Trzy główne zasady bractwa Assasynów(kredo):
1. Nie zabijaj niewinnych.
2. Działaj w ukryciu.
Damaszek.
Rok 1187.
Potomek: Saphira Al-Sayf - roczna wilczyca.
Nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest dozwolone.
Te słowa odbijały się w mojej głowie echem nie dając o sobie zapomnieć. Mówią nie łam zasad. Kredo, a to zdanie wypowiedziane przez mistrzynie strasznie trudno ze sobą pogodzić.
Moje łapy poruszały się szybko, lecz jak najciszej, żeby tylko nikt nie zorientował się, że tu jestem. Prawie szybowałam nad ziemią sadząc długie susy i zaciskając szczęki, by nie wydać z siebie ani jednego westchnienia, choć moje serce biło szybko i za głośno. Jeszcze tylko parę metrów.
Lecz wtem do moich uszu doszedł prawie niedosłyszalny tupot łap. Ktoś się zbliżał i ten ktoś był za mną.
Ujrzałam szczelinę w ścianie. Zmrużyłam fioletowe ślepia i odbijając się od ziemi wskoczyłam do środka niej ukrywając się w cieniu.
Druga zasada - działaj w ukryciu.
Wzięłam wdech zatrzymując w sobie powietrze, uspokajając serce i czekałam. Dźwięki stawały się coraz głośniejsze, a ja nie mogłam wytrzymać tego napięcia.
Nie, pomyślałam, nie zawale mojego pierwszego zadania.
- Daję głowę, że kogoś tu widziałem! - głos rozległ się z tak bliska szczeliny, że serce zaczęło we mnie łomotać.
Dopiero wtedy ujrzała wielką i masywną, brązową łapę, która znalazła się tuż przede mną. Zacisnęłam kły. Widziałam wroga.
Był to dorosły, brązowo sierstny samiec z niesamowicie masywną budową ciała, niezwykle trudny przeciwnik. Obok niego stała jeszcze dwójka innych, których wyglądu nie mogłam zobaczyć.
- Pewnie Ci się zdawało. - mruknął drugi z ziewnięciem. - Wracajmy do drzwi wejściowych, to tam mamy za zadanie chronić, a nie tutaj.
Basior warknął i łypnął spode łba na niego, ale skinął głową. Wielkie łapsko zniknęło mi z oczu. Poczułam ulgę, jednak pozostawałam czujna.
Zaraz, zaraz. Właściwie to od dłuższego czasu nie słyszałam, żeby moi towarzysze się odzywali. Czyżby ich złapali? A może olali zadanie, żeby nie pobrudzić sobie łap?! Żałosne. Ale Avaline powinna tu być. W końcu jest moim "opiekunem", jeśli tak można nazwać mentora.
Wtem niespodziewanie do szczeliny wsunął się uśmiechnięty pysk szarej wilczycy w białym stroju assasyna. Omal nie wrzasnęłam przerażona i zaskoczona. Ta zachichotała jak gdyby nigdy nic.
- Zawsze się nabierasz. - parsknęła cichutko. - Wyłaź, nie mamy czasu na chowanie się. Poszli sobie.
Wysunęłam się z dziury powarkując, choć były one zduszone. Nienawidziłam takiego kpienia ze mnie. Co z tego, że to moja pierwsza misja?! I z tego, że jestem kadetem?! W przyszłości będę mentorem i wszyscy zobaczą.
- Możesz przestać się ze mnie nabijać? - spytałam sycząc.
Avaline tylko się uśmiechnęła widząc moją naburmuszoną minę i trąciła mnie nosem w policzek.
Po chwili znowu ruszyłyśmy chcąc jak najszybciej skończyć zadanie. Nie było to wcale trudne. Morderstwo jednego osobnika i to z mojej łapy było ciekawym doświadczeniem, które rozpoczęło moją nienawiść do templariuszy.
Avaline tylko się uśmiechnęła widząc moją naburmuszoną minę i trąciła mnie nosem w policzek.
Po chwili znowu ruszyłyśmy chcąc jak najszybciej skończyć zadanie. Nie było to wcale trudne. Morderstwo jednego osobnika i to z mojej łapy było ciekawym doświadczeniem, które rozpoczęło moją nienawiść do templariuszy.
