Alternatywny tekst

3 sty 2013

Część 2. Demon(y), kłopoty i ponowne komplikacje...

   No cóż... Notka niestety wyszła tak jak wyszła. Nie martwcie się, mam wrażenie, że klątwę mam  zawsze, kiedy piszę drugą opowieść.(Tak samo było na WŻ. Jak nie wierzycie, to link jest pod notką.) Ale to tylko raz, inne notki (mam nadzieję) nie będą takie długie.  I ja i wy musimy to przeboleć (chyba, że nie chcecie czytać, to Was to minie,a ja i tak się nie obrażę). Taka jest moja wena, która działa, nie wiem czemu ze złymi mocami. Tota będzię dziwna, ale po prostu chcę pokazać, że przez ten czas się nie leniwiłam. Jak widać trochę to długie, więc nie byłam w stanie wyłapać wszystkich błędów. Życzę powodzenia tym, którzy się na to ośmielą. Ale przecież nie błędy są najważniejsze, tylko praca włożona w autora. Mimo tego życzę miłego czytania i przepraszam za zabrany czas, który poświęciliście w przeczytaniu moich wypocin. Będzie mi bardzo miło, jeżeli ktoś zechciałby to "coś" przeczytać. Dobra, nie marudzę, ponownie życzę miłego czytania tym, którzy odważyli się to zrobić.

Każdy człowiek jest jak księżyc...
ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu...
-Mark Twain
***
 Wilk zaskoczony całym zajściem zaskowyczał krótko i wysoko, a następnie uskoczył. Potem spojrzał na brązowo-zieloną wilczycę przez ułamek sekundy jeszcze będącym w szoku. Jego spojrzenie z przerażenia zmieniło się na szarmancki i przenikliwy.
   Wadera zań patrzyła z nienawiścią spode łba na szarego wilczura. Wszystkie mięśnie były napięte. Wyraz pyska odsłaniał jej długie, mocne kły, któremu nie jeden raz zadała śmiertelne ataki.  Nie spuszczała wzroku z przeciwnika. Można było usłyszeć ciche warczenie wydobywającej się z wilczycy.
   Patrzyli się tak na siebie przez około pół minuty. Następnie posiadaczka zielono-brązowego futra rozpoczęła zataczać kręgi. Szary wilk także, zobaczywszy pierwszy ruchy napastniczki. W oby dwóch przedstawicieli psowatych przemówiła krew przodków wilków północy. Za niedługo miał się rozpocząć Taniec Śmierci, z którego tylko jeden mógł wygrać, zgodnie z prastarymi zasadami.
    Wilki z wolna zmniejszali koła, przy czym zbliżając się do siebie. W tym czasie stworzenia oceniali siebie i szukali słabych punktów między sobą.  Gdy odległość mierzyła zaledwie jednego susła, wadera postanowiła rozpocząć bój, jednak przeciwnik zauważył ten ruch, a wilczyca nie zdążyła zahamować i przeskoczyła nad wrogiem, z trudem utrzymując równowagę. Zawarczała głucho.
   "Jak mogła się dopuścić takiego czynu godnego amatora? W tym czasie mógł ją zaatakować od tyłu." Jednakże przeciwnik z którym walczyła był honorowy, a honor nakazywał mu pierwszy atak dawać wrogu i nie tylko.
   Terrana do dzisiaj nie mogła rozgryźć jego toku myślenia. Życie nauczyło ją, żeby korzystać z sprzyjających sytuacji, każdy próbuje cie zniszczyć, nie można się litować nad innymi- być bezlitosnym (chociaż nie tylko życie ją to nauczyło, ale to inna istota). Mord był od niej  całkowitą odwrotnością. Nawet gdy był w śmiertelnym niebezpieczeństwie potrafił mówić różne poematy, bądź przestrogi na przyszłość. (Dlatego, że w jego żyłach płynie jeszcze francuska krew przodków) Jednakże cechą wspólną była upartość. Żadna ze stron nie zamierzała odpuścić. Ale czegóż los tak chciał, żeby ich drogi życiowe się krzyżowały?
   Wilczyca zawarczała głucho. Już w umyśle pojawiły się plany na wygraną. Odwróciła się. Wilk stał,a oczy jego ciągle na nią patrzyły. Zawarczała głucho. Jego wyraz zmienił się na spokojny i ciepły, co bardziej rozzłościło rywalkę.
