Alternatywny tekst

30 gru 2012

Venus ma przypały

Wadera wzrok miała wciąż utkwiony na swych łapach. Po raz kolejny zastanowiła się, czy aby nie śpi. Zamrugała powiekami, ale ten widok nie zniknął.
-*Co do ma być do wszystkich upolowanych jeleni?!
Spaloną skórę zasłoniło gęste, krucze futro. Niemożliwym wręcz było, żeby sierść odrosła tak prędko. Czy to aby było normalne? Alfa wstała, postawiła parę kroków, i poczuła, jakby nic takiego się nigdy nie stało. Nic nie bolało, nie piekło, nie szczypało, kuło... po prostu jakby nagle rana się zagoiła, z dnia na dzień. Venus zastanowiła się chwilę; najpierw stwór który chciał ją zabić, dziwne stworzenie które chciało ich zabić, wilk który chciał zabić Elenore,  potem również jakaś poczwara któa jej groziła, a tu bęc, rany się zagoiły.
-Coś tu śmierdzi... i nie mówię o przeterminowanych elkach... jakim prawem... AUĆ!
Coś ugryzło alfę w nogę. Odwróciła się, i na tylnej łapie zobaczyła węża. Zwykłego, żółtawego węża.
-Puszczaj popieprzeńcu!-warknęła próbując się go pozbyć.
-Sssspokojnie... mój Pan cię osssssekuje...
Cudownie, wąż pozbawiony prawidłowej wymowy...
-Jak mam być spokojna, jak jakiś debilowaty, giętki patyk wgryza mi się w łapę!
-Psssszeprassssssszam. Mogfłabyśsssss mnie nie zauważyć. Sss.
-Dobra, gadaj o co ci chodzi, bo inaczej z miłą chęcią zmiażdżę tą twoją łepetynkę.
-Twoim sssadaniem jessst sssię dowiedzieć. Ssspiesz ssię...-syknął na pożegnanie i odpełznął.
Ta sytuacja była na tyle dziwna i irracjonalna, że Venus zwątpiła w swoją trzeźwość umysłową. Przychodzi wąż, gryzie ją, potem mówi że jego "Pan" jej oczekuje, i odpełza. Gdzie tu sens?
Wadera wróciła do jaskini i ułożyła się przy wejściu. Zdecydowanie lepiej będzie, gdy odpocznie. Może jutro zacznie widzieć niedźwiedzie w sukienkach?


***********
*Lolz, jestem nienormalna xD
*Lolz x2, przeterminowane elki xD


Najkrótsza i najbardziej nienormalna notka w moim życiu. Wiem, że będę żałować że ją wstawiłam, ale teraz mam takie przypały, że muszę. Nie pytajcie czemu xD

29 gru 2012

,,Zło ukrywane utrzymuje się i rośnie" - Wergiliusz


Wszędzie panowała ciemność i głucha cisza. Avyam bezskutecznie obracała się wokół własnej osi, poszukując choćby znikomego jaśniejszego punkciku. Nie lubiła ciemności. Ba, mało powiedziane, wręcz jej się bała. Odkąd sięgała pamięcią, zawsze rankiem po pełni księżyca wokół niej leżało mnóstwo trupów zwierząt, większość z nich była wilkami. Nagły rechot przykuł jej uwagę i mimowolnie odwróciła głowę w kierunku jedynego dźwięku w ciemnościach. To, co zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach.
Widziała rubinowe, bezdenne ślepia, po bokach wilczopodobnej głowy sterczały niesamowicie długie kolce tego samego koloru. Te oczy... były przesycone nienawiścią do wszystkiego, co żyło. Czym ono jest...? Monstrum wysokie na metr dwadzieścia wyszczerzyło zęby w złowieszczym uśmiechu, przestając się śmiać. Zmierzyło uważnym wzrokiem sylwetkę przerażonego szczenięcia, które było raczej nikim dla potwora, oblizując przy tym pysk.
- Witaj w moim świecie. Świecie pełnym przemocy. Pamiętaj, nigdy mnie nie pokonasz. Już wkrótce będziesz taka jak ja...
Potem wszystko potoczyło się tak szybko. Straszna kreatura skoczyła z obnażonymi kłami, które były niewiarygodnie długie, zbyt długie jak na wilka, na bezbronną Avyam.
Nieee! Nie chcę umierać! Chcę żyć!
Obraz nagle się urwał.
Czy... to już koniec? Koniec mojego życia...?

,,Istnieje świat niewidzialny, który przenika świat widzialny." - Gustav Mayrink
*

