Alternatywny tekst

22 mar 2014

Nieobecność.

Chciałabym zgłosić moją nieobecność do dnia bliżej nieokreślonego.
Prawdopodobnie nie będzie mnie miesiąc, może trochę krócej.
Spowodowane jest to sprawami prywatnymi.
Możliwe, że będę pojawiać się w weekendy, choć nie jest to do końca powiedziane.
W każdym bądź razie proszę o wpisanie mi usprawiedliwionej nieobecności.
Dziękuję.

|K.E.Debusher.

Venus wybacz, ale musiałam

Biała wadera spała. Była strasznie wykończona po wszystkim co ostatnio dało się w watasze. Dodatkowo co chwilę ktoś umierał, to bolało. Zastrzygła wielkim uchem przez sen. Na jej pysku pojawił się delikatny uśmiech... Pamiętała, pamiętała wszystko odkąd trafiła do SV... Pamiętała wzloty i upadki.. Jednak teraz nie potrafiła myśleć o tych złych momentach... Teraz po jej głowie łaziły te miłe chwile spędzone z resztą watahy, z Venus...

~*~
-Hmm...-Venus zastanowiła się. – Historia SV... no cóż, raczej ci nie opowiem bo sama jej nie znam.- zachichotała. -To wszystko istnieje już na prawdę bardzo długo. A jak dla mnie, najciekawszym miejscem są górskie stoki, o ile lubi się zwiedzanie jaskiń, i zjeżdżanie z górki. Biała wadera z przypalanymi łapami i uszami weszła na polanę.
-Witam -uśmiechnęła się do wszystkich, a lampion na jej ogonie zakołysał się na boki.
Po chwili podeszła do Venus i powiedziała jej coś na ucho.
-Tak Sasha.- Venus skinęła lekko łbem.  
-Nie chciałam przerywać, przepraszam – biała z uśmiechem na pysku odeszła kawałek i usiadła pod jednym z drzew. Czarna spojrzała na wilczycę.
-Nic nie szkodzi.-odparła spokojnie, i ponownie usiadła, nie wyczuwszy od nikogo agresji. Zawsze wolała się mieć na baczności, ot co, ale skoro teraz jest niemal pewna, że wszyscy są pokojowo nastawieni, może trochę "wyluzować". W końcu z gardzieli Venus wydobyło się ciche westchnienie, dawnego życia w stadzie. Ha, no i ten przeklęty ryś, który pozbawił ją oka. Jakże ona nienawidzi tych kotów, brr! Poruszyła łbem zrzucając z niego nasiona dmuchawców. Sasha zastanowiła się chwilę. Nie, nie mogła się powstrzymać... Uśmiechnęła się promiennie, po czym skoczyła na Venus chichocząc.
- Jupi! Sorki, nie mogłam się powstrzymać. – stwierdziła rozbawiona filigranowa wadera.
-Saaaashaa!-wrzasnęła Venus udając złość, i wybiegła spod wilczycy. Po chwili zaśmiała się i ruszyła na nią, robiąc groźną... no dobrze, śmieszną minę. Wytrzeszczyła oczy, i wywaliła język.
-Umrzyj!-krzynęła raz jeszcze, nie mogąc opanować śmiechu. Biała teatralnie upadła na ziemię.
-Okey umieram –położyła się śmiejąc się jak opętana. 
- Albowiem moc mistrza Yody jest wielka!- krzyknęła Venus i rzuciła się na wilczycę, wymierzając w nią sporą porcję łaskotek. Też śmiała się jak opętana, nie mogła przestać. Oo, jakże ona dawno nie rechotała z byle czego!
-Do...dobra... V...v..Venus... k...oniec... – wadera światła wydyszała przez śmiech.
-Nje! Zło pokonane być musi, Venus nietykalna być!- oznajmiła śmiejąc się prawie do łez, nie przestawała łaskotać Sashy. Haha, jej moc rzeczywiście była wielka! Przez ta okrutną dawkę morderczego rechotu, czuła że zaraz spadnie na ziemię, i zacznie się w tarzać. Ale łaskotanie musi trwać! Sasha nie mogła już wytrzymać łaskotek, w końcu lampion na jej ogonie zaświecił jasnym, oślepiajacym blaskiem.
- Ups... – mruknęła cicho tłumiąc chichot.
-Grooor! - krzyknęła niskim głosem Venus i zwaliła się na ziemię. Na prawdę wyglądała jak martwa, z tą rozpłaszczoną postawą i wywalonym jęzorem. Jakimś cudem opanowała śmiech. Kiedy Venus przestała łaskotać białą światełko w lampionie przygasło łagodnie. Wadera próbowała uspokoić oddech i nawet nie spojrzała na Venus. Alpha dalej leżała w tej samej pozycji. Mm, nawet wygodnie. Venus najnormalniej w świecie... zasnęła! Nie no, teraz na prawdę jest martwa, oczywiście, w przenośni. Kiedy Sash się uspokoiła wytarła łzy z oczu i zobaczyła Venus. Wygladała jak martwa, ale jej klatka piersiowa unosiła się, czyli oddychała. Przyjżała się jej bliżej, nikt by tak świetnie nie udawał martwej co oznacza, że Alpha…
- śpi... -wyszeptała na głos i zaśmiała się cicho. Pozwoliła jej spać i odeszła kawałek siadajac przy drzewie.
-Mzeses...- czarna wydała z siebie tajemniczy dźwięk, który mógł być słowem... albo przypadkowym zlepkiem liter. Ta sytuacja powtórzyła się kilka razy. Nagle, jak się Venus nie zerwie na nogi, jak nie wystrzeli do przodu...- Ratuujcie!-wrzasnęła przerażona jak nigdy. Sasha podskoczyła słyszac krzyk Venus i zerwała się na równe łapy.
- Co? Gdzie? Jak? Kiedy? –zapytała zdezorientowana. Alfa wytrzeszczyła oczy, jednak po chwili zdała sobie sprawę, ze to tylko sen.
-O matko...- zwaliła się na ziemię i niespokojnie dyszała.- Najgorszy koszmar w karierze koszmarnych koszmarów rodem z koszmaru koszmarnego koszmaru! 
-Co ci się śniło? –zapytała biała i usiadła obok Venus.
-Ryś.- odparła- Wiem, to zabrzmiało banalnie, ale ja się panicznie boję rysiów.- wytłumaczyła biorąc głęboki oddech.- Nienawidzę ich, od czasu gdy jeden pozbawił mnie oka. - westchnęła zażenowana swoim fatalnym położeniem w tej sytuacji. 
-Rozumiem – Sash poklepała Alphe po plecach. - Rysie sa zUUUUe… -Alfa pokręciła głową.
-Ehh. Nie wiesz, jak to fatalnie wyglądało wtedy. Dziś z resztą wygląda podobnie.- rzekła odwracając głowę. Jakże długo jej prawe oko nie widziało świata... Westchnęła cicho, i znów spojrzała na Sashę. 
-Będzie dobrze... – wilczyca światła uśmiechnęła się do przyjaciółki.- Po prostu nie myśl o tym
-Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.- zacytowała jakże znane na świecie słowa. Spojrzała do góry, gdzie rozciągała się rozłożysta korona olbrzymiego wręcz dębu. Nudno. Znów. Nagle echem po polanie rozległ się krzyk.
- Hej wszystkim, jestem Sasha! - uśmiechnęła się promiennie rozgladajac po zebranych. Venus coś zanuciła, mianowicie melodię 'Fuck you, fuck you very, very very much!", kiedy usłyszała okropny krzyk Sashy.
- Sasha, na litość boską, rozsadzisz mi uszy.- mruknęła cicho.
-Oprócz tego, że jesteś na pół ślepa będziesz jeszcze głucha... -mruknęła w jej stronę chichocząc.
Primose skulila uszy, nie lubila halasu, szczegolnie piszczenia. Aczkolwiek coz, trzeba bylo sie przedstawic.
- Primose. - Mruknela krotko, chowajac kufe w przednich lapskach. W czarnej coś się zagotowało. Tak, najlepiej nazwac ją ślepcem od razu! Dała Sashy znać o swojej złości już samym wyrazem pyska, ale słysząc nieznajomy głos, jakoś opanowała buzujące w niej emocje.
-Witaj.-odparła jak tylko mogła miło. Sash stanęła przed Venus, wiedziała, że jest wyczulona na punkcie ślepoty.
- Tylko się nie fochaj! –powiedziała szybko błagalnie. Venus miała ochotę teraz po prostu otworzyć oko, i pokazać Sashy jak to wszystko wygląda, ale w porę się powstrzymała. Nie powiedziała jednak nic, tylko usiadła. Nie, to nie jest wcale przyjemne. Szczególnie, gdy rzeczywiście jest się na pół ślepcem.