 -Terro, nie musisz...
 -Terra? Jaka znowuż Terra!? To imię napawa mnie odradzą. Ona błąka się z lasu do lasu i myśli sobie nie wiadomo co. Zmarnowała swój czas,  nie uczyniła nic, by zapisać się w pamięci potomnych. Zbyt długo byłam w cieniu przyglądając się temu wszystkiemu. Teraz kolej naprawić błędy, a zacznę od ciebie.
 -No cóż.... Nadal pamiętam jak mówiłaś, że nawet skazaniec ma swoją drugą szansę...
 -I myślisz, że będę czekać na twoją litość? Ha, chyba śnisz!
-... I chciałem powiedzieć, że ją zmarnowałaś.
    Zielono-brązowa poczuła silny ból głowy, który ściskał jej łeb."Coś ty głupia uczyniła? Skazałaś mnie na wszelkie ataki ze wszystkich wilków! Przez ciebie moje życie będzie piekłem!" -odezwał się głos w jej głowie. "Cicho bądź, ja całe wieki w otchłaniach  byłam, teraz czas to zmienić, a taki słabeusz jak ty nie dopuści do pokrzyżowania mych planów"-powiedziała Terrana w myślach.Wadera napięła wszystkie mięśnie, wzięła trzy głębokie oddechy. Ból głowy minął .  Miała zamknięte przez ten czas oczy. Kiedy rozluźniła napięte mięśnie, otworzyła powieki.
   Z jej ślepi zapłonął nowy, czerwony blask. Znów spojrzała na wilka, ale przenikliwym wzrokiem. On nadal stał w tej samej pozycji, lecz teraz  jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
   Wilki znów zaczęły taczać kręgi. Tak jak wcześniej, zbliżały się do siebie, by wkroczyć ponownie w śmiertelny bój.
***
   Tymczasem wataha zdołała ugasić pożar, lecz nie było to łatwe. Kiedy już ostatnia iskierka zagasła, a czarny dym się rozniósł, wilki zaczęły szukać swej alfy. Na pierwszy rzut oka  nie dało się jej od razu zlokalizować, gdyż jej kruczo czarna sierść zlewała się z ciemnym jak egipskie noce popiołem.  Po jakimś czasie wadera o burej sierści spostrzegła w popiele coś białego. Przybliżyła się do obiektu. Serce jej zaczęło bić mocniej. Przecież to czarna wilczyca, którą ona wraz ze stadem szukają! Dzięki białemu oku, choć niewyraźnie będące widoczne poznała wilczycę.
  -Hej, znalazłam Venus! Venus tu jest!-zawołała Rosita. Trochę głos jej drżał, pewnie z powodu szoku, który resztkami jeszcze się trzymał w jej sercu. Zawyła jeszcze doń głośno, by każdy z jej rodziny oddalony usłyszał dobrą wiadomość.
   Wilki zaczęły biec w kierunku usłyszanego wycia. Okrążyli wilczycę i omdlałą waderę.Zaczęli  szemrać coś między sobą, ale w końcu jedna członkiń watahy postanowiła opanować całą sytuację:
   -Hej, nie ma czasu się guzdrać! Musimy pomóc Venus, przecież po to tu przyszliśmy.-odparła Elenore.   -Dobra z czego co pamiętam, to Primose i Daryl są medykami tak?- popatrzyła na nich. Wilki potwierdzili jej wypowiedź. -W takim razie to do was należy działka uratowanie alfie życia.
   -Ja też chce pomóc.-powiedział Katsune.
 - Dobrze, zbierzesz potrzebne składniki do wyleczenia ran. Shadow, pomożesz mu.- piedziawszy to wilki udały się do wysłuchania zamówienia
  -Ty Xae, pomożesz przenieść Venus do jaskini .
  -Się robi.-powiedział wesoło wilk.
 - Deyana i Rosita, waszym zadaniem będzie sprawdzanie, czy ktoś nas nie śledzi i czy warunki do przejścia pomiędzy tym miejscem, a jaskinią są odpowiednie. 
  -Dobrze.
 A Poveriana, dopilnujesz, by wszystkie szczeniaki były wraz z tobą i bezpiecznie doszły do jaskini.