Wrzask rozdarł powietrze i zwrócił na siebie uwagę wszystkich obecnych w jaskini. Avyam zbudziła się z przerażającego koszmaru. Był taki realny... Jakby wszystko wydarzyło się naprawdę... Oddychała nienaturalnie szybko. Ktoś podsunął jej mięso sarny, w dodatku dosyć świeże.
- Jedz, musisz nabrać sił. Co tyczy się koszmaru, który za pewnie miałaś, bo nikt normalny raczej się nie budzi z wrzaskiem godnym gryfa... Nie przejmuj się. W końcu minie. - Szczenię usłyszało głos, z czego się orientowała, Deyany.
Raczej to była wizja, niż koszmar. Koszmary nigdy nie są tak realne. To, co widziała, gdzieś żyło. W bezkresnych ciemnościach... Już się bała tego, co jutro będzie...
- Nie... To raczej nie był koszmar... - odparła nieśmiało, biorąc do pyska smakowite mięso.
Tak dawno nie miała surowej sarniny w pysku... Smak wręcz rozpływał na  języku. Mogłaby w nieskończoność rozpływać się nad mięsem. Jednak jej organizm był bardzo osłabiony, toteż zjadła szybko. Po skończonym posiłku uśmiechnęła się do Deyany w podzięce za troskę. Rzadko okazywała swe uczucia. Tak, była nietypowym szczeniakiem, które raczej nie znało radości.
- Jestem pewna, że jednak koszmar.
Avyam prychnęła i z wysiłkiem dźwignęła się z ziemi. Usłyszała, żeby jeszcze leżała, bo nadal jest za słaba. Jednak to zignorowała i zaczęła iść w kierunku wyjścia. Nie chciała być zagrożeniem dla watahy. Już wiele skupisk wilków wywaliło ją, krzycząc, że jest potworem, a ona nie wiedziała, o co chodziło. Kiedy tak się zamyśliła, wpadła na  kogoś. Z cichym jękiem upadła na  ziemię.
 - Dokąd to, moja droga?
Avyam spojrzała w górę. Nad nią stała kruczoczarna wadera. To ona ją znalazła, kiedy szczenię zasłabło. Mimowolnie cofnęła się pod spojrzeniem jej dwukolorowych oczu. Nigdy nie lubiła, jak ktoś spojrzeniem wywiera nad nią presję.
- Jaaa... muszę iść... stąd... Nie mogę tutaj zostać...
- Nigdzie nie idziesz, moja droga.
- Dlaczego...? – Młoda przekrzywiła głowę w geście zdziwienia.
- Bo tak mówię, a po drugie zostajesz u nas.
- Naprawdę... mogę?
- Tak.
Avyam mimo swej woli uśmiechnęła się lekko i przytuliła się do łapy zaskoczonej wilczycy. Ta z kolei zaczęła mamrotać pod nosem niezrozumiałe słowa, lecz potem odpuściła. Dziwnie się czuła, kiedy obce jej dziecko przytulało ją. Po chwili oswobodziła łapę z uścisku Avyam i spojrzała na nią z uśmiechem.

           - Venus jestem.
           - Avyam.

Zwrot akcji?

Venus krążyła niespokojnie po jaskini. Dużo rzeczy ostatnio się działo. Alfa miała nawet wątpliwości, czy to sen, czy też jawa. Usilnie próbowała sobie wszystko poukładać, łącznie z tym zdarzeniem nad rzeką. Co się wtedy wydarzyło? Z zamyślenia wyrwał ją szmer z zewnątrz. Była ostatnimi czasy bardzo drażliwa i niespokojna, postanowiła wiec sprawdzić o co chodzi. Nawet jeśli to tylko wiatr... a może jednak nie? Schyliła łeb zaskoczona nagłym powiewem lodowatego powietrza. Stała tak chwilę, i gdy już miała wracać, usłyszała to ponownie. Mlasnęła niespokojnie i ruszyła w kierunku dźwięku. Ustał, i znowu. Potem jeszcze raz.
-Dramatyzujesz. We łbie ci się poprzewracało, to pewne.-mówiła do siebie przygryzajac od czasu do czasu wargę.-Po prostu musisz trochę odpocząć i...
Syknięcie.
-Przesłyszałaś się Venus, PRZESŁYSZAŁAŚ, rozumiesz?
Znowu.
-Lalalala, nic nie słyszę!
Wtedy z krzaków wyłonił się podłużny pysk.
-Ha-ha-ha... lucynacje. Halucynacje.
-Sssnajdę cię...-zabrzmiały słowa a potem... już nic nie było słychać, ani widać.
Alfa doskoczyła do krzaków, ale niczego tam nie było. Jednak to nie mogło jej się przewidzieć. Zbyt realne. Coś w środku kazało Venus powiedzieć o tym innym, ale ona jak zwykle zdusiła to w środku. Nie może ich teraz niepokoić. Zbyt wiele dziwnych rzeczy teraz się dzieje, a ona nie chce wywoływać paniki. I jeszcze ta sprawa z Elenore... Nie, nie teraz. Wadera wzięła głęboki wdech i jak gdyby nigdy nic wparowała do jaskini.

Wieczorem, kiedy już wszyscy układali się do snu, Venus wymknęła się na zewnątrz. Księżyc przysłoniły chmury, panowała więc całkowita ciemność. Alfa wdrapała się na szczyt groty i usiadła. Coś ją podkusiło, żeby spojrzeć na swoje łapy. Wciąż tkwiły na niej... bandaże, właśnie. Schyliła łeb i ściągnęła je. Gdy już oba leżały przed nią, zza chmur wyjrzał księżyc, a jego światło spoczęło na waderze.
-CO JEST DO JASNEJ CHOLERY?!

***
Muahahahahha, jak ja uwielbiam to robić! >:D
Pisana jakoś chaotycznie, ale jest. Tylko co z Venus? Ano nie powiem.


Wilk

Odskok!
-Kto ośmielił się wkroczyć na tereny Stipant Veritatis?! - zapytałam, a raczej wykrzyczałam jeszcze zanim zdążyłam przyjrzeć się intruzowi.
Wilk podniósł łeb i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się, ale to chyba nie ze szczęścia...
-Nie pamiętasz mnie?
Źrenice po raz kolejny rozszerzyły się do granic możliwości. Przecież... przecież to ten! To on!
-J-jak?! - byłam zszokowana.
Odpowiedzi oczywiście nie otrzymałam. W zamian za to, basior skoczył na mnie, obnażając kły. Ponownie odskoczyłam. To był DOKŁADNIE ten sam, co w moich koszmarach! Każdy detal, każdy ruch i gest był dokładnie taki sam. Moje wątpliwości momentalnie się rozwiały.
-Czego chcesz?!
Znowu to samo. Wilk skoczył w moją stronę z zębami. Przez myśl przeszło mi, że nie mogę wiecznie uciekać. W końcu "najlepszą obroną jest atak". Tak więc, skoczyłam prosto na niego. Skoczyłam nieco w prawo, dlatego zdołałam ugryźć jego kark. Ten pisnął. Byliśmy nieopodal jaskini, więc ten dźwięk zbudził paczkę. Wszyscy, od koloru czerni do bieli, przybiegli do mnie i stanęli u mego boku. Wilk uśmiechnął się delikatnie.
-Jeszcze się spotkamy. Ale następnym razem, będzie to tylko nasza walka. I to ja wygram! - krzyknął i rzucił się do ucieczki w las.
Venus już chciała lecieć za nim, ale zatrzymałam ją ruchem łapy.
-Nie chcesz go dorwać? - spytała alfa jeszcze pod wpływem nagłej pobudki.
-Nie. Prędzej, czy później przyjdzie. Wtedy go dorwiemy. Idźcie spać, ja stanę na czatach - oznajmiłam.