--------------------------------
czytam za dużo starych logów, przepraszam xd

21 mar 2014

Wspomnienie

Wojna. Wszedzie leje sie krew, a co chwila pada bezwladne cialo wilka. Przechodze pomiedzy trupami, a moje biale lapy brudza sie krwia ktora rozlewa sie na ziemi duzymi strumieniami. Wzlatuje w gore, nie poddaje sie. Walcze w gorze ze skrzydlatym, szarym wilkiem. Nagle czuje ze moje skrzydla staja sie coraz ciezsze i opadaja w dol. Nie moge nimi machac, nie moge wzleciec. Sa jak skrzydla ze sniegu, ktore zamiast latac, opadaja powoli w dol niczym sniezynki. Mocne uderzenie w ziemie. Leze, a moje lapy odmawiaja mi posluszenstwa. Pragne wstac, lecz nie moge. Nie czuje juz nic. Widze tylko wilka o czarnej siersci...Draco? Tak, to jego sylwetka pochyla sie nade mna czule.
-Wszystko bedzie dobrze...-szepcze mi do ucha. Nagle ten sam szary wilk rzuca sie na niego.
-Zdrada...-wysyczal przez zeby przeciwnik i wbija kly w tchawice Draco.
-DRACO NIEEEE!!!!- krzycze i dysze.  Budze sie.
-Nera, spokojnie to tylko zly sen. - usiadl przy mnie i lizna w policzek. Wtulilam sie w jego geste futro.
-Byl zbyt realistyczny.- westchnelam z przerazeniem w glosie.
- Jestem tu, nic Tobie nie grozi. Cale szczescie ze sie wybudzilas.- powiedzial . Ten sen to byly fragmenty ostatnich wydarzen, a takze czesci zmyslonej historii.
-Ale Venus...
-Tak.- powiedzial smutno. - Jestem pewny ze byla wspaniala Alfa.
-To prawda, byla. Zasluzyla na ten piekny grob...ja...Pamietam jeszcze jak mnie przyprowadzila tutaj. Moja matke rowniez przygarnela, gdy ta byla jeszcze szczeniakiem...To...Trudno mi uwierzyc, ze...-jakos nie moglo mi przejsc przez gardlo.- Jej nie ma.
-Na pewno jest teraz w lepszym swiecie. Nie mozemy pozwolic na to by jej poswiecenie poszlo na marne.
-Sadzisz ze Sunev znow zaatakuje?- zapytalam a on spojrzal mi w oczy.
-Nie myslmy teraz o tym. Nie chce czegos...wykrakac. Sprobuj zasnac, jest bardzo wczesnie. Gwiazdy nadal swieca.
-Nie bede mogla juz zasnac.
-Ostatnio sie nie wysypiasz.
-Dziwisz sie? Zbyt duzo przezyc...Ciagle snia mi sie koszamry o wojnie. O tym jak wszyscy...umieraja...i ty...rowniez. - moj glos drzal.
-Ale jestem tutaj. -powiedzial i dodknal mojego nosa swoim. - Nie tylko ty masz koszmary -powiedzial.
-Hm?
-Mi rowniez sie sni ze Ciebie trace...ze nie umiem cie uratowac. Nawet nie wiesz jak sie wtedy o Ciebie balem. Gdybym mogl zakazalbym Tobie w ogole brac udzial w bitwie, ale nie moge, bo i tak caly czas martwilibysmy sie o siebie, lecz na odleglosc, a tak moge Ciebie wspierac i bronic. Kocham Ciebie i wiedz ze zawsze tak bedzie.
-Draco...Ja takze Ciebie kocham...-wyszeptalam i otarlam sie o jego futro. -Sprobuje sie zdrzemnac...-powiedzialam i zwinelam sie w klebek obok niego.

Otworzylam oczy. Pierwsze promienie slonca zaczely ciekawsko zagladac do jaskini. Wstalam. O dziwo wszyscy jeszcze spali.
-Nera! -uslyszalam glos jakby przez mgle. -Nera!- ktos mnei wolal. Glos dobiegal z zewnatrz. Wyszlam z jaskini i ujrzalam rozpromieniona Leyle- moja matke.
-Mamo...-tylko tyle zdolalam powiedziec. Jej brazowe futro lsnilo w swietle niczym drobinki zlota. Usmiechala sie promiennie lecz bylo w jej oczach troche smutku, jednak o dziwo nie probowala mnie dotknac, a ja nie wyciagalam ku niej nawet lapy. Jakby cos mowilo mi ze rozplynie sie w powietrzu. Ze jej tak naprawde nie ma, lecz przeciez stala przede mna w calej swojej okazalosci.
-Wiele rzeczy sie dzieje w Stipant Veritatis. Wiele historii i sciezek zagmatwanych...Przyszlosc niektorych jest krucha i bliska...
-Mamo co ty mowisz?
-Prosze uwazaj na siebie. Pierwsze krople wskazuja deszcz. Deszcz to cisza przed burza. -powiedziala i zniknela. Nawet nie zdazylam krzyknac, lub chociazby sie poruszyc. Po chwili krajobraz zniknal.