   -Ok. Esposito, Avyam,Sabtino, chodźcie tu. - po tych słowach szczeniaki posłusznie podeszły koło Poveriany.
 Elen była zadowolona z siebie. Na znak tego dumnie wypięła pierś.  Sasha siedziała przed nią trochę zmieszana. Niepewnie zapytała się wadery:
 -A ja... co mam robić?
-Ehm...-zastanawiała się Elenore.Przecież wszystkie stanowiska zostały już przyznane. Zastanawiała się chwilę.   -Mam. Sprawdź i policz, czy wszyscy są, a jak to już zrobisz, to przyjdź tu i dam ci następne zadanie.
 -Ok, dzięki.-odparła.   
   W trakcie liczenia podszedł koło niej Santinio. Czekał spokojnie aż Sasha wykona przyznaną ów czynność.  Westchnęła po jakimś czasie. Sant uznał ten gest za czas jego wypowiedzi.
  -Nie ma nigdzie Terry. Wiesz, gdzie może być?
-Właśnie!-powiedziała i już chciała pobiec, gdy niepewnie szczenię odparło
 -Czyli wiesz, gdzie jest?
 -Nie, ale najprawdopodobniej pójdę ją poszukać.
 -A mogę iść z tobą?
 -Em... No nie wiem, trzeba się kogoś spytać.
 -Santino, Santino!-dobiegał głos z dali. Należał do Poveriany.
 -Tutaj.- po tych słowach i paru chwilach wilczyca stała koło Sashy i Santa.
 - Ciociu, a czy mogę pójść razem z Sashą poszukać Terry?
 -Niestety nie, musimy iść do jaskini. - po tych słowach młody zasmucił się. Ciężkim krokiem zaczął iść.
 -To w takim razie, cześć.
 -Do zobaczenia.
 -Pa...
   I tak grupa wilków rozdzieliła się i poszła w swoje strony.  Jeszcze Sasha poinformowała Elen, a następnie wyruszyła za tropem, który w łatwy sposób znalazła.
***
   Walka nadal trwała. Tych dwóch wilków resztkami sił się jeszcze trzymało na nogach. Terrana nie spodziewała, że jej przeciwnik jest aż tak silny, jednakże miała jeszcze asy w rękawie.
   Wilk nie spodziewanie z całej siły, używając swojej magii,  pod wpływem silnego ataku "poleciała" wprost na kamień. (tu miała być ilustracja, ale drukarka się zbuntowała)
   Wilczycę przez krótki czas ogłuszyło. Potem z trudem podniosła lekko łeb. W chwili obecnej nie było ją stać na coś więcej, a w tej samej chwili słońce wyszło zza chmur. Na parę sekund znów zostało przykryte następną warstwą białych obłoków, a Terranie ponownie wróciły siły. Wstała ku zaskoczeniu basiora. Wadera spojrzała doń z ironią:
-Myślisz, że po zadaniu parutakich ataków, wygrasz!? Chyba zapomniałeś z kim masz do czynienia!-Terrana zaczęła po tych słowach iść w kierunku wroga.
   Chociaż szła dość powolnie, jej ruchy były przemyślane. W pewnej chwili stanęła.
-I don't wanna die - so you're gonna have to.-wyszeptała. W jej oczach znów zapłonęły czerwone ogniki.
   Nie minęło nawet trzech sekund, gdy Szary stracił przeciwniczkę z polu widzenia. Użyła kamuflażu. Kiedy była blisko niego, zwaliłam go z nóg.
-"I know that blood will be spilled,
  And if you won't, then i will,"
 "And when you look in my eyes,
  I'll be the last thing you'll see!"*
 ( "Wiem że krew zostanie rozlana,
   A jeśli nie ty, to ja,"
"A kiedy spojrzysz w moje oczy,
Będę ostatnią rzeczą którą zobaczysz.")

Po tych słowach, używając magii natury, "przygwoździła" go do ziemi. Łapy miał przywiązane. Nagle odskoczyła jak poparzona. Odwróciła sietyłem do niego.W tym czasie wilczur wytworzył wokół siebie mgłę, która sprawiła, że rośliny mocno trzymające basiora - pękły.
