja...-jąkałam się.
-Ej...co tu się dzieje?- nagle ujrzałam jakiegoś brązowego wilka z licznymi bliznami.
-To szpieg.
-Ten szczeniak ma być szpiegiem?! Nawet jeśli nim jest to i tak w to nie uwierzę.
-Kruk twierdzi inaczej.
-A kruk ma ptasi móżdżek.-warknął na niego.-A więc powiedz nam coś o sobie.
-...-nie lubię być w centrum uwagi...byłam trochę speszona, ale szybko wzięłam się w garść i stanęłam na równe łapy.-Jestem Daralurach Kataleja.-przedstawiłam się.
-Czego tu szukasz?
-Watahy.
-Jakiej?
-Przyjaznej. -odpowiedziałam.
-Znasz może jakieś konkretne watahy na tych terenach?- zapytał mnie biało-szary wilk
-Nie.-pokręciłam przecząco głową.- Ptak się myli.
-Wiesz coś o watasze Stipant Veritatis?-znowu pokręciłam przecząco głową.
-Trzeba będzie cię przedstawić Alphie...-zamyślił się brązowy wilk. -Nevis, zaprowadź ją do Alphy.
Nevis spojrzał na brązowego wilka, a później na mnie.
-Chodź. -powiedział krótko, lecz wyraźnie i podreptałam za skrzydlatym wilkiem. Jego skrzydła wyglądały na duże i silne. Były białe z końcówkami różnych odcieni szarości.
Chciałabym takie mieć...-pomyślałam. Byłam bardzo zmęczona więc nie nadążałam za wilkiem. Jakaś czarna wadera stała przed wejściem do jaskini.
-Alpho, wybacz, że Ci przeszkadzam. Jakiś szczeniak przypętał się na nasze tereny. Ponoć szuka przyjaznej watahy.
-Hm...przyjaznej? Zależy dla kogo.-uśmiechnęła się.-Kim jesteś i skąd pochodzisz?
-Jestem Daralurach Kataleja...i pochodzę...znikąd.-spuściłam głowę.
-Hm...rozumiem. A co z twoją rodziną?-na te pytanie spojrzałam wysoko w niebo. To wystarczyło.
-Jeśli chcesz możesz dołączyć do nas.
-Dziękuję...
-A teraz niech ktoś cię oprowadzi...hm...Scoth!-zawołała jakiegoś szczeniaka mniej więcej w moim wieku.
-Oprowadź nową po terenie watahy.-powiedziała.
-Dobra.-odpowiedział,a Alpha i Nevis weszli do jaskini.
-Jestem Scoth.
-A ja Daralurach ale możesz mi mówić Dara.-uśmiechnęłam się.
~~~~~~~
No to pierwszą notkę mam już z głowy...Czybym nie dołączyła do właściwej watahy? ;D
O to się nie martwcie...*udaje tajemniczą*

9 maj 2013

~~Dara Kataleja ~~


Imię: Daralulach Kataleja (kataleja to taka odmiana storczyka)
Przezwisko: Można mi mówić Kataleja lub po prostu Dara 
Wiek: Prawie nastolatka… jeszcze troszkę mi brakuje 
Płeć: Wilczyca
Rasa: Pół wilk, pół lis. Moja matka była lisem polarnym, a ojciec białym wilkiem światła.
Data urodzenia: 21 Czerwiec (kalendarzowy pierwszy dzień lata)
Partner: nie posiadam…Za młoda jestem no! Lecz chcę odszukać swojego dobrego przyjaciela, z którym bawiłam się w dzieciństwie przed wielką klęską…
Wygląd: Mam białe lśniące futro z odrobiną brązu na brzuchu. Puszysty ogon i złote oczy.
Nawet gdy jest ciemno moje futro świeci się niczym drobinki światła.
Charakter: Cóż…Jestem miła, wesoła, pomocna, czasem smutna, samotna, zagubiona. Z różnych ciężkich sytuacji często odnajduję dobrą drogę. Wszystko uchodzi mi na sucho…A przynajmniej uchodziło…
Historia: Gdy byłam bardzo mała poznałam pewnego wilka…Bawiliśmy się razem przez długie dni. Był moim najlepszym przyjacielem. Nie dokuczał mi. Lecz pewnego dnia musieliśmy się rozdzielić.  A ja musiałam iść dalej na północ, razem z moim ojcem…Moja matka umarła, została zabita przez niedźwiedzia polarnego. Moje życie nie było już takie jak dawniej. Dzieciństwo stało się smutne. Pełne samotności i bólu. Miałam tylko ojca. Gdy przyszła zima wróciliśmy na dawne tereny, lecz mojego przyjaciela już nie było. Później była bitwa z watahą. Moja wataha poległa. Przeżyło niewielu. W trakcie wędrówki mój ojciec zginął. Został zabity przez szpiega wrogiej watahy. Moja moc mnie uchroniła przed śmiercią. Nagle rozbłysła na wszystkie strony kalecząc wroga. Dzięki temu przeżyłam. Teraz poszukuje schronienia, a każdy dzień jest dla mnie jak wyzwanie. Żyj chwilą…
Hierarchia: Nie wiem kim chcę być…Może szpiegiem? Aby pomścić swoich bliskich…
Moc: Światło
Ekwipunek: Mały złoty naszyjnik z żółtym wisiorkiem w kształcie okrągłego lampionu.

8 maj 2013

Dziennik szpiega: poznając bliżel nieprzyjacieli (część II).

 A im wszystko uchodzi na sucho,
Kiedy my coś zrobimy, to nas karcą.
Czuję się jak marionetka, 
Co sznurkiem sterują me ciało.
Dajcie mi żyć! Oddajcie mi wolność!
Zostawcie moją duszę w spokoju!...

  Po półgodzinnej ostrożnej wędrówce w głąb w końcu dotarłam na  skraj Czarnego Lasu. Wtedy doszłam do w ogóle innego krajobrazu, antonim tamtego, martwego miejsca. Tam drzewa rodziły pąki białych i zielonych liści, trawa była koloru soczystej zieleni, śpiew ptaków towarzyszył wokół. Na gałęzi usiadła dość spora sowa, o złotych ślepiach i piórach ciemnobrązowych. Bacznie i nieufnie patrzyła się na mnie. Jednak w tym spojrzeniu było coś więcej. Ogniki w ślepiach ptaka tańczyły ostrzegawczym, czerwonym blaskiem. Gwałtownie odwróciłam wzrok i poszłam szybkim truchtem dalej. W tym samym momencie sowa wzbiła się do lotu, szybując ponad koronami drzew.
  Dotarłam na skraj lasu. Ostatnie okazy drzew liściastych ustąpiły, by móc spojrzeć na inny widok. Znajdowałam się tak jakby nad ogromną przepaścią, jednak owa przepaść ciągła się dalej... Nie, bardziej jakbym była nad jakimś wzniesieniu. Tam, na dole widać było jaskinię, a wokół niej wilki... Czyżbym była w głównym miejscu watahy Stipant Sverae? Raczej nie... Zdecydowanie za blisko.
  Postanowiłam zrobić tzw. "krwawy ślad". Po odciśniętej łapie wylało się parę kropel mojej krwi-znak dla naszych szpiegów. Koło jamy był jeden wilk.  Nie był oddalony zbytnio od jaskini. Postanowiłam podejść bliżej. Zauwarzyłam, że jeden z wilków, który wleciał na polanę, po wylądowaniu zbliża się do drugiego. Pewnie chce coś przekazać.
 Bez namysłu poszłam w ich stronę, skradałam się w kierunku członków obcej watahy. Akurat, kiedy zdążyłam zając dobre miejsce (odległość nie była zbyt wielka, a byłam dobrze ukryta wśród zielonych krzewów), basiory zaczęły konwersację.
-Wojna już blisko... Czy jest już wszystko przygotowane?-zapytał się ten, który podszedł do psowatego. Był on koloru białego, chociaż owy kolor nie należał do takich "czystych". Biel mieszała się z szarością, a nawet w niektórych miejscach i z czernią. Na grzbiecie miał dosyć długą dobrze widoczną szarą pręgę. Oczy były koloru błękitnego. To, co się od razu rzuciło w oczy to ogromne, okazałe skrzydła, tak jak u jakiegoś drapieżnego ptaka. Kiedy złożył ów skrzydła, one zniknęły. Bez problemu dało się określić, iż wilk tej jest magiczny...i na pewno włada żywiołem powietrza.
-Tak, trzeba jeszcze dopracować drobne szczegóły. Jednak ta działka nie należy do mnie.-mruknął wilk o kolorze brunatnym. Oczy jego zaś były głębokiego brązu. Nie wyglądał zbytnio przyjaźnie. Wręcz przeciwnie-prawie jak demon, jednak nim nie był. Jego oczy Cechą charakterystyczną było wiele blizn na jego ciele, pysku oraz ogonie.  Na lewej przedniej łapie, kiedy promienie słoneczne padło na niego, dało się zauważyć coś w stylu kawałka od łańcucha. O wiele bardziej lepiej widoczny był na jego szyi pozostałości po żelaznej obroży. Pewnie miał do czynienia z człowiekiem. Prawdopodobnie wpadł we wnyki założone przez ludzi w tutejszej kniei. Jednak-jak widać udało się mu uiciec zanim ludzie pzyszli...Chociaż nie. Lewe ucho miał oberwane...Prawdopodobnie trafiła go kula. A poza tym ta obroża...      Jego masywne ciało wskazywało na to, iż w tym stadzie zajmuje stanowisko wojownika. Może i niedawno się przyłączył. Będzie trudną osobą do pokonania. Jak widać jego trofea to liczne ślady walk, więc z pewnością ma duże dośwadczenie, jeżeli chodzi o różne rodzaje potyczek.
-To i tak za dużo do zrobienia, jeżeli chodzi o czas, w którym mamy zamiar rozpocząć bitwę. W końcu Rada Stada, jak i Alfa ustalili, iż wojnę odbędzie się na terenach Stipant Veritatis, a konkretniej w Black Roses Garden. Moim zdaniem powinni to ustalić wcześniej.
-Bynajmniej. Jednak nie powinieneś tak krytykować innych. W sumie tylko w czasie wojny będzięsz sobie latał i zrzucać jakieś pociski na  łby nieprzyjacieli, Nevis'ie-odparł oschle.
-Ale liczą się tylko rzeczy, które wykonuje się na wojnie, ale takrze przed nią. A po za tym ty to powinieneś wiedzieć najlepiej, generale Virael.-odparł, a ostatnie słowa wypowidział z pogardą.
-Hm...-przez chwile milczał, lustrując Niebieskookiego przenikliwym wzrokiem. -Mimo tego, nie powinno się wypominać czynów innych.
-No właśnie.-wtrącił się mu w wypowiedzi. -Więc jesteśmy sobie kwita. A tak poza tym, zebranie stada dokładnie za pół godziny, przy Jeziorze. Wprawdzie zastanawia mnie fakt, dlaczego tam chcą, żebyś ty tam przyszedł, a nie ja.-mruknął.
-To proste. Niektórzy przestrzegają zastad moralnych, są wierni stadu, potrafią nawet za nie oddać życie. A nie szukają tylko swoich korzyści, nie opuszczają potrzebujących, nie oszukują...-znów spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem-...W przeciwieństwie do innych.
-Ha! Jednak niektórzy wiedzą kiedy się wycofać,  mają głowę na karku, nie zachowują się jak wariaci-ten spojrzał na  jego "bransoletkę". -I nie narażają członków satada na niebezpieczeństwo... W przeciwieństwie do niektórych.
-Hm.-mruknął zaledwie. Skrzydlaty uśmiechnął się tylko szyderczym uśmiechem. Jakby wygrał w potyczce, w której w sumie nie było.
-W końcu to dlatego siedzisz tu tylko i pilnujesz jeńców, którzy są podejrzani o pochodzenie z SV, lub wilków zagrażalących tej całej... Jak ty to nazwałeś? Aha, "operacji".
