Alternatywny tekst

23 lis 2013

Na bitwie.

Santino:
  To, co się tu działo, można powiedzieć jednym wyrazem-piekło. Wszędzie rozlewała się krew, w powietrzu czuć było zapach grozy i śmierci, odgłosy wojny powodowały zimne dreszcze.  Każdy walczy pomiędzy sobą. A jednym celem jest przecięcie tchawicy-tylko po to, by zabić.
   W pierwszej chwili nie wiedziałem, co zrobić. Wszyscy przyjaciele zniknęli mi z oczu. Owszem, było to zaplanowane, ale zdecydowanie na później. wzrokiem poszukiwałem teraz nie kogoś z naszej paczki, ale kogokolwiek z SV. W chaosie walki trudno było kogokolwiek odnaleźć wzrokiem, a trzeba było być czujnym. Zawsze ktoś mógł się rzucić. Ba, niezapowiedzianie, cichym sposobem ukrócić mi życie lub czyjeś martwe ciało mogło mnie przygnieść.
   Nie mogłem się skupić na walce. Wizja osoby z naszej watahy, która leży teraz martwa nie chciała odstąpić. W ostatniej chwili uniknąłem ciosu, który prawdopodobnie miał być zadany innej osobie. Szybko pobiegłem w innym kierunku zmierzając w głąb potyczki. W tym momencie w mojej głowie pojawił się obraz Avyam- ciężko rannej lub półżywej.
  Nie liczyło się teraz nic innego, tylko chęć jej odnalezienia. Wytężyłem mój słuch wzrok i węch najmocniej, jak umiałem. Nie oszczędzałem jakże łap-nie ważne iż lekko kuśtykałem, najważniejsze było odnaleźć Avyam.
  **
   Biegnę, patrzę, nasłuchuję, szukam najdokładniej jak mogę. I nadal nic, ani śladu jej obecności. Jak mogłem być taki roztrzepany! Gdybym chociaż wiedział, kiedy ostatni raz zniknęła mi z oczu...! A jeżeli walczy z kimś teraz na śmierć i życie? Leży gdzieś, nie mogąc wykonać żadnego ruchu?
-Avyam!-krzyknąłem najgłośniej jak mogłem.
   Żadnej odpowiedzi. Wtem usłyszałem, jak ktoś warczy. Pewnie zaraz  się na mnie rzuci. Chciałem szybko uskoczyć w bok, lecz nie mogłem z powodu gęsto rosnących róż. Na dodatek zaplątałem się o jakąś inną roślinę. Z całych sił próbowałem wyrwać się z objęć, ale nic z tego. Byłem pewien, że wcześniej tego czegoś nie było.
  Teraz na Ciebie czas. Przelejesz swoją krew jak inni twoi pobratymcy. A my łakniemy twojej krwi! Nie wywiniesz się tak szybko.
  Hm? Co to właściwie było?
 Nie zdążyłem się zastanowić, gdyż obcy wilk już na mnie runął. Zaczął mnie ranić kłami. W miarę moich możliwości unikałem ciosów, przy okazji próbując ranić nieprzyjaciela. W następnej chwili specjalnie mnie przygniótł. I to był jego błąd. Używając magii Lodu, zacząłem ochładzać jego temperaturę ciała, zwłaszcza w okolicach serca. Basior nie mógł się ruszyć. Chciałem to wykorzystać, ześlizgując się spod jego cielska, ale zapomniałem, iż tajemniczy korzeń, wciąż trzyma moją łapę.
 Nie umkniesz się jeszcze. Zginiesz na miejscu, a ja do syta będę pić twoją krew. O tak.. w końcu nasycona.
 Teraz miałem 100% pewność, iż jest to ta dziwna roślinka.
   Jeszcze zobaczymy.
 Wtem mignęło mi przed ślepiami jakaś żółtawa sierść. Potem usłyszałem jakby okrzyk wojenny, na pewno należący do wilczycy. Poczułem, jak cały ciężar nagle znikł. Odwróciłem się na bok i zobaczyłem młodą waderę-posiadaczkę owego futra i zielonych oczu.
-Avyam!-krzyknąłem.
-Nie, Dara w przebraniu.-odparła. -To taki z ciebie wojownik, że zamiast walczyć leżysz sobie tak ot na ziemi?-powiedziała, śmiejąc się na końcu.
-Gdzieś ty była!? Martwiłem się o ciebie!
-Jak widzisz, nic mi nie jest. A te walki z innymi to całkiem zabawne. Gdybyś widział minę tych wilków, które patrzą na osobę o połowę mniejszą od nich! Normalnie, wystarczy lekko podmuchać  i stoją jak te stare drzewa. A ja tylko ciach w gardło i po nich.
-Avi, nie znikaj mi z oczu więcej. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się stało. Dobra, trzeba znaleźć Scotta i Kataleję, pewnie się martwią.
-Pff, jakby sami nie mogli dać sobie rady. Ja tam im do końca nie ufam, są przecież z SS. Niby teraz z nami trzymają, a gdy uśpią naszą czujność, zabiją nas z zimną krwią.
-Ja ufam Darze, a skoro wierzy, że Scott jest inny, mi to zupełnie wystarcza.
-A ty wciąż o niej.
-Oj, no już nie bądź taka zła. My się znamy od małego, to normalne.
-Pff..-odparła.
   Wnet jakiś następny wilk rzucił się na nas, lecz na celowniku miał zdecydowanie Avi. Bez zastanowienia rzuciłem się w jego kierunku i celnym ruchem rozdarła mu tchawicę. Wilk padł martwy. Wilczyca wpatrzona była w martwe ciało w lekkim osłupieniu.
-No to jesteśmy kwita-odparłem.
   Ava po moich słowach znów oprzytomniała. Wstała, dumnie wypięła pierś i z widocznym teatralnym zlekceważenie w jej głosie powiedziała:
-Pff... Dałabym radę. Ale chciałam ci sprawić przyjemność ratowania mnie.
-Oj Avcia, Avcia...
  Razem spojrzeliśmy na jakiegoś rozglądającego się obcego wilka. Na naszych twarzach pojawił się ten sam uśmiech.
-Heh, normalnie jak za dawnych czasów... Tylko zamiast królika jest zabłąkany wilk...- powiedziałem wesoło. Ale w następnej chwili zamyśliłem się. Ten psowaty... Czy musimy to robić? Zabijać, nie wiadomo po co? Przecież na jego miejscu mógłby być każdy z nas.
-Noo. I zgadnij, kto będzie pierwszy?-wadera pognała, nie czekając na odpowiedź w kierunku nieprzyjaciela.
  To nie byłoby fair. Jeżeli się z kimś walczy, to niech przynajmniej wie, z kim. Pobiegłem za wilczycą. Nie miałem szans jej dogonić. Wysłałem w stronę dorosłego wilka smugę ognia. Od razu się odwrócił.
-Co ty robisz, baranie jeden!? To miała być zasadzka!
-Em... każdemu zdarzy się nie trafić, nie?
-To po coś w ogóle strzelał! Chwila, przecież nie widziałam, żebyś kiedykolwiek nie celnął, co to ma znaczyć?
-Musi być ten pierwszy raz.-powiedziałem spokojnie. W odpowiedzi usłyszałem jak coś ze wściekłości mówi do siebie.
-I tak musimy teraz zaatakować, bo i tak staliśmy się jego celem. Brawo Jasiu.-warknęła.
   Rozdzieliliśmy się na 2 strony. Cóż, sam chciałem zaatakować z przodu, ale Avyam była bliżej niego. Zaatakowała, jednocześnie zakrywając widoczność swą magią, ale wróg przewidział to. Obroniwszy się łapą, młoda wilczyca została odepchnięta na większą odległość.  Teraz zaatakowałem ja. Wbiwszy swe zęby w kark nieprzyjaciela, dałem mu pod skórą trochę ognia A przy okazji zamroziłem mu tylne łapy. Wilk zrzucił mnie lecz nie mógł pozbyć się ognia. zaczął robić nienormalne ruchy. Odsłonił szyję. I na to Avyam czekała. Skoczyła na niego i zadała ostateczny cios.
  Chwilę dyszeliśmy, próbując uspokoić oddech. Pomimo  tak krótkiej walki czuliśmy się chwilowo, jakby nas siły opuściły. Prawdopodobnie przez tego wilka. Może władał energią? Na szczęście nie żyje, więc po odczekaniu paru chwil znów byliśmy w pełni sił.
-Dobra, trzeba odnaleźć Scotta i Darę. dość długi czas byliśmy od nich daleko. Oby im się nic nie stało.
-Jestem święcie przekonana, że świetnie radzą sobie bez nas.-nie dawała za wygraną Avi.
-Ale sprawdzić nie zaszkodzi, nie? Pewnie najbardziej z nas wszystkich martwi się Scott, w końcu to jego taktyka.
-Eh, no dobra. W sumie bieg przez atakujących się nawzajem wilków to wyzwanie. Ale się będzie działo! Start!-krzyknęła, nie czekając aż się przygotuję. Cóż, pobiegłem za nią.
-Av, mam pytanie?
-Mów.
-Nie wydaje ci się to jakoś za łatwe?
-Em, nie? Szczęście początkującego. Nie słyszałeś?
-Słyszałem. Ale nie wydaje ci się dziwne, że nikt nas nie atakuje, czy coś?
-Nie?
  Wtem zwaliło się drzewo. Musieliśmy natychmiast zahamować. Na szczęście nikogo z nas to drzewo nie przygniotło, ani nic z tych rzeczy. Mniej szczęścia miała wadera, która została zmiażdżona przez nie. Odwróciliśmy się. Drogę odcięli nam jakaś grupa wilków. Z ich wyrazu pyska widać było, że tylko na to czekali. Wiedziałem, że nie może być tak łatwo!
-No to żeś wykrakał...-mruknęła wadera.
   Nieznana grupa 5-osobowych wilków zbliżała się do nas. Rozdzielili się na dwie strony i widać było, że stosują taktykę półkola, a nie jak się spodziewałem "kopyta".
  Pięciu na dwóch? Niezbyt sprawiedliwe.
  Jeżeli wyjdziemy stąd cało, to będzie jakiś cud.
__________
Jak obiecałam, w końcu to napisałam. Następna notka będzie w roli Scotta. Mam nadzieję, że Avyam nie będzie na mnie zła. Bo nie wiem, jakie masz plany. Jakby coś nie pasowało, to  pisz w komentarzu. A propos:
 Czy ktoś z Was jeszcze żyje oprócz Fire? Może i trochę przewrażliwiona jestem, ale pamiętacie jeszcze tą akcję z miesięcznym "urlopem". Uh, może znów cierpię na na jakąś inną fobię? Wiem, może z weną słabo, może nie chce wam się więcej ciągnąć itg. Ale jeszcze trochę. A, i jak mówiłam, SPS się na sojusz zgodził i jedna notka jest w toku ("się pisze"). A więc prosiłabym jeszcze się z wojną "pomęczyć", i tak za niedługo będzie się kończyć. Niektórzy z Was już coś o wojnie napisali, nie oczekuję "przymusowej 2 notki", bo nic się nie dzieje.
Jeszcze trochę...