No cóż, ostatnio jakoś coraz ciężej mi cokolwiek napisać :( Jak myślę, że muszę to jeszcze dokończyć, to mnie ciarki przechodzą x.x Trudno, będziecie dostawać takie krótkie, króciuteńkie rozdziały. Gratulacje, Elenore.

28 gru 2012

Wolf Home

Oficjalne potwierdzenie

Otóż postanowiłam to napisać w nowym poście, żeby wszystko było jasne. Wolf Home znałam, ale po formatowaniu komputera jakoś mi zniknęło. W każdym razie, mam zamiar się tam zarejestrować, i jeśli wam to odpowiada, chat ten stanie się naszym chatem głównym :)

Ps.
GG musze dopiero pobrać, wiec raczej prędko się ze mną nie skontaktujecie :(

27 gru 2012

Chat

Siema. Jak minęły święta? Mi dobrze, chociaż nie po to piszę. Venus, znalazłam świetnego chata na watahę. Można powiedzieć, że jest "unikany" Oto link: WolfHome

Mam nadzieję, że przypasuje. Trzeba jeszcze tylko wybrać konkretnie gdzie się spotykamy i tyle. Mam nadzieję, że się spodoba. I jeszcze jedno - nie wiem czy cię złapię na GG, więc piszę teraz - Jadę do sanatorium od 2 stycznia do 29. I mam "prezent" ale to już na GG. Na razie!

22 gru 2012


„-Odejdź! Zostaw mnie! Nie! Proszę, nie!”
Co jest?
„Skaczę, uciekam, gryzę, ale to nie przynosi żadnych efektów.”
Znowu?
„Otwiera pysk! Nie, on chce mnie pożreć! Ratunkuu!”
Błagam, tylko nie… chwila… ja go poznaję!
„Czego on ode mnie chce? Ja nic mu nie zrobiłam! Nie!”


-Nie! – krzyknęłam na całe gardło, wstając jak poparzona.
Rozejrzałam się wokół. Byłam w jaskini, a zaspane oczy członków watahy spoglądały na mnie.
-Coś się stało, Elen? – zapytała mimochodem Terra, ziewając.
Moje źrenice rozszerzyły się, a serce biło szybko.
-Nie, nic… - westchnęłam i osunęłam się na ziemię – to tylko sen…
Venus przypatrzyła mi się. W końcu stwierdziła, że rzeczywiście to tylko nocny koszmar. Rozejrzała się jeszcze, aby upewnić się, czy wszyscy są w jaskini i znów pogrążyła się w śnie.
Ja natomiast powolnym krokiem wyszłam z jaskini.
Znowu? Kolejny koszmar, niemal identyczny. Przypadek?
Coś zaszeleściło w krzakach. Odwróciłam się.
Nie, to niemożliwe! 







Tak, znowu coś niesamowicie krótkiego i bez sensu! No cóż, tak jakoś wyszło :/ Ale lepszy rydz, niż nic ^^ Pewnie znowu nic nie rozumiecie. Spokojnie, tak miało być :) Pozdrawiam i życzę WESOŁYCH ŚWIĄT!! :D

Flash

Witam znów. Jestem głupia, bo napisałam notatkę akurat wtedy, kiedy Flash zaczął działa, a że mniałam formata, to nei byłokiecy napisać. Ale teraz piszę, tada. Flash działa.

Jestem nienormalna ._.

16 gru 2012

Flash padł

Jak pewnie niektórzy z was już wiedzą, Flash Chat padł, i nikt nie wie kiedy zostanie naprawiony. Wobec tego, przygotowana na taką "ewentualną ewentualność", założyłam chat na spikerii. Niestety, w związku z formatowaniem komputera, nie mam dostępu do All Playera, i nie mogę odpalić chata. Więc na razie zostajemy bez "środku kontaktu"...

Znów kłopoty...

-Jasny gwint, niech to szlag, kurka wodna!-klęła Venus siłując się z (niemal czarnymi już teraz) bandażami.
Szaleńczy bieg nie był zbyt korzystnym "treningiem" dla jej już i tak obolałych kończyn. Teraz intensywniej niż po zwykłym truchcie, z ran spływała szkarłatna ciecz. Alfa przygryzała wargi, zaciskała szczęki, napinała mięśnie, byle nie ryknąć z bólu, gdy raz po raz uciążliwe pieczenie powracało. Całą sytuację walki czarnej z własnym ciałem, będącym teraz dla niej ciężarem, obserwowała Sasha.
-Boli cię?- zapytała ni stąd, ni zowąd, wyłaniając się niby duch zza kamiennej ściany.
-Jak ty coś powiesz!- szczeknęła rozdrażniona Venus ponownie odsłaniając kły ze wściekłości, gdy fala bólu powróciła.- mówca z ciebie doprawdy niesamowity!
Biała podpalana wadera, jakby onieśmielona, zwiesiła posępnie łeb. Już miała odejść, kiedy rozległo się ciche westchnienie.
-Wybacz... przez tego cholernego wilka! Znaczy się... Humph, nie umiem przepraszać.
-Nie szkodzi.- odparła Sasha uśmiechając się miło.-Rozumiem, nie powinnam pytać.