-A nie zwarzajac na to. Jak pójdę na zebranie, to kto pozostanie z więźniami?-zapytał. Na twarzy towrzysza pojawił się szyderczy uśmiech.
-A jak myślisz? To chyba oczywiste, że ja. W końcu wypełniłem wszystkie swoje obowiązki, jak na teraz.
- Ty? A niby dlaczego akurat ciebie wybrali? Znam cię dobrze. Wszystkich wilków z  tej groty pozabijasz, znając życie, kiedy nikogo nie będzie. Nie pozwolę, aby tak się stało!
-Będziesz musiał. Chyba nie chcesz się narażać na gniew Alfy lub kogoś z RS? A tak w ogóle, to po co nam, na naszych terenach wrogowie? W końcu co to za różnica, czy umrą przed, czy po wojnie?
-Chyba zapomniałeś o czymś bardzo ważnym. Ciebe, jak i mnie obowiązuje kodeks. A znasz z pewnością punkty, które się tam znajdują.
-Agr, przeklęty regulamin!-warknął ze wściekłością.
-A poza tym...-w tym momencie uniósł łapę na wysokości barek. Potem zaczęło bić światło, z którego wyłonił się jakiś papier. Traktat?-pomyślałam. -Chyba nadal pamiętasz naszą umowę?-rzekł do niego.
-Agr, nawet gdybym chciał, to bym nie mógł. A jednak nie zapomniałeś.-wymamrotał, znów, obnażając kły.
- O takich sprawach się nie zapomina.
-Owszem.- w tym momencie szybko machnął łapą w stronę kartki, jednak zanim ją doknoł, znów obróciła się w światło, po czym zniknęła.
-Tak łatwo nie jest. Musisz się wywiązać z zobowiązaniach. Teraz mam nadzieję, nie zabijesz nikogo, aż do wojny?
-...-wilk nic nie odpowiedział, jedynie spuścił wzrok. Jednak w jego oczach płonęły ogniki złości.
   Przez chwilę panowała cisza. Wnet ponad głowami basiorów latała sowa. Ta sama, która wpatrywała się we mnie swoim nieufnym spojrzeniem.  Wnet owy ptak, zamiast wydawać charakterystyczny dźwięk, jaki sowy mają w zwyczaju wydawać, z jego dzioba wydobył się...skrzek? Podobne do gawrona, czy jakiegoś innego ptaka, ale nie do sowy. Gdy ptaszysko latało, jego skrzydła zaczęły zmieniać kolor na biały, który oslepił wszystkich. Kiedy owe światło zgasło, nie latała już sowa lecz... duży, czarny kruk! A na dodatek jego oczy ze złotego stały się czerwone, jak rubinowa krew.  Czyżby kolejny demon?
 -Witaj przyjacielu!-pozdrowił go Błękitnooki. -Jakie informacje zdobyłeś dla nas?
-Kra, kra!-odpowiedział ptak. Następnie szybował jeszcze z 2 razy nad nich głowami, potem zaś poleciał w moi kierunku. Kiedy był nade mną, zrobił także 2 obkrążnia.
   Wyraz pyska Szaro-białego zmienił się z radosnego w tajemniczą. Kruk znów zakrakał, po czym usiadł na najbliższej gałęzi. Z pewnością wiedzieli o moim istnieniu.
 -No, przyjacielu, kogoś tam zobaczył?-zapytał, a jego spojrzenie znów zmieniło się na szelmanckie. Kruk otworzył lekko dziób i odparł:
- Te...rra! -wykrakał. I to w przenośnym znaczeniu, jak i dosłownym.
   Byłam przerażona. Bez namysłu odwróciłam się i zaczęłam biec jak najszybciej. Znałam tego basiora. I pragnęłam tylko, aby nigdy się z nim nie zobaczyć, jednak nic na to nie wskazywało. Nawet zapomniałam zostawić "krwawgo śladu". Już po mnie. Nie dość, że na pewno będę zmuszona zostać na tych terenach, nie przekażę cennych informacji dla rodziny, to mogę spowodować, że inni ze Stipant Veritatis mogą przyjść w poszukiwaniu mnie... Szczególnie mały Santino. Tfu! Przecież jest to już nastolatek. I pomyśleć, że już nie będzie mi dane zobaczyć nikogo z watahy... A na dodatem mogę doprowadzić do niemałych kłopotów. Jestem temu stadowi tyle winna. Bo przecież tu znalazłam swój prawdziwy dom, które tyle szukałam. Zaakceptowali mnie taką, jaka jestem... A nawet tak prostego zadania, jakim jest szpiegowanie nie mogę wykonać. Czy zawsze muszę zepsuć? Zawsze, kiedy tak strasznie mi zależy?
-Hola, hola!-głos Skrzydlatego ściągnął mnie na ziemię. Zaczęłam biec jeszcze szybciej. Eh... to na nic. Znałam jego sztuczki. Już po mnie.
 -Tak szybko się mnie nie pozbędziesz, nawet jakbyś nie wiem jak chciała. I pomyśleć, że w końcu się spotkamy. Ale, że sama przyjdziesz? Haha!-po tych słowach stworzył trąbę powietrzną. Nie trzeba było długo czekać, żeby mnie dopadła. I w tak szybkim czasie trąba dotarła koło nich. Po paru, krótkich chwilach zniknęła, po czym ja padłam plackiem na ziemię, ledwo przytomna.
- Heh, znów się spotykamy. A więc należysz do Stipant Vritatis?
-...-nic nie mogłam wypowiedzieć, jedynie pomrukiwałam wściekła. Widocznie jego moc zabrała mi energię. Nevis...On zawsze grał nieczysto.
-Nie powinieneś, zanim coś zrobisz, poinformować kogoś z RS lub Alfę?-Odezwał się Virael.
-Powinienem...Ale czy powinienem zawracać głowę Koronie naszego stada takimi... błachostkami?