Otworzylam oczy. Wiec to byl sen? Przeciez byl taki realistyczny! Nie to nie mozliwe...Ona tu byla. Napewno tu byla! Pierwsze promienie slonca wchodzily smialo do jaskini. Wyszlam na zewnatrz. Slonce bylo dokladnie tam gdzie w snie na jawie. Tylem do niego stala moja matka... Przypomnialy mi sie jej slowa:   Pierwsze krople wroza deszcz. Deszcz to cisza przed burza. 
Usiadlam wpatrujac sie w wschod slonca, ktory zapowiadal piekny dzien. Nie wiem dlaczego, ale przypomniala mi sie wojna miedzy moja ojczysta wataha Natury, a nieproszonymi goscmi.
Byl dzien jak codzien. Wataha Natury tetnila zyciem gdy tylko swiat budzil sie na nowo. Wilki bawily sie beztrosko. Mloda wadera przysiadla sie niedaleko nich. Miala niebieskie oczy i czarno-szare futerko. Byla troche niesmiala. Co prawda od czasu do czasu bawila sie z innymi ale jakos wolala trzymac sie na uboczu, ot tak po prostu. Lubila spokoj i cisze. Wyczarowala krzysztalowego motylka, z wody ze strumyka, ktory plynal opodal. Jej rodzice byli z niej dumni, ze tak szybko pojmowala techniki magii wody. Byla to para Betha - Leyla i Dark -ktorzy postanowili pozostac na starych ziemiach, zamiast podazyc dalej, razem z Wataha Zycia. Chcieli zalozyc rodzine i udalo im sie to. Mieli swoja coreczke- Nere. Mloda wadera, czesto brala lekcje u Niebieskiego Tygrysa przy wodospadzie, ktory uczyl rowniez jej matke. Gdy tylko slonce znalazlo sie w najwyzszym punkcie, poszla do swojego Mistrza, na kolejna lekcje. Odwitala sie ze swoja matka i ojcem, jak to miala w zwyczaju i poszla przed siebie. Gdy wrocila, doznala szoku. Na polanie rozgrywala sie walka na smierc i zycie. Wataha zostala zaatakowana w bialy dzien. Drzewa, jak i cala polana jarzyla sie ogniem. Jakis wilk zmierzal wlasnie w jej kierunku, by zadac jeden, ostateczny cios. Zamarla w bezruchu. W ostatniej chwili pojawila sie przed nia Leyla, ktora zdazyla krzyknac "Uciekaj!" i rzucic sie na przeciwnika. Ten krzyk ja obudzil. Uciekala pomiedzy plonacymi sie drzewami, jej lapy same powedrowaly ku groty za wodospadem, Niebieskiego Tygrysa. Z poczatku nie umiala wydobyc z siebie zadnego dzwieku, lecz gdy juz opowiedziala wszystko co zobaczyla, a bylo tego zbyt duzo na jedna osobe, Tygrys schowal ja w jaskini, przyzekajac ze obroni ja przed zlem. Mala grupa wilkow przybyla za jej tropem, jednak tak szybko jak sie pojawili, tak szybko zgineli. Gdy bylo juz po wszystkim, nie zastali nic, a raczej niczego, co moznaby bylo uratowac. To byl najgorszy dzien w jej zyciu...Gdyz zostala pozbawiona wszystkiego, co kochala.

- Teraz, mam jeszcze co ratowac. Mam rodzine, swoich bliskich, Draca. -pomyslalam.
Pierwsze krople wroza deszcz. Deszcz to cisza przed burza. Nagle cos do mnie dotarlo, jednak byla to zla wiadomosc. Skoro burza to wojna, to krople deszczu sa jej wojownikami...

***
A teraz pare przerposin:
Przepraszam za to ze bez znakow polskich, ale niestety sie nie da >.< 
Przepraszam za nie pisanie i tym samym za nieobecnosc.
Przepraszam, jesli cos jest nie tak z obecna akcja na blogu, bo trochu sie pogubilam.

Słodko-gorzkie dzieciństwo #1

 - BOOH!
Z górki potoczyły się dwie małe, puszyste, czarne kłębki. Jeden z nich śmiał się wesoło, drugi tylko zdążył wydać z siebie okrzyk zaskoczenia. Po kilku sekundach smolista masa zatrzymała się u podnóża wzniesienia, a jedna z osóbek, ta, która przed chwilą skoczyła na plecy drugiej, wciąż chichotała z uciechą, trzymając się łapami za brzuch. Druga nie wyglądała na zbyt zadowoloną, ale na jej pysku majaczył delikatny uśmiech.
 - Sunev, zachowujesz się niedojrzale.
 - Oj, nie przesadzaj! - tamta znów skoczyła na siostrę, ponownie pozbawiając jej równowagi - Nie możemy być takie strasznie poważne, bo się zrobimy jak brat.
 - Powinien być dla nas autorytetem - bąknęła Venus.
 - Ale on jest taki straasznie nuudny!
 - Nie myl pojęć - odparła złotooka, wygrzebując się spod siostry. Po chwili ruszyła przed siebie - On, w przeciwieństwie do ciebie, potrafi zachować powagę kiedy sytuacja tego wymaga. W dodatku umie świetnie walczyć i polować, czego TY nie potrafisz.
 - Przestań mi w końcu wypominać tego królika! - Sunev wyglądała na oburzoną, wiec zatrzymała się (bo dotychczas szła zaraz za siostrą) i zrobiła urażoną minę.
 - Miałaś go tuż pod nosem! Był metr od ciebie, miał uszkodzoną łapę, a ty nawet go nie trafiłaś! Zwiał ci RANNY KRÓLIK, Sunev! RANNY KRÓLIK!
 - Ty zawsze wytykasz mi wszystkie błędy! - pisnęła mała, wbijając małe jeszcze pazurki w ziemię - Sama nie jesteś idealna, ale krytykować ci najłatwiej! Każda moja pomyłka to dla ciebie sukces,  możesz mi potem powiedzieć, co zrobiłam źle, bo tobie wszystko zawsze wychodzi! Zachowujesz się okropnie arogancko.
 - Jestem starsza - mruknęła w odpowiedzi Venus.
 - O ROK! Ty zawsze znajdziesz jakiś powód, żeby mi dokuczyć! Jesteś okropna, nienawidzę cię!
Sunev szlochając popędziła z powrotem na górę, co kilka kroków ocierając lecące z błękitnych oczu łzy, co skutkowało zazwyczaj zaliczeniem spotkania z ziemią. Zaś druga z nich, Venus właśnie, westchnęła tylko, i po kilku sekundach popędziła za siostrą. Dogoniła ją szybko, ale już na samym szczycie wzgórza. Przeskoczyła przez nią, odwróciła się w jej stronę, i nim Sunev zdążyła się zorientować, sama padła jej w objęcia.
 - Nad-dal  c-cię n-nienawidzę... - bąknęła cichutko, odpychając siostrę łapkami, ale ta trzymała ją zbyt mocno.
 - Tsii, już dobrze. Przepraszam, to było niemiłe z mojej strony - mruknęła złotooka, kołysząc siostrzyczkę w objęciach. - Wiem, że może ci się wydawać, że jestem zła i lubię wytykać twoje błędy. Ale to nieprawda, Sunev. Ja się o ciebie martwię - przytuliła ją mocniej, kiedy usłyszała głośniejszy szloch - Teraz wszystkim wydaje się, że nic nie potrafisz i że sobie nie poradzisz w życiu. Dlatego musisz tak dużo ćwiczyć i masz mało czasu na zabawę. Ale ja wiem, siostrzyczko, że ty kiedyś będziesz kimś wielkim. Dowódcą wojowników, łowców, może nawet Alfą własnego stada. Wszyscy będą drżeć przed twoją potęgą, nawet ja, nawet nasz brat, wszyscy będą cię szanować. Wszyscy będą cię kochać.
Sunev pociągnęła noskiem i podniosła zapłakane oczka na starszą siostrę.
 - Tak bardzo jak mamusia...?
 - Tak bardzo jak mamusia.


