Pamiętam tylko bardzo głośny, nagły huk. Następnie
poczułam paraliżujący ból i nie mogłam poruszyć żadną częścią ciała. Nie
mogłam krzyczeć, nawet trudno mi było oddychać. O ile w ogóle
próbowałam poruszać klatką piersiową. Każdy gest, drobny ruch był
porównywany do ciężkich tortur. Tylko tyle z tego pamiętam. A potem?
Towarzyszyła mi czerń, aż do teraz.
Nadal ciężko było mi
wykonać dowolny gest. Na początek otworzyłam oczy. Pomimo dość słabego
światła zachodzącego słońca, promienie, które zobaczyłam były
nienaturalnie jaskrawe. Dla nieprzygotowanych oczu do takiego natężenia
światła, źrenice gwałtownie stały się węższe. Cóż, zabolało, ale nie tak
bardzo, w porównaniu do uścisku w brzuchu.
Gdy mogłam normalnie widzieć, podjęłam próbę wstania. Na marne. Łapy odmawiały posłuszeństwa.
Po krótkiej chwili uświadomiłam sobie, iż nie wszystkie zmysły
działają poprawnie. Po paru chwilach odzyskałam węch. Wtedy do moich
nozdrzy dotarł fetor krwi. Prawdopodobnie moja, więc zbytnio się nie
przejęłam. Powracał powoli zmysł słuchu. Wpierw doszły do mnie w szumy,
które wolno i bardzo trudno zmierzały do porządku. Zanim zaczęłam
normalnie słyszeć, minęło trochę czasu. Także węch się stopniowo
poprawiał. Wiatr wówczas przyniósł mi więcej zapachów i to one mnie
zaniepokoiły. Krew. Więcej krwi, niż wcześniej. Są tu wilki, mianowicie
dwa. Czuć inny odór. Śmierć jest blisko i prawdopodobnie zbiera swoje
żniwa. Następna informacja. Te wilki... nie żyją.
Byłam zbyt
słaba, zmęczona i poraniona, by w pełni zrozumieć komunikat, a więc
odpowiednio zareagować. Pomimo, iż nie dawno się obudziłam, ogarnęło
mnie znużenie, a oczy zaczęła przykrywać coraz większa mgła.
Serce
zabiło mocniej. Dobrze wiedziałam, co o oznacza. Panna w czarnej sukni,
o bladej cerze zbliżała się do mnie coraz bliżej. Na jej ustach pojawił
się lekki uśmiech. Dotknęła swą lodowatą dłonią mojej głowy. Wówczas
przeszedł mnie zimny dreszcz. Delikatnie dotknęła mych powiek, po czym
powoli je zamykała. Zaczęła cicho śpiewać, jakby kołysankę:
Posłuchaj mnie, zamknij oczka swe,
Już niedługo poczujesz się lepiej.
Powiem ci co zrobić, by nie zaznać dłużej smutków.
Wsłuchaj się w mój głos i oczęta zmruż.
Za niedługo, lada chwila będziemy już gdzie indziej.
Tam, gdzie każdy dąży, do Krainy Szczęścia.
Już nigdy nie uronisz ani jednej kropli łzy.
Wszystko, to co było, odejdzie w zapomnienie.
Znałam
dobrze tę pieśń, a także wykonawczynię. Tak ciągle się mijałyśmy, tak
często próbowałam jej uniknąć. Odnalazła mnie i skromnie, lecz stanowczo
żąda o oddanie długu, który ma każdy z nas. Pomiędzy wersami jakby
była ukryta zwrotka, która tak naprawdę odzwierciedla charakter Czarnej
Panny i jej celu: "Odnalazłam ciebie, a wiesz dlaczego.
Pora dzisiaj, abyś oddała to, co inni przed tobą.
Twój czas jest bliski, czy chcesz coś powiedzieć?
Masz mało czasu, twój kres jest bliski!"
Musiałam zebrać w sobie ostatnie pokłady siły woli. W tej chwili nie
mogę się poddać! Nie mogę teraz umrzeć! Jeszcze przecież nie osiągnęłam
swojego celu. Pamiętaj o tych, którzy w ciebie wierzą! Pamiętasz
Laurelin, Maikę?... Arcebisa? Oni nadal ufają, nie zawiedź ich! A SV?
Wierzą w pomoc! Nie możesz się poddać! Za wiele by poszło na marne.
Teraz, za wiernych przyjaciół i rodzinę!
