Biegłam ile sił w łapach ze łzami w oczach. Jak on mógł mi to zrobić?! To pytanie
błądziło po mojej głowie cały czas. Nie wiem ile czasu już tak gnałam przed
siebie. Niespodziewanie zatrzymałam się, a lampion przywiązany do mojego ogona
zakołysał się na boki.
-Koniec… Nie będę więcej myśleć o Nim…-wzięłam głęboki
oddech i wytarłam brązowymi łapami łzy i uśmiechnęłam się sama do siebie.-
Wyczyść swój umysł ze smutku…-mruknęłam cicho i zamknęłam oczy. Mój lampion na
chwile zaiskrzył jasnym światłem,
światłem które uspokajało, po czym przygasł. Westchnęłam, poczułam zmęczenie po
tak długiem biegu. Trzymałam się ledwo na moich filigranowych łapkach.
Rozejrzałam się, zobaczyłam stare drzewo, podeszłam do niego i zwinęłam się między
jego korzeniami. Kiedy tylko mój łeb dotknął miękkiego mchu od razu zasnęłam.
Śniło mi się, że ktoś codo mnie mówi. Po chwili zorientowałam się, że to nie
jest sen. Otworzyłam szybko oczy, nade mną stałą czarna wadera o jednym całym
białym oku.
-Kim jesteś?- spytała mnie od razu.- I co robisz na moim
terenie?
-Jestem Sasha… Byłam zmęczona i zasnęłam tu… I nie
wiedziałam, że to twój teren…- przyjrzałam się wilczycy dokładnie.
-Jestem Venus… Alpha watahy Stripant Veritatis.- uśmiechnęła
się dumnie.- A ty masz jakąś watahę?
-Nie, nie mam…-westchnęłam.
-Może chcesz dołączyć do mojej… Dopiero ją założyłam i
szukam nowych…
-Jasne, że chcę…-uśmiechnęłam się promiennie i podniosłam
się z ziemi.
-Choć za mną pokażę ci tereny.-wadera ruszyła przed siebie.
-Okey..-poszłam za Alpha mojej nowej watahy, byłam
wniebowzięta.
---------------------
Trochę krótka ale jest... ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz