Alternatywny tekst

29 lip 2013

Cz. 3 i ostatnia.-I shouldn't love you.

Okej całkiem zapomniałam, ze jeszcze nie zamknęłam tego wątku. Przepraszam, że tak nie pisałam, ale cóż...Brak weny (której nadal mam zbyt mało) i brak czasu (taaa ty i twój brak czasu...raczej brak chęci-mówi do siebie) Po prostu za dużo na blogu się dzieje a ja nie wyrabiam z notkami i komentarzami, lecz postaram się ;)
***
-Moja przeszłość...to coś co pragnę zapomnieć, ale jeśli chcesz...To niech będzie. Opowiem ci...
Urodziłem się daleko na zachodzie. Moja wataha nazywała się Wataha Ciemnej Gwiazdy. Byłem synem pary Alphy. Moim bratem był Iron. Był on starszy ode mnie, lecz to ja miałem zostać następcą. Iron został wygnany. Zabił wilka z watahy i odtąd już nigdy nie było jak dawniej. Wilk którego zabił był moim przyjacielem, który był dobrym doradcą Alphy. W watasze wilki zaczęły spiskować, sądząc, że historia może się powtórzyć. Nikt nie czuł się bezpiecznie. Powstały wiec dwie grupy. Pierwsza która chciała nadal działać razem z Alphą i jego potomkami, oraz druga, która za wszelką cenę...-spuścił wzrok-..chciała zabić mnie.
-Ale...dlaczego...musieli mieć przecież jakiś powód...
-Mieli. Po dłuższym czasie był jeszcze jeden napad na wilka. Według nich to ja byłem za niego odpowiedzialny. Przy jego ciele, była moja bransoleta. Nastała wojna domowa. Pierwsza grupa poległa,a razem z nimi moi rodzice. Nastały złe rządy a mnie wygnano. Dołączyłem więc do SS.Od teraz wataha CG nazywa mnie Czarny książę, lub po prostu Wygnaniec losu.
-Czarny...książę?-wymówiłam zdumionym głosem
-Czyli książę śmierci.-spojrzał mi prosto w oczy. Zadrżałam. Serce zaczęło szybciej bić.
-A twoja historia?

Kiedy już opowiedziałam swoją historię dostrzegłam, że są w naszym życiu pewne podobieństwa. Wojna, śmierć obojga rodziców, dołączenie do innych watah.
-Nera...
-Hm?- obudziłam się ze swoich rozmyślań.
http://www.listenonrepeat.com/watch/?v=k48JtrxExwQ  -[włączcie sobie teraz te piosenkę ;) , sorki ale nie znalazłam innego teledysku dobrego do tej piosenki]
-Ja...Kocham cię i nie przestanę cię kochać.-spojrzał mi prosto w oczy. Właśnie zdałam sobie sprawę, że te słowa wypowiedział już wcześniej zanim spotkaliśmy Iron'a. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Patrzył na mnie szukając pomocy, odpowiedzi, ja za to próbowałam znaleźć w jego oczach zrozumienie, a w głębi duszy pomoc jak to wszystko poukładać. Odwróciłam głowę.
-Wiesz...wiesz, że to nie możliwe...Jesteśmy...z innych watah...Szykuje się wojna...
-Czy tylko wojna jest powodem tego, że nie możemy być razem?
-Draco, sam wiesz to dobrze, ale nie możesz...nie chcesz dopuścić tej myśli do siebie.
-Masz rację...nie chcę. Nie powinienem cię kochać...ale nic na to nie poradzę. Jeszcze nikogo nie obdarzyłem takim uczuciem, jak ciebie.
-Draco...
-Wybacz mi, że cię kocham...Ale nie mogę bez ciebie żyć.
-Ja...-spojrzałam na niego i to był chyba błąd, jednak tak bardzo chciałam go popełnić.-też cię kocham...-wyszeptałam, a do moich oczu napłynęły łzy. Podeszłam do niego.
Wiedziałam. Wiedziałam, że nie możemy być razem. Chciałam za wszelką cenę zatrzymać tę chwilę, aby trwała wiecznie, aby nikt nam nie przeszkodził. Byśmy na zawsze mogli być razem. Jednak nie mogłam nic zrobić,a wiec może trzeba to skończyć teraz i nie mieć wyrzutów sumienia? Przecież to i tak nie będzie miało sensu.
-...ale...nie możemy być razem. Teraz nikt już...nikomu nie może ufać...Nie idź za mną. Proszę, wybacz... mi...-powiedziałam szeptem. Głos ściskał mi się w gardle. Pocałowałam go w policzek i uciekłam. Biegłam ile sił w łapach. Później rozwinęłam skrzydła i odleciałam. Być jak najdalej...
Nawet jeśli chciałby dołączyć do Stipant Veritatis, to i tak nikt by mu nie ufał. Nikt oprócz mnie. Uważany by był za szpiega...którym do tej pory był.
Dotarłam do granicy lasu. Siłą i magią powstrzymywałam łzy. Przemieniłam się znów w czarną waderę i wkroczyłam na nasze tereny. Wkrótce znalazłam się przy granicy. Teraz zostało już tylko udawać, ze wszystko dobrze. Nałożyłam maskę ,,zamyślonej Nery,, i powędrowałam do moich przyjaciół, którzy siedzieli obok jaskini. Na zewnątrz wyglądałam całkiem normalnie, lecz w środku czułam się jak w najgorszym koszmarze. Nikt nie mógłby zrozumieć teraz moich uczuć...Nikt oprócz Draca...
***
Obietnica spełniona- notka dokończona. Jutro spróbuję dokończyć taką inną notkę. 
Ta powinna być już dawno napisana (powiedzmy że to było przed notką Saph)
Mam nadzieję, że się podoba i proszę o komentarze.
Może znowu dostaniecie weny?
^^