    Zaatakował od tyłu. Gdy przygotował się do skoku, ona zaś zrobiła przewrót w przód. Jednakże nie sprawiło to, że walczący oddalili się od siebie-wręcz przeciwnie. Wilczyca leżała, a basior był nad nią. Znów unieruchomiła mu nogi. Wilk zaczął używać niskiej temperatury, by znów poruszać łapami, lecz w tym samym czasie wadera rzuciła na niego deszczem gradu. Szary wilk miał dużo ran na grzbiecie, jednak nie zamierzał się tak łatwo poddać. Teraz, wykorzystując to, wadera użyła jego własną broń przeciwko niemu. Oszołomiony, tylko stał. Teraz miała dobrą okazję na zadanie ostatniego ciosu, który spowodowałby zakończenie walki-zaatakowanie tchawicy przeciwnika. Bez dłuższego zastanowienia postanowiła dokonać końca. Wyszczerzyła kły, patrzyła w jego oczy, by była to ostatnia rzecz, którą ujrzy - jak to powiedziała. Oczy przeciwnika popatrzyły ponownie na nią. Terrana przeraziła się, coś nowego, przerażającego w nich ujrzała. Powolnie zamknął swoje powieki. Ona zaś swoje szybko. "Nie, to nie może być prawda!"-pomyślała. Szybko odsunęła swoje myśli, ponownie skupiając się na walce.
  Już miała zadać śmiertelny cios, ale kiedy otworzyła oczy nie było nad nią napastnika. Wtedy, kiedy miała zamknięte ślepia, poczuła zaledwie chłód i usłyszała jakby coś uderzyło. Jakiś jasny blask śmignął jej także przed oczyma. Odwróciła łeb. Tam zobaczyła leżącego rywala, a koło niego młodą białą wilczycą, a lampion zwisał na jej ogonie. Jej kły wbiły się w przednią łapę Szarego. Terrana szybko wstała i podbiegła do nich.
-Co ty tu wyrabiasz, młoda wilczyco?-warknęła, będąc wściekła na nowo przyszłą waderę.
-Terra, powiedziałam Elenore, że idę cię szukać, a jak tu przyszłam, to ten wilk...
-Ale ja nie jestem Terra.- przerwała jej wilczyca
-Hę?
-Jestem Terrana. Terry nie ma.
-Nie wiedziałam, że Ter ma siostrę bliźniaczkę.-powiedziała do siebie.
-Bo nie ma.- na te słowa, Sasha jeszcze bardziej się zdziwiła.
-Na prawdę, nic z tego nie rozumiem.
- I nie musisz. Poza tym, i tak za dużo już wiesz.- powiedziała, a jej oczy znów zabłyszczały rubinowym blaskiem.
-Auuuu!-z dala ktoś zawołał.
-Musimy iść Ter...rana. Nasze stado nas wzywa!
-Przecież nie należę do żadnego stada.
-Jak nie!? Sama widziałam, jak dołączyłaś z tym...Santinem! Stado Stipant Veritatis! Nic ci to nie mówi?
-Nie znam żadnego wilka o imieniu Santino, ani stada zwanego Stipant Veritatis.
-Jak nie jak tak!?Co ci się stało?
-Widzę, że  macie dużo do ustalenia.- powiedział szary basior, z szyderczym uśmiechem do zielono-brązowej wilczycy. Jakby chciał pokazać, że to on wygrał walkę, chociaż jej nawet nie skończyli. Terrana była zaskoczona tak szybką regeneracją przeciwnika. Faktycznie, jak mogła być taka głupia! Pewnie użyty atak przeciwnika, który miał wpłynąć na pogorszenie jego stanu, uczynił odwrotny efekt.
  Znad głów zaczęła unosić się mgła. Na to zjawisko dorosła wilczyca błyskawicznie ruszyła z miejsca, jednak coś ją zatrzymało, jakby była przywiązana łańcuchem do jakiegoś drzewa. Kolejna sztuczka samca. Odwróciła się, jedynie głowę miała skierowaną w jego stronę.
  -Cause i won't watch my baby cry,
So i'll keep on just going.
(Bo nie będę patrzył jak moje dziecko płacze, więc po prostu pójdę dalej.)
 - "Told you once,
I'm the only one who holds her."
"Cause i'm an angel, a demon,
Yeah, i'm hell and i'm heaven,
I'm everything you couldn't be,
Now you believe in the devil?"*
("Raz już ci powiedziałem,
jestem jedynym który ją trzyma."