17 lis 2013

Walka z przeszłością

Fire

 Basior dalej milczał, a ja byłam coraz bardziej zdezorientowana i zdenerwowana. Nieznajomy odwrócił się w lewo i przyjąć pozycję do walki.
 -Wolę nie zaatakować naszych, ani nie zostać przez nich zaatakowany, więc chcę wiedzieć, kto jeszcze tutaj walczy. - Wymieniłam mu kilka wilków, które były w miarę blisko. Opowiedziałam zwięźle o alfie i o stadach. Po tej krótkiej opowiastce szybko nas zaatakowano. Tylko on radził sobie dobrze, a nawet bardzo w porównaniu do nas, jako że on nie miał nawet zadrapania, był tylko mokry. Z trudem odpierałam ataki wilków, a Oruko nie radził sobie w ogóle. Co chwila spoglądał z niedowierzaniem na basiora i często obrywał.
 -Opanuj się! Później sobie pogadacie!! - wydarłam się na niego. On sam wyglądał na zdezorientowanego, przerażonego, zdziwionego... ciężko to nazwać. Nie był sobą i nie mógł walczyć, ale po tych słowach trochę się uspokoił, chociaż dalej nie za dobrze mu szło. Również czasem spoglądałam na niego, ale on głównie robił uniki, rzadziej atakował. Szło mu sprawnie, nie zastanawiał się. Niezły jest... Zaczęła mnie denerwować ta walka, zdenerwowałam się i użyłam płomieni, a te natychmiast zgasły. Spróbowałam jeszcze raz, ale dopiero za trzecim razem z trudem utrzymywałam płomienie na deszczu. Jak każdy do tej pory mój przeciwnik trochę się wystraszył, ale zaraz kontratakował. Jedynym problemem było to, że za każdym razem, kiedy atakował, sam obrywał. Kiedy był już osłabiony zaatakowałam po raz ostatni kończąc bitwę. Wilk upadł na ziemię, a ja ledwo stałam. Płomienie zgasły natychmiast po ostatecznym ataku. Złamana łapa dała o sobie znać w palącym bólu, który niemiłosiernie przedzierał się przez łapę po sam kręgosłup. Poczułam kujący ból w boku i upadłam w błoto przytrzymywana przez jakiegoś basiora. Zdziwiona i zmęczona nie mogłam podnieść się z uścisku basiora. Głuche warczenie wydobyło się z mojego gardła, na co basior rozwścieczył się i rozwarł pysk chcąc przegryźć mi tchawicę. Nagle poczułam ulgę, a kiedy w końcu zrozumiałam, że mogę wstać, podniosłam się momentalnie oglądając walkę nieznajomego. Z drugiej strony było zaś słychać piski i warczenie. Ruszyłam w tamtą stronę i odpychając Oruko rozpoczęłam kolejną walkę.
 - Myśleć to ty sobie możesz gdzie indziej, tutaj zaraz zginiesz. - rzuciłam po czym ruszyłam do ataku.