21 lip 2013

Blisko innego świata

Postawiłam łapę na miękkiej, zielonej trawie i wciągnęłam nosem powietrze, by po chwili je wpuścić. Uniosłam pysk do góry i spojrzałam w niebo. Promienie słońca ledwo przedostawały się przez gęste, ciemne chmury. Zapowiadało się na burze. I to chyba dość wielką. Przymknęłam fioletowe ślepia i stuliłam uszy. Podkuliłam ogon i spuściłam łeb w dół wpatrując się pustym wzrokiem w ziemie. Wtem poczułam jak ktoś staję obok mnie i trąca mnie w bok.
- Co jest Saph? - to była Deyana.
Przeniosłam na nią teraz smutny wzrok.
- Powiedzmy, że przeraża mnie myśl o śmierci kogokolwiek z naszej watahy. To jest nie do zniesienia! - potrząsnęłam głową. - Nie potrafię tak po prostu się z tym pogodzić.
Deyana patrzyła na mnie spokojnym wzrokiem, ale widziałam w nich również strach... i ból.
- Nie jesteś sama, Saphie. Wiesz dobrze, że każdy tutaj przeżywa to w swój własny sposób. Niektórzy pokazują to, a inni trzymają uczucia zamknięte głęboko w sobie. - trąciła łbem mój pysk. - Kto zginie, nigdy nie zostanie zapomniany, pamiętaj.
Zachciało mi się płakać. Jej słowa trafiły w moje serce i to bardzo głęboko. Potrząsnęłam jeszcze raz głową odganiając złe myśli.
- Masz rację. Przecież mamy szansę to wygrać. Mimo wszystko to nie liczebność świadczy o sile watahy tylko więź, która ich łączy.
- Zgadzam się z Tobą w stu procentach! - powiedziała Avyam podchodząc do nas w towarzystwie Fire i Nery.
- Nie wszystko stracone! - uśmiechnęła się Nera. - Mamy siebie i to jest najważniejsze, a jeśli coś to spotkamy się tam.. - teraz jej głos zmienił się na niemal teatralny i zachwycony. - gdzie rzeki płyną czekoladą, a drzewa zrobione są z żelków i cukierków! Deszcz to sok truskawkowy, a wzgórza rozpływają się niczym lody!
Wybuchnęłyśmy śmiechem co rozładowało atmosferę grozy i smutku.
- Zbiera się chyba na burze. - powiedziała nagle Fire. - To źle. Wilki ognia w tym ja będą mieć problem z używaniem magii.
- Spokojnie. - zachichotała Deyana. - Jak coś to uratuję Twój zgrabny tyłeczek.
- Wara od mojego zgrabnego tyłeczka! - parsknęła. - Nie trzeba będzie go ratować!
Dziewczyny rozmawiały o głupotach co chwila śmiejąc się, a ja kątem oka przyglądałam się Venus. Była widocznie smutna i zmartwiona co mnie od razu się przyjęło. Cichaczem odeszłam od wader i ruszyłam ku alphie. Zauważyła mnie.
- Powinniśmy się zbierać niedługo. - powiedziała bardzo smutno. - Chce dotrzeć na polanę przed burzą.
- Oczywiście. - szepnęłam cicho. - Zbiorę wszystkich i pójdziemy. - przechodząc obok Venus otarłam się o jej bok chcąc dodać jej otuchy i nadziei...
Której mnie samej było brak.
___________________________________________________
Coś trzeba było napisać. Wojnę czas zacząć! ^^

19 lip 2013

Zostaw! Oszczędź. Nie zabijaj...



"Spinning-wake-not, frozen drug-ko after-ages
trying to catch the ob-time co-cone-ing day of the
for the eyes, flow round again to ob-wash
dawn of mo-noton-tion of gray by-picture."


Para szarych oczu przemknęła ci przed nosem... 
Zapewnię masz do czynienia z Allex córką mordercy Boga.

Oszczędź mnie Boże i nie karz mi dawać imienia.../ Allex Claire de Burno  /

Nie znasz uczucia bólu? / Białą śmierć, Mordem, Koniec życia /

Taka już dorosła, a głupia / Przeżyłam już 3 wiosny i zimy./

To nie Samica, bardziej samca przypomina... / Samka, a jak by miało być ?/

To jakieś kundelisko dzikie zapewnię / Wilk śmierci lub krwi. Znana za bardziej jako Wilk Czerwony/

~Charakter zawarty w sercu zakneblowany łańcuchami~

Teraz znajdę Cię, gdzie kolwiek jesteś...
Zafascynowana krwią, bólem innych... Przeszłość jest zła, bo zmieniła mój charakter wraz z wyglądem.
Kiedyś byłam szczęśliwa, uśmiechnięta, miła, wszędzie mnie było pełno. Bawiłam się wszystkim bo przeważnie byłam wśród starszych na polanie.
Teraz jestem cicha, zamknięta w sobie, udaje miłą, szczęśliwa nie byłam już od dwóch lat dziw cie to ? Mnie nie bo wiem że to wszystko stało się przez moją przeszłość.
Kocham zabijać. Jestem opustoszeniem dla innych. Jestem przydatna dla stada w którym należę. Morder zwierząt to jest moje hobby i zajęcie od nie przeszłych 2,5 lat całkowicie mnie zmieniło. Teraz jestem "bez uczuć bólu i współczucia". Agresja mnie zniszczyła. Jestem teraz białą, pustą, bezduszną marionetką która jest bez maski i zapewnię każdy ją zna.
Jestem miła dla tych którzy są mili dla mnie. Potrafię współczuć innemu zwierzęciu które współczuje mi. Jeśli mnie zaatakujesz ja tak samo cię zaatakuje, lecz zginiesz.
Jestem tylko twym cichym cieniem. Nie udzielam się za dużo. Jestem cichą myszką którą jak spłoszysz może już nie wrócić. Jeśli do mnie coś mówisz to uważaj na słowa. Jeśli mi coś proponujesz chętnie to przyjmę. Jeśli coś ci obiecam dotrzymam obietnicy.
Nie doznałam uczucia miłości i zapewnię go nie doznam. Jeszcze w żadnym stadzie w jakim przebywałam nie zdobyłam się na tak daleko by wiedzieć co to jest miłość, czym jest miłość, i jak zdobyć miłość drugiej osoby.

~Moja rodzina to tylko ty, nie zmarnuj tej opcji i nie odchodź...~

... Pomszczę i zabije. Zlikwiduje! 
Rodzina ma ? Nigdy jej nie miałam, i jak to na mnie przypada możliwe, że nie będę jej mieć. Może i w przeszłości miałam jakąś tam rodzinę ale zapewnię ich nie znałam, a oni mnie. Narazie moją "rodziną" jest Stipant Veritatis. Zawsze była i zawsze będzie.

~Wygląd nigdy nie opisze tego kim jesteś i co masz w sercu~

Ciemne ślepia białe futro z niusami brązowego odcienia, czarny jak smoła nos, białe kły. Ostre pazury, nogi i inne mięśnie wyćwiczone specjalnie do łowów na zwierzynę. Same się ukształciły z wiekiem który nadszedł nieoczekiwanie szybko. Węch i słuch dobrze rozwinięty, lecz z wzrokiem jest już gorzej. Dość dobrze widzę, lecz i czasem mam zamglony obraz. Zazwyczaj w czasie łowów polegam na słuchu, węchu i dotyku. Długość ciała mam ok. 125 cm, a masa wacha się od 50 do 55 kilo. Jestem dość lekka jak na swą rasę.