-Skoro szpiedzy wrogiej watachy zaczęli działać, to raczej już nie jest błachostka. I już nici z planu zaskoczenia. Cóż, mówiłem, żeby szpiedzy uważali i żeby nie wysyłać ich na raz... Widocznie nikt w tej sprawie nic mi nie powiedział i widać efekty.
-Przymknij się!-mruknął poddenerwowany. Drugi wilk jedynie spojrzał z pogardą na niego.
-Tak, czy siak się dowiedzą. Z tą sprawą nie można igrać. -odparł. Zapadła cisza. Po krótkim czsasie na owe miejsce przyszdł szczeniak. Był czarnej maści,a jego oczy były niemal identyczne, jak Skrzydlatego. Nie wyróżniał się jakimiś znakami szczególnymi. Zbliżył się do pozostałych.
-O, witam was. Jakieś nowości? Widzę, że kolejny jeniec. Czekajcie, ale to wilczyca... czyli to jest jenica?-zapytał, akcentując "i".
-Tak Scott, wilczyca. Ale raczej nie mówi się  jenica... w sumie nie wiem jak.
-Aha. A przekazałeś, że spodkanie rady za 10 minut, wujku?-tu spojrzał na Szaro-białego. - Bo miało być później, ale coś się pokomplikowało.
-Zawsze się coś komplikuje.-wymamrotał do sieie.-Czyli za 10 minut, tak? -mierzył spojrzeniem przez krótką chwilę na szczeniaka, po czym młody potwierdził to ruchem głowy. Następnie lustrował wzrokiem basiora.  - Dobrze, w takim razie będę się zbierał. Ale mam dla ciebie małą prośbę: Czy mógłbyś popilnować swojego wujka, żeby nie zrobił żadnych głupstw? Chodzi chodzi głównie o jeńców.
-I jenice?
-Tak, o nią też... Ale lepiej nie mów tak na nią. Wymyśl coś innego, byle nie obraźliwego.
-Dobrze, to zostanę i popilnuję.
-To dzięki ci. A więc żegnam was, panowie. -po tych słowach poszedł. I znów zapadła cisza. "Lotnik", jak kiedyś owe szczenie nazwało swego wujka, położył się na skrzyżowanych łapach. Jego ślepia zaczęły powoli się zamykać. Nastolatek wówczas spojrzał na basiora.
-Hej, a co z nią?-zapytał.
-Nic.-mruknął. Przednią łapą zastukał kilkakrotnie, poczym głaz się posunął. Następnie, używając magii powietrza przeniósł mnie do groty, lecz nie szczędził bólu. Przeniósł mnie, jak przedtem trąbą powietrzną, jednak mocno uderzyłam o ścianę. Wówczas otworzyłam oczy.W tym samym momencie głaz zaczął wracać na swoje wcześniejsze miejsce. Zerwałam się szybko, by zdążyć przed zamknięciem. Jednak zanim dotarłam, a "drzwi" się zamknęły, do środka jaskini wkroczyło coś w stylu niewidzialnej fali. Przeszywała mózg, słyszeć było jedynie wysoki dźwięk, który brzmiał i się nie zmieniał. Wówczas głowa zaczęła boleć tak, jakby ktoś na łeb nałożył wieniec z cierni. Jak szybko wstałam, tak też i padłam, jak nieżywa. W tym momencie nastała ciemność. I w mojej głowie i w jaskini.
____
Wygląd Nevis'a:

 Wygląd Virael'a:


 *Ta, to moje pierwsze spodkanie z Wyndbain'em. Mam nadzieję, że się podoba (jak nie, trudno, i tak się cieszę). Chciałam, aby nie skończyło się na tym, żeby wilki mieały wszędzie jednolitą sierść, mam nadzieję, że to widać. Wiem, Virael wygląda prawie jak demon...ale trudno, no! xD Jak zauważyliście, nie ma Scott'a. Nie wiem, ale może pojawi się w następnym poko? Bójcie się! xD
_______________________
Tak, w końcu postanowiłam opublikować notkę. Czemu z tym zwlekałam? Sama nie wiem. Ale wane, że w końcu jest. Jeżeli chodzi o moje przyszłe plany, to chciałam napisać jeszcze 2, może 3 notki. Jednak widzę, że nie chcecie zwlekać z wojną, a zostało mało czasu. Wiem, że się nie wyrobię. Jednak bardzo zależy mi o napisaniu jeszcze jednej notki. Jednak, jak to mówią, czas pokaże.

7 maj 2013

Ehh...

Jakie to życie jest krótkie...
Jedno tchnienie
a potem pustka
Odchodze, swego miejsca na swiecie nie znajde. Odchodze
-w sercu, w domu, w powietrzu
i nawet jest w Twoim grobie...
To była chwila, sekunda, moment...
jak Bóg odebrał Ci mowę...
Jak przestałeś widzieć i słyszeć
piękny szum marznącej pogody...
Ten las był Twoim lasem,
ten dom był Twoim domem...
a teraz... ślady zostały...
Twoich i naszych dróg,
zakrętów i mrugnięć...

Wiecznie znudzony...


Imię:
 Nie lubi swojego imienia... więc po prostu wymyślił sobie nowe, mianowicie: Conall... oznacza to "wilk".
Wiek: 

Powiedzmy że 5 lat
Płeć: 

Raczej samiec
 Stanowisko: 
Czujka nocna
Rasa:
 Sam jej nie zna, na pewno jest w podobie wilkiem
Data Urodzenia: 
10.03
Partner: 
Raczej nikt by z nim nie wytrzymał przy tak bliskich kontaktach.
Potomstwo:
 brak
Charakter: 
Na pierwszy rzut oka wydaje się spokojnym wilkiem. Jednak on jest wiecznie znudzony i dlatego tak wygląda.
Uwielbia dokuczać innym przy każdej okazji i wprowadzać przy tym zamieszanie. Odpowiednio dobrane słowa, czasem stają się bardzo pożyteczne, często posługuje się ironią i sarkazmem. Nie odpowiada wprost na zadawane mu pytania, bo po co? 