"Bo jestem aniołem, demonem,
Ta, jestem piekłem i niebem,
Jestem wszystkim czym ty nie możesz być,
Teraz wierzysz w diabła?")-po tych słowach przez mgłę nie dało się nic zobaczyć, a kiedy opadła nie było żadnych śladów po wilku.
***
-Czy na prawdę tylko Sasha włada magią światła?-zapytała się pewna wilczyca, która najwidoczniej była czymś przestraszona, ale z całych sił próbowała to pokonać.
-Nie licząc ognia...
-A co ja powiedziałam przed chwilą!? Nie obchodzi mnie ogień, tylko ŚWIATŁO!
-Nikt, oprócz niej.
-No to pięknie! I niech mi ktoś w końcu powie, skąd wzięły się te nieszczęsne cienie?-zapytała ironicznie. Wiedziała dobrze, że ani ona, ani jej towarzysz nie znają odpowiedzi na jej pytanie.
    Nic nie mówili, tylko przyglądali się tej całej katastrofie. I tak nie mogli nic zrobić - byli uwięzieni. 
    Słońce wyszło zza chmur.   W tej chwili kula światła sprawiła, że cienie "wyparowały", gdyż to były demony.
   Doprawdy zdawało się to dziwne. W sam środek dnia pojawić się w najbardziej niebezpieczne miejsce, w którym tylko cienkie chmury zakrywają zabójczą broń. A po za tym nie trzeba być mądrym, by domyśleć się, że demony cienia pojawiają się bardziej w nocy, niż w dzień, a same by się od tak nie narażały. A może tak się stało? Chociaż... mógłby im ktoś  rozkazać. Ale kto i po co? To stado przecież od niedawna istnieje, więc wrogów nie ma. Same przyszły tak sobie postraszyć?-nie wiadomo. 
  "Klatka", w której były uwięzione dwa wilki jak się pojawiła, tak też i znikła. Bardzo dziwne. Odłączeni od stada migiem pobiegli w stronę watahy. Wszyscy się tam zebrali, trochę poranieni, ale po Sashie i Terrze śladu nikt nie widział. 
***
I w tym samym czasie kiedy tam słońce zaświeciło, to tu też się nie zawstydziło. Kiedy chmura odsłoniła promienie, brązowo-zielona wilczyca zemdlała. Kiedy się ocknęła, jej oczy znów zaświeciły dobrze znanym jaskrawo zielonym blaskiem. Rany jednakże zostały.
 -Wszystko w porządku, Ter...rano?-usłyszawszy te słowa w ostatniej chwili powstrzymała się od zadania ataku.
-Nigdy nie mów do mnie Terrana! Skąd ci przyszło do głowy tak do mnie mówić!?-mówiąc to, moje serce biło jak szalone z przerażenia.
-Sama tak powiedziałaś. To w końcu jak mam do ciebie mówić?
-Terra, nigdy inaczej.
-To dlaczego mi kazałaś mówić inaczej?
-To nie byłam ja.
-Tylko kto?-wilczyca patrzyła w waderę, lecz nic nie odparła. Chwilę trwały w milczeniu. W końcu poukładała swoje myśli. Odparła:
 -Patrz w oczy. Kiedy są takie jak teraz-jestem sobą. Jednak, kiedy tańczą czerwone ogniki, nie jestem sobą.
-Więc kim?-wilczyca nie dawała za wygraną.
 -Tym, kim nie chcę, ale to nie ode mnie zależy.
-Czyli...?
-Nie jestem sobą. Po prostu nie mogę się kontrolować, robi to ktoś inny.
-Ten basior rzucił na ciebie jakiś czar?
-Nie, to mam odkąd pamiętam.
-Ale co?
-Wolę o tym nie mówić. A tak po za tym, to co się tu stało?
-Walczyłaś z tym szarym wilkiem, chciałam ci pomóc, a potem  mi powiedziałaś, żebym na ciebie Terrana mówiła. Potem ten wilk zniknął we mgle, a przedtem mówiliście coś tam do siebie.-Powiedziała to zdumiona. Przecież wilczyca była przy tym.
-Aha. Wiesz, kiedy nie jestem sobą nie wiem co się dzieje. A coś jeszcze?
-Czekaj...-zamyśliła się. Gwałtownie ruszyła się z miejsca.
-Co się stało?
-Na Boga zapomniałam! Przecież nas wołali, ktoś z naszej watahy wył!
-Dobra, biegniemy.
  Jak powiedziałam, tak też uczyniłyśmy. Sasha bardzo szybko biegła, a w jej oczach można było zobaczyć lekki strach. Co oznaczało wycie?
 -Sasha...
-Tak?
-Ale nikomu nie mów o tym zdarzeniu, ok?
-Dobra...-odparła, trochę zamyślona.
     Dobiegłyśmy w końcu do miejsca, gdzie ostatni raz młoda wadera widziała watahę. Nie było tam ani żywego ducha, tylko popiół, ślady walki, krwi...
-Gdzie oni są?-zapytałam.
-Pewnie poszli wszyscy do jaskini.
   Rozglądnęłam się uważniej. Do moich nozdrzy dobiegł dziwny, znany-nieznany zapach. To znaczy kiedyś w ciągu mojego życia się pojawił, ale nie pamiętam co on oznacza, lecz instynkt pod powiedział, że coś niedobrego.  Mój wzrok przykuł duża sterta z popiołem.
   Dopiero teraz przypomniałam sobie, co się stało, zanim Terrana przejęła nade mną kontrolę. Teraz grom pytań zaczęło pojawiać się w mojej głowie. "Co z Venus? Czy wszyscy żyją? Co to się stało?"... I znów pytania bez odpowiedzi.... Następnie poczułam, jakbym to ja była wszystkiemu winna. "I znów przyniosłam ból, cierpienie i udrękę!..."
   Mimo przytłaczających mnie myśli, musiałam wziąć się w garść. Po mojej twarzy nie było nic widać, lecz  te moje niesforne oczy... z nich niemalże wszystko da się wyczytać.
 -Dobra, w takim razie chodźmy tam.-z trudem panowałam nad moim głosem.
   Pobiegłyśmy w stronę jaskini głównej. Tam prawie wszyscy byli na zewnątrz. Byłyśmy koło członków watahy.
-O, są nareszcie. Gdzie wy żeście były?-zapytał ktoś z gromady wilków.
-To długa historia.-powiedziałam
-A wasze rany?-rzekł ktoś inny
-To nic takiego, u mnie tylko zadraśnięcia.-powiedziała Sash.
-A moje szybko się wyleczą. Nie chcę martwić medyków, po za tym pewnie są zajęci.-odparłam.
-A no właśnie, co z Venus?
-Właśnie czekamy na jakieś informacje.- Chwilę trwała cisza. Postanowiłam ją przerwać.
-Dobra, idę do najbliższego źródełka, jakby coś.
-Ok, cześć.-powiedziała Sasha, a za nią pozostali hórem.
   Wyruszyłam. Kiedy znalazłam się nad owym miejscem pierwsze co uczyniłam, to zamoczyłam łapy w jeziorku(ale przedtem się położyłam) i zaczęłam mamrotać niezrozumiałe słowa. Po jakimś czasie  na moim grzbiecie pojawiły się dziwne znaki. Miały kolor biały, ale potem mieniły się we wszystkich kolorach. Ich światło jakby bawiło się z promieniami słonecznymi. Następnie rany przybrały kolory tajemniczych znaków, a po paru sekundach nie było po nich śladów. Postanowiłam się zdrzemnąć. To były na prawdę jak dla mnie jedne z ciężkich chwil w moim życiu.
   Po paru minutach spałam  ciężko jak kamień. Żaden sen nie pojawiał się w mojej głowie, tylko czerń.  Nagle jakbym coś usłyszała, ale z bardzo daleka i niewyraźnie było słychać. Coraz bardziej owy głos było słychać. Przez parę chwil poprawiała się słyszalność i wyrazistość. Nagle przeszedł mnie zimny dreszcz. Głos ten był wyraźny i dobrze mi znany.
-Na pomoc! - krzyknął, a raczej pisnął. Właściciel głosiku był w młodym wieku. Drżał z nagłego najprawdopodobniej bólu. Można było także usłyszeć przerażenie.