Dziękuje ci Boże za ulitowanie się i za dar dobrych umiejętności / Mam mało umiejętności, lecz są dobrze rozwinięte i używane. 
Potrafię szybko biegać. Przybrałam na prędkości gdy już podrosłam zaczęłam łowić łanie które były szybsze i zwinniejsze. 
Ostre mam kły specjalnie do zabijania. Wyćwiczoną mam szczękę dzięki, której mogę łatwiej zagłębić ostre kły w cielsku niedźwiedzia lub i nawet w basiora.
Dzięki mojej zwinności mogę zniknąć ci z oczu w każdej chwili. Jestem zwinna i to wykożystuje w każdej wolnej chwili. Możesz mnie zobaczyć na polanie, podejdziesz , wystraszysz i zniknę jak mysz.
Jedyne oznaki mojej przeszłości zostały uwiecznione w mych umiejętnościach. Pozostałości z strasznego dzieciństwa dały oznakę rok  temu gdy byłam na włosku życia i śmierci. Wokół mnie zakwitły czerwone maki i białe róże.
~Dzięki mojej szybkości i zwinności jestem znana w wielu stadach i
potrafię spełnić wszystkie wymagania w moim hobby.~


Hierarchią ma to Alpha ale życia. /Będę dążyła ku temu by zasiąść na tronie Obrońcy, lecz na tą chwile zapragnę być Zielarzem, Magiem śmierci, Wojownikiem lub Łowcą. Nie wiem jak Alpha sobie zażyczy mnie wybrać. Wiem tylko że tylko do tych 4 pasuje./

Przeszłość to tylko niszczyciel nowego życia i snów!/ Nie jestem skłonna do mówienia o swej przeszłości. Była za bardzo... po prostu mnie za bardzo zraniła. Nie potrafię o niej mówić .../

"At the pavements than-pretty stu-cat plants
spread-it-patru ne dark crevices.
Holes quiet, full of sins
FOR IN-writing a constriction here-nel old."


Jeśli nie moge byc takim wilkiem lub trzeba cos zmienic bym prosila o komentarz pod notka:) Dziękuje

Zastrzezne prawa autorskie i zmiany do tego KP

17 lip 2013

Gomen i LO

Przepraszam... Wiem, że nawaliłam. Ale ze mnie Alpha.. A sądziłam, że lepiej się w tej roli wykaże.. 
Gomen Nasai( po japońsku przepraszam.)

Postaram się to jakoś naprawić.. Nie pozwolę SV upaść...

LO
1. Venus
2. Sasha 
3. Avyam
4. Terra & Santino  
5. Vitani
6. Fire  & Oruko & Ash
7. Nera 
8. Yenalt
9. Saphira
10. Conall
11. Daralulach
12. Tayschrenn



Nieobecni
Obecni
Usprawiedliwieni 

Na prawdę... przepraszam.. Mam nadzieje, że mi wybaczycie.
Jeśli kogoś pominęłam to też przepraszam.. Ale oprócz tego wszystkiego mam spore problemy rodzinne.. Mam nadzieje, że zrozumiecie.

Pomiędzy życiem a śmiercią ~Saphira.  

12 lip 2013

WHAT?!

Ej! Co z wami ludzie?! Wywiało, czy jak?! Nie no, nie widzę, żeby ktokolwiek się podpisał w Nieobecnościach prócz Sashy.
DAWAĆ OZNAKĘ DYCHANIA!

Albo zrobię LO.

Wasza wielce zasmucona Saphira.

Odnowione KP Santina.

(Art: MoonsongWolf)
Imię: Santino

Przezwisko: Większość mówi na niego Sant.

Wiek: 1.8 roku.

Płeć: Samiec

Rasa: Wilk.

Pochodzenie: Mała, teraz opuszczona norka, w której się urodził.

Data Urodzenia:  8 kwiecień.

Partner: brak.

Potomstwo: brak.

Charakter: To już nie jest szczenię. Znaki oprócz w wyglądzie da się zauważyć i w charakterze. Teraz inaczej patrzy na świat. Wyróżnia go opiekuńczość o członków watahy. Nie może znieść myśli, iż komuś może stać się krzywda, a on nie może nic zrobić. Pomimo tego, zawsze próbuje znaleźć rozwiązanie z sytuacji i patrzeć pozytywnie, choć nie zawsze jest to dla niego proste. Gdy patrzy się w  jego złote oczy, można w nich zobaczyć spokój. Jest opanowany. Stara nie popełniać pochopnych decyzji, ale dość słabo to mu wychodzi. Jet określony często za szalonego, z powodu nagłych, nieprzemyślanych i dość fantazyjnych pomysłów. Nie jest typem ponuraka. Jest taki jak reszta nastolatków, co oznacza: nie do końca usłuchana.

Stanowisko: kadet na wojownika, łowcę i czujkę nocną. Redaktor na MSV.

Moc: Złota magia, czyli połączenie ognia i śniegu.

Historia: Rodzice umarli w dniu jego narodzin, oddając życie w walce z niedźwiedziem grizzly. Nie tylko oni zginęli, lecz i jego dwojga rodzeństwa. Dzięki temu, że Terra poznała ok. 3 dni wcześniej Veara (tata Santa), po potyczce (w której także uczestniczyła),przygarnęła go do siebie i razem z nim podróżowała dalej. Po paru miesiącach, wilczyca poznała ojca Dary, a Sant ową waderę, na którą w zwyczaju mawiał do niej Kataleja. Po pewnym czasie musieli się rozdzielić. Potem znów wyruszyli ku włóczędze. Po pewnym czasie dotarli do pewnej watahy, zwanej Watahą Życia. Dołączyli do niej i byli tam aż do rozpadu owego stada. Znów nastały chwile chodzenia to tu, to tam.  Gdy Terra dowiedziała się o istnieniu Stipant Veritatis, którą Alfą jest Venus, z radością ogłosiła, iż dołączymy. I tak się tu Santino znalazł. Jeżeli chodzi o świat szczenięcy, po wstąpieniu do SV, jego życie było bardziej związane z rówieśnikami. Większość jego przygód krzyżowało się z osobą Avyam. Jak to czasem powiada: ze wszystkich szczeniaków, to ona najwięcej ze mną "wytrzymała". A jest to prawda, gdyż Stipant Veritatis jest jak dotąd najdłuższym jego pobytem zamieszkania.