Masjaf.
Rok 1191 (III wyprawa krzyżowa)
Potomek: Saphira Al-Sayf - 5 letnia wilczyca (mentor i najlepsza z assasynów. )
- Mistrzyni.
Spuściłam w dół łeb oddając pokłon z szacunkiem stojąc przed mistyczną waderą. Samica ta miała sierść koloru smolistej czerni, a jedyne wyróżniające się były jej złote oczy, którymi wpatrywała się we mnie. Wydawało się, że chce przewiercić mnie i zajrzeć w moją duszę. Frethya ad-din Sinan - mistrz zakonu Assasynów. Wilczyca położyła łapy na biurku przed sobą. Znajdowaliśmy się bowiem w siedzibie skrytobójców w Masjafie. Był to ogromny, stary pałac, który od wielu lat pełnił rolę także obronnej twierdzy przed zakonem templariuszy, których cel wydawałby się szlachetny, a mianowicie stworzyć nowy porządek świata, świata, w którym nie będzie wojen i wszyscy będą żyć ze sobą w zgodzie. Jest jednak w tym wszystkim haczyk: chcą to zrobić odbierając nam własną wolę. Jednym z celów Assasynów jest walka z nimi, sama z siebie, nienawidzę templariuszy, są plagą dla nas i niejednokrotnie "złamałam" kodeks, żeby ich pozabijać.
Frethya obeszła stolik i ruszyła w moim kierunku obchodząc mnie wokół. Standardowo, miałam na sobie biały strój zabójcy. Zaczęła krążyć wokół mnie, aż zaczęłam się niepokoić, dlaczego mnie wezwała.
- Mam dla Ciebie zadanie. - odezwała się w końcu swoim groźnym niemal lodowatym, a zarazem bardzo poważnym tonem. - Zadanie, któremu tylko ty możesz podołać, Saphiro Al-Sayf.
Podniosłam swój łeb i spojrzałam spod kaptura na mistrzynie. Moje oczy zalśniły.
- Co mam uczynić? - spytałam z powagą i spokojem.
Frethya podeszła do okna za biurkiem i oparła o nie łapy. Wyglądała teraz na niespokojną.
- Musisz udać się do Damaszku razem z Natheleene de Grandpre, Emmą d'Alviano oraz Terrą Ibn-La'Ahad i zabić pięcioro ważnych dowódców Templariuszy. Spotykają się wszyscy w Cytadeli na obrzeżach miasta. Dostaniecie się tam niezauważeni przez kanał po wschodniej stronie, a następnie pozbędziecie się ich wszystkich. Nie zapomnij ukryć ciał. Nie chcemy, żeby tak szybko ich znaleźli.
- W czym to pomoże, jeśli mogę spytać? - zastrzygłam uszami i poruszyłam nerwowo ogonem.
Mistrzyni spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ironicznie.
- Jak to w czym? W osłabieniu ich i to poważnie. Stanton de Sable, Kira Addin, Jellal al Hakim, Akatsuki de'pazzi oraz największa zakała całego zakonu Shiretsuna de Naplouse, morderca wielu naszych braci. Saphiro, mam wielką nadzieje, że podołasz temu zadaniu.
Nauczyłam się nie okazywać żadnych emocji, ale nie mogłam się w tym momencie nie uśmiechnąć tym swoim groźnym uśmiechem odsłaniając kły.
- Z największą przyjemnością zadam im cios prosto w serce.
- I to właśnie chciałam usłyszeć. Cała reszta Twoich pomocników jest już w Damaszku.
Skinęłam głową i osunęłam się w cień znikając jej z oczu.
Damaszek.
Rok 1191.
Zadanie: Pozbyć się pięciorga mistrzów templariuszy.
Dostanie się do twierdzy nie było proste. Mówiąc szczerze, nie spodziewałam się, że trójka moich pomocników nie będzie tak jak myślałam "świeżakami" tylko prawdziwymi mentorami. Pierwszy raz byłam w takiej grupie, bez żadnego kadeta.