*~*~*~*

Czyli pierwszy (i być może ostatni) wpis dotyczący wczesnego dzieciństwa i ogółem życia Venus i Sunev. Dowiadujemy się, że nasze bohaterki mają starszego brata. Podpowiem też, że ich mama nie żyje, jeśli to nie było wystarczająco mocno zaznaczone na końcu.
Drobne wyjaśnienie: Sunev na początku miała niebieskie oczy, dopiero z czasem, kiedy zaczęła panować nad duszami etc. zrobiły się białe.
Sunev: 4 miesiące
Venus: 1 rok 4 miesiące
Mała Sunev
Roczna Venus

Po prostu bardzo chciałam coś napisać. Wyszło to. Tyle.
SeeYa~

My Friends... I have news

Moi drodzy. Widzicie.. Stado upada. Wiem, że czekacie na koniec czesci wojny na SPS ale możecie tez pisać opowiadania nie zwiazane z stadem . Nie będzie tu za bardzo " cicho " Jak i nie będzie "pokemońskich" Wyzwisek na Shoputbox'ie. Smutno mi sie troche zrobiło słysząc że nie potraficie z sobą rozmawiac. Tak mówie o Kacy i Saph. Nie zaprzeczajcie tego faktu ani nie usuwajcie tej notki bo powiem wam że to będzie wyglądać jak tchurzostwo. Jako jedyna w stadzie aktualnie pisze opowiadanie w którym jestem w połowie. (chciałam bym też by Emma i Saph przeczytały tam dialogi bo pisze jako ich postacie i nie wiem czy dobrze) What ever. Weźcie ruszcie mózgiem, ruszcie dupsko i zamiast się kłócić jak 2 głupie blondynki ( nie ma tu nic obraxliwego to tylko przykład) Zostawcie to w spokoju i zabierzcie sie do roboty. Pisząc swoje opowiadanie musze czesto zaglądać na hierarchie bo za bardzo sie nei orientuje kto kim jest. Tak i dzisiaj patrze na hierarchie bo szukałam medyka i popatrzyłam na obrońce. Jest bez gwiazdki i zajęte przez starhana. Później patrze na magów są z gwiazdkami a nikt zadania nie dostał. Dziwne ? Dziwne. Bo gdybym ja nie napisała komentarz pod hierą to by nikt nie wpisał a Starhan własciwie nie napisał komentarza. Nie zebym miala wam to zazle ale tez startowalam jako obronce alphy. Miałam dostac kilka zadań nie dostałam. Jak sądze na obrońce może być jedna osoba więc sobie już to odpuszczę.. Co by tu jeszcze napisac... Myslę że ta kłótnia odstraszy innych i też członków stada. Myślałam juz o tym i sądze że jeszcze kilka takich kłótni i koniec. Dużo osób zapewnie odejdzie i nie będzie za fajnie. Stado upadnie i nie wiem czy tak by było dla Vanus i Ciebie Saph. W Tedy wasza praca pójdzie na marne. A dobrze wiem że tego nie chcecie Gadałam ostatnio z sash i mówiłam jej że zaniedługo odejde. Ona powiedziała że też się z tym barykaduje i poprostu nie wie. Ale postanowiłyśmy, że zostaniemy. Więc prosiłam bym was byście sie nie obrazały, kłóciły. ale błagam was o tym żebyście sie zrozumiały wreszcie i dały z tym spokój.  Miło by było nam i wam bo by wszystko było lepiej..

~Allex

18 mar 2014

Ogłoszenie #3

Oogłooszeeniaa Paaraafiaalnee...

Należy mi się od Was porządne lanie (które przyjmę na goły tyłek), za tak długą nieobecność. Nie piszę, nie udzielam się właściwie wcale, na GG też mnie nie ma (ale to akurat wina komputera), więc czuję jakąś potrzebę wytłumaczenia się.
Więc w moim życiu kilka spraw się delikatnie pokomplikowało, łagodnie mówiąc. Rodzina, przyjaciele i tym podobne. Wiele się też zmieniło, nie za wszystkim nadążam, nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć i po prostu brak mi czasu na cokolwiek. Trochę się pogubiłam i nie za bardzo wiem co robić, więc na blogu jestem rzadko. Ale jestem - zaglądam, patrzę, czytam, obserwuję Was.
"Bo wszystkie wilki to jedna rodzina..." Ale stop, wróć. Ja nie o tym.
Może to trochę głupio i tandetnie zabrzmi, ale mam aktualnie w życiu dość trudny okres, a to wiąże się z całkowitym wypraniem z jakiejkolwiek weny (jakbym ją kiedyś miała...) i brakiem chęci na napisanie czegokolwiek poważniejszego. Jedyne miejsce, gdzie teraz możecie mnie spotkać, to mój facebook.

Postaram się wrócić jak najszybciej to możliwe.
A żenie lubię wpisów w tak poważnym i ponurym nastroju, wstawiam tańczących Avengersów.
Jakby to tylko miało jakikolwiek sens... ale okej.





Bye. ;3

15 mar 2014

Memories.



