A im wszystko uchodzi na sucho,
Kiedy my coś zrobimy, to nas karcą.
Czuję się jak marionetka,
Co sznurkiem sterują me ciało.
Dajcie mi żyć! Oddajcie mi wolność!
Zostawcie moją duszę w spokoju!...
Po półgodzinnej ostrożnej wędrówce w głąb w końcu dotarłam na skraj
Czarnego Lasu. Wtedy doszłam do w ogóle innego krajobrazu, antonim
tamtego, martwego miejsca. Tam drzewa rodziły pąki białych i zielonych liści, trawa
była koloru soczystej zieleni, śpiew ptaków towarzyszył wokół. Na gałęzi
usiadła dość spora sowa, o złotych ślepiach i piórach ciemnobrązowych.
Bacznie i nieufnie patrzyła się na mnie. Jednak w tym spojrzeniu było
coś więcej. Ogniki w ślepiach ptaka tańczyły ostrzegawczym, czerwonym
blaskiem. Gwałtownie odwróciłam wzrok i poszłam szybkim truchtem dalej. W
tym samym momencie sowa wzbiła się do lotu, szybując ponad koronami
drzew.
Dotarłam na skraj lasu. Ostatnie okazy drzew liściastych
ustąpiły, by móc spojrzeć na inny widok. Znajdowałam się tak jakby nad
ogromną przepaścią, jednak owa przepaść ciągła się dalej... Nie, bardziej jakbym
była nad jakimś wzniesieniu. Tam, na dole widać było jaskinię, a wokół
niej wilki... Czyżbym była w głównym miejscu watahy Stipant Sverae?
Raczej nie... Zdecydowanie za blisko.
Postanowiłam zrobić tzw. "krwawy ślad". Po odciśniętej łapie wylało się
parę kropel mojej krwi-znak dla naszych szpiegów. Koło jamy był jeden wilk. Nie był oddalony zbytnio od jaskini. Postanowiłam podejść
bliżej. Zauwarzyłam, że jeden z wilków, który wleciał na polanę, po wylądowaniu zbliża się do drugiego. Pewnie
chce coś przekazać.
Bez namysłu poszłam w ich stronę, skradałam
się w kierunku członków obcej watahy. Akurat, kiedy zdążyłam zając dobre
miejsce (odległość nie była zbyt wielka, a byłam dobrze ukryta wśród
zielonych krzewów), basiory zaczęły konwersację.
-Wojna już
blisko... Czy jest już wszystko przygotowane?-zapytał się ten, który
podszedł do psowatego. Był on koloru białego, chociaż owy kolor nie
należał do takich "czystych". Biel mieszała się z szarością, a nawet w niektórych miejscach i z
czernią. Na grzbiecie miał dosyć długą dobrze widoczną szarą pręgę. Oczy
były koloru błękitnego. To, co się od razu rzuciło w oczy to ogromne,
okazałe skrzydła, tak jak u jakiegoś drapieżnego ptaka. Kiedy złożył ów
skrzydła, one zniknęły. Bez problemu dało się określić, iż wilk tej jest
magiczny...i na pewno włada żywiołem powietrza.
-Tak, trzeba
jeszcze dopracować drobne szczegóły. Jednak ta działka nie należy do
mnie.-mruknął wilk o kolorze brunatnym. Oczy jego zaś były głębokiego brązu. Nie wyglądał zbytnio przyjaźnie. Wręcz przeciwnie-prawie jak demon, jednak nim nie był. Jego oczy Cechą
charakterystyczną było wiele blizn na jego ciele, pysku oraz ogonie. Na lewej przedniej
łapie, kiedy promienie słoneczne padło na niego, dało się zauważyć coś w stylu
kawałka od łańcucha. O wiele bardziej lepiej widoczny był na jego szyi pozostałości po żelaznej obroży. Pewnie miał do czynienia z człowiekiem. Prawdopodobnie
wpadł we wnyki założone przez ludzi w tutejszej kniei. Jednak-jak widać
udało się mu uiciec zanim ludzie pzyszli...Chociaż nie. Lewe ucho miał
oberwane...Prawdopodobnie trafiła go kula. A poza tym ta obroża... Jego masywne ciało
wskazywało na to, iż w tym stadzie zajmuje stanowisko wojownika. Może i
niedawno się przyłączył. Będzie trudną osobą do pokonania. Jak
widać jego trofea to liczne ślady walk, więc z pewnością ma duże
dośwadczenie, jeżeli chodzi o różne rodzaje potyczek.