Lubi: Jego ulubione miejsce na terenie SV to na pewno Polana Główna (Łąka Milionów Barw), gdzie zazwyczaj zbierają się osoby z Watahy Nadziei i bez zwątpienia  Góry Zachodnie, w których spędził wiele chwil w poszukiwaniu wrażeń (przygód), niekiedy o mało co nie stracił życia... ale jak dotąd nie rezygnuje ze swojego ulubionego miejsca. Oprócz tego lubi także ćwiczyć swoje umiejętności, spacery, poznawać innych, przygody, członków watahy SV (i nastolatków z SS), spokój, gdy coś się dzieje (No i oczywiście Avyam ♥♥).

Nie Lubi: Przede wszystkim nudy, żaru z nieba, świadomości, iż nie może komuś pomóc w potrzebie, demonów, niepotrzebnego rozlewu krwi.

Ciekawostki:  Jest znany ze swoich złotych oczu i tajemniczych wzorów ciągnących się na grzbiecie. Lecz jako nastolatek, bardziej rozwinął swoje moce, dzięki czemu zawijasy na jego ciele pojawiają się wtedy, gdy używa pierwszej strony złotej magii, czyli ognia. Jeżeli używa magii śniegu-owe znaki razem z tęczówkami zmieniają kolor na niebieski. Bardziej jednak przywiązany jest do magii ognia, może i za sprawą naszyjnika podarowanego przez Venus jeszcze w Watasze Życia. Prawdopodobnie, dopiero kiedy stanie się dorosły, zapanuje nad prawowitą złotą magią. Jednak ta moc jest bardziej skomplikowana, niż mu się wydaje. Jego życie dość często przeplatało się z demonami. Na początku jego ojciec miał demona, po jego śmierci i on miał przez krótki czas, a także niektóre osoby z SV mają. Po owładnięciu przez złego ducha młodego Santina, w późniejszym czasie już go żaden nie nawiedzał. Nawet ma wrażenie, jakby go unikały, ale trafniej by powiedzieć, jakby nie były nim zainteresowane.

(Art: NitelyHallow)

6 lip 2013

To dzisiaj... cz. 2

" Our future's here and now,
Here comes the countdown!
"

Ciemność pochłania wszystko. Nie ważne ile będziesz walczyć. I tak zginiesz.

*
*   *
Nie ruszyłam się z miejsca. Me niemożliwie szeroko otwarte oczy z pionowymi teraz źrenicami i krwawą barwą, wpatrywały się w postać Scythe. Krew wypływała jej z każdego możliwego miejsca na ciele. Najpierw na moim pysku ukazał się grymas przerażenia i szoku, ale tylko na początku. Teraz stałam wyprostowana z dumnie uniesioną głową i patrzyłam na nią. Powoli mój wzrok przyzwyczajał się do tego okropnego widoku. Demon wyszczerzał kły w ironicznym uśmiechu.
- Słyszysz? - warknęła robiąc krok do przodu. - Zginiecie marnie.
Trzepnęłam ogonem i poruszyłam uszami. Przekrzywiłam głowę w bok, a na moim pyszczku pojawił się delikatny i irytacyjny uśmieszek.
- Twoja krew cuchnie zgnilizną. - powiedziałam mlaskając z niesmakiem.
Scythe była widocznie zdziwiona widząc moją obojętność na jej słowa i ten dziwny spokój.
- Nie obchodzą Cię już? Co? Boisz się? Masz zamiar podkulić ogon w czasie bitwy i uciec?!
- Nie. - odparłam hardo i odważnie. - Będę walczyć do końca. Do ostatniej kropli krwi, która wypłynie z moich żył. Do ostatniego bicia mego serca. Dopóki to się nie skończy.
Wilczyca przede mną wrzasnęła wściekle i rzuciła się na mnie. Ale ja stałam w miejscu patrząc na nią bez mrugnięć. Jej ataki były bezskuteczne i tylko przechodziły przeze mnie, nie robiąc mi najmniejszej krzywdy.
- Zabije Cię! Zabiję, słyszysz?! Jeszcze kiedyś będziesz cierpieć!
Wywróciłam oczami i powstrzymałam ją ruchem łapy.
- Ostatnimi czasy, zrozumiałam coś. - wyszeptałam cicho.
- Co niby?
Podniosłam łeb do góry i wpatrzyłam się w szkarłatne niebo i krwawy księżyc. Z mojego oka wypłynęła samotna, czarna łza i skapnęła na ziemie. W tym właśnie miejscu, wyrosła przepiękna czarna róża. Znowu spojrzałam na Scythe.
- Zrozumiałam, że jeśli będę cały czas się zamartwiać, bać i uciekać to, to i tak nic mi nie da. Lepiej podnieść głowę do góry i iść dalej. Walczyć.
Demon warknął tylko i po chwili znikł.
Nie upadnę. Nie poddam się. Nigdy. Zawsze będę walczyć o lepsze jutro.

*
*   *
Szłam bardzo powoli przez las w kierunku jaskini. Rozmyślałam nad tym dziwnym zachowaniem Scythe. Czyżby chciała mnie sprowokować...? Możliwe. Zresztą, z nią wszystko jest możliwe. Przymknęłam fioletowe ślepia i zatrzymałam się. Tyle rzeczy zaprzątało ostatnio moją głowę, a ja jak na złość nie mogłam sobie z nimi poradzić. Warknęłam cicho z tą nutką smutku. Uniosłam łeb ku górze i spojrzałam w niebo. Prawie cały czas na nie patrzyłam. Nie mogłam znieść tego uczucia, że to już jutro. Dziwny ucisk w brzuchu. Czyżby jednak strach? Pokręciłam głową.
- Strasznie szybko zmieniam swoje nastawienie. Najpierw gram odważną i pewną siebie. - przerwałam spuszczając łeb. - A potem to się zmienia. Nie mogę sobie z sobą poradzić.
Chciałabym, żeby była tu... Kalahari. Ona zawsze wiedziała co zrobić. 
 Z mojego oka wypłynęła samotna łza.
- Kalahari.. - szepnęłam smutno. 
Wtem usłyszałam trzask gałązki. Znieruchomiałam i nastawiłam uszy. Nieznajomy zapach uderzył w moje nozdrza. Szpieg.
Odwróciłam się i zaczęłam szarżować na nieznajomego. Ten poderwał się z ziemi i zaczął uciekać.
- Chodź tu! - wrzasnęłam. - Wracaj!
Był szybszy i udało mu się umknąć przed moim wyrokiem. Zatrzymałam się dysząc. Nawet dzień przed... Nasz szpiegują.
Odwróciłam się i pognałam do watahy.