Biała niczym śnieg wilczyca o brązowych łatach siedziała na skraju jeziora nucąc cicho jakąś melodię. Chciała jakoś pozbyć się smutnych i załamujących myśli. Nie wyglądała za dobrze, miała podkrążone ślepia od wielu godzin płaczu, a jej futro straciło blask, wydawało się być bardziej szare niż białe. Lampion przyczepiony do jej ogona święcił się nikle. Była zmęczona, była zdołowana, była zmartwiona. Nadal nie mogła pogodzić się z myślą śmierci Venus, a potem również o śmierci Freth. Dodatkowo w dniu pogrzebu Freth pojawił się jej duch, który wyjawił kto jest jej mordercą, była przy tym, słyszała to wszystko... I wiedziała, że to się dobrze nie skończy. Całe SV było pogrążone w żałobie, a SS nie zaatakowali ich tylko dlatego, że mieli z nimi pakt. Pakt w którym obie watahy miały zakładników. Biała wpadła na chwilę w zadumę, myślami powędrowała do Conalla. Nie wyglądał żeby jakoś szczególnie przejął się tym, że jest zakładnikiem SV. Nie podobało się jej jego zachowanie... I jeszcze ta sprawa z.... Przełknęła głośno ślinę, rozmyślania przerwał jej wielki ból głowy. Skrzywiła się i zaskomlała cicho. Zdecydowanie ktoś właśnie w tym momencie umarł, miała tylko nadzieję, że to nikt z watahy. Wzięła głęboki wdech i powoli podniosła się z ziemi. Ruszyła przed siebie powłuczając małymi łapkami. Lampion wraz z jej ogonem ciągnął się po ziemi, nie miała dzisiaj siły żeby wyżej go podnieść.
Niespodziewanie wpadła na kogoś. Troche przymruczona upadła na tyłek i rozejrzała się dookoła. Jej spojrzenie zatrzymało się na lazurowych ślepiach wadery.
-Kacy... - powiedziała cicho marszcząc pysk.
-Sash. - mruknęła szamanka i potrząsnęła nieznacznie łbem.
Nagle stało się coś dziwnego, lampion na ogonie białej wadery rozjaśnił się intensywnie białym światłem.
- Co sie dzieje? - zapytały jeszcze równocześnie patrząc sobie w oczy, po czym obie odpłynęły w ciemność...
Urywki wspomnień...

Czarna suknia szeleszcząca przy każdym jej kroku. Pióropusz z czerwonymi i czarnymi piórami. Ciało Frethye, pozszywane rany zmarłej. Przyczepienie noszy z ciałem do jelenia. Smutna wędrówka na miejsce pogrzebu. Gra na skrzypcach.

Dylemat. Zachmurzone niebo. Przejmująca i smutna melodia. Widok przybywającej szamanki wraz z ciałem Freth. Widok wszystkich zebranych na pogrzebie. Łzy napływające do jej bladoniebieskich oczu.

Nie odczuwanie wielkiego smutku. Chęć odprowadzenia duszy Frethye na drugą stronę. Zaciągnięcie noszy z ciałem na drewniany stos. Jej słowa przemowy do zebranych…
„Bracie. Siostry. Dzisiaj, na nasze serca spadł ogromy smutek. Zebraliśmy się tu, by pożegnać wilczycę Frethye. Niektórzy ją znali, niektórzy mniej, a niektórzy kojarzyli ją jedynie z widzenia, jednakże żal dosiągł każdego. Frethye zginęła z ręki wrogiego wilka, zapewne nigdy się nie dowiemy przez kogo. Żegnaj Frethye.” …Podpalenie stosu… Łza spływająca po jej policzku.

Przemowa Kacy, żal z powodu utraty członka watahy. Ogień powolnie pożerający martwe ciało Frethye. Wręcz namacalne odczucie śmierci, które unosiło się w powietrzu. Płacz rozpaczy. Odwrócenie spojrzenia. Biały jeleń, który opada na jedno kolano…

Płacz nieba. Wielki ogień i grzmot. Pojawienie się widma. Słowa Freth „ Wiem kto mnie zabił. Choć nie wiem czy ma to dla was jakieś znaczenie… Zabił mnie wilk, który jest wśród was. Zabił mnie posiadacz bladoniebieskich ślepi. Zabił mnie ktoś, kto potrafił wywołać mgłę i sam się w nią zamienić. Zabił mnie Conall.” Zniknięcie ducha.

Pełne zaskoczenie. Dym formułujący się w sylwetkę martwej. Usłyszenie imienia zabójcy. Conall, Conall, Conall, imię kręcące siew kółko po jej głowie. Wlepienie bladoniebieskich ślepi w czarnego basiora. Nie mogła uwierzyć w to co właśnie się ziało.

Niepojęta wściekłość. Odnalezienie spojrzeniem Conalla. Chóry szum drzew. Poruszenie panujące wśród zebranych. Szepty, piski, warczenie.

Widok zdenerwowanej szamanki. Wiatr smagający jej włosami i suknią. Pnącza wyrywające się z pod ziemi i owijające się w około łap Conalla. Serce, które biło jej jak oszalałe. Sztylet, który nagle zmaterializował się w dłoni Kacy.

Warknięcie Conalla. Jej irytacja na widok obojętności i spokoju samca. Patrzenie prosto w jego bladoniebieskie ślepia. Przerażająca cisza. „Czy ty zabiłeś Frethye” pytanie, które odbiło się echem po lesie.

Upieranie się Conalla o jego niewinności. Ponowne odwrócenie wzroku.


Jak niespodziewanie to wszystko się zaczęło, tak samo nagle się skończyło. 
Sasha leżała zwinięta w kłębek trzęsąc się cała. Nie chciała wracać do tych wspomnień, nie chciała. Zerknęła w stronę Kacy, która wyglądała na zdziwioną po tym co właśnie się stało. 
-Też to widziałaś? - zapytała cicho Kacy. Biała skinęła nieznacznie łbem. Szamanka wpadła w zadumę, zaczęła się zastanawiać co właściwie spowodowało powrót do ich wspomnień z pogrzebu Frethye.


--------------------------------------------
Ktoś w końcu musiał napisać notkę o pogrzebie Freth... a że z Kacy nie chciało nam się przerabiać całej rozgrywki z chatu, to skróciłyśmy to wszystko do minimum. xd

11 mar 2014

Urodziny Connal'a!

W tradycji, życzenia dzień po urodzinach xD

Kwiatów nie dam, mimo szczerych chęci. 
Lecz słowa, które zostaną w pamięci, życzę szczęścia, 
dużo radości i długiej szczęśliwej przyszłości. 
Niech los Tobie z oczu łez nie wyciśnie, niechaj się wszystko wiedzie pomyślnie. 
Wszystko co piękne i wymarzone, 
w dniu Twych Urodzin niech będzie spełnione. 
 
