Biała niczym śnieg wilczyca o
brązowych łatach siedziała na skraju jeziora nucąc cicho jakąś melodię. Chciała
jakoś pozbyć się smutnych i załamujących myśli. Nie wyglądała za dobrze, miała
podkrążone ślepia od wielu godzin płaczu, a jej futro straciło blask, wydawało
się być bardziej szare niż białe. Lampion przyczepiony do jej ogona święcił się
nikle. Była zmęczona, była zdołowana, była zmartwiona. Nadal nie mogła pogodzić
się z myślą śmierci Venus, a potem również o śmierci Freth. Dodatkowo w dniu
pogrzebu Freth pojawił się jej duch, który wyjawił kto jest jej mordercą, była
przy tym, słyszała to wszystko... I wiedziała, że to się dobrze nie skończy.
Całe SV było pogrążone w żałobie, a SS nie zaatakowali ich tylko dlatego, że
mieli z nimi pakt. Pakt w którym obie watahy miały zakładników. Biała wpadła na
chwilę w zadumę, myślami powędrowała do Conalla. Nie wyglądał żeby jakoś
szczególnie przejął się tym, że jest zakładnikiem SV. Nie podobało się jej jego
zachowanie... I jeszcze ta sprawa z.... Przełknęła głośno ślinę, rozmyślania
przerwał jej wielki ból głowy. Skrzywiła się i zaskomlała cicho. Zdecydowanie
ktoś właśnie w tym momencie umarł, miała tylko nadzieję, że to nikt z watahy.
Wzięła głęboki wdech i powoli podniosła się z ziemi. Ruszyła przed siebie
powłuczając małymi łapkami. Lampion wraz z jej ogonem ciągnął się po ziemi, nie
miała dzisiaj siły żeby wyżej go podnieść.
Niespodziewanie wpadła na kogoś. Troche przymruczona upadła na tyłek i rozejrzała się dookoła. Jej spojrzenie zatrzymało się na lazurowych ślepiach wadery.
-Kacy... - powiedziała cicho marszcząc pysk.
-Sash. - mruknęła szamanka i potrząsnęła nieznacznie łbem.
Nagle stało się coś dziwnego, lampion na ogonie białej wadery rozjaśnił się intensywnie białym światłem.
- Co sie dzieje? - zapytały jeszcze równocześnie patrząc sobie w oczy, po czym obie odpłynęły w ciemność...
Urywki wspomnień...
Czarna suknia szeleszcząca przy
każdym jej kroku. Pióropusz z czerwonymi i czarnymi piórami. Ciało Frethye,
pozszywane rany zmarłej. Przyczepienie noszy z ciałem do jelenia. Smutna
wędrówka na miejsce pogrzebu. Gra na skrzypcach.
Dylemat. Zachmurzone niebo. Przejmująca
i smutna melodia. Widok przybywającej szamanki wraz z ciałem Freth. Widok
wszystkich zebranych na pogrzebie. Łzy napływające do jej bladoniebieskich
oczu.
Nie odczuwanie wielkiego smutku. Chęć
odprowadzenia duszy Frethye na drugą stronę. Zaciągnięcie noszy z ciałem na
drewniany stos. Jej słowa przemowy do zebranych…
„Bracie. Siostry. Dzisiaj, na
nasze serca spadł ogromy smutek. Zebraliśmy się tu, by pożegnać wilczycę Frethye.
Niektórzy ją znali, niektórzy mniej, a niektórzy kojarzyli ją jedynie z
widzenia, jednakże żal dosiągł każdego. Frethye zginęła z ręki wrogiego wilka,
zapewne nigdy się nie dowiemy przez kogo. Żegnaj Frethye.” …Podpalenie stosu…
Łza spływająca po jej policzku.
Przemowa Kacy, żal z powodu utraty
członka watahy. Ogień powolnie pożerający martwe ciało Frethye. Wręcz namacalne
odczucie śmierci, które unosiło się w powietrzu. Płacz rozpaczy. Odwrócenie
spojrzenia. Biały jeleń, który opada na jedno kolano…
Płacz nieba. Wielki ogień i
grzmot. Pojawienie się widma. Słowa Freth „ Wiem kto mnie zabił. Choć nie wiem
czy ma to dla was jakieś znaczenie… Zabił mnie wilk, który jest wśród was.
Zabił mnie posiadacz bladoniebieskich ślepi. Zabił mnie ktoś, kto potrafił
wywołać mgłę i sam się w nią zamienić. Zabił mnie Conall.” Zniknięcie ducha.
Pełne zaskoczenie. Dym formułujący
się w sylwetkę martwej. Usłyszenie imienia zabójcy. Conall, Conall, Conall,
imię kręcące siew kółko po jej głowie. Wlepienie bladoniebieskich ślepi w
czarnego basiora. Nie mogła uwierzyć w to co właśnie się ziało.
Niepojęta wściekłość. Odnalezienie
spojrzeniem Conalla. Chóry szum drzew. Poruszenie panujące wśród zebranych. Szepty,
piski, warczenie.
Widok zdenerwowanej szamanki.
Wiatr smagający jej włosami i suknią. Pnącza wyrywające się z pod ziemi i
owijające się w około łap Conalla. Serce, które biło jej jak oszalałe. Sztylet,
który nagle zmaterializował się w dłoni Kacy.
Warknięcie Conalla. Jej irytacja
na widok obojętności i spokoju samca. Patrzenie prosto w jego bladoniebieskie
ślepia. Przerażająca cisza. „Czy ty zabiłeś Frethye” pytanie, które odbiło się
echem po lesie.
Upieranie się Conalla o jego
niewinności. Ponowne odwrócenie wzroku.
Jak niespodziewanie to wszystko się zaczęło, tak samo nagle się skończyło.
Sasha leżała zwinięta w kłębek trzęsąc się cała. Nie chciała wracać do tych wspomnień, nie chciała. Zerknęła w stronę Kacy, która wyglądała na zdziwioną po tym co właśnie się stało.
-Też to widziałaś? - zapytała cicho Kacy. Biała skinęła nieznacznie łbem. Szamanka wpadła w zadumę, zaczęła się zastanawiać co właściwie spowodowało powrót do ich wspomnień z pogrzebu Frethye.
Ktoś w końcu musiał napisać notkę o pogrzebie Freth... a że z Kacy nie chciało nam się przerabiać całej rozgrywki z chatu, to skróciłyśmy to wszystko do minimum. xd
No bo zajęło by to zbyt długo, a ja nie umiem skracać. Czepiasz się, no.
OdpowiedzUsuńAle powiem Ci, że opowiadanie krótkie, to bardzo fajne.
Moje uznanie i słowa pochwały.
|K.E.Debusher.
WIem, wiem xd ♥
UsuńDziękuję ;3
Fajne, fajne. Podoba mi się. Szczególnie sposób zapisu kolorowej części notki. Świetna notka, na prawdę!
OdpowiedzUsuńUwielbiam kolorową czcionkę xD
UsuńOmnomnomnomnom, tęczowe napiśy x3
Usuńtencza tencza tencza
Usuń[*]
OdpowiedzUsuńDlaczego 'Frethye'? xD
OdpowiedzUsuńPomimo, że skrócone, to i tak fajnie się czyta :3