-To i tak za dużo do
zrobienia, jeżeli chodzi o czas, w którym mamy zamiar rozpocząć bitwę. W
końcu Rada Stada, jak i Alfa ustalili, iż wojnę odbędzie się na
terenach Stipant Veritatis, a konkretniej w Black Roses Garden. Moim
zdaniem powinni to ustalić wcześniej.
-Bynajmniej. Jednak nie
powinieneś tak krytykować innych. W sumie tylko w czasie wojny będzięsz
sobie latał i zrzucać jakieś pociski na łby nieprzyjacieli, Nevis'ie-odparł
oschle.
-Ale liczą się tylko rzeczy, które wykonuje się na wojnie,
ale takrze przed nią. A po za tym ty to powinieneś wiedzieć najlepiej,
generale Virael.-odparł, a ostatnie słowa wypowidział z pogardą.
-Hm...-przez
chwile milczał, lustrując Niebieskookiego przenikliwym wzrokiem. -Mimo
tego, nie powinno się wypominać czynów innych.
-No
właśnie.-wtrącił się mu w wypowiedzi. -Więc jesteśmy sobie kwita. A tak
poza tym, zebranie stada dokładnie za pół godziny, przy Jeziorze.
Wprawdzie zastanawia mnie fakt, dlaczego tam chcą, żebyś ty tam przyszedł, a
nie ja.-mruknął.
-To proste. Niektórzy przestrzegają zastad
moralnych, są wierni stadu, potrafią nawet za nie oddać życie. A nie
szukają tylko swoich korzyści, nie opuszczają potrzebujących, nie
oszukują...-znów spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem-...W
przeciwieństwie do innych.
-Ha! Jednak
niektórzy wiedzą
kiedy się wycofać, mają głowę na karku, nie zachowują się jak
wariaci-ten spojrzał na jego "bransoletkę". -I nie narażają członków
satada na niebezpieczeństwo...
W przeciwieństwie do niektórych.
-Hm.-mruknął zaledwie. Skrzydlaty uśmiechnął się tylko szyderczym uśmiechem. Jakby wygrał w potyczce, w której w sumie nie było.
-W
końcu to dlatego siedzisz tu tylko i pilnujesz jeńców, którzy są
podejrzani o pochodzenie z SV, lub wilków zagrażalących tej całej... Jak
ty to nazwałeś? Aha,
"operacji".
-A nie zwarzajac na to.
Jak pójdę na zebranie, to kto pozostanie z więźniami?-zapytał. Na twarzy
towrzysza pojawił się szyderczy uśmiech.
-A jak myślisz? To chyba oczywiste, że
ja. W końcu wypełniłem wszystkie swoje obowiązki, jak na teraz.
-
Ty? A niby dlaczego akurat ciebie wybrali? Znam cię dobrze. Wszystkich
wilków z tej groty pozabijasz, znając życie, kiedy nikogo nie będzie.
Nie pozwolę, aby tak się stało!
-Będziesz musiał. Chyba nie chcesz
się narażać na gniew Alfy lub kogoś z RS? A tak w ogóle, to po co nam,
na naszych terenach wrogowie? W końcu co to za różnica, czy umrą przed,
czy po wojnie?
-Chyba zapomniałeś o czymś bardzo ważnym. Ciebe, jak i mnie obowiązuje
kodeks. A znasz z pewnością punkty, które się tam znajdują.
-Agr, przeklęty regulamin!-warknął ze wściekłością.
-A poza tym...-w tym momencie uniósł łapę na wysokości barek. Potem zaczęło bić światło, z którego wyłonił się jakiś papier.
Traktat?-pomyślałam. -Chyba nadal pamiętasz naszą umowę?-rzekł do niego.
-Agr, nawet gdybym chciał, to bym nie mógł. A jednak nie zapomniałeś.-wymamrotał, znów, obnażając kły.
- O takich sprawach się nie zapomina.
-Owszem.-
w tym momencie szybko machnął łapą w stronę kartki, jednak zanim ją
doknoł, znów obróciła się w światło, po czym zniknęła.
-Tak łatwo nie jest. Musisz się wywiązać z zobowiązaniach. Teraz mam nadzieję, nie zabijesz nikogo, aż do wojny?