Trzeba bardzo się postarać żeby się uśmiechnął, ale to raczej bardzo rzadko spotykane. Ma swój wredny charakterek i jest raczej typem samotnika. Obserwuje wszystko z boku.
Historia:
 Woli o niej nie wspominać, poza tym niewiele pamięta. Odkąd sięga jego pamięć kilkakrotnie został wyrzucony z różnych watah.
Wygląd:
Jest dobrze zbudowanym, dość dużym wilkiem. Na głowie ma dwa, długie rogi, a na przednich łapach po trzy tatuaże w ształcie kół, które jarzą się nikłym światłem. Posiada długi, bardzo puszysty ogon. Jego sierść jest czarna niczym noc i wiecznie potargana, a ślepia są bladoniebieskie. Na pysku ma dwie szramy, które tworzą krzyż, jedna z nich przechodzi przez jego oko, które na szczęście nie jest uszkodzone oraz jeszcze małą szramę w kształcie przypominającą półksiężyc na czole.
Moc:  
Kiedy ma czegoś dość to po prostu usuwa się w cień i zmienia w czarną mgłę. Jest wtedy niewidoczny, chyba że chce żeby go widziano.

5 maj 2013

Organizacja #1



Na samym początku notki chciałam podziękować wszystkim tym, którzy podpisali się na Liście Aktywności. Jest to dla mnie bardzo ważne i na prawdę wam za to dziękuję. Mimo, że aktywnych z 19 wilków jest tylko 9, czyli :
Sasha
Avyam
Terra & Santino
Vitani
Fire & Oruko & Luna
Taychrenn
Nera
Yenalt
No i ja.

Bardzo jestem wam wdzięczna. Od razu po LA zauważyłam, że notki ruszyły pełną parą. Jestem z was bardzo dumna. Każdy z was powinien za to dostać po wielkim plusie ! A jeśli nie od Venus to ode mnie. Zasłużyliście na to. Bardzo się cieszę, że chociaż tyle osób pamięta o SV.
♥♥

Druga Sprawa jaką chce poruszyć to oczywiście planowana od dawna bitwa pomiędzy
Stipant Veritatis, a Stipant Sverae.

Jak pewnie zauważyliście w mojej notce " Spotkanie z demonem oraz bycie posłańcem. ", że moja postać, czyli Saphira wyzwała watahe SS na bitwę, która ma odbyć się ostatniego dnia, czyli siódmego krwawego czasu. W dzień krwawego zaćmienia. (wiem, nazwy są bardzo podobne. )
Krwawe zaćmienie to czas w którym krwawy księżyc znowu staje się normalny. Istnieją różne załamania magii, łączenie się naszego świata z światem umarłych, obudzenia demonów drzemiących w przeklętych itp.


Wpadłam bowiem na pomysł, który dotyczyć będzie aktywnych członków. Jest nas dziewięcioro, czyli wyjdzie dziewięć notek.
Więc moja propozycja wygląda tak:
Ktoś z nas napiszę początek, który u każdego będzie taki sam, tylko pisany ze swojej perspektywy, a potem cały przebieg jak kto będzie walczyć, każdy opisze sam.
O zakończeniu się jeszcze pomyśli.
No i chciałabym może wyznaczyć jakąś kolejność ? Tak chyba byłoby najlepiej, nie sądzicie ?
No i oczywiście pomyśleć, kto napisze początek notki. Zawsze mogę to być ja, wystarczy poprosić.
Ci, którzy chcą napisać jeszcze notkę przed wojną niech napiszą !


Kolejna, czyli trzecia sprawa to aktywność w twórczości i mediach.
Coś tak mało tam jest tego wszystkiego!
Media stoją w miejscu, a ponoć było sporo pomysłów na rozbudowanie jej.
Brać się do roboty, ładnie proszę!
No i twórczość.
Zachęcam tu wszystkich do brania udziału w konkursach.
Na prawdę nie są one trudne, wystarczy się postarać.
To może być najmniejsza rzecz.
Wiersz, zdjęcie, digital, film, rysunek, czy cokolwiek innego.
Niedługo będzie nowy konkurs na który dałam pomysł dla Vitani i mam nadzieje, że zostanie użyty. Jest on trudny więc musicie się postarać, a warto ! Dostajecie za to plusy.
A wiecie : 10 plusów i dostać można się do RS ! A to jest dość wysoka ranga.



Nie pozwolę Stipant Veritatis upaść ! Słyszycie ? Nie pozwolę !
I mam nadzieje, że wy też nie !


Na pewno każdy z was ma jakiś ukryty talent. Wystarczy tylko trochę wiary.
Jeśli macie jakieś pomysły i nie wiecie do kogo się zwrócić to możecie do mnie pisać!
Moje gg niektórzy znają więc wystarczy się ich spytać.
A jeśli nie macie gg to na e-mailu.


Dziękuje wam bardzo.
Za to, że tu jesteście i że nadal w to wierzycie.

4 maj 2013

Spotkanie z demonem oraz bycie posłańcem.

“This time I believed that I really could change. I gave it all
This time I really gave my everything. I guess I was wrong”

Kiedyś wszystko wydawało się prostsze. Byliśmy potężni, wszyscy się nas bali. Nawet sam Bóg, który wysyłał na nas hordy swoich głupiutkich aniołków. Ale razem byliśmy elitą. Mordowanie, tortury.. Wszystko wokół było naszą jedną wielką zabawką, którą mogliśmy bawić się bez końca.
Szkoda tylko, że to wszystko skończył jeden ruch. Jedna pułapka, której nie wyczuliśmy. Ja i moi bracia zostaliśmy zamknięci w kryształach i rozsiani po całym świecie. Co za głupi błąd.
Ale jeszcze kiedyś się spotkamy. I przywrócimy wszystko to co wspólnie stworzyliśmy.
*
*   *
Nie wiedziałam, czy to przez płacz, czy ogólne zmęczenie całym treningiem, ale po kilku chwilach wylewania łez po prostu zasnęłam.