   Sama się przestraszyłam. Kolejna porcja ciarek przeszła przez całe moje ciało. Ruszałam się gwałtownie, jednakże coś ograniczało moje ruchy - albo jakieś rośliny, albo byłam w bagnie. W związku z tym moje ruchy były ograniczone. Znów usłyszałam głos. Teraz nie miałam żadnych wątpliwości, a jedne z najgorszych przeczuć spełniło się. Nadal nie mogłam w to uwierzyć.
-Santinooo!
-Aaa! to coś... mnie... po-mo-cy...!-usłyszałam urywki. To było najgorsze dla każdej matki - tego, że nie może pomóc swemu dziecku w potrzebie.   Odwróciłam się. Przede mną ktoś stał. Widać było tylko jak rubin, czerwone oczy jakiegoś stwora. Usłyszałam wrogi, głuchy śmiech. Stwierdzić mogłam, że ten ktoś jest silniejszy i większy...A raczej ona. Jeszcze chwilę śmiała się szyderczo. Dopiero wtedy rzekła:
-No, nareszcie się doczekałam! Wesz co dzisiaj jest...-bardziej było to odpowiedź niż pytanie.
 "Niech to! To na prawdę dzisiaj? Tak długo spałam? To już po mnie!"-pomyślałam.
   Teraz nie tylko było widać tylko jej oczy, ale ją całą.  Nie była stworem żyjącym na ziemi, to pewne. Doskonale ją znałam. Mój koszmar, który zawsze o tej samej porze pojawia się, kiedy na niebie księżyc był w nowiu.
-Więc dzisiaj ja zaczynam.-powiedziawszy to, uśmiechnęła się szyderczo.
    Byłam zła. Nie dość, że  nie przygotowałam się, to jeszcze byłam uwięziona w czymś, co ograniczało moje ruchy. 
   Stwór wystawił łapę, z której wydobyło się czerwone światło. Zamknęłam oczy.
     "Czy to już koniec?"-pomyślałam.

_________________________
*Fragmenty z piosenki: Hollywood Undead - I Don't Wanna Die
 http://www.tekstowo.pl/piosenka,hollywood_undead,i_don_t_wanna_die.html

 http://watacha-wilkow-zycia.blog.onet.pl/2012/01/31/wszystko-co-stare-sie-w-koncu-skonczy-a-wtedy-pojawia-sie-cos-nowego-cz-2/   -moja pierwsza w życiu druga notka (wiem, chińsko to brzmi)

 ***
   Alleluja! Koniec dla was tej udręki.  Ale to dopiero początek pisania. Już wena przychodzi na następną notę. To tak wyszło dlatego, że weny się zmieszały. Wiem, marnie się to trzyma, ale nie mogłam/umiałam tego rozdzielić. Tak czy siak chodziło mi głównie o to, by napisać coś o Was, niekoniecznie mi to wyszło. Chciałam, aby każdy z Was wystąpił chociaż w jednym zdaniu. Niestety wymieszałam wydarzenia, więc dlatego proszę nie zwracać uwago na tą notę. Jeżeli o kimś zapomniałam, lub czuję się poszkodowany tym, że zbytnio nim rządziłam jako postacią w notce, to proszę to napisać w komentarzu. Jak o czymś  zapomniałam (a na pewno tak jest-nie ufam swojej pamięci) to napiszę w komentarzu.
  I cóż tu jeszcze napisać?...Jesteście wolni!  XD
 A, przed chwilą sobie przypomniałam. Ta osoba o czerwonych oczach na końcu opowiadania, to Nie Terrana! To ktoś inny. Ciekawe, czy zgadniecie.Dowiecie się na pewno w następnej notce (chyba, że wena na to nie pozwoli) Tylko Akyes wie kto to, więc proszę Cię, nie mów nikomu. I wiem, że ta nota jest skomplikowana, ale poniekąd taka miała być, a następne informacje (które albo przyjaśnią, albo skomplikują) w następnej notce.
Trzymajcie się, cześć! :)

2 komentarze:

  1. Chyba pierwszy raz na tym blogu ktoś wprowadził akcję ze mną, miodzio :D
    Notka spoko, występuje kilka błędów, ale przy takiej długości notki jest mało prawdopodobne, aby była pozbawiona błędów. Czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ta notka... Kit, że czytałam ją już zanim wstawiłaś... <3
    Przyczepię się tylko do tego, że w niektórych momentach moje imię jest źle odmieniane... Ale trudno... :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Jill