 
 Ja serio jestem zdesperowana, nie mam żadnego talentu D:
A to standard od Fire ^^

9 mar 2014

Natheleene oraz Starhan - Zadanie na Najszybszego Łowcę

Razem z Freth doszłyśmy do wniosku, że skoro oby dwoje się zgłosiliście to razem możecie napisać notkę xD (To Frethya, żeby nie było > < Nie zabijajcie mnie.)
A więc wasze zadanie wygląda następująco (krótkie, ze względu na to, że dajemy wam w większości wolną łapę.)

Saphira po wysłuchani wiadomości z zwiadów od Freth daję wam za zadanie upolowanie dwójki wściekłych i bardzo silnych niedźwiedzi (brunatne, jakie chcecie xD). Musicie do tego wziąć parę osób z SV. Na tą samą zwierzynę poluje grupa łowców z SS, spotykacie się, dochodzi do walki którą wygrywacie i zgarniacie martwe zwierzęta. Oczywiście dzieje się to na naszym terenie przez co zgłaszacie wrogie wojska na terytorium i enjoy, koniec.

Ostrzegam, my z Freth (nie)jesteśmy bardzo surowe i będziemy oceniać :3

I niech szczęście wam sprzyja! :3
Od Freth: Co Saph zwalasz wszystko na mnie?! ; _ ; - musiałam to dodać xD
Edit: Z wszystkim do Freth, ja miałam tylko dodać notkę > < 

Urodziny Kacy!

 Jak zawsze mam pierdyliart wymówek dlaczego dzisiaj składam Ci życzenia, a nie wczoraj. (trze było obejrzeć Dary anioła [OMFG Jace *_* i ta klata!] przed północą, szablony zrobić, uczyć się no i najgorsze co może być czyli zostałam zapoznana z może niektórych znajomym z WŻ Starrkiem *tak to się piszę?* i miałam uraz do końca dnia D: )
Ale teraz koniec użalań.


Takie to szczere, proste życzenia
Ci ofiaruję w dniu Twego urodzenia:
Wiele uśmiechów, a mało żałości,
Długich lat życia w szczęśliwości,
Dobrego zdrowia i pomyślności,
Jak najmniej smutków, dużo radości,
Dużo przygód, morza wrażeń,
Moc słodyczy, nic goryczy
Tego Tobie SV życzy!



*zdesperowana Saphira, kończą jej się makery.*

 A to od Fire xd
Wszystkiego najlepszego! :3

8 mar 2014

Wine in my veins.

Jako, że żaden z samców nie pokwapił się, by życzyć nam, waderom, udanego Dnia Kobiet, uczynię to ja.
Drogie wadery, życzę wam udanego dnia, choć nie różny się on niczym innym od pozostałych.
Mimo wszystko, miło jest dostać życzenia.
Tak więc, dużo zdrowia i szczęścia. Kto chodzi do szkoły temu samych dobrych ocen i mnóstwa weny na pisanie opowiadań.
A jako, że mam dziś urodziny, życzę sobie większej cierpliwość, opanowania oraz wszystkiego dobrego. 
Udanego Dnia Kobiet. 

" Upajam się winem.
Tym słodkim, drapiącym w podniebienie smakiem.
Wzburzający krew w żyłach, łagodzący zbezczeszczaną duszę.
Jestem demonem, wino to moje uzależnienie.
Kocham tą wszechogarniającą lekkość.
Wtedy czuję, że żyję.
Wśród zawieruchy realizmu.
"

"Nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest DOZWOLONE."

Trzy główne zasady bractwa Assasynów(kredo):
1. Nie zabijaj niewinnych.
2. Działaj w ukryciu.
3. Nie narażaj bractwa.

Assasin's Creed 

Damaszek.
Rok 1187.
Potomek: Saphira Al-Sayf - roczna wilczyca.



Nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest dozwolone. 
Te słowa odbijały się w mojej głowie echem nie dając o sobie zapomnieć. Mówią nie łam zasad. Kredo, a to zdanie wypowiedziane przez mistrzynie strasznie trudno ze sobą pogodzić.
Moje łapy poruszały się szybko, lecz jak najciszej, żeby tylko nikt nie zorientował się, że tu jestem. Prawie szybowałam nad ziemią sadząc długie susy i zaciskając szczęki, by nie wydać z siebie ani jednego westchnienia, choć moje serce biło szybko i za głośno. Jeszcze tylko parę metrów. 
Lecz wtem do moich uszu doszedł prawie niedosłyszalny tupot łap. Ktoś się zbliżał i ten ktoś był za mną. 
Ujrzałam szczelinę w ścianie. Zmrużyłam fioletowe ślepia i odbijając się od ziemi wskoczyłam do środka niej ukrywając się w cieniu.
Druga zasada - działaj w ukryciu.
Wzięłam wdech zatrzymując w sobie powietrze, uspokajając serce i czekałam. Dźwięki stawały się coraz głośniejsze, a ja nie mogłam wytrzymać tego napięcia. 
Nie, pomyślałam, nie zawale mojego pierwszego zadania.
- Daję głowę, że kogoś tu widziałem! - głos rozległ się z tak bliska szczeliny, że serce zaczęło we mnie łomotać.
Dopiero wtedy ujrzała wielką i masywną, brązową łapę, która znalazła się tuż przede mną. Zacisnęłam kły. Widziałam wroga.
Był to dorosły, brązowo sierstny samiec z niesamowicie masywną budową ciała, niezwykle trudny przeciwnik. Obok niego stała jeszcze dwójka innych, których wyglądu nie mogłam zobaczyć.
- Pewnie Ci się zdawało. - mruknął drugi z ziewnięciem. - Wracajmy do drzwi wejściowych, to tam mamy za zadanie chronić, a nie tutaj. 
Basior warknął i łypnął spode łba na niego, ale skinął głową. Wielkie łapsko zniknęło mi z oczu. Poczułam ulgę, jednak pozostawałam czujna. 
Zaraz, zaraz. Właściwie to od dłuższego czasu nie słyszałam, żeby moi towarzysze się odzywali. Czyżby ich złapali? A może olali zadanie, żeby nie pobrudzić sobie łap?! Żałosne. Ale Avaline powinna tu być. W końcu jest moim "opiekunem", jeśli tak można nazwać mentora.
Wtem niespodziewanie do szczeliny wsunął się uśmiechnięty pysk szarej wilczycy w białym stroju assasyna. Omal nie wrzasnęłam przerażona i zaskoczona. Ta zachichotała jak gdyby nigdy nic.
- Zawsze się nabierasz. - parsknęła cichutko. - Wyłaź, nie mamy czasu na chowanie się. Poszli sobie. 
Wysunęłam się z dziury powarkując, choć były one zduszone. Nienawidziłam takiego kpienia ze mnie. Co z tego, że to moja pierwsza misja?! I z tego, że jestem kadetem?! W przyszłości będę mentorem i wszyscy zobaczą.
- Możesz przestać się ze mnie nabijać? - spytałam sycząc.
Avaline tylko się uśmiechnęła widząc moją naburmuszoną minę i trąciła mnie nosem w policzek.
Po chwili znowu ruszyłyśmy chcąc jak najszybciej skończyć zadanie. Nie było to wcale trudne. Morderstwo jednego osobnika i to z mojej łapy było ciekawym doświadczeniem, które rozpoczęło moją nienawiść do templariuszy.
 