- Scythe. – mruknęłam.
Nawet nie zdziwiło mnie to, że widzę ją w swoim śnie. Cały czas tylko mnie nachodziła chcąc walczyć lub rozmawiać. Ale zwykle to tylko chciała mi zrobić krzywdę. Jednak teraz była dziwnie spokojna i jakby… smutna ? Nie no. To jest Scythe ! Ona nie zna smutku, czy współczucia.
- Co tak się patrzysz ? – spytałam stając przed nią.
Nie odpowiedziała. Po prostu patrzyła na mnie. Lecz po chwili zobaczyłam błysk kłów i runęłam na ziemię. Wrzasnęłam z bólu.
- To był błąd. – powiedziała Scythe. – Błąd, że założyłaś ten naszyjnik. Obiecuję Ci, że jeśli tylko się uwolnię, zabije najpierw tego szczeniaka, który mi to zrobił, a potem resztę !
- Bla, bla, bla. – mruknęłam. – Nie, póki ja tu jestem.
Demonica chyba się ostro wkurzyła. Zobaczyłam jak obnaża kły i rzuca się ku mnie..
Wtedy poczułam, że ktoś mnie szturcha. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam w stronę basiora zdezorientowana i wściekła.
- Czego ?! – krzyknęłam gniewnie.
Wilk widać się trochę zdziwił moją reakcją, bo się cofnął. Powoli oprzytomniałam i usiadłam. Przyjrzałam mu się dokładnie. Proszę, proszę, proszę… Yenalt. Spojrzałam na drugiego wilka. Co to jest ?!
- Kim ty jesteś ?! – spytałam lekko przestraszona.
- Masz w sobie Scythe, prawda ? – kompletnie zignorował moje pytanie.
Jego pytanie.. Po prostu zbiło mnie z tropu. Skąd ? Jak ?! Ten idiota Yenalt mu powiedział ?!
- A co Cię to obchodzi ? - spytałam zimno udając, że nic mnie to nie ruszyło, ale czułam przyśpieszone bicie swojego serca.
- Odpowiedz mi.
- A jak nie ? - uniosłam brew do góry.
Starałam się w stu procentach ignorować stojącego w wejściu Yenalta, którego widok przynajmniej mniej, przyprawiał o złość tak, że miałam ochotę mu przywalić.
- To Cię zmusze. - uśmiechnął się mrocznie. - Wiedz, że masz do czynienia z demonem.
Drgnęłam i wstałam jakby zaraz miało dojść między nami do starcia.
- Kim jesteś ? - powtórzyła. - Jak Ci na imię ?!
- Zwą mnie Mortis i jestem demonem idiotko. - powiedział z nutką ironii.
Mortis ?! Ten Mortis ?! - usłyszałam w swojej głowie głos Scythe.
Drgnęłam i krzyknęłam pochylając się lekko do przodu. Scythe jakimś cudem starała się uwolnić. Złapałam za naszyjnik i szybko się uspokoiło. Dyszałam.
- Może i tak. - mruknęłam zasapana. - Po co Ci to wiedzieć ?!
- Możesz ją uwolnić ?
Zaczęłam się szyderczo śmiać. Spojrzałam na niego obnażając kły.
- Wybacz, ale nie. Jeszcze mnie tak nie porąbało, żeby wypuszczać Scythe w czas krwawego księżyca.
Nie ma to jak stawiać się demonowi ! Wypuść mnie, idiotko ! Chce z nim porozmawiać.
- Zamknij się, Scythe - warknęłam do siebie.
- Jakoś Yenalt się nie bał mnie wypuścić, a ty się boisz ?
Teraz to jeszcze bardziej się zdziwiłam i spojrzałam na wilka w wejściu.
- To... Ty... - nie mogłam się wysłowić. Znowu obnażyłam kły. - Nienawidzisz demonów, tak ?! A sam jesteś taki jak oni ! Taki jak ja !
Spojrzała na Mortisa.
- Nie. Nie wypuszcze Scythe. - warknęłam. - Nigdy.
- Przez przypadek Mortis do mnie trafił. Półtora roku temu. - powiedział Yenalt
Spojrzałam groźnie na niego.
- Przypilnuję ją. - powiedział Mortis.
Przeniosłam wzrok na demona. Zaczęłam się znowu śmiać.
- Wątpie. Każdy demon jest taki sam.
- Każdy demon jest inny. - powiedział niezwykle spokojnie Mortis. - Scythe to potwierdzi.
- Scythe jest mordercą i tylko tyle można o niej powiedzieć. - wbiłam pazury w podłogę.
- Ja też jestem mordercą. I co z tego ?
- Dużo jak widać. Nie przekonasz mnie. Znam wasze sztuczki...
- Moich nie znasz. - pokiwał głową zrezygnowany, ale się nie poddawał. - Jestem inny niż Scythe, dla ścisłości.
- Demon to demon. Kłamca, morderca... - westchnęłam.
- Aurum... Czy kiedykolwiek skłamałem ? - spojrzał na brunatnego basiora.
Uśmiechnął się lekko, kiedy tamten zaprzeczył ruchem głowy.
- Widzisz ?
Patrzyłam na Yenalta.
- Jak mam wierzyć któremu kolwiek z was ? - spytałam. - Ten twój nosiciel nie wygląda mi na prawdomówce. - zmrużyłam ślepia.
Męczy mnie ta rozmowa.
- No to mi uwierz.
Spojrzałam na niego niepewnie i zamknęłam oczy zastanawiając sie. Wypuść mnie do cholery !!
- Zamknij się, Scythe - warknęłam łapiąc za naszyjnik.
- Ona widocznie chce. Sądząc po twojej reakcji.
- Mam dość. -warknęłam. - Nie wypuszczę jej nigdy i przenigdy !!- wrzasnęłam.
To była chyba jedna z najbardziej odważnych rzeczy jakie kiedykolwiek zrobiłam w swoim życiu. Skoczyłam do przodu popychając demona na ścianę, a potem przewracając Yenalta. Wybiegłam z jaskini i jak najszybciej uciekłam z Bloody Forest.