-...-wilk nic nie odpowiedział, jedynie spuścił wzrok. Jednak w jego oczach płonęły ogniki złości.
Przez chwilę panowała cisza. Wnet ponad głowami basiorów latała sowa.
Ta sama, która wpatrywała się we mnie swoim nieufnym spojrzeniem.
Wnet owy ptak, zamiast wydawać charakterystyczny dźwięk, jaki sowy mają w
zwyczaju wydawać, z jego dzioba wydobył się...skrzek? Podobne do
gawrona, czy jakiegoś innego ptaka, ale nie do sowy. Gdy ptaszysko
latało, jego skrzydła zaczęły zmieniać kolor na biały, który oslepił
wszystkich. Kiedy owe światło zgasło, nie latała już sowa lecz... duży,
czarny kruk! A na dodatek jego oczy ze złotego stały się czerwone, jak
rubinowa krew. Czyżby kolejny demon?
-Witaj przyjacielu!-pozdrowił go Błękitnooki. -Jakie informacje zdobyłeś dla nas?
-Kra,
kra!-odpowiedział ptak. Następnie szybował jeszcze z 2 razy nad nich
głowami, potem zaś poleciał w moi kierunku. Kiedy był nade mną, zrobił
także 2 obkrążnia.
Wyraz pyska Szaro-białego zmienił się z
radosnego w tajemniczą. Kruk znów zakrakał, po czym usiadł na
najbliższej gałęzi. Z pewnością wiedzieli o moim istnieniu.
-No,
przyjacielu, kogoś tam zobaczył?-zapytał, a jego spojrzenie znów
zmieniło się na szelmanckie. Kruk otworzył lekko dziób i odparł:
- Te...rra! -wykrakał. I to w przenośnym znaczeniu, jak i dosłownym.
Byłam przerażona. Bez namysłu odwróciłam się i zaczęłam biec jak
najszybciej. Znałam tego basiora. I pragnęłam tylko, aby nigdy się z nim
nie zobaczyć, jednak nic na to nie wskazywało. Nawet zapomniałam
zostawić "krwawgo śladu". Już po mnie. Nie dość, że na pewno będę
zmuszona zostać na tych terenach, nie przekażę cennych informacji dla
rodziny, to mogę spowodować, że inni ze Stipant Veritatis mogą przyjść w
poszukiwaniu mnie... Szczególnie mały Santino. Tfu! Przecież jest to już
nastolatek. I pomyśleć, że już nie będzie mi dane zobaczyć nikogo z
watahy... A na dodatem mogę doprowadzić do niemałych kłopotów. Jestem
temu stadowi tyle winna. Bo przecież tu znalazłam swój prawdziwy dom,
które tyle szukałam. Zaakceptowali mnie taką, jaka jestem... A nawet tak
prostego zadania, jakim jest szpiegowanie nie mogę wykonać. Czy zawsze
muszę zepsuć?
Zawsze, kiedy tak strasznie mi zależy?
-Hola,
hola!-głos Skrzydlatego ściągnął mnie na ziemię. Zaczęłam biec jeszcze szybciej. Eh... to na nic. Znałam jego sztuczki. Już po mnie.
-Tak szybko się mnie nie pozbędziesz, nawet jakbyś nie wiem jak
chciała. I pomyśleć, że w końcu się spotkamy. Ale, że sama przyjdziesz?
Haha!-po tych słowach stworzył trąbę powietrzną. Nie trzeba było długo
czekać, żeby mnie dopadła. I w tak szybkim czasie trąba dotarła koło
nich. Po paru, krótkich chwilach zniknęła, po czym ja padłam plackiem na
ziemię, ledwo przytomna.
- Heh, znów się spotykamy. A więc należysz do Stipant Vritatis?
-...-nic
nie mogłam wypowiedzieć, jedynie pomrukiwałam wściekła. Widocznie jego
moc zabrała mi energię. Nevis...On zawsze grał nieczysto.
-Nie powinieneś, zanim coś zrobisz, poinformować kogoś z RS lub Alfę?-Odezwał się Virael.
-Powinienem...Ale czy powinienem zawracać głowę Koronie naszego stada takimi... błachostkami?
-Skoro
szpiedzy wrogiej watachy zaczęli działać, to raczej już nie jest
błachostka. I już nici z planu zaskoczenia. Cóż, mówiłem, żeby szpiedzy
uważali i żeby nie wysyłać ich na raz... Widocznie nikt w tej sprawie nic
mi nie powiedział i widać efekty.