Jak się spotkałyśmy? Po prostu. W starych ruinach niedaleko miasta, na wzgórzu. Największym ziółkiem z całej tej grupy była Terra Ibn'La Ahad. Od początku czułam, że dojść do niej będzie cholernie trudno. To był taki "mały szatan"* posługujący się naturą oraz łańcuchem z ostrzem. Raczej nie przypadłyśmy sobie do gustu. Drugi problem to Natheleene de Grandpre z którą walczyłam ledwo się przedstawiłyśmy. Nazwała to "sprawdzeniem umiejętności", a jej bronią okazała się być zwykły miecz oraz magią ogień. Emma d'Alviano jest dla mnie za bardzo pewna siebie i domyśliłam się, że wykonywanie poleceń jest jej słabą stroną. Powietrze to jej umiejętność oraz używanie po prostu ukrytego ostrza.
Wspięłam się czepiając pazurami po ścianie na górne piętro kierując w prost do sali spotkania. Reszta poruszała się za mną. Byłyśmy naprawdę cicho, a każdego wroga mordowałyśmy z ukrycia i chowałyśmy. Najbardziej intrygowały mnie moce jakich używały, ale nie mogłyśmy teraz o tym rozmawiać. Strażnicy padali jeden po drugim. W końcu znalazłyśmy się przy pokoju obrad.
Przystawiłam ucho do drzwi.
- Interesujące. - usłyszała głos zza nich. - Czyli uważasz, że jeśli zniszczymy ich twierdze w Masjafie, to coś da? To miejsce jest niezdobyte!
- Lordzie Kira, proszę się nie denerwować. Mamy dość dużą armię, by wykurzyć z tego miejsca bandę dzikich i zbyt pewnych siebie ludzi.
Ignorowałam te obelgi, choć nie były najgorsze jakie słyszałam. Spojrzałam na resztę i skinęłam głową. Wszystkie się nagle rozbiegły. Miałyśmy zamiar zaskoczyć ich z wszystkich stron. Ja wzięłam z dachu.
Wyskoczyłam przez okno i czepiając się ściany wbiegłam prosto na niego. Od razu rzuciło mi się w
oczy okno do którego podbiegłam. Powoli i jak najciszej je uchyliłam i wyjęłam z kieszeni stroju dwie bombki dymne wykonane przeze mnie. Był w nich również gaz łzawiący. Testowała wiele dni swój wynalazek, a teraz miał ujrzeć światło dzienne.
Pięć.
Cztery.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
Rzuciłam je na dół, a te wybuchły. Zasłoniłam pysk materiałem i skoczyłam do środka. Słyszałam jak przywódcy kaszlą dusząc się. Pierwszy zginął z moich łap bodajże lord Kira Addin. Widziałam jak pada reszta zabijana z ukrytych ostrzy. Padli wszyscy.
Prawie.
Widziałam jak Shiretsuna ucieka przez drzwi. Syknęłam cichutko do siebie i pognałam za nim. Był szybki, ale to nie wystarczyło.
- Straże! Straże, ratunku! Ratu... - nie dokończył.
Skoczyłam w górę przyszpilając go do ziemi i wbijając długie ostrze w jego kark.
- Requiescat in Pace**. - wyszeptałam mu do ucha wyjmując broń z martwego ciała.
Kłami złapałam go za skórę i zawlokłam z powrotem do sali. Reszta ukryła martwe ścierwa w różnych miejscach, ja również.
Uśmiechnęłam się chcąc nie chcąc do nich.
- Dobra robota. Możemy teraz wracać.
_____________________________________
* Patrz Terra, czyli jednak zawsze byłaś szatanem opętanym przez P.M xD
** Tł. Spoczywaj w Pokoju.
Oto i moje zadanie na główne stanowisko, a mianowicie "Mentora Assasinów". Naprawdę długo szukałam potrzebnych informacji (grałam przy okazji w I część Assassin's Creed) i mam nadzieje, że ktoś doceni moje starania.
Zadanie dostałam od Freth i dziękuje jej bardzo C: Czekam na komentarz od Ciebie, czy notka jest odpowiednia do zadania i czy mogę się wpisać na to stanowisko, cholernie mi na tym zależy.
- Mistrzyni.
