*przez ten jeden jedyny moment zdradzić wam muszę to co we mnie siedzi, nie jest to łatwie więc uważnie słuchaj. Nie powtarzam słów dwa razy*
Pytacie o imię?
Ochrzczono mnie mianem Shiraz, jako że zrodziłem się wśród czerwonych winorośli, które tak przyjęto nazywać. Jednakże nie przywiązuje większej wagi do imienia, równie dobrze mógłbyś zwracać sie do mnie bezosobowo bym zwrócił swe ciekawskie ślepia ku Tobie.
Ile już chadzam na tym padole?
Nie liczę, czas dla mnie nie mija jednak gdybym miał wszystkie myśli i wspomeniani zebrać razem myślę, że zebrałoby się tego z 5 czy 6 lat odkąd pierwszy raz liznąłem świeżego powietrza.
Płeć?
Nie sądze by przy moich gabarytach któś śmiałby przezwać mnie samicą.
Umiejętności?
Jak każdy przedstawiciel mego rodu, bratam się z naturą, jest moim domem, przyjacielem i ostoją. Nie uważam, że to ja władam ziemią bo to ona jest moją rodzicielką, jestem bardziej jej duchowym pomagierem.
Stanowisko?
Szczerze powiedziawszy nie przywykłem do stad, do zgromadzeń nawet do towarzystwa, od zawsze byłem odludkiem zatem hierarchia oraz pojęcie podziału jest dla mnie dosyć nowym zjawiskiem. Gdybym mgół wybierać chciałbym zostać stróżem, by móc chronić terenów zarówno w dzień jak i w nocy.
Jak wyglądam?
Zwykły spory czterołap, wielborawność, szrama na pół mordy to chyba moje cechy szczególne, reszte widać po mnie, zamiary wyczytasz z żółtych ślepii z pomarańczową obwódką wokół źrenicy.
Charakter?
Wyglądam na zadufanego samoluba, jednak to pojęcie mylne. Bywam najczęściej nieśmiały i małomówny, jako że peszy mnie większa liczba osób. Zdziwieniem było szukanie na starość stada, które stałoby się dla mnie domem jednak gdyby nie młodsza siostra nigdy bym tu nie przybył. Mimo iż bywam nieufny dla rodziny jestem przyjacielem dla szczeniąt wzorem, kochający i wierny.
Rodzina?
Wiele dni minęło odkąd zmieniłem zdanie o swojej rodzinie a właściwie o jednej osóbce, która jest wam tak dobrze znana. Terra ma siostra rodzona, choć o tym nie wiedziała stała mi się bardziej bliska niż całe życie które chciałem po prostu jakoś przeżyć.
Partnerka?
Niestety nikt nie wytrzymał na tyle długo by złączyć nasze losy.
Historia?
Historia moja jest długa, nieciekawiona a parę spraw wolałbym nie wywlekać na publicznym forum, dlatego opowiem wam tylko tą częśc, która połączyła mnie z moją siostrą, którą wpierwej nie fałszując swych oświadczeń, chciałem zabić. Odszedłem od matczynej łapy dość szybko, bowiem wiedziałem, że nie nadaje się na stadne życie, za bardzo nie lubiłem towarzystwa a i bywałem zbyt chorobliwy i wątły by przeżyć w takiej gromadce. Po prostu uciekłem, zwiałem jak tchórz, wierząc że ślad i myśl o mnie zaginie. Uczyłem się sam, polowałem, wiele razy upadałem jednak nigdy nie oglądałęm się za siebie a brnąłem dalej. Wyrosłem na kogo wyrosłem, silny i dumny, mają wiele niecnych występków za sobą. Spotkałem wielu przyjaciół, którzy dali mi niezbędne wskazówki na całe życie, wierzyłem że mój los może się odmienić. Mimo, że rodzina dawno zapomniała o mojej obecności ja pamiętałem, czasami byłem jak cień obserwując ich w zaciszu leśnej gęstwiny. Widziałem swoje rodzeństwo oraz radość na obliczu matki i ojca, który zawsze rygorystycznie stawiał wszystkim warunki. Doszły mnie słuchy o wybrykach młodszego brata Talca, o banicjach i karach, nie trąciło mnie to. Jego stado i jego zasady. Dopier gdy wygnał Terrę złość we mnie wezbrała, mógł robić co chce ale jedyną wpojoną mi zasadą był szacunek do rodziny. Wiecznie spokojne i ukojone nerwy tym razem stępione na tyle, że nie wytrzymały i muszę przyznać, że poniosło mnie na tyle, że zabiłem brata. Zamordowałem, dobiłem, nazywać to można jak chcecie, jednak wtedy serce podpowiadało mi inaczej. Szukałem Terry wszędzie jednak znikneła jak kamfora, słuch o niej zaginął podobnie jak o mnie kiedyś, każdy źle Jej życzył ale nic o niej nie wiedział. Nie chciałem by była samotna i popełniła ten sam błąd co ja kilka lat temu opuszczając rodzinne strony. Wiele lat zajęło mi szukanie i w końcu trafiłem na tutejsze granicę ze zdziwieniem witając usmiechniętą i o dziwo szczęśliwą mordkę siostry. Mam zamiar Jej chronić choćbym musiał stać się bardziej towarzyszki i złamać parę swoich zasad. Tak więc witam i mam nadzieję, znaleźć tutaj swój kąt.