Masjaf.
Rok 1191 (III wyprawa krzyżowa)
Potomek: Saphira Al-Sayf - 5 letnia wilczyca (mentor i najlepsza z assasynów. )

- Mistrzyni.
Spuściłam w dół łeb oddając pokłon z szacunkiem stojąc przed mistyczną waderą. Samica ta miała sierść koloru smolistej czerni, a jedyne wyróżniające się były jej złote oczy, którymi wpatrywała się we mnie. Wydawało się, że chce przewiercić mnie i zajrzeć w moją duszę. Frethya ad-din Sinan - mistrz zakonu Assasynów. Wilczyca położyła łapy na biurku przed sobą. Znajdowaliśmy się bowiem w siedzibie skrytobójców w Masjafie. Był to ogromny, stary pałac, który od wielu lat pełnił rolę także obronnej twierdzy przed zakonem templariuszy, których cel wydawałby się szlachetny, a mianowicie stworzyć nowy porządek świata, świata, w którym nie będzie wojen i wszyscy będą żyć ze sobą w zgodzie. Jest jednak w tym wszystkim haczyk: chcą to zrobić odbierając nam własną wolę. Jednym z celów Assasynów jest walka z nimi, sama z siebie, nienawidzę templariuszy, są plagą dla nas i niejednokrotnie "złamałam" kodeks, żeby ich pozabijać.
(c) DA Shagan-fury
Frethya obeszła stolik i ruszyła w moim kierunku obchodząc mnie wokół. Standardowo, miałam na sobie biały strój zabójcy. Zaczęła krążyć wokół mnie, aż zaczęłam się niepokoić, dlaczego mnie wezwała.
- Mam dla Ciebie zadanie. - odezwała się w końcu swoim groźnym niemal lodowatym, a zarazem bardzo poważnym tonem. - Zadanie, któremu tylko ty możesz podołać, Saphiro Al-Sayf.
Podniosłam swój łeb i spojrzałam spod kaptura na mistrzynie. Moje oczy zalśniły.
- Co mam uczynić? - spytałam z powagą i spokojem.
Frethya podeszła do okna za biurkiem i oparła o nie łapy. Wyglądała teraz na niespokojną.
- Musisz udać się do Damaszku razem z Natheleene de Grandpre, Emmą d'Alviano oraz Terrą Ibn-La'Ahad i zabić pięcioro ważnych dowódców Templariuszy. Spotykają się wszyscy w Cytadeli na obrzeżach miasta. Dostaniecie się tam niezauważeni przez kanał po wschodniej stronie, a następnie pozbędziecie się ich wszystkich. Nie zapomnij ukryć ciał. Nie chcemy, żeby tak szybko ich znaleźli.
- W czym to pomoże, jeśli mogę spytać? - zastrzygłam uszami i poruszyłam nerwowo ogonem.
Mistrzyni spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ironicznie.
- Jak to w czym? W osłabieniu ich i to poważnie. Stanton de Sable, Kira Addin, Jellal al Hakim, Akatsuki de'pazzi oraz największa zakała całego zakonu Shiretsuna de Naplouse, morderca wielu naszych braci. Saphiro, mam wielką nadzieje, że podołasz temu zadaniu.
Nauczyłam się nie okazywać żadnych emocji, ale nie mogłam się w tym momencie nie uśmiechnąć tym swoim groźnym uśmiechem odsłaniając kły.
- Z największą przyjemnością zadam im cios prosto w serce.
- I to właśnie chciałam usłyszeć. Cała reszta Twoich pomocników jest już w Damaszku.
Skinęłam głową i osunęłam się w cień znikając jej z oczu.

Damaszek.
Rok 1191.
Zadanie: Pozbyć się pięciorga mistrzów templariuszy.

Dostanie się do twierdzy nie było proste. Mówiąc szczerze, nie spodziewałam się, że trójka moich pomocników nie będzie tak jak myślałam "świeżakami" tylko prawdziwymi mentorami. Pierwszy raz byłam w takiej grupie, bez żadnego kadeta.
Jak się spotkałyśmy? Po prostu. W starych ruinach niedaleko miasta, na wzgórzu. Największym ziółkiem z całej tej grupy była Terra Ibn'La Ahad. Od początku czułam, że dojść do niej będzie cholernie trudno. To był taki "mały szatan"* posługujący się naturą oraz łańcuchem z ostrzem. Raczej nie przypadłyśmy sobie do gustu. Drugi problem to Natheleene de Grandpre z którą walczyłam ledwo się przedstawiłyśmy. Nazwała to "sprawdzeniem umiejętności", a jej bronią okazała się być zwykły miecz oraz magią ogień. Emma d'Alviano jest dla mnie za bardzo pewna siebie i domyśliłam się, że wykonywanie poleceń jest jej słabą stroną. Powietrze to jej umiejętność oraz używanie po prostu ukrytego ostrza.
Wspięłam się czepiając pazurami po ścianie na górne piętro kierując w prost do sali spotkania. Reszta poruszała się za mną. Byłyśmy naprawdę cicho, a każdego wroga mordowałyśmy z ukrycia i chowałyśmy. Najbardziej intrygowały mnie moce jakich używały, ale nie mogłyśmy teraz o tym rozmawiać. Strażnicy padali jeden po drugim. W końcu znalazłyśmy się przy pokoju obrad.
Przystawiłam ucho do drzwi.
- Interesujące. - usłyszała głos zza nich. - Czyli uważasz, że jeśli zniszczymy ich twierdze w Masjafie, to coś da? To miejsce jest niezdobyte!
- Lordzie Kira, proszę się nie denerwować. Mamy dość dużą armię, by wykurzyć z tego miejsca bandę dzikich i zbyt pewnych siebie ludzi.
Ignorowałam te obelgi, choć nie były najgorsze jakie słyszałam. Spojrzałam na resztę i skinęłam głową. Wszystkie się nagle rozbiegły. Miałyśmy zamiar zaskoczyć ich z wszystkich stron. Ja wzięłam z dachu.
Wyskoczyłam przez okno i czepiając się ściany wbiegłam prosto na niego. Od razu rzuciło mi się w
oczy okno do którego podbiegłam. Powoli i jak najciszej je uchyliłam i wyjęłam z kieszeni stroju dwie bombki dymne wykonane przeze mnie. Był w nich również gaz łzawiący. Testowała wiele dni swój wynalazek, a teraz miał ujrzeć światło dzienne.
Pięć.
Cztery.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
Rzuciłam je na dół, a te wybuchły. Zasłoniłam pysk materiałem i skoczyłam do środka. Słyszałam jak przywódcy kaszlą dusząc się. Pierwszy zginął z moich łap bodajże lord Kira Addin. Widziałam jak pada reszta zabijana z ukrytych ostrzy. Padli wszyscy.
Prawie.
Widziałam jak Shiretsuna ucieka przez drzwi. Syknęłam cichutko do siebie i pognałam za nim. Był szybki, ale to nie wystarczyło.
- Straże! Straże, ratunku! Ratu... - nie dokończył.
Skoczyłam w górę przyszpilając go do ziemi i wbijając długie ostrze w jego kark.
- Requiescat in Pace**. - wyszeptałam mu do ucha wyjmując broń z martwego ciała.
Kłami złapałam go za skórę i zawlokłam z powrotem do sali. Reszta ukryła martwe ścierwa w różnych miejscach, ja również.
Uśmiechnęłam się chcąc nie chcąc do nich.
- Dobra robota. Możemy teraz wracać.