-Musimy przejść na drugą stronę rzeki.- Oznajmiła nerwowo wadera kręcąc się dokoła i łażąc od lewej, do prawej.- Karibu powędrowało właśnie tam, co oznacza że żeby przeżyć, musimy pójść ich śladem.
Wszyscy bez zbędnych pytań i zamieszania, skinęli zgodnie głowami.
-Pamiętajcie, przechodzimy P-O-J-E-D-Y-N-C-Z-O! Inaczej lód może się załamać!- przestrzegła Terra skacząc z nerwów od jednego wilka, do drugiego.
Alfa uśmiechnęła się pod nosem. Skinęła łbem do reszty, i podeszła do krawędzi. Pamiętając metodę niedźwiedzi, weszła dwoma łapami na lód, i uderzyła nimi parokrotnie powierzchnię. Powtarzała to co metr (rzeka była bowiem bardzo szeroka), a kiedy była już na drugim brzegu, dała znak że może przechodzić kolejny.
 I wszystko poszłoby dobrze. No właśnie, poszłoby...
Coś w oddali łupnęło. Venus spojrzała w tamtym kierunku. Po tafli lodu z zawrotną szybkością przesuwała się rysa.
-Wracaj!- krzyknęła z przerażeniem do Xae, który akurat był na rzece-Prędko, lód pęka! LÓD PĘKA!
Basior wytrzeszczył oczy, i odskoczył w tył, akurat kiedy pęknięcie rozłupało miejsce gdzie stał na pół. Wprawdzie tylnymi łapami wylądował w lodowatej wodzie, ale został szczęśliwie wyciągnięty na brzeg.
-Nic nie jest?!-krzyknęła z drugiego brzegu alfa.
-Nie, żyję!-odkrzyknął wilk.
Czarna odetchnęła z ulgą. Pozostał jednak jeden dość poważny problem: mianowicie, jak wróci na brzeg? Prąd jest zbyt silny by mogła przepłynąć wpław.
-Trzeba coś wymyślić!-oznajmiła Shadow odwracając się do reszty.-I to szybko!
-Kolejny plan szlag trafił...- szczeknęła rozeźlona Venus uderzając łapą w śnieg, a omal przy tym nie pisnęła, przypominając sobie o ranach.
-Plan tu nie jest najważniejszy. Musimy cię stąd jakoś wyciągnąć, problem w tym, że nie wiem właściwie jak.

***
Weny mi brakło na zakończenie ._.

15 gru 2012

Oko w oko z bestią

Kolejnego dnia poszłam osobiście zwiedzić tereny. Idąc najpierw nad rzekę spotkałam Venus. Poszła razem ze mną.
 - Gdzie Oruko? – Zapytała.
 - A ja wiem… Może znowu rozgląda się po terenach… - Odpowiedziałam patrząc w chmury. Venus spojrzał a na mnie ze zdziwieniem. Po krótkiej chwili również zrobiła to co ja.
 - To niebo jest aż takie ciekawe? – Powiedziała sarkastycznie.
 - Lubię patrzeć w górę
 - Właśnie zauważyłam. – W końcu zaczęłam patrzeć przed siebie. Byłyśmy już prawie przy rzece.
 - To jest jak codzienny rytuał. Rano idę nad rzekę, poluję, jem, znów idę nad rzekę… Chociaż już jakiś czas tak nie robiłam, bo podróżowałam z Oruko. – Powiedziałam wzdychając. Uchyliłam łeb i zaczęłam pić zimną wodę z lekko przymarzniętego nurtu.
 - Jak długo podróżowaliście?
 - Jakieś… 3 miesiące? – Odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu. Położyłam się patrząc w strumień.
 - EEEEJ! – Krzyczał z dala Oruko.
 - Oho… Przyszła nasza zguba! – Powiedziałam patrząc na niego.
 - Co robicie? – zapytał.
 - Jak na razie to nic. – Wilk położył się obok mnie.
 - Co wy na to żebyśmy się trochę przeszli? – Venus ruszyła w kierunku najwęższego miejsca nurtu.
 - W sumie czemu nie? – Ruszyliśmy za nią. Po przeskoczeniu rzeki weszliśmy w las. Po drodze nawet widać było gawrę niedźwiedzia, a rzadko taką widywałam, chociaż sam niedźwiedź nowością nie był. Gadaliśmy o różnych sprawach. Między innymi o niedźwiedziach. W końcu Venus to z siebie wyksztusiła.
 - Skąd masz tę bliznę?
 - Tą na plecach? Od Savrusa (Safrusa).
 - Co to u licha jest?
 - Hmmm… Taki jakby wilk, ale trochę inny.
 - Czyli jaki?
 - Są cztery rodzaje Savrusów. Savrus Var; Savrus Core; Savrus Mi. – Wtrącił Oruko.
 - A czwarty?
 - Kilka wilków twierdzi, że go widziało,  ale wszyscy którzy tak mówili, kilka godzin później umierali. Nie wiadomo jeszcze dlaczego.
 - To skąd wiedzieli że to to coś?
 - Każdy Savrus ma wielkie uszy i bardzo długą sierść na klatce piersiowej i przy końcu czaszki, można powiedzieć, że na zakończeniu policzka. – tłumaczyłam.
 - A który zostawił ci taką „pamiątkę”?
 - Savrus Var – Powiedziałam patrząc w dół.
 - A jak on wygląda?
 - Jest gigantyczny, ma jakieś 7 metrów. Bardzo duże cztery kły. Aż wystają mu z paszczy. Ma bardzo długie łapy, pięć cienkich ogonów i małe, całkowicie czarne oczy.
 - Jakoś sobie nie mogę wyobrazić… Jakoś prościej?
 - Wygląda jak… Ten! – Spojrzałam na gigantycznego zwierza tuż przed nami. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego co stoi przed nami.
 - Faktycznie, małe to to nie jest! – Wykrzyknęła Venus.
 - W NOGI!!! – Wydarłam się na cały głos.