Scythe się zamknęła. I dobrze. Byłam już dawno w lesie na terenach Stipant Veritatis. Odetchnęłam wbiegając na polanę gdzie była reszta watahy. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Saphira ! - usłyszałam krzyk Venus.
Po chwili wraz z alphą podbiegła do mnie Shadow i Vitani.
- Gdzie byłaś ?! - spytała Vitani.
- Załatwiałam ważne sprawy. - powiedziałam.
- I co teraz ? Co z szpiegami ? - spytała Venus.
- Szpiedzy są na terenach Stipant Sveare.. Nie możemy czekać, aż oni wykonają następny ruch.
- Co proponujesz? - spytała Shadow.
Zamknęłam oczy i westchnęłam.
- Zostanę posłańcem i pójdę do alphy SS by powiedzieć jej, że wyzywamy ich na bitwe. W ostatni dzień krwawego czasu, w dzień krwawego zaćmienia, kiedy księżyc wróci do swojej pierwotnej postaci.
Cała trójka jak i osoby, które słyszały moje postanowienie patrzyli na mnie z osłupieniem.
- To jest szalone ! - krzyknęła Vitani. - Zabiją Cię na miejscu ! Nie zrobisz tego !
- Musze się z nią zgodzić. - powiedziała Venus. - To zbyt niebezpieczne.
- Utrata wojownika dużo nas będzie kosztować.
Spuściłam głowę, by uśmiechnąć się szyderczo pod nosem.
- Spójrzcie na mnie teraz.. - powiedziała podnosząc pysk ku górze. - Zrobię to. Pójdę tam nawet bez waszej zgody. Ktoś musi pokazać im, że się ich nie boimy !
Gdy wbiegałam w las słyszałam krzyk Venus, ale zignorowałam go. W drodze przez las przyśpieszyłam i rozłożyłam skrzydła. Wzbiłam się w powietrze. Leciałam długo szybując tam gdzie mnie poniósł wiatr, czyli prosto na tereny SS. Strach nie może kierować wilczym sercem. Przymknęłam oczy opadając trochę niżej tak, że łapami prawię zachaczałam o czubki drzew. W końcu znalazłam odpowiednie miejsce i wylądowałam. Tuż przed polaną na której stała... cała wataha Stipant Sveare. Potrząsnęłam głową. Wszyscy tu są. Jako, że jesteś posłańcem nie mogą Cię zaatakować. Cień obwiązał się wokół mojej szyji i zmienił barwę na białą.. Co miało oznaczać stanowisko posłańca. Powoli, ale to bardzo powoli, zachowując spokój wyszłam z krzaków. Dwójka wilków z tyłu zobaczyła mnie. Najpierw byli zdziwieni czymś takim po czym po chwili zaczęli warczeć zwracając uwagę całej watahy. Szłam z dumnie uniesioną głową. Nie okazywać strachu.
- Nie przyszłam tu by walczyć. - powiedziałam głośno i spokojnie. - Jestem tylko posłańcem.
Zatrzymałam się w odpowiedniej odległości. Z szeregu wyszła najprawdopodobniej alpha. Nie wyglądają na zbytnio zachwyconych. Kątem oka zobaczyłam jak kilka wilków mnie otacza. Ale nie dałam po sobie nic poznać.
- Jak Cię zwą ? - spytała wadera.
- Moje imię jest nieistotne. - powiedziałam tajemniczym głosem. - Przyszłam tutaj tylko przekazać wiadomość.
- Wiadomość ? - spytała delikatnie zdziwiona. - Od kogo.
- Od alphy Stipant Veritatis Venus - odparłam obserwując piątke wilków okrążających ich.
Podniosłam dumnie głowe i spojrzałam prosto w oczy wilczycy.
- Sitpant Veritatis wyzywa Stipant Sverae na bitwę. W siódmy i ostatni dzień krwawego czasu, w dzień krwawego zaćmienia w Dark Roses Garden.
Słysząc to alpha zdziwiła się lekko. Z pewnością planowali też w tamtym miejscu i w tym samym czasie. Dobrze, że ich uprzedziłam. Wilczyca zaczęła warczeć i obnażyła kły.
- Macie jak widać świetnych szpiegów. - mruknęła.
- Owszem. - odparłam z kpiącym uśmieszkiem. - Najlepszych. W porównaniu do waszych.
Alpha zaczęła warczeć.
- A więc dobrze. - powiedziała w końcu. - Zgadzamy się.
Skinęłam głową i rozłożyłam skrzydła.
- Do zobaczenia. - rzuciłam.
Wtedy zobaczyłam jak alpha daje znak okrążającym mnie wilkom. W ostatniej chiwli wzbiłam się w powietrze unikając walki. Odleciałam jak najszybciej.
Rozmówiłam się z Venus i wróciłam z powrotem do Bloody Forest. Z ulgą stwierdziłam, że nie ma już demonów. Ale nigdzie nie widziałam Itachiego.
- Itachi ? - spytałam głośno. - Itachi !
Zaczęłam biegać blisko miejsc, gdzie zazwyczaj przebywał. Wtedy usłyszałam słaby głos..
- Saphira..
Pobiegłam  w jego kierunku. Zobaczyłam go. Itachi leżał przy drzewie, ale wyglądał jakby gasł.
- Itachi ! Co Ci jest !? - spytałam zatrzymując się przy nim.
- Znikam.. - wyszeptał ledwo.
- Nie.. - zadrżałam. - Nie ! A co będzie z moją nauką ?! Kto mnie teraz będzie uczył ! Nie zostawiaj mnie ! - położyłam się obok niego bliska płaczu.
- Przykro mi.. Ale taki już los. Nie mogę wiecznie być duchem.. Wybacz mi, Saphiro. Znajdziesz lepszego nauczyciela.
- Ty jesteś najlepszy.. - powiedziałam upuszczając łzy. - Nie odchodź..
- Wybacz...
Po prostu.. Zniknął. A z nim moja nadzieja...

__________________________________________
Notka, notką i wyzwanie na walkę.