*
*    *
Uchyliłam powieki i spojrzałam po obudzonych już członkach watahy. Byli niespokojni i szykowali się. 
To dzisiaj...

______________________________________________
Saphira i jej genialne pomysły. Tak moi drodzy. Mam nadzieje, że nikomu nie przeszkodziłam w notkach. Ale bitwę czas zacząć!
Coś przygaśliście, czy mi się wyyydaaajęęę??

2 lip 2013

Spotkanie



Opowiadanie jest sklejone z wypowiedzi na flashu razem z ~IcarVei.
Zazwyczaj nie piszę opowiadań, więc to jest takie byle jakie i jeszcze splecione z wypowiedzi... ><

-------------------------------------------------------------

Filigranowa wadera o białym futrze podpalanym na brązowo spacerowała terenami SV. Lampion przyczepiony do jej ogona bujał się na boki i jarzył nikłym światłem ukazując jej podły humor. Cały czas rozmyślała o zbliżającej się wojnie. Trapiła ją ta myśl. W końcu postanowiła iść na polanę i powoli skierowała swe kroki w tamtą stronę. Kiedy weszła na polanę nikogo nie zastała. Zwinęła się w kłębek pod swoim ulubionym drzewem i owinęła ciało puszystym ogonem czekając, aż ktoś się pojawi. 
Tymczasem basior stawiał smukłe łapy ostrożnie, bez najcichszego dźwięku, pozostawiajac po sobie wgniecenia na trawie. Ciemny łeb opuścił ku ziemi, a zmęczone mięśnie drżały z wysiłku, jaki sprawiało im chodzenie. Puszusty chwost wlókł się po ziemi. Złote ślepia błyszczały w półmroku lasu, przez który wędrował. Dojrzawszy prześwit między lisowiem przed sobą, przyspieszył nieznacznie, by wkroczyć na polanę. Rozejrzał się bacznie i prędko dostrzegł nieznajomą waderę. Niemal niesłyszalny warkot wydobył się z gardzieli samca, gdy napiął mięśnie, gotów do uskoku. Wadera zauważyła nieznajomego i od razu podniosła się z ziemi. Stanęła w pozycji obronnej i też na niego warknęła, chociaż i tak dobrze wiedziała, że nie ma z nim szans. Nie umiała walczyć, nie lubiła tego. Lampion na jej ogonie zaczął świecić jaśniej pokazując, że samica się boi. Zlustrowała bladoniebieskimi ślepiami nieznajomego.
- Kim jesteś? -zapytała po chwili. Miodowe ślepia wilka śledziły z uwagą każdy ruch wadery. Zauważając, iż sama samica się go boi, uznał, że nie stanowi zagrożenia, przynajmniej na razie. Na smukłym pysku zatańczył nieznaczny uśmieszek.
-Proszę o wybaczenie, Madame. Przez te całe podróże wyzbyłem się resztek manier. Zwą mnie Icar'Vei, Wędrowiec.-Rzekł swym jedwabistym głosem, nie odwracając od niej wzroku. łeb uniósł wyżej, a srebrny łańcuszek z drobną kostką na jego szyi zakołysał się lekko, zanim znów został przykryty przez puszyste futro.  Ogon zakołysał się pewniej, zamiatając teraz ziemię swą końcówka. Sash przekręciła lekko łeb na bok przyglądając się samcowi, tak jak czasem to robią małe szczeniaki. Przestała warczeć i dalej stała w miejscu.
- Miło cię poznać Icar'Vei. -stwierdziła po chwili ciszy.- Ja jestem Sasha. -przedstawiła się krótko. Zauważyła jego naszyjnik i automatycznie spojrzała na swój czerwony wisior. - Co cię sprowadza na tereny Stipant Veritatis?
-Mów mi po prostu Icar.*Poprawił ją automatycznie, ogon przestał się kołysać. Słysząc jej ostatnie pytanie, mruknął coś do siebie, co zabrzmiało jak "...aż tak daleko?"- Nic szczególnego. Wędruję, a zazwyczaj tam, gdzie zajdę, więcej już łapy nie stawiam. - Odrzekł po krótkim zamyśleniu, błyskając złotem ślepi.
 -Dobrze. Będę mówić Icar... -na jej pysku pojawił się cień uśmiechu.- Chce ci się tak wędrować i nigdzie nie zostawać dłużej? -cały czas się na niego patrzyła uważnie. Samiec zdusił chichot w gardzieli. Zawsze pytano go o to samo.
-Owszem. Zawsze znajdę ciekawe miejsce i poznam zadziwiające istoty. Podróże są nadzwyczaj fascynujące.-Usmiechnął się nieco pewniej i przysiadł na zadzie, owijając łapy puszystym chwostem. Zmęczenie dało się mu we znaki.
 -Ale prędzej czy później to się nudzi... -mruknęła cicho i też usiadła na ziemi. Sama kiedyś tak łaziła z miejsca na miejsce, ale w końcu trafiła tu. Lampion na jej ogonie znowu zaczął jarzyć się nikłym światłem.- Pozatym takie podróże są męczące... -dodała widząc w jakim stanie jest samiec.
-Osobiście uważam, iz warto.-Mruknał jedynie w odpowiedzi, mrożąc ślepia.- To tak, jakby nosić lampion na ogonie...Hm? -Zaśmiał się krótko, bynajmniej nie chciał z niej drwić. Po prostu pierwszy raz widział waderę z lampionem na ogonie.  Wilczyca zrozumiała to jako drwinę. Machnęła ogonem, a lampion zakołysał się na boki.- Phi. Jestem wilkiem światła... Każdy wilk światła dostaje swój lampion. Mnie trafił się dość duży, więc nosze go na ogonie -prychnęła cicho.- Pozatym na szyi już coś mam... -odwróciła łeb w drugą stronę lekko urażona.
 -Wybacz Pani, nie drwiłem z Ciebie. Jestem jeno zadziwiony.  Wiele widziałem, lecz takie zjawisko jest mi nieznane.-Zamruczał pokornie, ponownie opuszczajac łeb ku ziemi. Na pysku nadal błakał się lekki usmieszek. Ta wadera nawet go bawiła. Biała odetchnęła głośno. W sumie to była przyzwyczajona do osób, które dziwiły się tym, że nosi lampion na ogonie.- No dobra.... -mruknęła cicho, po czym położyła się na ziemi i zwinęła w kłębek. Owinęła filigranowe ciało puszystym ogonem. Icar podniósł się wolno z ziemi i podszedł blizej, by ułozyć się naprzeciw niej w stosownej odległości.
-Więc sa to tereny stada...Opowiesz mi coś o nim? -Zagadnął po chwili, by przerwać tę krępującą ciszę, jaka zaległa.
 -Tereny Stipant Veritatis... -uniosła wzrok i spojrzała na Icara.- Więc... W stadzie jest kilkanaście osób. Alphą jest czarna wadera, Venus. Ostatnio mamy małe kłopoty, ponieważ zbliża się wojna z sąsiednią watahą SS... -westchnęła głośno. Na samą myśl o wojnie zadrżała lekko.