Dostałam przypływu
energii. Wiedziałam, że jak nagle się pojawiły, tak i mogą zniknąć. Ale
nawet i z taką pomocą, nie pokonam Panią Śmierci. Istniał jeszcze jeden
sposób. Oby ponownie zadziałam. Wystarczyło zamknąć oczy i... ponieść
się wyobraźni. Czyli udowodnić, iż jeszcze dodatkowe, marne dni życia
się jeszcze przydadzą.
Nabrałam powietrza, po czym zaczęłam śpiewać:
Och, droga pani, o cudownej urodzie.
Proszę cię, nie zabieraj mnie dziś jeszcze!
Nie dziś, nie jutro, może kiedy indziej?
Bo tam, na ziemi, cel swój muszę spełnić.
Panna
o bladej cerze odsunęła swą dłoń. Wciąż patrzy się na mnie. Byłam
jednak spokojna. Gdy przebywa się ze Śmiercią parę spotkań, strach
powoli ustępuję. Chociaż to kobieta o urodziwym wyglądzie i całkiem
niewinnej, trzeba pamiętać, iż jest nieobliczalna, choć na początku
wydaje się miła.
Kobieta w Czarnej Sukni wstała i zrobiła parę
kroków w tył, uśmiechając się blado. Gdyby popatrzeć w jej puste, czarne
oczy, można by myło zobaczyć błysk zrozumienia, a także zasmucenia.
Schyliła lekko głowę, a jej długie, ciemne włosy z wolna zaczęły
zasłaniać twarz dziewczyny. Z kieszeni wyjęła woreczek. Wyjmując
zawartość worka, w którym był niespotykany pył, dmuchnęła w moją stronę.
Nie spuszczałam z jej wzroku. Zapadła cisza. Na szczęście nie zapowiada
się jeszcze moje odejście z tego świata. Jednakże to, iż tak szybko
dała sobie ze mną spokój, lekko mnie niepokoiło.
A jednak
miałam racje. To by było za proste. Nie łatwo uwolnić się z objęć
śmierci, bo wcześniej ledwo co uchodziłam z życiem.
Tajemniczy
pył, który na mnie spadł. To dzięki niemu w mojej głowie zaczęły
pojawiać się wizje, iż tak będzie lepiej. Po cóż dłużej męczyć się na
tamtym niesprawiedliwym świecie, skoro los daje ci okazję na zmiany?
Czemuż nie chcesz iść tam, gdzie: "Już nigdy nie uronisz ani jednej
kropli łzy"? Tam, gdzie wszyscy będą zaakceptować cię taką, jaka jesteś?
Na szczęście zachowałam trzeźwość umysłu i szybko uzmysłowiłam sobie, iż jest to sztuczka Tajemniczej Panny.
-Nie
chce jeszcze odchodzić. Dopóki nie spełnię swojego celu, moja dusza
będzie wciąż niespokojna. Zwłaszcza iż jestem na dobrej drodze. Wiem, że
jeszcze dużo przede mną, ale sądzę, że dam radę.-powiedziałam
spokojnie.
Oczy Panny straciły swój blask, a ogółem jej postawa
ciała wskazywała na zasmucenie. Stała tak nieruchomo przez parę chwil.
Ale potem uniosła głowę i widać było nowy blask oczu. Zaczęła mówić:
Oj, głupiutka waderko, taka twa wola jest?
Cóż, tym razem posłuchać muszę cię.
Wolisz pozostać na ziemi? Znów niepotrzebną być?
Zgoda, ale wiedz, że twoi przyjaciele woleli ze mną iść.
Zamurowało mnie. Po prostu nie wiedziałam, co o tym sądzić. Czyli... Hisoko i Vaidya nie żyją? Dlaczego!?
Usłyszałam narastający śmiech Śmierci, obijał się echem i cichł.
Czułam, jakbym spadała w dół i coraz szybciej. Poczułam wstrząs i znów
znalazłam się w swoim ciele.
Słaba, zakrwawiona, bez pomocy.
Ponownie musiałam czekać, aż moje zmysły wrócą do normy. Na szczęście trwało to o wiele krócej, niż wcześniej.
Węch przyniósł mi nową wiadomość. Wcześniej pewnie nie zdążył go zlokalizować.
Dym. A
więc coś się tu paliło. Ale byłam pewna, iż ogień pochodzi od pożaru, a
na dodatek prawdopodobnie jeszcze nie zagasł. I wtem ujrzałam przed
sobą, niespełna 30 centymetrów ode mnie malutki płomyk, zmierzający ku
mnie.