Później napisze notkę organizacyjną jak ja myślę, żeby to wyglądało.
Dziękuje za uwagę ^^

3 maj 2013

,,Przeszłość ma znaczącą wagę na przyszłość..."

Biegł pomiędzy śnieżnobiałymi drzewami, stawiając ostrożnie łapy na tegoż koloru trawie. Uszy stały postawione na sztorc, wyłapywały wszystkie podejrzane dźwięki. Nos poruszał się miarowo, węszył powietrze. Wpatrywał się przed siebie i od czasu do czasu przeskakiwał nad złamaną gałęzią.
Jak on mógłby ją uczyć? W dodatku demona? Przecież to było sprzeczne z jego poglądami. Dlaczego Itachi go o to prosił?
Nawet nie wiedział, że jego uczennica jest demonicą.
Mortis, mógłbyś się zamknąć z łaski swojej?
Nie.
Brunatny basior warknął pod nosem i spojrzał gniewnie na najbliższe drzewo. Ta wszechobecna biel denerwowała go. Jak on może tutaj mieszkać? Pojęcia nie miał. Machnął sztywno ogonem i skierował łeb ku przodowi. Trochę za późno. Szczeknął zaskoczony, kiedy zderzył się z pniem. Łeb go zabolał, schował pod łapami.
Uważaj, gdzie leziesz.
Idź do diabła!
Uczyniłbym to z rozkoszą.
Zamknij się, ty durny demonie. Chwila... Coś stałeś się rozmowniejszy niż kilka dni temu.
Doprawdy? Mam swoje powody, by ci dokuczać nieco.
Jakbym tego potrzebował...
Warknął głośno, jeżąc się. W jednej chwili roślina została pokrojona ostrzami cienia niczym marchewka nożem. Parsknął gniewnie i kontynuował przerwaną podróż przez głupie drzewo. Miał już dosyć wewnętrznego demona, lecz nie mógł się go pozbyć... Gdyby nie ten naszyjnik z krwistym kryształem...
*****
Półtora roku temu...
Już pół roku szedł przed siebie. Pół roku minęło, odkąd go wygnano z Stipant Sverae. Stopniowo pogodził się, że nie będzie mógł wrócić do rodzinnej watahy. Dlaczego go wygnali? Przecież zabił ją dla bezpieczeństwa rodziny... i stada wilków. Przysiągł wówczas zemstę za niesłuszną krzywdę.
Coś przykuło jego uwagę. Czerwonawy błysk w gąszczu krzaków. Ostrożnie podszedł do tego miejsca, będąc w stanie gotowości. Znalazł wówczas demoniczny kryształ ognia, ale nie wiedział o jego pochodzeniu czy demonie zamkniętym w nim. Miał kształt szkarłatnego płomyka.
Delikatnie dotknął ,,wisiorka" i zaskowyczał głośno z bólu. Oderwał łapę i z przerażeniem patrzył, jak naszyjnik zmienia się w czarno-czerwony ogień i rusza w jego kierunku w postaci ostrzy. Odwrócił się i zaczął biec. Wolał nie mieć do czynienia z kryształem. Poczuł, jak ogień trafia go i wnika w jego ciało. Przewrócił się i ponownie wydał z siebie dźwięk fizycznego cierpienia. Coś zaczęło atakować jego umysł, stosując bolesne metody. Młodszy Yenalt odepchnął silną wolą intruza, który zawahał się, gdyż nie spodziewał się żadnego oporu.
Kim jesteś, intruzie?!
Mortis, jeden z elitarnej czwórki demonów...
Nigdy ci nie dam władzy nad moim ciałem, demonie! Nigdy!
*****
Potrząsnął łbem, by odgonić nieprzyjemne wspomnienie. Westchnął cicho i zatrzymał się na pograniczu terenów Stipant Veritatis i Stipant Sverae. Przymknął ślepia i uniósł pysk ku niebu, by zawyć. W jego wilczej pieśni było mnóstwo smutku, rozgoryczenia i tęsknoty... Tęsknił za rodziną...
Aurum... Pozwolisz mi się spotkać z demonem Saphiry? To ważne...
Po co?
Przeszłość ma znaczącą wagę na przyszłość...
Dobrze, ale...
Mam nie mordować, prawda?
Tak.
Westchnął cicho i strzelił cieniem w najbliższy kamień, by wykrzesać nieco ognia. Po chwili trawa się zapaliła, iskrząc na czerwono. Yenalt podszedł do tego miejsca i pazurem narysował symbol ognia, szeptąc słowa:
- Ignis vitae daemonium.
W jednej chwili wybuchł czarny ogień z miejsca, gdzie narysował symbol. Czarno-żółte ciało demona wynurzyło się z płomieni, które po chwili zgasły. Krwawe pióra feniksa błysnęły w blasku słońca, kiedy demon otrząsał się z popiołu. Białe ślepia wpatrywały się w Yenalta.
- Chodź ze mną, Aurum. Tak daleko sam nie dam rady.
Brunatny basior zawahał się i niepewnie skinął łbem. Nie chciał wracać, ale Mortis miał rację. Daleko nie mógł odejść, najwyżej pół kilometra. Ruszyli szybkim truchtem.
*****
- Itachi, gdzie jest ta wadera?
- Śpi w jaskini, a co?
- Nic, on ma sprawę do niej. - Łbem wskazał na demona, który stał kilka kroków w tyle.
Wyminął ducha i wszedł do środka groty. Od razu zauważył skuloną wilczycę w kącie. Podszedł do niej i mocno trącił ją w bark.
- Czego?! - Mimowolnie cofnął się o parę kroków, słysząc gniewny krzyk.
Patrzył, jak czarna przewraca się na bok i otwiera oczy. Szybko usiadła, patrząc na Mortisa.
- Kim ty jesteś?!
- Masz w sobie Scythe, prawda? - Zignorował jej pytanie.
Coś będą kłopoty... Czuł to doskonale.

* Ignis vitae daemonium - łac. Ogień życiem demona.

Szablon wykonany przez Jill