_____________________________________
* Patrz Terra, czyli jednak zawsze byłaś szatanem opętanym przez P.M xD
** Tł. Spoczywaj w Pokoju.

Oto i moje zadanie na główne stanowisko, a mianowicie "Mentora Assasinów". Naprawdę długo szukałam potrzebnych informacji (grałam przy okazji w I część Assassin's Creed) i mam nadzieje, że ktoś doceni moje starania.
Zadanie dostałam od Freth i dziękuje jej bardzo C: Czekam na komentarz od Ciebie, czy notka jest odpowiednia do zadania i czy mogę się wpisać na to stanowisko, cholernie mi na tym zależy.

7 mar 2014

Organizacja wiosenna!

Ohayo gozaimasu! ^^ W dzisiejszym programie podsumujemy troszeczkę ostatnie LO oraz omówimy parę spraw. :) Zacznijmy może od Listy Obecności (Ej, Saph, a to nie miało być podsumowanie 1 marca?~Scythe) Cicho tam, ważne, że jest > <

Numer Jeden

Lista obecności. Powiem szczerze jestem z was dumna oraz bardzo zadowolona, że jak wszyscy chcą to potrafią wykonać swoje zadanie (jeśli danie komentarza, tak można nazwać xD)
Niestety jednak musimy pożegnać naszego drogiego Tayschrenna, który nie dał znaku życia, a niestety. Oczywiście zawsze ma prawo do nas powrócić :)

Numer Dwa

A to już jest sprawa organizacji na SV. Został rzucony pomysł, bodajże kiedyś, albo z Terrą, albo Fire rozmawiałam o tym, ale już nie pamiętam xD
Mianowicie konto na youtube dla filmów z Stipant Veritatis, bo troszku filmików jednak u nas jest, a tak by było najwygodniej :)
Co o tym sądzicie?

Numer Trzy

Proszę, żeby wszyscy wpisali swoje stanowiska w komentarzu w podstronie do tego przeznaczonej :)
Oraz w kontaktach i urodzinach.

Numer Cztery

Nasz szablon został zaakceptowany przez Jill z Zaczarowanych szablonów xD Zacieszajmy,a tu obiecane zdjęcie dla Terrusi xD


Dobra, na dzisiaj koniec, choć niedługo powinna się pojawić notka z nowym pomysłem na event, a więc
SZYKUJCIE SIĘ!

6 mar 2014

Wszystkiego Najlepszego dla Martwej Freth!

Nadal nie mogę wyrobić z prezentu, który dla Ciebie Fire zrobiła xD
Normalnie leżę na podłodze i nie wstaję, ale piszę xD
Dobra, zacznijmy już może xD *szturcha Fire.*

A więc z okazji Twoich urodziny życzymy Ci, żebyś co najważniejsze zmartwychwstała,
żebyś tam kształciła się w robieniu szablonów dalej :D
Dywan na dole, wódka na stole.
Dziś się bawimy,
bo Twoje urodziny obchodzimy.
Dziś prezenty wręczymy,
ładny wierszyk ułożymy,
byś się śmiała i dobry humor miała.
Dużo miłości a mało złości
i dom zawsze pełen dobrych gości.

Ta, to ode mnie z aureolką, bo martwa jesteś xD



A to najbardziej epicki obrazek ever od Fire xD
Ten z mojego pomysłu, a raczej na moje zamówienie xD

A tu drugi xD


Wszystkiego najlepszego xD

4 mar 2014

Urodziny Starhan'a!

O matko, Starhan, ja Cię bardzo przepraszam, Twoje urodziny były wczoraj, a ja składam Ci dzisiaj życzenia > < A raczej ja i Fire xD

No więc krótko i bez przedłużania

Urodziny to jak wypicie
kolejnego kieliszka... lepiej się czujesz,
gdy nie liczysz ile ich już masz na swoim koncie.
Sukcesów w życiu, szczęścia w miłości,
dużo uśmiechu, dużo radości,
spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń,
samych przyjemnych w Twym życiu zdarzeń.

Ta, ten prezent ode mua (standard Maker xD)


P.s Ludzie makery mi się kończą, nie zdziwcie się jak wam kiedyś dam prezent z kucykiem pony, czy smokiem XD *Haha, śmiech.*

A to prezent od Fire, która mnie może wyręcza C:
 

1 mar 2014

Urodziny Allex oraz Terry!

Wybaczcie kobiety, że tak późno, no ale jak to mówią nie ważny czas
liczy się, że w ogóle ktoś pamiętał :D
A więc dzisiejszego wspaniałego i ciepłego dnia
w naszym stadzie obchodzą urodziny dwie wilczyce ^^

ALLEX oraz TERRA

A więc moje drogie panie postarzałyście się bez kłamania :D

Kiedy wspomnicie te młode chwile,
które odeszły w mroczną dal,
a które dały wam szczęścia tyle,
poczujecie w sercu cichy żal.
Zatęsknicie wtedy do tej przeszłości,
w której wam jaśniał cały świat.
I zapamiętajcie, że czas młodości
to najpiękniejszy życia czas.


Chyba idealne życzenia do jak zwykle prezentu ode mua C:

Allex


Terra



Jeszcze raz wszystkiego naj, a to wasze zdjęcia z życia szczenięcego :D Haha :D

A to od Fire C:
Szablon wykonany przez Jill