Nadal nie mogłam się ruszyć. Najdrobniejszy ruch ciągle
był dla mnie jak katusze. Cóż mogę zrobić? Płomyk rósł w moich oczach.
Może i tak szybko się nie rozprzestrzenia, ale porównując do moich
ślamazarnych, prawie niezauważalnych ruchów, ogień stawał się dla mnie
zagrożeniem. Mogłam liczyć na wiatr, który mógłby go zdmuchnąć, ale
żadnych mocnych powiewów nie było.
Przymknęłam oczy. I wtem
coś, a może ktoś przyćmił światło padające na mnie, które nawet z
zamkniętych ślepi bym zauważyła. Następnie usłyszałam charakterystyczny
syk, jakby płomyk zagasł. Wówczas otworzyłam ponownie oczy. Przede mną
stał jakiś psowaty, całkowicie mi obcy. Jego zapach także mi był
nieznany.
Miał białe łapy, a jego cechą charakterystyczną były
jasne, błękitne oczy. Był dorosły. Na pierwszy rzut oka zauważyłam, że nie jest
wilkiem. Miałam kiedyś styczność poznać rasę husky i przyznałam, iż jest
podobny, choć nie identyczny. A po za tym, takie oczy mają tylko one. A
więc pies! Ulżyło mi. Z nimi nie miałam żadnych konfliktów. Raczej tak
szybko nie wyśle mnie na tamten świat.
Ale jednak, moje serce
ogarnął niepokój. A jeżeli to jego teren? A jak to on zamordował moich
nowo poznane wilki? Drugą myśl od razu obaliłam. Przecież dwa na
jednego... a po za tym, widząc mnie, raczej nie zastanawiałabym się czy
mnie zabić, czy dać jeszcze pożyć. Jednak to mnie niepokoiło. Czemu nie
zadał ostatecznego ciosu?
-Kim jesteś?-zapytałam niewyraźnie, zdławionym głosem, a słychać w nim było także trwogę.
Jednak obcy pies nic nie powiedział. Nie uczynił żadnego ruchu. Jak stał, tak stał.
-Kim jesteś?-powtórzyłam, starając się mówić wyraźniej.
Nadal
nic. Wtem poczułam niewiarygodny ból w okolicach brzucha. W ostatniej chwili powstrzymałam
się od skowytu. A Nieznany nadal stał. To nie on zadał mi ból, tylko wcześniejsza rana się otworzyła.
I wtem filmik się uciął, znów zapanowała ciemność.
_______________
*Ponownie widzi Panią Śmierci. Ona śmieje się złowrogo. "Co takiego wymyśliła?-przeszło przez głowę wilczycy. "Oh, Terro, w ogóle mnie nie znasz... Na pewno wiesz, kim jestem? I sądzisz, że spotkałyśmy się tylko parę razy? Cóż, mylisz się. A pokazać ci kim jestem naprawdę?"-nawet nie czekała na odpowiedź, tylko zza siebie wyjęła sporą siekierkę. O mało oczy z orbit wadery nie wyskoczyły. "Pani Siekierka??! Ale jak to?!..." Wilczyca cofała się parę kroków, a potem pobiegła najszybciej, jak mogła pobiegła w przeciwnym kierunku. Za sobą słyszała śmiech P.S. "Oj Terra... Szkoda, że nie wiesz, iż stąd nie ma ucieczki..."*
Nareszcie skończyłam! W sumie to napisałam wszystko od nowa i dla
tego to tak długo trwało. Wiem, prawdopodobnie są jakieś błędy, ale
pisałam to w nocy (jak zwykle). Następną notkę napiszę prawdopodobnie w
roli Santa.
Tak, tak. Do pomocy przyszła mi, jak widzicie P.S. Już się boję, co chce w zamian... *słyszy jej głos. "Oj Terra, przecież wiesz..." Wilczycę przeszedł zimny dreszcz "Uhm, jeszcze tego brakowało... Nie oddam Santa żywcem, zostaw go w spokoju!!"-krzyczy na cały regulator. Lecz kobieta tylko śmieje się coraz głośniej"
(Br, jeszcze tego brakuje, że do P.M. przyłącza się P.S.! Wiem, że to małżeństwo, ale dajcie żyć! Help me! xD)
Jakby coś, to ten nieznany pies, to jest wprowadzenie
pomocy ze strony SPS, ale jeszcze się spytam, czy im pasuje, a jak nie,
to napiszę, że owy pies prawdopodobnie się mi przyśnił.