Tego dnia obudziłam się dosyć wcześnie. Słońce zaglądało nieśmiało
zza horyzontu, obrzucając okolicę ciepłym kocem słonecznych promieni. Kilka z
nich wpadło do jaskini. Miałam okazję to stwierdzić, gdy lekko przebudzona
zorientowałam się, że nocą ułożyłam się tuż przed wyjściem z jaskini. Jak się
można domyśleć, blask rzucił mi się na oczy i odsuwał od siebie moje powieki. W
końcu przychylnie otworzyłam ślepia i podniosłam z ziemi pysk. Rozejrzałam się
po jaskini. No tak, cała sfora spała sobie w głębi jaskini, z dala od światła.
Podniosłam leniwie moje ciało i potrząsnęłam nim, chcąc dodać sobie odrobinę
energii. Niewiele to jednak dało, więc wyszłam powolnym krokiem z jaskini,
rzuciłam Rosicie, która ubiegłej nocy stała na warcie poranne „cześć” i
ruszyłam w kierunku najbliższego źródła wody.
Długo iść nie musiałam. Kilkanaście metrów od jaskini było
jeziorko. To samo, do którego lubiłam chodzić w nocy po moich koszmarach.
Pewnie w tym momencie moja głowa zajęłaby się od myśli na temat tych snów,
gdyby nie zmęczenie pobudką. Woda była oczywiście zamarznięta. A bo czemu by
nie? Nieco tym zirytowana zaczęłam włazić na lód. Tak, moja głupota nie zna
granic. Moim „świetnym pomysłem” było skakanie po środku jeziora, by lód się pode
mną załamał, jestem geniuszem. Oczywiście staw nie był rozległy. Wręcz
przeciwnie, to była większa kałuża. Weszłam więc na krę i zaczęłam skakać po
nim jak idiota. Po chwili do moich uszu doszedł dźwięk lodu łamanego od środka,
a po całym lodowisku zaczęły tańczyć rysy. Uradowana tą wiadomością, zaczęłam
skakać jeszcze wyżej.
-Elenore! – usłyszałam wołanie Rosity.
Odwróciłam mój tępy łeb w jej stronę.
-Cześć, Rosita! Coś się stało? – spytałam.
Podbiegła do mnie, po drodze krzycząc coś w stylu „zejdź z
lodu, zejdź z lodu!”. Oczywiście ja nie zrozumiałam, o co jej chodzi. Chciałam tylko
napić się wody. Wilczyca stanęła na granicy gruntu i zamarzniętej wody.
-Elenore! Połóż się, rozłóż swój ciężar i powoli podczołgaj
się do brzegu! – powiedziała spokojnie i powoli, aby dotarło do mnie każde
słowo.
-Ale ja chcę się tylko napić wody – palnęłam.
-Jak lód pęknie, wpadniesz do stawu i nie wyjdziesz tak
łatwo. Zrób to! – powiedziała powoli podnosząc głos do krzyku.
-Dobra, dobra.
Zgodnie z jej wskazówkami, położyłam się i kręcąc całym
ciałem zaczęłam podczołgiwać się do niej.
-No, jestem. Mogę już łamać… – moją wypowiedź przerwał
ponowny dźwięk łamania - …lód? – dokończyłam.
Nim się zorientowałam, że powinnam skoczyć na ziemię,
pojawiły się skutki tego, że, nie rozumiejąc intencji Rosity, nie zeszłam z
lodu, a zaledwie do wilczycy podeszłam. Lód załamał się pode mną, a ja wpadłam
razem z jego odłamkami do zimnej wody.
-Elen! – krzyknęła Rosita.
Wilczyca podczołgała się do dziury w lodzie i spojrzała na
mnie. Machałam energicznie łapami, by utrzymać pysk na powierzchni, jednak
lodowe odłamki raniły moje kończyny, stając im na drodze, a woda zmieszała się
z niewielką ilością krwi. Na pysku Rosity dostrzegłam dylemat. Zapewne
zastanawiała się, czy pobiec po pomoc, czy spróbować dać sobie radę sama. Po
chwili zastanowienia schyliła się i łapami chwyciła mnie za barki, a pyskiem
złapała za szyję, dość delikatnie, by nie zrobić mi krzywdy, ale i dość modno,
by móc podjąć próbę wyciągnięcia mnie. Jednak moje futro trochę ważyło po
przesiąknięciu wodą. W wyniku tego siła Rosity ją zawiodła i mimowolnie puściła
moją szyję. Jej głowa przechyliła się, a nieśmiertelnik, który wiecznie gościł
na jej szyi, zsunął się z jej futra do wody.
-Szlak!
Wilczyca podjęła jeszcze kilka takich prób, które również zakończyły się niepowodzeniem. Ostatnie, co pamiętam z tej chwili, to niewyjaśniony
przypływ ciepła i jakiegoś miłego uczucia. Zapadłam w sen.
