Alternatywny tekst

4 maj 2014

Ashes to ashes, dust to dust.

 W tej notce zmieniam pisanie z pierwszej osoby na trzecią.
A i jeśli wam się nie chce, przeczytajcie tylko końcówkę.

Coś dla totalnego rozwalenia emocji. 
~*~*~
Krew spływająca po czaszce, brzuchu, szyi, po wszystkim, wylewając się litrami z ciała, a serce jeszcze jakby pragnęło nadal je tłoczyć, biło, nie dając ukojenia w śmierci. Dlaczego właśnie tak? Powiedzmy, że była nieostrożna, co skończyło się tragedią, zniszczeniem. Jak do tego doszło, zapytacie? A więc wam odpowiem. Zaczęło się w trakcie walki.
Ciemno szara wadera o fioletowych oczach wpadła pomiędzy dwa zmagające się z sobą wilki, nawet nie patrząc jakie one są. Po zapachu wyczuła, który jest wrogiem i bez słowa rzuciła się na niego, przegryzając mu gardło i odbierając szansę na oddech. Posoka spływała po jej pysku, niczym woda, a ona wpatrywała się wrogo w drżącego w agonii samca. Spojrzała w bok, mrużąc oczy. Nie szukała jakiś zwykłych wojowników, nie oni ją interesowali. Chciała znaleźć jedną waderę na której zdecydowanie chciała się zemścić.
Sunev.
Ona była odpowiedzialna za to wszystko, za tą śmierć, która wędrowała pomiędzy nami wszystkim, zabierając po kolei każdego, kogo tylko napotkała. Oblizała wargi z krwi i warknęła, gdy dojrzała w końcu swój cel. Stała z uśmiechem z boku, nie ingerując w walkę.
- Jesteś moja. - parsknęła szara i po chwili gnała w stronę wilczycy, sadząc długie susy.
Ta dojrzała ją szybko, lecz zamiast przyjąć cios, umknęła w las. Zmrużyła ślepia, tego nie przewidziała, ale się nie zatrzymała, wręcz przyśpieszyła. Wpadła pomiędzy zarośla i zwinnie wymijając drzewa, goniła alphe wrogiej watahy. Słyszała jej śmiech, których drażnił uszy i pobudzał wściekłość do granic możliwości, a nawet poza nie. Ujrzała ją. Stała na pustej polance, z dala od walczących, samotnie i wpatrywała się w księżyc. Szara zwolniła i weszła na łąkę powolnym teraz, niemal skradającym się krokiem. Sunev przeniosła na nią wzrok.
- Znowu ty? - zapytała, przekrzywiając łeb w bok. - Interesujące jak bardzo chętnie porywasz się na śmierć za to durne stado i za martwą już teraz Venus.
Ta zareagowała na to sykiem i najeżyła się.
- Po pierwsze, to nie jest durne stado. To teraz moja wataha, którą będę bronić do końca, aż do mojej śmierci, a teraz mam zamiar zakończyć Twój marny żywot.
Wyciągnęła pazury i obnażyła kły wpatrując się przenikliwie w wroga. Ta zaśmiała się ironicznie słysząc to.
- Zabić chcesz mnie? Oj, moja droga, musisz się wiele nauczyć o życiu, najlepiej po życiu. - przyjęła postawę do walki obserwując alphę Stipant Veritatis.
- A więc dobrze. Zakończmy to tu i teraz.
Po nie mniej niż sekundzie, oby dwie wadery rzuciły się na siebie. Kły Sunev zacisnęły się na jej przedniej łapie, boleśnie, niemal łamiąc kość. Zaskomliła, ale nie była dłużna. Jej pazury przejechały po całej długości jej czoła, przez oko, aż do policzka, jednak ta nie puszczała jej łapy. Wyrwała się, ledwo, ale przez to, wroga wilczyca rozerwała jej spory kawał ciała na niej. Szara skoczyła do góry, przewracając Sunev, przyszpiliła ją do ziemi i właśnie miała zamiar przegryźć jej gardło, gdy ta zrzuciła ją z siebie boleśnie i wgryzła jej się w kark. Fioletowo oka wrzasnęła głośno i wyswobodziła się spod niej szybko. Dyszała.
- Widzisz, szczeniaku? - zaświergotała wroga alpha. - Nie wygrasz tej bitwy, jesteś ranna bardziej niż ja, nie masz już siły. - zaśmiała się zimno. - Pozwól mi odebrać Ci życie.
Może miała rację? Ale mimo wszystko, szara nie miała zamiaru się poddawać.
I to był jej ostatni błąd.
Zaszarżowała na Sunev chcąc skoczyć i przegryźć jej tętnice, jednak nie zdążyła. Łapa czarnej wadery uderzyła ją w pysk z niesamowitą siłą, pozostawiając ogromne szramy na niej i wywracając ją.
Ba-dum.
Ba-dum.
Ba-dum.
Nie minęła sekunda, gdy poczuła przewiercający ból w gardle. Czarna trzymała wbite pazury w jej klatkę piersiową, a kły w szyję i zaciskała je coraz mocniej. Dławiła się krwią wpływającą jej do wewnątrz pyska, przez co nie mogła złapać oddechu. Starała się ją za wszelką cenę zepchnąć z siebie, uratować swoje życie. Nie dała rady. Poczuła jeszcze większy ból, a potem jakby..ulgę?
Jej pysk opadł na bok. Ostatnie, łapczywe branie oddechów, wypluwając litry posoki wypływającej z wielu otworów w ciele.
- Hryaaa.. Hryyyaaa..
- Widzisz? - uśmiechnęła się Sunev. - Przegrałaś, wilczyco.
Nie chciała umierać, nie chciała ze względu na watahę. Jak oni sobie poradzą? Potrzebują przywódcy! Bez Venus to nie to samo, ale skoro i ona zginie, to kto się tym zajmie?
Wroga samica odeszła bez słowa więcej, zostawiając umierającą samą. Z jej przegryzionego gardła wypływała coraz to gęstsza krew, a serce rozpaczliwie próbowało ją tłoczyć dalej, nie dając ukojenia w śmierci. Całe jej życie przelatywało jej przed oczami, Ci wszyscy, których znała, których nie ukrywajmy - kochała. Przymknęła ślepia. I teraz to wszystko miało się zakończyć. Zanim jednak kompletnie straciła przytomność, ujrzała Scythe, leżącą tuż obok niej i trzymającą łeb na łapach.
- Byłaś wspaniałym nosicielem. - wyszeptał demon do niej. - Ale nie dam Ci tak łatwo umrzeć, cholero jedna.
Gdy już myślała, że to koniec, poczuła ucisk, coś wdzierało się w jej duszę, głęboko i dogłębnie. Zawyła głośno, a jej oczy pokryła ciemność..
A jeśli chcecie jeszcze mnie zobaczyć, spójrzcie w gwiazdy,
albowiem jestem pomiędzy nimi - strzegę i obserwuję was.
~*~*~
Wybaczcie, kochani.
Tak łatwo jednak się mnie nie pozbędziecie C; Dzięki Neru.

3 komentarze:

  1. *+1 osoba do żałoby Saszki* [*] ♥

    | S a s h |

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się opisać śmierć Saphiry jakoś najlepiej jak potrafiłam i dla mnie samej wyszło z łzami.

      Usuń

Szablon wykonany przez Jill