-Przymknij się!-mruknął poddenerwowany. Drugi wilk jedynie spojrzał z pogardą na niego.
-Tak,
czy siak się dowiedzą. Z tą sprawą nie można igrać. -odparł. Zapadła
cisza. Po krótkim czsasie na owe miejsce przyszdł szczeniak. Był czarnej maści,a jego oczy
były niemal identyczne, jak Skrzydlatego. Nie wyróżniał się jakimiś znakami szczególnymi. Zbliżył się do pozostałych.
-O, witam was. Jakieś nowości? Widzę, że kolejny jeniec. Czekajcie, ale to wilczyca... czyli to jest jen
ica?-zapytał, akcentując "i".
-Tak Scott, wilczyca. Ale raczej nie mówi się
jenica... w sumie nie wiem jak.
-Aha.
A przekazałeś, że spodkanie rady za 10 minut, wujku?-tu spojrzał na
Szaro-białego. - Bo miało być później, ale coś się pokomplikowało.
-Zawsze
się coś komplikuje.-wymamrotał do sieie.-Czyli za 10 minut, tak?
-mierzył spojrzeniem przez krótką chwilę na szczeniaka, po czym młody potwierdził to ruchem głowy. Następnie lustrował wzrokiem
basiora. - Dobrze, w takim razie będę się zbierał. Ale mam dla ciebie
małą prośbę: Czy mógłbyś popilnować swojego wujka, żeby nie zrobił
żadnych głupstw? Chodzi chodzi głównie o jeńców.
-I jen
ice?
-Tak, o nią też... Ale lepiej nie mów tak na nią. Wymyśl coś innego, byle nie obraźliwego.
-Dobrze, to zostanę i popilnuję.
-To
dzięki ci. A więc żegnam was, panowie. -po tych słowach poszedł. I znów
zapadła cisza. "Lotnik", jak kiedyś owe szczenie nazwało swego wujka,
położył się na skrzyżowanych łapach. Jego ślepia zaczęły powoli się
zamykać. Nastolatek wówczas spojrzał na basiora.
-Hej, a co z nią?-zapytał.
-Nic.-mruknął.
Przednią łapą zastukał kilkakrotnie, poczym głaz się posunął.
Następnie, używając magii powietrza przeniósł mnie do groty, lecz nie
szczędził bólu. Przeniósł mnie, jak przedtem trąbą powietrzną, jednak mocno
uderzyłam o ścianę. Wówczas otworzyłam oczy.W tym samym momencie głaz
zaczął wracać na swoje wcześniejsze miejsce. Zerwałam się szybko, by
zdążyć przed zamknięciem. Jednak zanim dotarłam, a "drzwi" się zamknęły,
do środka jaskini wkroczyło coś w stylu niewidzialnej fali.
Przeszywała mózg, słyszeć było jedynie wysoki dźwięk, który brzmiał i się nie
zmieniał. Wówczas głowa zaczęła boleć tak, jakby ktoś na łeb nałożył
wieniec z cierni. Jak szybko wstałam, tak też i padłam, jak nieżywa. W
tym momencie nastała ciemność. I w mojej głowie i w jaskini.
____
Wygląd Nevis'a:
Wygląd Virael'a:
*Ta, to moje pierwsze spodkanie z Wyndbain'em. Mam nadzieję, że się podoba (jak nie, trudno, i tak się cieszę). Chciałam, aby nie skończyło się na tym, żeby wilki mieały wszędzie jednolitą sierść, mam nadzieję, że to widać. Wiem, Virael wygląda prawie jak demon...ale trudno, no! xD Jak zauważyliście, nie ma Scott'a. Nie wiem, ale może pojawi się w następnym poko? Bójcie się! xD
_______________________
Tak, w końcu postanowiłam opublikować notkę. Czemu z tym zwlekałam? Sama nie wiem. Ale wane, że w końcu jest. Jeżeli chodzi o moje przyszłe plany, to chciałam napisać jeszcze 2, może 3 notki. Jednak widzę, że nie chcecie zwlekać z wojną, a zostało mało czasu. Wiem, że się nie wyrobię. Jednak bardzo zależy mi o napisaniu jeszcze jednej notki. Jednak, jak to mówią, czas pokaże.