Pędziliśmy z Oruko na czele.
 - To bydle ciągle nas goni!!! – Venus spojrzała do tyłu. – Wszystkie Savrusy Var tak wyglądają?
 - Mają różne umaszczenie – Odkrzyknęłam.
 - Chyba ważniejsze jest teraz nasze życie, co?! – Oruko przyspieszył.
 - Nie mamy szans! Ta wielka kupa mięsa i kości ma gigantyczne łapy!!
 - Wiem! – Zmieniłam kierunek i pobiegłam tuż pod łapami tego bydlaka.
 - Co ty odstawiasz?!
 - Staram się nie zrujnować polany!!
 - Kur… - Rozwścieczona Venus już miała pobiec za mną.
 - Stój! Ona wie co robi... – Spojrzała na Oruko z lekkim zdziwieniem, a ten po chwili pobiegł w stronę głębszych części naszych terenów. Venus ruszyła za nim. Ja starałam się go zapędzić w las. Nim więcej drzew, tym większa szansa, że utknie. W końcu przebiegłam pomiędzy dwoma, bardzo blisko stojącymi dwoma drzewami. Tak jak się spodziewałam, utknął. Zaczął wrzeszczeć jakby go ze skóry obdzierali.
 - Dobrze ci tak gnomie! – Wywrzeszczałam mu prosto w pysk. Wreszcie trochę się uspokoił, ale jeszcze się trochę rzucał. – Powiedz temu swojemu kolędzie, że wyrąbie mu jeszcze drugie oko za te blizny! – Wrzeszczałam dalej, po czym pobiegłam dalej, w stronę watahy. Po piętnastu minutach biegu dotarłam na polanę. Rozglądałam się za Oruko.
 - Fire!!! – Oruko biegł w moją stronę z „zawrotną prędkością”. Po chwili ruszyłam w jego stronę i wtuliłam się w jego sierść.
 - Co z nim?
 - Utknął w drzewie! Nie dziwię się, że są to podobno najgłupsze Savrusy na ziemi.
 - Po takim to się można było spodziewać.
 - No nareszcie! – Z dala już było słychać naszą alfę. Spojrzałam na Oruko, tak samo jak on, po czym pobiegliśmy do Venus.
 - Co z tym bydlakiem?
 - Siedzi w lesie z utkniętą dyńką.
 - Chociaż tyle. – Powiedział. Przy jaskini widać było Terrę, pierwszego członka Stipant Veritatis jakiego poznaliśmy. Poszliśmy do niej i wspólnie zapolowaliśmy na elki. Miałam nadzieję że ten dzień wreszcie się skończy. Obiecałam sobie, że dokończę zemstę na tym Savrusie, który „podarował” mi tą bliznę. Weszliśmy do jaskini i zaczęliśmy gadać na różne tematy. Zostało też wytłumaczyć niewtajemniczonej wilczycy co to jest Savrus. W końcu padło pytanie, które w sumie wiedziałam, że jeszcze dzisiaj padnie.
 - A skąd masz to przecięte ucho? –Zapytała Venus.
 - Kiedy walczyliśmy z Savrusem, jeden z wilków, które też mają katany, tak jak Oruko, miał katanę, która staje się dłuższa podczas walki. Ten łoś miał takiego cela, że kiedy celował po drodze jego katana napotkała też moje ucho, które oczywiście zostało nacięte, ale Savrusa prawie zabił.
 - A co to był za wilk? – Zapytała zaciekawiona Terra.
 - Może innym razem… Strasznie mnie łapy bolą i zmęczona jestem… - Położyłam się obok Oruko i zasnęłam. To był strasznie męczący dzień. Trochę się nabiegałam, ale w końcu ruchu nigdy nie za wiele.
 ~***~
Nie wiem co mnie przez chwilę napadło na te niedźwiedzie! Dobra, nie ważne. Nie sądzicie, że to trochę dziwne, że jestem na watasze od nie całego tygodnia, a trzy notki z rzędu są moje? Ale to też nie jest tym, co chciałam powiedzieć. W następnej notce pokarzę, jak dokładnie wygląda, w całej okazałości Savrus Var, bo teraz jest ciemno jak nie powiem gdzie, więc nie zrobię fotki mojego rysunku. A więc, mam nadzieje, że się podobało i czekam na komentarze!

14 gru 2012

Drugi dzień w nowym świecie.


Oto moja druga notka. Nie jest zbyt długa, ale myślę, że to mi darujecie. Kolejną notkę mam zaplanowaną prawie od tygodnia, więc raczej będzie dłuższa. To tyle na wstępie, a teraz życzę miłego czytania :)
~***~

 Życie w watasze – zupełna nowość. Jeszcze nigdy wilczyca nie należała do watahy. Jak to jest? Właśnie się dowiadywała. Otóż rano, można nawet powiedzieć, że „rano” już minęło, wstała i ruszyła w kierunku rzeki, jak to zwykle robiła po przebudzeniu. Zastanawiała się, gdzie jest Oruko, bo z nią go nie było. Po drodze – dziwnym trafem – złapała królika. Zaniosła go nad rzekę, napiła się i zjadła zdobycz. Po drugiej stronie rzeki biegał Santino, czarny szczeniak z czerwonymi znamionami na sierści. Patrzyła tak na niego, kiedy od tyłu zaszedł ją Oruko.
 - Bu! – powiedział z lekko podniesionym głosem. Wilczyca aż skoczyła.
 - Co to miało być?! – Wykrzyczała kładąc się z powrotem na ziemi.
 - To cię wystraszyło? – Zapytał z niedowierzaniem. Wilk zaśmiał się krótko w szczerym uśmiechu.
 - Ależ śmieszne, po prostu padam ze śmiechu… - Oruko uważnie patrzył przez jakiś czas na tego małego „wariata”.
 - To ten… Santino, nie? – Zapytał.
 - Taa. – Odpowiedziała. – Gdzie byłeś?
 - Szukałem członków watahy. Jeszcze nie dokładnie ich znam.
 Siedzieliśmy tak z pół godziny i gadaliśmy o różnych śmiesznych i dziwnych rzeczach. W końcu położyłam się przy wilku i próbowałam zasnąć. Może to trochę dziwne, że dopiero wstałam, a już śpię, ale co tu robić w taki dzień. Mój sen przerwał głos czarnej wilczycy.
 - Idziecie polować? – Zapytała. Otworzyłam lekko oczy.
 - Czemu nie? – Potem popatrzyłam na Oruko, który już się zbierał. – Idziesz? – Zapytał.
 - A mam jakieś inne wyjście? Nie będę cały dzień spać! – Wstałam i ruszyłam za Venus. Po jakiejś połowie godziny natrafiliśmy na ślady naszego obiadu. Idąc tymi śladami znaleźliśmy małe stadko składające się z jakichś pięciu kopytnych i dwóch małych. Postanowiliśmy, że zapolujemy na dorosłego, ale najmniejszego. Łania stała pod drzewem na małej polance. Otoczyliśmy ją. Plan był taki: Oruko wystraszy nasz kąsek, który pobiegnie w stronę Venus. Da mi to czas do zbliżenia się do zwierza, a kiedy spostrzeże czającą się w krzakach czarną postać alfy, odwróci się w moją stronę, a ja złapię za jedną nogę, Oruko za drugą, a Venus dobije. Wszystko poszło jak po maśle. Nie trwało to za długo, ale jednak więcej, niż się spodziewaliśmy. Przysiedliśmy do naszego „stołu” i zjedliśmy trochę zdobyczy. To co zostało na później i dla reszty watahy.