Spuściłam w dół łeb oddając pokłon z szacunkiem stojąc przed mistyczną waderą. Samica ta miała sierść koloru smolistej czerni, a jedyne wyróżniające się były jej złote oczy, którymi wpatrywała się we mnie. Wydawało się, że chce przewiercić mnie i zajrzeć w moją duszę. Frethya ad-din Sinan - mistrz zakonu Assasynów. Wilczyca położyła łapy na biurku przed sobą. Znajdowaliśmy się bowiem w siedzibie skrytobójców w Masjafie. Był to ogromny, stary pałac, który od wielu lat pełnił rolę także obronnej twierdzy przed zakonem templariuszy, których cel wydawałby się szlachetny, a mianowicie stworzyć nowy porządek świata, świata, w którym nie będzie wojen i wszyscy będą żyć ze sobą w zgodzie. Jest jednak w tym wszystkim haczyk: chcą to zrobić odbierając nam własną wolę. Jednym z celów Assasynów jest walka z nimi, sama z siebie, nienawidzę templariuszy, są plagą dla nas i niejednokrotnie "złamałam" kodeks, żeby ich pozabijać.
(c) DA Shagan-fury |
- Mam dla Ciebie zadanie. - odezwała się w końcu swoim groźnym niemal lodowatym, a zarazem bardzo poważnym tonem. - Zadanie, któremu tylko ty możesz podołać, Saphiro Al-Sayf.
Podniosłam swój łeb i spojrzałam spod kaptura na mistrzynie. Moje oczy zalśniły.
- Co mam uczynić? - spytałam z powagą i spokojem.
Frethya podeszła do okna za biurkiem i oparła o nie łapy. Wyglądała teraz na niespokojną.
- Musisz udać się do Damaszku razem z Natheleene de Grandpre, Emmą d'Alviano oraz Terrą Ibn-La'Ahad i zabić pięcioro ważnych dowódców Templariuszy. Spotykają się wszyscy w Cytadeli na obrzeżach miasta. Dostaniecie się tam niezauważeni przez kanał po wschodniej stronie, a następnie pozbędziecie się ich wszystkich. Nie zapomnij ukryć ciał. Nie chcemy, żeby tak szybko ich znaleźli.
- W czym to pomoże, jeśli mogę spytać? - zastrzygłam uszami i poruszyłam nerwowo ogonem.
Mistrzyni spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ironicznie.
- Jak to w czym? W osłabieniu ich i to poważnie. Stanton de Sable, Kira Addin, Jellal al Hakim, Akatsuki de'pazzi oraz największa zakała całego zakonu Shiretsuna de Naplouse, morderca wielu naszych braci. Saphiro, mam wielką nadzieje, że podołasz temu zadaniu.
Nauczyłam się nie okazywać żadnych emocji, ale nie mogłam się w tym momencie nie uśmiechnąć tym swoim groźnym uśmiechem odsłaniając kły.
- Z największą przyjemnością zadam im cios prosto w serce.
- I to właśnie chciałam usłyszeć. Cała reszta Twoich pomocników jest już w Damaszku.
Skinęłam głową i osunęłam się w cień znikając jej z oczu.
Damaszek.
Rok 1191.
Zadanie: Pozbyć się pięciorga mistrzów templariuszy.
Dostanie się do twierdzy nie było proste. Mówiąc szczerze, nie spodziewałam się, że trójka moich pomocników nie będzie tak jak myślałam "świeżakami" tylko prawdziwymi mentorami. Pierwszy raz byłam w takiej grupie, bez żadnego kadeta.
Jak się spotkałyśmy? Po prostu. W starych ruinach niedaleko miasta, na wzgórzu. Największym ziółkiem z całej tej grupy była Terra Ibn'La Ahad. Od początku czułam, że dojść do niej będzie cholernie trudno. To był taki "mały szatan"* posługujący się naturą oraz łańcuchem z ostrzem. Raczej nie przypadłyśmy sobie do gustu. Drugi problem to Natheleene de Grandpre z którą walczyłam ledwo się przedstawiłyśmy. Nazwała to "sprawdzeniem umiejętności", a jej bronią okazała się być zwykły miecz oraz magią ogień. Emma d'Alviano jest dla mnie za bardzo pewna siebie i domyśliłam się, że wykonywanie poleceń jest jej słabą stroną. Powietrze to jej umiejętność oraz używanie po prostu ukrytego ostrza.