-Wojna z SS?-Przekrzywił nieznacznie łeb, a uśmieszek zniknał z jego pyska bez śladu.- O cóż poszło? - Uczestniczył w wielu wojnach, szczerze mówiąc. Jego umiejętności miały czas się rozwijać... Mimo to nie przepadał za walkami. Zabijać lub ranić swych braci? To nie dla niego.
 -Stipant Sverae... Nie mam pojęcia o co poszło...-mruknęła cicho i bardziej owinęła się ogonem. Przerażała ją myśl o wojnie. Ona też nie przepadała za walkami. Szczególnie, że w wojnie nie miała zbyt dużych szans na przetrwanie.
-Coraz więcej wojen toczy się o tereny. To takie bez sensu...Czyzby nie mogli pomiescić się na swoich ziemiach? - -Mruknął, niby to do niej, niby do siebie i pokręcił głową z niezadowoleniem. Zbyt wiele takich sytuacji ostatnio napotykał. - Będziesz uczestniczyć w wojnie...? -Mruknął do niej po chwili, przyglądając się jej uważnie. Teraz wydawała się mu taka drobna.
 -Mądre słowa... -stwierdziła cicho. Słysząc jego pytanie o jej uczestniczenie w wojnie wzięła głęboki oddech.- Niestety chyba będę... Każdy ze stada będzie musiał wziąć udział w tej wojnie. Jest nas o wiele mniej niż osób w SS. Chyba, że jako opiekunka szczeniąt będę pilnować maluchów. -lampion zaczął świecić troche jaśniej pokazując jej przerażenie.
-A co z sojusznikami? Brak przyjaznych watah? Gdyby zgodzili się pomóc, z pewnością poradzilibyście sobie doskonale...-Odrzekł po chwili, nadal wpatrujac się w waderę. Możeby tak...Pozostać? pomóc? Nie, to raczej zły pomysł...Ale jeśli...Toczył w sobie swoją własną, prywatną wojnę.
 -Sojusze... Nie wiem co z nimi... Ale i tak nas mało... -mruknęła cicho i odwróciła wzrok. Zaczęła gapić się gdzieś w przestrzeń. Samiec westchnął ciężko i spojrzał w nieboskłon.
-Nie obawiaj się, Sasho. Silna wola życia może zdziałać więcej, niż myślisz. -Rzekł cicho, znów kierując złoto ślepi na samicę. Uśmiechnął się nikle.
 -Silna wola... -powtórzyła cicho jakby sama do siebie. Uniosła kąciki ust w nikłym uśmiechu i znowu spojrzała na Icara.- Dziękuję... -jego słowa chociaż trochę ją uspokajały.
- Gdybym mógł coś dla Ciebie zrobić, proś śmiało.-Rzekł znów, wpatrujac się w jej błekitne ślepia. Zamiótł podłoże kilka razy swoim ogonem
-Najlepiej jakbyś został... Potrzebujemy nowych... -szepnęła cicho wpatrując się w jego ślepia błagalnie.
Icar westchnął ciężko, opuszczając nieznacznie łeb.
-Nie jestem pewien, czy wyjdzie Wam to na dobre...-Mruknął, krzywiąc się nieznacznie. Sama myśl o przynależności do jakiegoś stada napawała go swego rodzaju strachem. Nie o siebie, lecz o jego członków.
 -Dlaczego tak uważasz? -zapytała przyglądając się samcowi.
-Ciąży nade mna swego rodzaju Klątwa. Niestety, nie moge się jej wyzbyć.-Mruknął jedynie i ułozył pysk na wyciagniętych łapach, przymykając jasne ślepia.
 -Mhmm... rozumiem. -westchnęła.- Ale czemu nie możesz spróbować chociaż zostać na chwilę? Może nie będzie tak źle? -samiec odchrząknął cicho.
-Raz już spróbowałem. Skutki były dość...Nieprzewidziane i bynajmniej niezbyt przyjemne.- Zacisnął mocno szczęki na wspomnienie przeszłości.*
-Mhmm... -mruknęła cicho zasmucona słysząc jego słowa. Bardziej zwinęła się w kłębek i znowu wlepiła wzrok gdzieś w przestrzeń.
-Mogę...Zostać na trochę. Ale do stada dołaczyć nie mogę.-Powiedział po chwili zastanowienia.- No i trzeba porozmawiać z Alphą, czyż nie?
-Okey... Dobre i to... -stwierdziła cicho.- Alpha na pewno się zgodzi żebyś został na troche. -uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę.
-Okaże się. -Odwzajemnił uśmiech, aczkolwiek wyszedł on nieco słabiej, niz chciał. Otworzył oczy, ukazując złote ślepia.
 -Mhm okaże się. -przytaknęła obserwując Icara. 
Zapadła niezręczna cisza.
Tymczasem Fire szła z Ashem na króliki, jednak zaciekawiła ją rozmowa dwóch wilków na polanie. Jednym z nich była Sash, ale drugiego nie znałam. Postanowiła bliżej im się przyjrzeć. Podbiegła do nich.
-Co porabiasz, Sash? - spytała zaciekawiona, a jej wzrok powędrował momentalnie na przybysza leżącego obok. Icar łypnął nieco nieufnie na przybyłą samicę, szybko jednak ponownie skierował wzrok na swą rozmówczynię.
- Ave.-Rzucił tylko na przywitanie,a czując na sobie wzrok nieznajomej, machnął parę razy ogonem.
-Witam. - odpompowała już spokojniejsza. Usiadła koło nich. Ash plątał jej się koło łap, badając nieznajomego.
 -Cześć Fire... -spojrzała na nią i uśmiechnęła się lekko.- Rozmawiamy... Fire, to jest Icar -przeniosła wzrok na samca.- Icar, to jest Fire i Ash.
-Miło mi.- Mruknął jedynie na potwierdzenie słów Sashy i katem oka zerknął na Ash'a. Szczeniak popatrzył chwilę na basiora. Gdy ten poczuł jego wzrok na sobie cofnął się o krok. W końcu zebrał się i podszedł kawałek do Icara. Sasha przyglądała się temu wszystkiemu w ciszy. Basior uśmiechnął się nikle i chuchnął na szczeniaka. Powietrze wokół niego zamigotało i po chwili wokół niego pojawiła się chmara  błękitnoskrzydłych motyli. Zdziwiony szczeniak zaczął oglądać się na wszystkie strony, prubując pojąć, co się stało. Jednak błękitne motyle były ciekawsze. Ash rozglądął sie za nimi z uśmiechem na pysku pachając łapą od czasu do czasu, prubując schwytać chociaż jednego. Spojrzał zspowroten na basiora, który przyglądał się jego zabawie. Uśmiechnął się lekko w jego stronę i podszedł jeszcze kawałek.
 -Oo... -biała zaskoczona patrzyła na motylki w około Asha, po czym spojrzała na Icara i posłała mu ciepły uśmiech. Basior odwzajemnił jej uśmiech i mrugnął do niej. Szczeniak był już blisko, więc Icar podniósł smukłą łapę i zmierzwił ierśc na łebku  małego. Szczeniak położył lekko uszy, ale nie był taki przestraszony, jak działo się to w przypadku wielu innych wilków.
- Proszę, proszę. Widać ciebie polubił najbardziej z całego stada. -  Fire uśmiechnęła się w stronę basiora. - Tak ufny od początku był tylko dla Oruko. No i dla mnie. - powiedziała.



Icar

Odświeżona Sash

Don't bury me
Don't let me down
Don't say it's over
Cause that would send me under
Underneath the ground


Don’t bury me, don’t lay me down
Don’t say it’s over,
Cause that would send me under
Underneath the groundtekst mp4.com.pl
Don’t bury me, don’t lay me down
Don’t say it’s over,
Cause that would send me under
Underneath the groundtekst mp4.com.pl
Don’t bury me, don’t lay me down
Don’t say it’s over,
Cause that would send me under
Underneath the groundtekst mp4.com.pl

Imię: Sasha Mac’Tíre Seomra 
Zazwyczaj nie używa swojego nazwiska, ponieważ uważa je za zbędne
Przezwisko: Sash, Sza, Seo, Sashu
Wiek: Już 2 lata będą
Płeć: Wadera
Rasa: Wilk Światła
Partner: Brak.
Czeka na tego jedynego, który pokocha ją taką jaka jest.
Potomstwo: Nie posiada, jednak uwielbia szczeniaki.
Hierarchia: opiekun szczeniąt, mag życia, mag światła
Pochodzenie: Irlandia
Moc: Nieodkryta

Charakter: 
Jest bardzo nieśmiałą waderą przy obcych, trzyma się od nich na dystans. Jednak przy osobach, które zna staje się bardziej otwarta i wygadana. Często boi się kontaktów z innymi i żeby ją zapoznać trzeba się bardzo postarać. Czasami zachowuje się jak szczeniak. Zawsze stara się być jak najbardziej opanowana. Jest pokojowo nastawiona i nienawidzi walczyć, poza tym nawet nie umie walczyć.
Lampion, który ma zawsze przyczepiony do ogona zmienia intensywność świecenia od jej humoru.
Cechy:
Jak na wilka jest dość mała, co nie robi ją gorszą od innych. Może i nie umie szybko biegać, za to jest zwinna i szybko wspina się na różne rzeczy. Umie wchodzić ciasne dziury tam gdzie inny się nie mieszczą.
Czerwone plamy na pysku to znak rozpoznawczy jej rodziny.


Lubi: 
-Długie spacery podczas pełni księżyca
-Przyglądanie się innym z boku i odszyfrowanie przez to ich charakteru.
-Szczeniaki
-Słońce

Nie lubi: 
-Kiedy ktoś narzuca jej swoją wolę
-Kłamstwa
-Chamstwa
-Walczyć
-Wojen


Historia:
Urodziła się w lesie, gdzieś w Irlandii, nie pamięta do końca gdzie. Jej matka opiekowała się nią dopóki myśliwi jej nie zastrzelili, czyli kiedy wadera miała 4 miesiące. Matka osłoniła ją własnym ciałem i kazała uciekać. Biegnąc ile sił w małych łapkach uciekła w głąb lasu i ukryła się w lisiej norze. Zamieszkujące tam lisy zajęły się nią, nauczyły polować i wychowały. Kiedy Sasha skończyła równo rok wyruszyła w samotną podróż. Wiele razy natknęła się na inne wilki, które ją odganiały lub poturbowały nie chcąc jej obecności. W końcu trafiła tu do Stipant Veritatis.
Ekwipunek: 
czerwony naszyjnik (pamiątka po rodzinnych stronach) oraz latarenka na ogon (charakterystyczny znak dla wilka światłości, nie zawsze ją nosi)

 Don't leave me alone with me
See, I'm afraid
Of the darkness
And my demons
And the voices
Saying nothing's gonna be OK

1 lip 2013

W podziemiach.

