W jaskini było ciemno, wejście nieśmiało oświetlał blask białego księżyca o niemal idealnej kulistej tarczy. Dziś była pełnia, dzień mnóstwa potworów. W najdalszym kącie groty spało małe ciałko szczeniaka. Trzęsło się. Bało się księżycowej nocy. Od pierwszej w swoim życiu pełni obawiała się tego, co może się nadejść. Po długim czasie usnęła mocno, nawet nie wiedząc, że Santino wyszedł.
«»«»«»
Łowy czas zacząć...
«»«»«»
Łowy czas zacząć...
«»«»«»
Avyam niespodziewanie podniosła się z zimnej ziemi, dysząc ciężko. Znowu widziała tego potwora we śnie. Zaniepokojona rozejrzała się po wnętrzu jaskinii, mając złe przeczucia. Brakowało kogoś. Na pewno... Elenore, Venus, Sasha, Santino... Właśnie! Gdzie jest Santino?! Mimowolnie powoli podreptała do białej wadery z tym czymś dziwnym na ogonie. Potrąciła nosem jej pysk i pisnęła cicho. Dorosła samica coś wymruczała przez sen i mozolnie odchodziła z krainy Morfeusza. Powieki zadrgały, a po chwili uniosły się, ukazując zaspane ślepia.
- Hmmm...?
- Santina nie ma!
- C-co?! - Prędko podniosła się, ale zaraz zachwiała się. Ciało nie do końca się rozbudziło.
Avyam spuściła głowę, kuląc uszy. Bała się. Często ją bito za wtrącanie się w sprawy watahy. Nie do końca ufała Watasze Prawdy(tak brzmi łacińska nazwa Stipant Veritatis), gdyż była tutaj krótko. Cofnęła się o krok i lękliwie zerknęła na samkę.
- Avyam... Czego się boisz?
Szczenię mimowolnie cicho pisnęło i skuliło się jeszcze bardziej. Zaczęło się trząść ze strachu. Przed jej oczami stanęły pyski wykrzywione w nienawistne grymasy. Oni uważali ją za potwora, który mordował w czasie pełni księżyca.
- Avyam... Nie ma się czego bać. Znajdziemy go.
- J-ja... - Młode cofnęło się o kolejny krok i odwróciło łeb w bok, przymykając szafirowe ślepia.
- Nie myśl już o tym. Chodźmy go poszukać.
Avyam mimowolnie spojrzała na waderę i powoli pokiwała łebkiem. Nadal nie ufała tj watasze, ale postanowiła tym razem zaryzykować. Wilczyce ruszyły w księżycową noc w poszukiwaniu pierwszego przyjaciela Avyam. Pierwszego od urodzenia...
- Hmmm...?
- Santina nie ma!
- C-co?! - Prędko podniosła się, ale zaraz zachwiała się. Ciało nie do końca się rozbudziło.
Avyam spuściła głowę, kuląc uszy. Bała się. Często ją bito za wtrącanie się w sprawy watahy. Nie do końca ufała Watasze Prawdy(tak brzmi łacińska nazwa Stipant Veritatis), gdyż była tutaj krótko. Cofnęła się o krok i lękliwie zerknęła na samkę.
- Avyam... Czego się boisz?
Szczenię mimowolnie cicho pisnęło i skuliło się jeszcze bardziej. Zaczęło się trząść ze strachu. Przed jej oczami stanęły pyski wykrzywione w nienawistne grymasy. Oni uważali ją za potwora, który mordował w czasie pełni księżyca.
- Avyam... Nie ma się czego bać. Znajdziemy go.
- J-ja... - Młode cofnęło się o kolejny krok i odwróciło łeb w bok, przymykając szafirowe ślepia.
- Nie myśl już o tym. Chodźmy go poszukać.
Avyam mimowolnie spojrzała na waderę i powoli pokiwała łebkiem. Nadal nie ufała tj watasze, ale postanowiła tym razem zaryzykować. Wilczyce ruszyły w księżycową noc w poszukiwaniu pierwszego przyjaciela Avyam. Pierwszego od urodzenia...
«»«»«»
Mmm, fajna notka, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuń~Venus której nie chce się logować
Mam takie same zdanie jak Venus. Ty to na prawdę lubisz ludzi zaskakiwać! :)
OdpowiedzUsuńSuperowska notka ; D
OdpowiedzUsuń