Wspięłam się czepiając pazurami po ścianie na górne piętro kierując w prost do sali spotkania. Reszta poruszała się za mną. Byłyśmy naprawdę cicho, a każdego wroga mordowałyśmy z ukrycia i chowałyśmy. Najbardziej intrygowały mnie moce jakich używały, ale nie mogłyśmy teraz o tym rozmawiać. Strażnicy padali jeden po drugim. W końcu znalazłyśmy się przy pokoju obrad.
Przystawiłam ucho do drzwi.
- Interesujące. - usłyszała głos zza nich. - Czyli uważasz, że jeśli zniszczymy ich twierdze w Masjafie, to coś da? To miejsce jest niezdobyte!
- Lordzie Kira, proszę się nie denerwować. Mamy dość dużą armię, by wykurzyć z tego miejsca bandę dzikich i zbyt pewnych siebie ludzi.
Ignorowałam te obelgi, choć nie były najgorsze jakie słyszałam. Spojrzałam na resztę i skinęłam głową. Wszystkie się nagle rozbiegły. Miałyśmy zamiar zaskoczyć ich z wszystkich stron. Ja wzięłam z dachu.
Wyskoczyłam przez okno i czepiając się ściany wbiegłam prosto na niego. Od razu rzuciło mi się w
oczy okno do którego podbiegłam. Powoli i jak najciszej je uchyliłam i wyjęłam z kieszeni stroju dwie bombki dymne wykonane przeze mnie. Był w nich również gaz łzawiący. Testowała wiele dni swój wynalazek, a teraz miał ujrzeć światło dzienne.
Pięć.
Cztery.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
Rzuciłam je na dół, a te wybuchły. Zasłoniłam pysk materiałem i skoczyłam do środka. Słyszałam jak przywódcy kaszlą dusząc się. Pierwszy zginął z moich łap bodajże lord Kira Addin. Widziałam jak pada reszta zabijana z ukrytych ostrzy. Padli wszyscy.
Prawie.
Widziałam jak Shiretsuna ucieka przez drzwi. Syknęłam cichutko do siebie i pognałam za nim. Był szybki, ale to nie wystarczyło.
- Straże! Straże, ratunku! Ratu... - nie dokończył.
Skoczyłam w górę przyszpilając go do ziemi i wbijając długie ostrze w jego kark.
- Requiescat in Pace**. - wyszeptałam mu do ucha wyjmując broń z martwego ciała.
Kłami złapałam go za skórę i zawlokłam z powrotem do sali. Reszta ukryła martwe ścierwa w różnych miejscach, ja również.
Uśmiechnęłam się chcąc nie chcąc do nich.
- Dobra robota. Możemy teraz wracać.
_____________________________________
* Patrz Terra, czyli jednak zawsze byłaś szatanem opętanym przez P.M xD
** Tł. Spoczywaj w Pokoju.
Oto i moje zadanie na główne stanowisko, a mianowicie "Mentora Assasinów". Naprawdę długo szukałam potrzebnych informacji (grałam przy okazji w I część Assassin's Creed) i mam nadzieje, że ktoś doceni moje starania.
Zadanie dostałam od Freth i dziękuje jej bardzo C: Czekam na komentarz od Ciebie, czy notka jest odpowiednia do zadania i czy mogę się wpisać na to stanowisko, cholernie mi na tym zależy.
Mrau, Assasin's Creed <3
OdpowiedzUsuńBoskie <3
No to ten, zainspirowałaś mnie, więc prosiłabym kogoś o danie mi zadania na Najszybszego Łowcę. *ciche "Freth, daj mi zadanie. Wiesz jakie :3"*
Nulla è reale, tutto è lecito. = Standard <D
OdpowiedzUsuńJa za moment zmykam, jestem w połowie czytania, so skończę jak będę mogła. A wpisuj się wpisuj. :D
Frethya
DOCZYTAŁAM.
UsuńI jest genialne, ale KRÓTKIE. Chcę więcej, oczywiście z moim udziałem.. xD