Dziś trochę krótko... wena się mi kończy, a raczej pcha mnie do innego opka. Daję to, bo trochę nie pisałam, a po za tym musi być porządek. Tak wiem, miałam dać inną notkę, ale to za niedługo. Mam nadzieję, że nie jesteście źli. Mam jeszcze zamiar napisać jeszcze parę notek, odnowić KP Santa... Uhm, dużo roboty. Tylko, że na wakacje znów jadę za granicę, więc może mnie nie być. No ok, nie zanudzam. A więc zapraszam do czytania.
_________________________
- Dobrze.-powiedział basior, a następnie skierował swoje spojrzenie na mnie.  - Należą  Ci się wyjaśnienia. Nie jesteśmy do końca z watach Stipant Fide i Stipant Verum. Prawowita nazwa watahy do której należę to Herd Beliderde a ona do Herd Verityerde. Twoja wataha to Herd Loverde.
***
Co to miało wszystko znaczyć? Czy to nie jest żadna pułapka? Daj spokój, Ter, i tak już się wpakowałaś w największe bagno, więc i tak nie masz na co lepszego liczyć.-pomyślałam.  Rozglądałam się za moimi towarzyszami. Coś tam robili koło ściany. Chyba, jakby coś kopali? Co oni tam kombinują? Mam już dość tych "niewiadomych", a oni zachowywali się dość nietypowo. Podeszłam do nich.
- O co chodzi? - chciałam jak najnormalniej w świecie zagadać, lecz nie zdołałam opanować głosu, gdyż było w nim słychać nutkę zdenerwowania.
- Powiedzmy, że przez ten czas w celi było nam trochę nudno, więc zrobiliśmy "malutki" remont. - powiedział Hisoko.
- Hm... Czyli chcesz przez to powiedzieć, że wykopaliście coś w stylu podziemnego przejścia, tak? Ale jak żeście to zrobili, że strażnicy nic nie zauważyli?
- Moja w tym głowa. Ci strażnicy nie są zbyt podejrzliwi, jak się wydawało. Ale w razie czego, zabezpieczyłem przejście.
-Aha.
Po krótkiej chwili dało się słyszeć głos Vaidyi:
- Dobra, nie ma co tracić czasu, tylko zwijać się jak najszybciej się da. Strażnicy mogą wpaść w każdej chwili. - zauważyła wadera.
- Racja. A więc ruszajmy. - odparłam.
- Panie mają pierwszeństwo. - powiedział basior, po czym nas przepuścił. Poszłyśmy.
   Przejście podziemne wydawało się nie mieć końca. Rozświetlane było zaledwie kilkoma pochodniami, które pojawiały się co paręnaście metrów. Korytarz był na tyle szeroki, że zmieściliśmy się wszyscy trzej w jednej linii. Jedynie wejście na początku było wąskie. Kroczyliśmy w ciszy. Było słychać nasze oddechy, syk małych płomyków, kapanie nielicznych kropel.
 W końcu się odezwałam.
- Jestem wam wdzięczna, że zabieracie mnie z tego upiornego miejsca, ale mam pytanie: Dokąd tak właściwie zmierzamy?
- Em, czekaj jak ci to powiedzieć... - zaczęła wadera.   Po chwili rzekła:  
- Zmierzamy do miejsca, gdzie przeżyły ostatnie osoby z naszych watach. Tak zwane niedobitki. Potrwa nam to jakoś z... godzinę? - spojrzała pytającą na basiora. On skinął głową.
 - No dobrze. A więc do czego wam jestem potrzebna? - zapytałam. Nadal nie mogłam zapomnieć co Leverdowie mi zrobili. Zabrali mi wszystko: prawo o władzę, przyjaciela, szczęśliwe życie, w końcu rodzinę, a na końcu wydali mnie na śmierć, po czym wszyscy udawali moją rzekomą śmierć. Czułam się niepotrzebna. Zabrali mi wszystko... więc co ode mnie chcą? Czyżby mój braciszek (Talc) miał problemy w byciu alfą? Przecież tak tego pragnął. W sumie nie zależało mi na tym. Z czasem i na tych, co należeli do "mojej rodziny" (bo trudno nazwać osoby rodziną, którzy pragną tylko twojej śmierci). Może chcą mnie dobić? A jak są sojusznikami SS i chcą zniszczyć SV? Nie, nawet tak nie myśl. Nie zrobili by tego. Przecież regulamin...
 Regulamin regulaminem. Daj spokój, po nich wszystkiego można się spodziewać. Ale wątpię, żeby... W sumie mogą. Przecież wiesz, że Talc  jest do wszystkiego zdolny. Nie, nie pozwolę im na to. To dobrze, że mam ostatniego asa w rękawie. Może zdoła się mi ich powstrzymać, jeżeli zachcieliby podbojów.
 - No to tak...-zaczął Hisoko. -Wszyscy cię szukają. Doszły słuchy, że żyjesz. Na szczęście znaleźliśmy ciebie. Jest nadzieja, że uda się nam odrodzić nasze watahy.
 Super, chcą mnie "hajtać" z kim chcą i nie mam nic do gadania. Jeszcze mi tego brakowało.
- Czemu akurat ja? Przecież mój braciszek tak się palił do tej roboty. - powiedziałam z pogardą.
- Jeżeli chodzi o to, to nie do nas należą wyjaśnienia, lecz do znanej ci szamanki - westchnęła Vaidya
 Uhm, jeszcze gorzej. Nadal pamiętam, że jako pierwsza zaproponowała, żeby mnie otruć.
 - Dobra, czy coś jeszcze chcecie mi powiedzieć, o czym nie wiem? - mruknęłam. Cała ta sytuacja się mi nie podobała.
- Na razie nie. Jak już Vaidya wspominała, nie my jesteśmy od wyjaśniania, a wiemy tyle samo co ty... no, może trochę więcej. Ale na razie to wszystko, co mieliśmy ci przekazać...chyba.
- No dobra. I tak już nie mam ochoty na dalsze rozmowy. Chodźmy szybciej. Im szybciej  tam dojdziemy, tym szybciej skończy się ten cały koszmar.
- Oby - powiedziała cicho wilczyca.
  "Oby"? Co miała na myśli, to mówiąc? Dobra, nie ważne. Wolę mieć już wszystko za sobą.
 Znów szliśmy w ciszy. Było słychać szmery. Nie przejmowaliśmy się tym. Już chyba szliśmy z 20 min. Nadal nie było widać końca. Powietrze zdawało się cięższe. Nie byłam przyzwyczajona do podziemi. Wolałam się jednak nie skarżyć.
 Po jakimś czasie miałam wrażenie, jakbym słyszała bardzo ciche "pykanie". Z czasem było bardziej słyszalne i natarczywe. W końcu słychać było wyraźnie, jakby puls.
- Czy tylko ja to słyszę? - zapytała Vaidya.
- Hm? - mruknął zaniepokojony Hisoko. Zatrzymaliśmy się. Teraz nie było żadnych wątpliwości.
   Tajemniczy dźwięk zaczął się coraz częstszej powtarzać. Puls był szybszy. Chwile staliśmy, jakby na coś czekając.
- O kur...czę. - powiedział basior. Najwidoczniej coś nie poszło po jego myśli.
- CHODU! - krzyknął wilk, po czym pobiegł najszybciej przed siebie. Vaidya w ślad za nim.
- Co? - spytałam zdezorientowana.
  Pykanie osiągnęło najszybsze tempo. W końcu przestało. Przez sekundę nastała cisza. Po niej było słyszeć bolący w bębenki w uszach huk. Dopiero wtedy rozpoczęłam bieg.
   Podziemne przejście zaczęło się walić. Bomba wybuchła.
Szablon wykonany przez Jill