~***~
A tak poza tym: Ludzie czemu wy nie piszecie! Venus, radzę zrobić listę obecności i napisz do mnie bo mam coś ważnego.

10 gru 2012

Początki bywają trudne.

Oto pierwsza moja notka. Myślę że nie jest zła, ale to wy to ocenicie. Ale mi leci to pisanie... Masakra. Jutro pewnie będzie następna!
~***~

Szłam z Oruko przez las – wszędzie był śnieg. Szukałam zapachu jakiejś żywej istotki, którą można było by zjeść, lub jakiegoś miłego wilka które zechce nas wysłuchać. W sumie to nawet podobało mi się takie życie. Zycie z dala od tych wszystkich „watahowych” problemów, ale z drugiej strony miło było by do jakiejś należeć. Tak rozmyślając zauważyłam jakąś „czarną plamkę” przed nami. „Nareszcie coś do jedzenia” – Pomyślałam. Nastawiłam się do skoku, by złapać tego małego nicponia, ale w jednej, tak krótkiej chwili, zniknął. Po cichu podeszłam w tamą stronę, aby znaleźć nasz obiad. Duży, jak na swój gatunek, szarak siedział jakieś 7 metrów przede mną i skubał ostatnie kłosy trawy. Byłam gotowa do skoku. „Trzy… dwa… jeden...” – Wymamrotałam.
- JUŻ!!! – Skoczyłam prosto na „uszatka” który natychmiast reagując czmychnął w przód. Pobiegłam za nim kierując go w stronę Okuro. Ten rzucił się na nasz kicający posiłek i obiad gotowy! Niestety, tyle wysiłku, a kilka sekund jedzenia – ruszyliśmy dalej. Oboje byliśmy po uszy w śniegu jak jakieś wilcze bałwany, ale aż tak źle nie było. Doszliśmy na jakąś polanę. Przed nami była również jakaś jama.
- Jak myślisz, mieszka ty jakaś wataha? – spytałam.

- Raczej tak… - odpowiedział bacznie obserwując całkiem spory kawałek terenu. Coś mignęło mi przed oczami, ale dość daleko. Nastawiłam uszu wsłuchując się w ciche szmery. Po chwili zobaczyłam jakieś wilko-podobne coś biegnące w naszą stronę.
- O wilku mowa - powiedziałam z uśmiechem. – Rozdzielamy się! – Po czym ja pobiegłam w prawo, a Okuro w lewo.



Uciekałam przed wilczycą nie oddalając się zbytnio od miejsca w którym ją spotkałam. Co chwila oglądałam się do tyłu, patrząc, czy nadal mnie goni. Nie ustawała. Naglą na przeciwko mnie wybiegł szczeniak. Wilczyca najwyraźniej się zdziwiłam, a ja przeraziłam. Już myślałam, że hamując zasypię go śniegiem a potem jeszcze po nim przebiegną, ale w ostatniej chwili skoczyłam, po czym wyrżnęłam się na śnieg. Powoli wstając obejrzałam się za wilczycą, ale zanim zdążyłam to zrobić przygwoździła mnie łapą do ziemi.
-Dobra, masz mnie, poddaję się. Co chcesz wiedzieć? – Powiedziałam z irytującym uśmiechem na pysku.
- Kim jesteś i czego tu chcesz?! – Krzyknęła.
- Codzienność… - wymamrotałam. – Ja jestem tu tylko chwilowo, chcę po prosu przejść i iść dalej.
- Czyli… Jesteś podróżnikiem? – Zapytała już nieco spokojniejszym głosem.
- Bingo! – Powiedziałam.
- Nie należysz… - Powiedziała po czym chwilowo odwrócił jej uwagę drugi, biało-błękitny wilk. – Nie należycie do żadnej watahy, co nie?
- Dokładnie.
- A nie szukacie jakiejś? – zapytała z nadzieją w głosie.
- Może…
- Tak czy nie?
- Nie mam nic przeciwko wstąpieniu do jakiejś. – Odpowiedziałam patrząc na Oruko, który mimowolnie przytakiwał głową.
- No to nasze Stipant Veritatis właśnie ma nabór członków. – Powiedziała schodząc wreszcie ze mnie.
- Teraz już wiesz jak się wtedy czułem. – Powiedział z lekkim uśmiechem błękitny wilk.
- To teraz jesteśmy kwita. – Odpowiedziałam.
- Ten mały zaczyna mnie irytować… - Mówiąc spojrzał na wilczycę. – To twój? – Spojrzałam się na jego ogon. Mały szczeniak przykleił swoje zęby i nie chciał puścić. Zaczęłam się cicho śmiać.
- Chyba mu się spodobał smak twojego ogona! – prawie wybuchłam śmiechem.
- Santino, zostaw go. - Powiedziała delikatnie wilczyca. Mały „Santino”, jak się dowiedziałam, pędem dobiegł do niej. – Chodźcie, obgadamy to z alfą.
 Szliśmy w stronę jaskini watahy. Po drodze zapytałam:
- Jak się nazywasz?
- Terra.  A ty?
- Fire.
- A ty, biało-błękitny?
- Oruko.
- Kim jest alfa? - Zaptałam
- Czarna wilczyca imieniem… - I tu przerwał lekko zdenerwowany głos czarnej wadery.
- Venus - Powiedziała. - Kto to jest, Terra?
- Fire i Oruko. Podróżnicy. Chcą wstąpić.
- Więc witam w Stipant Veritatis. – Powiedziała Venus.
- Mogę wiedzieć, koto cię tak zmasakrował? – Zapytałam patrząc zdziwiona.
- To samo mogę zapytać ciebie. Nie chcesz wiedzieć – Odpowiedziała.
- Dobra, nie nalegam, to nie moja sprawa. O moich mogę ci powiedzieć jeśli chcesz, ale to potem – Powiedziałam.
 Na tym skończyło się przywitanie alfy imieniem Venus. Później Terra przedstawiła nam członków i mniej-więcej tereny.
~***~