*chętny na wątki i powiązania
*gadu: 39708074
*hasło: martwa nadzieja
Ziewneła przeciągle podnosząc swe cztery litery ku nowemu członkowi. Dawno nic się tu nie działo a szczególnie nikt tu nie dochodził od jakiegoś czasu. Mrukneła cicho stając przed samcem - Habari Ladies. Mimi Allex. Miło mi - Powiedziała wplątując swe ojczyste słowa. - Życze Ci miłego pobytu . - Pokłoniła się patrzac na basiora.
OdpowiedzUsuńCiemno szara wadera o fioletowych ślepiach podeszła do basiora i uśmiechając się, powiedziała:
OdpowiedzUsuń- Witaj w Stipant Veritatis, jestem Saphira, miło mi Cię poznać.
Wadera wciąż nie mogła uwierzyć swoim oczom. Oto przed nią stoi jej starszy brat, ten, o którym jej matka tyle mówiła, a ona dopytywała. Chociaż nigdy nie miała okazji go zobaczyć, była pewna że to on. Po pierwsze czuła to, a po drugie nie raz pytała się swojej rodzicielki o wygląd swojego brata. Chociaż nie miała żadnych wątpliwości co do osoby basiora wciąż nie mogła uwierzyć że przed nim stoi. Gdy była zmuszona opuścić stado, miała nadzieję odnaleźć go, lecz każde poszukiwania okazywały się bezowocne.
OdpowiedzUsuń-Shiraz? To naprawdę Ty?-zapytała, lecz głos jej się załamał. Miała nogi jak z waty, ale spróbowała podejść. Gdy znajdowała się od niego zaledwie parę kroków od niego, przytuliła go najmocniej jak mogła. Z jej oczu popłynęły łzy, ale były to łzy szczęścia.
-Tak bardzo tęskniłam! Proszę, obiecaj mi, że już nie będziemy się szukać. Nie chcę znów Cię stracić!-odparła, bardziej się przytulając.
Zza krzaków wyszedł prawie że dorosły basior o złotych oczach. Uśmiechnął się do nowo przybyłego.
-Witaj, nazywam się Santino. Witaj wśród nas.-powiedziawszy to, uśmiechnął się do niego.
Wadera zobaczywszy Czarnego, uśmiechnęła się serdecznie.
-Sant, to jest Shiraz, mój starszy brat. Shiraz, to mój syn Santino. Ale to długa historia.
-Znowuż nie taka długa.-odparł młodzik.-Ale rozumiem, sprawy rodzinne i takie tam. Nie będę przeszkadzać. Jeżeli masz jakieś wątpliwości to już je rozwiązuję. Nie jestem prawdziwym synem Terry, to ona mnie przygarnęła, gdy moi prawdziwi rodzice umarli oddali za mnie życie.-powiedziawszy to zasmucił się, ale szybko wziął się w garść. -Jak już mówiłem, nie będę przeszkadzać.-odparłszy to uśmiechnął się i trochę się oddalił.
Filigranowa wadera o biało-brązowej sierści szła powoli po terenach watahy. Przebierała szybko swoimi małymi łapkami. Ostatnio rzadko kiedy widywała sie z innymi, większość swojego czasu spędzała na długich spacerach po lesie. Potrzebowała odsapnąć, po tych wszystkich osobach, które umarły, a których ona śmierć czuła. Jako wilk życia nie miała łatwo. Nawet nie zauważyła kiedy weszła na polanę, była taka zamyślona. Zmarszczyła nieznacznie pysk czując nieznaną jej woń. Przeniosła bladoniebieskie spojrzenie na nieznajomego basiora. Pewnie był nowy... przekręciła nieznacznie łeb na bok, po czym wzięła głęboki wdech. Powinna się przywitać, po chwili wahania podeszła do wilka i uśmiechnęła się delikatnie.- Witaj. - mruknęła cicho i przysiadła na tylnich łapach.- Nazywam się Sasha, miło widzieć kogoś nowego w stadzie. - stwierdziła jeszcze i zamiotła ziemie ogonem do którego przyczepiony był lampion jarzący się nikłym światłem.
OdpowiedzUsuń