Alternatywny tekst

1 lip 2013

W podziemiach.

Dziś trochę krótko... wena się mi kończy, a raczej pcha mnie do innego opka. Daję to, bo trochę nie pisałam, a po za tym musi być porządek. Tak wiem, miałam dać inną notkę, ale to za niedługo. Mam nadzieję, że nie jesteście źli. Mam jeszcze zamiar napisać jeszcze parę notek, odnowić KP Santa... Uhm, dużo roboty. Tylko, że na wakacje znów jadę za granicę, więc może mnie nie być. No ok, nie zanudzam. A więc zapraszam do czytania.
_________________________
- Dobrze.-powiedział basior, a następnie skierował swoje spojrzenie na mnie.  - Należą  Ci się wyjaśnienia. Nie jesteśmy do końca z watach Stipant Fide i Stipant Verum. Prawowita nazwa watahy do której należę to Herd Beliderde a ona do Herd Verityerde. Twoja wataha to Herd Loverde.
***
Co to miało wszystko znaczyć? Czy to nie jest żadna pułapka? Daj spokój, Ter, i tak już się wpakowałaś w największe bagno, więc i tak nie masz na co lepszego liczyć.-pomyślałam.  Rozglądałam się za moimi towarzyszami. Coś tam robili koło ściany. Chyba, jakby coś kopali? Co oni tam kombinują? Mam już dość tych "niewiadomych", a oni zachowywali się dość nietypowo. Podeszłam do nich.
- O co chodzi? - chciałam jak najnormalniej w świecie zagadać, lecz nie zdołałam opanować głosu, gdyż było w nim słychać nutkę zdenerwowania.
- Powiedzmy, że przez ten czas w celi było nam trochę nudno, więc zrobiliśmy "malutki" remont. - powiedział Hisoko.
- Hm... Czyli chcesz przez to powiedzieć, że wykopaliście coś w stylu podziemnego przejścia, tak? Ale jak żeście to zrobili, że strażnicy nic nie zauważyli?
- Moja w tym głowa. Ci strażnicy nie są zbyt podejrzliwi, jak się wydawało. Ale w razie czego, zabezpieczyłem przejście.
-Aha.
Po krótkiej chwili dało się słyszeć głos Vaidyi:
- Dobra, nie ma co tracić czasu, tylko zwijać się jak najszybciej się da. Strażnicy mogą wpaść w każdej chwili. - zauważyła wadera.
- Racja. A więc ruszajmy. - odparłam.
- Panie mają pierwszeństwo. - powiedział basior, po czym nas przepuścił. Poszłyśmy.
   Przejście podziemne wydawało się nie mieć końca. Rozświetlane było zaledwie kilkoma pochodniami, które pojawiały się co paręnaście metrów. Korytarz był na tyle szeroki, że zmieściliśmy się wszyscy trzej w jednej linii. Jedynie wejście na początku było wąskie. Kroczyliśmy w ciszy. Było słychać nasze oddechy, syk małych płomyków, kapanie nielicznych kropel.
 W końcu się odezwałam.
- Jestem wam wdzięczna, że zabieracie mnie z tego upiornego miejsca, ale mam pytanie: Dokąd tak właściwie zmierzamy?
- Em, czekaj jak ci to powiedzieć... - zaczęła wadera.   Po chwili rzekła:  
- Zmierzamy do miejsca, gdzie przeżyły ostatnie osoby z naszych watach. Tak zwane niedobitki. Potrwa nam to jakoś z... godzinę? - spojrzała pytającą na basiora. On skinął głową.
 - No dobrze. A więc do czego wam jestem potrzebna? - zapytałam. Nadal nie mogłam zapomnieć co Leverdowie mi zrobili. Zabrali mi wszystko: prawo o władzę, przyjaciela, szczęśliwe życie, w końcu rodzinę, a na końcu wydali mnie na śmierć, po czym wszyscy udawali moją rzekomą śmierć. Czułam się niepotrzebna. Zabrali mi wszystko... więc co ode mnie chcą? Czyżby mój braciszek (Talc) miał problemy w byciu alfą? Przecież tak tego pragnął. W sumie nie zależało mi na tym. Z czasem i na tych, co należeli do "mojej rodziny" (bo trudno nazwać osoby rodziną, którzy pragną tylko twojej śmierci). Może chcą mnie dobić? A jak są sojusznikami SS i chcą zniszczyć SV? Nie, nawet tak nie myśl. Nie zrobili by tego. Przecież regulamin...
 Regulamin regulaminem. Daj spokój, po nich wszystkiego można się spodziewać. Ale wątpię, żeby... W sumie mogą. Przecież wiesz, że Talc  jest do wszystkiego zdolny. Nie, nie pozwolę im na to. To dobrze, że mam ostatniego asa w rękawie. Może zdoła się mi ich powstrzymać, jeżeli zachcieliby podbojów.
 - No to tak...-zaczął Hisoko. -Wszyscy cię szukają. Doszły słuchy, że żyjesz. Na szczęście znaleźliśmy ciebie. Jest nadzieja, że uda się nam odrodzić nasze watahy.
 Super, chcą mnie "hajtać" z kim chcą i nie mam nic do gadania. Jeszcze mi tego brakowało.
- Czemu akurat ja? Przecież mój braciszek tak się palił do tej roboty. - powiedziałam z pogardą.
- Jeżeli chodzi o to, to nie do nas należą wyjaśnienia, lecz do znanej ci szamanki - westchnęła Vaidya
 Uhm, jeszcze gorzej. Nadal pamiętam, że jako pierwsza zaproponowała, żeby mnie otruć.
 - Dobra, czy coś jeszcze chcecie mi powiedzieć, o czym nie wiem? - mruknęłam. Cała ta sytuacja się mi nie podobała.
- Na razie nie. Jak już Vaidya wspominała, nie my jesteśmy od wyjaśniania, a wiemy tyle samo co ty... no, może trochę więcej. Ale na razie to wszystko, co mieliśmy ci przekazać...chyba.
- No dobra. I tak już nie mam ochoty na dalsze rozmowy. Chodźmy szybciej. Im szybciej  tam dojdziemy, tym szybciej skończy się ten cały koszmar.
- Oby - powiedziała cicho wilczyca.
  "Oby"? Co miała na myśli, to mówiąc? Dobra, nie ważne. Wolę mieć już wszystko za sobą.
 Znów szliśmy w ciszy. Było słychać szmery. Nie przejmowaliśmy się tym. Już chyba szliśmy z 20 min. Nadal nie było widać końca. Powietrze zdawało się cięższe. Nie byłam przyzwyczajona do podziemi. Wolałam się jednak nie skarżyć.
 Po jakimś czasie miałam wrażenie, jakbym słyszała bardzo ciche "pykanie". Z czasem było bardziej słyszalne i natarczywe. W końcu słychać było wyraźnie, jakby puls.
- Czy tylko ja to słyszę? - zapytała Vaidya.
- Hm? - mruknął zaniepokojony Hisoko. Zatrzymaliśmy się. Teraz nie było żadnych wątpliwości.
   Tajemniczy dźwięk zaczął się coraz częstszej powtarzać. Puls był szybszy. Chwile staliśmy, jakby na coś czekając.
- O kur...czę. - powiedział basior. Najwidoczniej coś nie poszło po jego myśli.
- CHODU! - krzyknął wilk, po czym pobiegł najszybciej przed siebie. Vaidya w ślad za nim.
- Co? - spytałam zdezorientowana.
  Pykanie osiągnęło najszybsze tempo. W końcu przestało. Przez sekundę nastała cisza. Po niej było słyszeć bolący w bębenki w uszach huk. Dopiero wtedy rozpoczęłam bieg.
   Podziemne przejście zaczęło się walić. Bomba wybuchła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonany przez Jill