Mam  nadzieję, że notka się spodoba. Chyba domyślacie się, co będzie w następnych notkach? Bo raczej nie od razu, ale za niedługo. Do następnego!

9 gru 2012

しろおおかみ

Witam, jestem Fire. Sądzę że te karty są dość długie, ale nie załamujcie się: notki są dłuższe ;)
~***~

Imię: Fire
Nazwisko: しろおおかみ (Shiro Ookami jap. Biały wilk)
Wiek: 3 lata
Płeć: Wilczyca
Partner: Oruko
Potomstwo: Brak
Pochodzenie: Japonia
Charakter: Miła, spokojna, ale jak się wkurzy to nie ma przebacz! Nie lubi, kiedy wszystko ma przeznaczone na ostatnią chwilę, lecz potrafi się zorganizować. Ma dość dobre umiejętności przywódcze, potrafi dowiedzieć się wszystkiego, co jej tylko zostanie zlecone. Lubi szczeniaki. Nienawidzi wilków wywyższających się, próbujących przekonać innych do swoich racji, wiecznych kłótników. Lepiej z nią nie zadzierać.
Cechy szczególne: Niebieskie, jasne oczy. Trzy blizny na plecach, bliżej ogona oraz nadcięte  lewe ucho. Jest to niepowtarzalnie wielka wilczyca. 



   
Moc: Ma tylko jedną umiejętność. Zawsze ma przy sobie łatwo rozpalające ogień kamienie, dzięki którym uderzając o skały roznieca kontrolowany ogień. Podczas ataku zmienia płomienie w wielką kulę i obracając się w powietrzu sama zmienia się w wielki, okrągły płomień tworząc podwójną zabójczą broń, szczególnie dla mniejszych osobników.
Miejsce w hierarchii: obojętnie, ale jako stanowiska: Szpieg, skrytobójca no i mag ognia.
Ekwipunek: rozpalające ogień kamienie, ale ich nie widać.
Historia: Jako szczenię była wychowywana przez ludzi, jednak jako roczny maluch w pożarze zginęła jej pani. W tedy po raz pierwszy skontrolowała ogień. W jej myślach z nikąd pojawiła się wizja jej nowej umiejętności. Kiedy miała dwa lata, wraz ze swoją lisią przyjaciółką złapały przechadzającego się po ich terenach podróżnika, którym był Oruko. Od tamtego czasu są nierozłączni i poszukują watahy, a raczej poszukiwali.



+





Imię: Oruko (おるこ)
Nazwisko: じゅうに(Dwanaście)
Wiek: 4 lata
Płeć: Wilk
Partner: Fire
Potomstwo: Brak
Pochodzenie: Japonia
Charakter: Potrafi zaakceptować wszystko i wszystkich, jest całkowicie zapatrzony w swoją katanę, którą potrafi stworzyć, ale to potem. W obronie rodziny potrafi wskoczyć do ognia, chociaż nienawidzi gorąca. Wszystko bierze na poważnie, ale to nie znaczy że nie rozumie żartów i przenośni. Bardzo pomocny, kompletnie nieegoistyczny i wszystko co zacznie, również kończy. Ma bardzo wyczulone zmysły, szczególnie słuch.
Cechy szczególne: Jasne, bardzo widoczne turkusowe oczy. Jest pół niebieski pół biały, co w świecie wilków nie jest zbyt normalne. Często przy walce wyciąga katanę.

Moc: Lód. Po złączeniu łap i klepnięciu w lewy bark powstaje katana.
Miejsce w hierarchii: Szpieg, wojownik, mag lodu.









Ekwipunek: Podczas walki katana. Na co dzień brak.
Historia: Urodził się u wybrzeży Japonii, gdzie był wychowywany przez ojca i matkę. Po pewnym czasie ojciec wstąpił do wilczego wojska. Rok później wyruszył w podróż, zahaczając przy tym o wiele wilczych terenów, dopóki nie spotkał Fire.

~***~


No to pierwsza nota już za nie długo. Aha, te teksty wstawione znakami nie były z tłumacza : )

8 gru 2012

Szczenię

Drobne szczenię wędrowało już długi szmat czasu. Żywiło się wyłącznie korzonkami oraz piło nie zawsze czystą wodę głównie z kałuży powstałych wskutek częściowego topnienia śniegu. Nie lubiła tej pory roku. Wszystko było mokre i zimne. Łeb był wiecznie spuszczony, oczy nieco przygasłe. Była wycieńczona, lecz jakimś cudem jeszcze parła naprzód. Popychała ją siła Lilairy, o której istnieniu nie miała pojęcia.
Avyam z trudem podniosła pysk ku górze i zlustrowała otoczenie. Z każdej strony otaczały ją drzewa, których gałęzie uginały się pod ciężarem białego puchu zwanego śniegiem. Niebo było przesłonięte ciężkimi chmurami. Zatrzymała się i jak zaczarowana patrzyła na krajobraz. Postawiła uszy na sztorc i właśnie teraz usłyszała skrzypnięcie śniegu pod łapami jakiegoś zwierza. Błyskawicznie zwróciła pysk w kierunku odgłosu, mimowolnie jeżąc sierść na karku. Niby była szczeniakiem, ale znała słowo ,,walka". Sama kiedyś tego doświadczyła. Jednak wyczerpany organizm odmówił już posłuszeństwa. Szczenię upadło na śnieg i resztką świadomości ujrzała czarny pysk wilka. Później była tylko ciemność.
Do jej podświadomości docierały rozmaite odgłosy. Od krzątania po niewyraźne słowa. Słowa?! Czyżby była w towarzystwie mówiących istot? Z dużym wysiłkiem otwarła ślepia i zaraz je zamknęła, gdyż oślepiło ją światło. Po paru chwilach spróbowała jeszcze kilka razy. Kiedy jej wzrok przyzwyczaił się do jasnego otoczenia, ujrzała nad sobą sylwetkę czarnego szczeniaka. Na ciele miał dziwne pomarańczowe zawijasy. Jego pysk rozjaśnił uśmiech.
-Obudziła się! W końcu! - szczeknął entuzjastycznie.
-Santino! Ciszej, proszę. - Avyam usłyszała jeszcze inny głos.
Zerknęła w bok i ujrzała białą wilczycę z szafirowymi uszami i zawijasem z trzema kropkami pod lewym okiem. Wyglądała... trochę nietypowo jak na wilka.
-Nie czepiaj się, Deyano. To chyba ważne, że ona się obudziła. Dobrze się czujesz? - Do Avyam zwrócił się szczeniak o imieniu Santino.
-Gdzie jestem...? - spytała słabym głosem.
-Na terenie Stipant Veritatis. Zasłabłaś, więc zaopiekowaliśmy się tobą. To Venus cię znalazła. - Kolejny nieznany głos.
Dalej stała biało-czarna wadera. Na jej ogonie zakołysał się dziwny lampion. Miała miły wyraz pyska. Avyam pomyślała, że mogłaby jej zaufać. Teraz poczuła, że jest słaba. Zaskomlała cicho.
-Widać, że jesteś słaba... oraz, że dawno nie jadłaś porządnej porcji mięsa.
-Jadłam tylko korzonki... – wyznała ze wstydem Avyam.
-To by tłumaczyło ten stan twego ciała. Niedojadasz się. Powiedz mi tylko, jak się nazywasz.
-Avyam...
Po tych słowach szczenię znów zemdlało.

7 gru 2012

Nadciągają kłopoty

Strasznie piekło. Czułam, jakbym płonęła od środka. A może w istocie tak było? Nie wiem. Czułam po prostu paraliżujący ból, nie mogłam się ruszyć. Powieki wciąż miałam zamknięte. Czułam się bezsilna, bo nic nie mogłam już zrobić. Leżałam, po prostu leżałam. Słyszałam tylko szemranie rzeki i szum liści. Potem ktoś do mnie podszedł i... film mi się urwał.
Gdy się ocknęłam, ponownie sparaliżował mnie ból. Straszne. Wiesz, że musisz coś zrobić, ale nie możesz. Jedyne, co byłam w stanie jeszcze uczynić, to otworzyć oczy. I tak, zrobiłam to. Oniemiałam z przerażenia! Na łach miałam bandaże (trzcinowe-jeden z przedmiotów wyposażenia medyków), związane ciasno. Klatka piersiowa również była zabandażowana, na pysku zaś wyczułam mokrą breję; zmielone zioła. Chciałam choćby krzyknąć, ale nie wydobyłam z siebie ni jednego dźwięku. Zamiast tego zrobiło mi się słabo, i znów straciłam przytomność. Niezwykłe, ile razy można mdleć.
Kiedy znowu się obudziłam, czułam się już lepiej. Ból zelżał, i odkryłam że mogę już ruszać kończynami. Zamrugałam kilkukrotnie powiekami by wyostrzyć obraz, po czym przekręciłam się na brzuch. Piekło niemiłosiernie. Zacisnęłam zęby, i po wielu próbach wstałam. Zachwiałam się, ale zachowałam równowagę. Oszalałam? Tak, ale ta niemoc mnie dobijała. Poza tym, musiałam sprawdzić co ze stadem. Pokuśtykałam do wejścia i rozejrzałam się dokoła. Wszystkie spojrzenia skierowane zostały na mnie.
-Jasny gwint...-jęknęłam rozeźlona gdy tracąc równowagę z impetem trzasnęłam o ścianę. Takie już moje szczęście, jak tylko mogę, zawsze o coś walnę. Cudnie po prostu.
-Venus!-wrzasnęli wszyscy na raz.
-Nie, wróbel przebrany za niedźwiedzia!
-Powinnaś...
-Wiem co powinnam, i czego nie powinnam. Ale zrobię to, czego nikt się nie spodziewał. Zrobię po swojemu.-mruknęłam i weszłam... znaczy się przyczołgałam się na polanę.
-Czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego wyglądam jak kaleka?-Zapytałam obrzucając wszystkich chłodnym spojrzeniem-Coś mi się wydaję, że te bandaże raczej nie są zbyt... skuteczne.
-No tak, bo widzisz...-zaczął Daryl-Mamy pewien...
-Problem.-dokończyła Primose.-Albo raczej ty masz pewien problem, z całym szacunkiem.
-Przyjmę do wiadomości wszystko, tylko litości, powiedzcie wreszcie o co chodzi!
-To... Monstrum, poważnie cię poparzyło. Nie wiemy czy sierść odrośnie...
-I to jest ta zła wiadomość?-zapytałam unosząc brwi.
-No właśnie nie.-odparł Daryl przygryzając wargę-Otóż Ogień w pewnym stopniu sparaliżował twoje łapy. Najprawdopodobniej nie odzyskasz pełnej sprawności fizycznej, o ile odzyskasz ją w ogóle.
Okey, policz do dziesięciu. Raz... Dwa... Trzy... JASNY GWINT!
***
Musiałam coś naskrobać, szczególnie że długo nie pisałam. Błagam, wybaczcie *na klęczkach*.
Dłużej nie będzie, bo widzę że Terra coś planuje.
Szablon wykonany przez Jill