Jakiś czas później zaczęłam odzyskiwać świadomość. Ruszyłam
delikatnie łapą i zaczęłam coś mamrotać.
-Budzi się! Daryl, Primose, zajmijcie się nią, ja zwiększę
ogień – usłyszałam niespokojny głos alfy.
Po chwili poczułam, jak ktoś wpycha mi do gardła jakieś
zioła.
-Zjedz to, rozgrzeje to twoje ciało od środka – wytłumaczył
Daryl, a Primose zajęła się drobnymi ranami po odłamkach lodu.
Zgodnie z poleceniem, połknęłam podane mi rośliny. Po
usłyszeniu, że to mnie rozgrzeje, zrobiłam to bardzo chętnie, gdyż miłe uczucie
ciepła i obojętności względem mojego życia minęło odkąd się obudziłam.
-Skończone! Jej rany nie są poważne, po kilku dniach powinny
się zasklepić. Lepiej, żeby zaznała odpoczynku – odpowiedziała Primose po około
pięciu minutach pracy.
-Odsuńcie się od niej! Ogień musi ją rozgrzać – rozkazała Venus.
Moje rany zostały przemyte przez Primose jakąś substancją.
Piekło. Ale zasłużyłam sobie na to… Jakieś pół godziny potem podniosłam łeb i
rozejrzałam się po watasze, która wlepiała we mnie swój wzrok.
-Ale… dzwoni mi… w… w… głowie… - wymamrotałam.
-Musisz odpoczywać. To naturalne, że boli cię głowa.
Przeżyłaś szok wpadając do lodowatej wody, i to jeszcze nieprzebudzona! –
odparł Daryl i podszedł do mnie – masz, to ci pomoże. O ile nie masz jeszcze
dosyć lodu – uśmiechnął się i położył mi na głowie kawałek zamarzniętej wody.
-Lepiej idź spać. Jutro będzie już lepiej – dodała Primose.
-Bardzo chętnie… dziękuję wam… - odpowiedziałam słabo i
położyłam głowę na mech, który trzymali medycy jako poduszki dla pacjentów.
Spojrzałam jeszcze na Rositę. Nie miała swojego
nieśmiertelnika.
Następnego dnia, tak jak mówiła Primose, czułam się o niebo
lepiej. Głowa przestała boleć, a rany nie były aż tak dokuczliwe, toteż
wybrałam się na spacer. Przypominając sobie o Rosicie i jej nieśmiertelniku,
udałam się nad tamten staw, mocno zdeterminowana, by odzyskać utracony przedmiot.
Gdy byłam na miejscu, sprawdziłam, czy nikt mnie nie
pilnuje. Byłam sama, więc zabrałam się do pracy. Zaczęłam rozbijać lód od
brzegu, aż do dziury do której wczoraj wpadłam. Krótko mówiąc, robiłam sobie ścieżkę.
Gdy rozbiłam już tą część kry, wyjęłam roztrzaskane kawałki lodu, by się nie
pokaleczyć i zanurzyłam się w wodzie, podpływając do miejsca, w którym wczoraj
wpadłam do stawu. Zanurzyłam pysk i otworzyłam pod wodą oczy. Rozejrzałam się.
Na dnie coś odbijało promienie słońca. Podpłynęłam do mieniącego się przedmiotu
i złapałam go w pysk. Wypłynęłam i szczęśliwa, że mi się udało, wróciłam do
jaskini.
-Rosita! Mam coś dla ciebie! – krzyknęłam szczęśliwie u
progu jaskini.
Wilczyca siedziała wewnątrz. Podeszła do mnie, przyglądawszy
się przedmiotowi, który miałam w pysku.
-Twój nieśmiertelnik! – uśmiechnęłam się i puściłam
naszyjnik na ziemię.
Ujrzałam szczęście na pysku wilczycy. Ile razy ją widziałam,
tyle razy miała swój łańcuszek na szyi, więc nie trudno się domyśleć, że był
dla niej ważny. Po chwili spostrzegła krople wody, które ze mnie ściekały.
-Zanurkowałaś po to? Wiesz, że nie powinnaś? – spytała się
poważnym tonem głosu, ale wiedziałam, że w środku jest szczęśliwa.
-Uratowałaś mi życie. Odzyskanie twojego nieśmiertelnika to
i tak jest nic – uśmiechnęłam się, a wadera zrobiła to samo.
-Dziękuję.
Jej! Coś dłuższego, niż kilka zadań! Nareszcie! :D Tak, w
tej notce zrobiłam z biednej Elenore idiotkę. Wiem, jestem złaaaa :P Ale tak jakoś wyszło, nie miałam szczególnie pomysłu, więc napisałam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Pozdrawiam :)
Jestem tam xD Z tego co widze Elen doznala szoku termicznego... Ciekawe.
OdpowiedzUsuńTa... krucho, krucho... nie mam zielonego pojęcia, jak to się stało xD
UsuńGrunt że coś naskrobałaś i mi się podoba. No, i jesteś aktywna, czyli plusik :D
Usuń