Oruko

 Przez moją głowę przepływały przeróżne myśli. Co on tu robi? On jeszcze żyje? Co się stało z organizacją? Czemu go nie było? Czemu akurat on? Przeszłości nie da się zignorować. Gdzie nie pójdziesz, ona zawsze cię dogoni. Nie ukryjesz się przed nią. Oto moja przeszłość, stoi przed moimi oczami. Stoi i walczy, w mojej obronie. Przeszłość, o której chciałem zapomnieć.
Podniosłem się pełen sił i z podniesionym łbem ruszyłem ku następnej walce z kataną w zębach. Jego obecność dodawała mi sił, a obecność Fire i stada chęci wygranej. Przegrywając tę wojnę przegrywam z przeszłością; robię to, czego chce SS, poddaję się. A ja nigdy się nie poddaję, stąpam po cienkim lodzie pokonując wszystkie przeszkody. Takiego Oruko zna organizacja, on i ona. Takim pozostanę wygrywając tę i kolejną walkę. Ocknąłem się z tego stanu - stanu w którym jestem niczym. Wszystko co się do tej pory stało zawdzięczam jemu i dla niego będę walczyć. Wszystko co do tej pory osiągnąłem zawdzięczam Fire i dla niej będę walczyć. Wszystkich, których spotkałem traktuję jak rodzinę i dla tej rodziny będę walczyć. Stipant Veritatis potrzebuje pomocy i pomoc otrzyma. Ta motywacja tchnęła we mnie nowego ducha - ducha walki. A więc tak czuje się dumny wilk? Muszę to zakończyć, nie tylko jego chcę jeszcze spotkać. Nie mogę się zatrzymać, wygram.

Fire

Walcząc kątem oka zobaczyłam Oruko. Wstał i poszedł. Zaczął nową walkę razem z tajemniczym wilkiem. Co mu do łba strzeliło? Wracając zamyślona do walki nie mogłam się skupić, ale tylko przez kilka sekund. Dałam z siebie wszystko, ale zdobyłam wiele nowych ran. Było coraz trudniej. Ciekawe co u reszty...

11 lis 2013

Spotkanie ze Śmiercią i nieznany psowaty.


   Pamiętam tylko bardzo głośny, nagły huk. Następnie poczułam paraliżujący ból i nie mogłam poruszyć żadną częścią ciała. Nie mogłam krzyczeć, nawet trudno mi było oddychać. O ile w ogóle próbowałam poruszać klatką piersiową. Każdy gest, drobny ruch był porównywany do ciężkich tortur. Tylko tyle z tego pamiętam. A potem? Towarzyszyła mi czerń, aż do teraz.
   Nadal ciężko było mi wykonać dowolny gest. Na początek otworzyłam oczy. Pomimo dość słabego światła zachodzącego słońca, promienie, które zobaczyłam  były nienaturalnie jaskrawe. Dla nieprzygotowanych oczu do takiego natężenia światła, źrenice gwałtownie stały się węższe. Cóż, zabolało, ale nie tak bardzo, w porównaniu do uścisku w brzuchu.
  Gdy mogłam normalnie widzieć, podjęłam próbę wstania. Na marne. Łapy odmawiały posłuszeństwa.
    Po krótkiej chwili uświadomiłam sobie, iż nie wszystkie zmysły działają poprawnie. Po paru chwilach odzyskałam węch. Wtedy do moich nozdrzy dotarł fetor krwi. Prawdopodobnie moja, więc zbytnio się nie przejęłam. Powracał powoli zmysł słuchu. Wpierw doszły do mnie w szumy, które  wolno i bardzo trudno zmierzały do porządku.  Zanim zaczęłam normalnie słyszeć, minęło trochę czasu. Także węch się stopniowo poprawiał. Wiatr wówczas przyniósł mi więcej zapachów i to one mnie zaniepokoiły.  Krew. Więcej krwi, niż wcześniej. Są tu wilki, mianowicie dwa. Czuć inny odór. Śmierć jest blisko i prawdopodobnie zbiera swoje żniwa. Następna informacja. Te wilki... nie żyją.
   Byłam zbyt słaba, zmęczona i poraniona, by w pełni zrozumieć komunikat, a więc odpowiednio zareagować.  Pomimo, iż nie dawno się obudziłam, ogarnęło mnie znużenie, a oczy zaczęła przykrywać coraz większa mgła.
Serce zabiło mocniej. Dobrze wiedziałam, co o oznacza. Panna w czarnej sukni, o bladej cerze zbliżała się do mnie coraz bliżej. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Dotknęła swą lodowatą dłonią mojej głowy. Wówczas przeszedł mnie zimny dreszcz. Delikatnie dotknęła mych powiek, po czym powoli je zamykała. Zaczęła cicho śpiewać, jakby kołysankę:

  Posłuchaj mnie, zamknij oczka swe,
  Już niedługo poczujesz się lepiej.
  Powiem ci co zrobić, by nie zaznać dłużej smutków.
  Wsłuchaj się w mój głos i oczęta zmruż.

  Za niedługo, lada chwila będziemy już gdzie indziej.
  Tam, gdzie każdy dąży, do Krainy Szczęścia.
  Już nigdy nie uronisz ani jednej kropli łzy.
  Wszystko, to co było, odejdzie w zapomnienie.

 Znałam dobrze tę pieśń, a także wykonawczynię. Tak ciągle się mijałyśmy, tak często próbowałam jej uniknąć. Odnalazła mnie i skromnie, lecz stanowczo żąda o oddanie długu, który ma każdy z nas.  Pomiędzy wersami jakby była ukryta zwrotka, która tak naprawdę odzwierciedla charakter Czarnej Panny i jej celu:  "Odnalazłam ciebie, a wiesz dlaczego.
 Pora dzisiaj, abyś oddała to, co inni przed tobą.
 Twój czas jest bliski, czy chcesz coś powiedzieć?
 Masz mało czasu, twój kres jest bliski!"

   Musiałam zebrać w sobie ostatnie pokłady siły woli. W tej chwili nie mogę się poddać! Nie mogę teraz umrzeć! Jeszcze przecież nie osiągnęłam swojego celu. Pamiętaj o tych, którzy w ciebie wierzą! Pamiętasz Laurelin, Maikę?... Arcebisa? Oni nadal ufają, nie zawiedź ich! A SV? Wierzą w pomoc! Nie możesz się poddać! Za wiele by poszło na marne. Teraz, za wiernych przyjaciół i rodzinę!
   Dostałam przypływu energii. Wiedziałam, że jak  nagle się pojawiły, tak i mogą zniknąć. Ale nawet i z taką pomocą, nie pokonam Panią Śmierci. Istniał jeszcze jeden sposób. Oby ponownie zadziałam. Wystarczyło zamknąć oczy i... ponieść się wyobraźni. Czyli udowodnić, iż jeszcze dodatkowe, marne dni życia się jeszcze przydadzą.
 Nabrałam powietrza, po czym zaczęłam śpiewać:

Och, droga pani, o cudownej urodzie.
 Proszę cię, nie zabieraj mnie dziś jeszcze!
 Nie dziś, nie jutro, może kiedy indziej?
Bo tam, na ziemi, cel swój muszę spełnić.

 Panna o bladej cerze odsunęła swą dłoń. Wciąż patrzy się na mnie. Byłam jednak spokojna. Gdy przebywa się ze Śmiercią parę spotkań, strach powoli ustępuję. Chociaż to kobieta o urodziwym wyglądzie i całkiem niewinnej, trzeba pamiętać, iż jest nieobliczalna, choć na początku wydaje się miła.
   Kobieta w Czarnej Sukni wstała i zrobiła parę kroków w tył, uśmiechając się blado. Gdyby popatrzeć w jej puste, czarne oczy, można by myło zobaczyć błysk zrozumienia, a także zasmucenia. Schyliła lekko głowę, a jej długie, ciemne włosy z wolna zaczęły zasłaniać twarz dziewczyny. Z kieszeni wyjęła woreczek. Wyjmując zawartość worka, w którym był niespotykany pył, dmuchnęła w moją stronę.
  Nie spuszczałam z jej wzroku. Zapadła cisza. Na szczęście nie zapowiada się jeszcze moje odejście z tego świata. Jednakże to, iż tak szybko dała sobie ze mną spokój, lekko mnie niepokoiło. 
   A jednak miałam racje. To by było za proste. Nie łatwo uwolnić się z objęć śmierci, bo wcześniej ledwo co uchodziłam z życiem.
   Tajemniczy pył, który na mnie spadł. To dzięki niemu w mojej głowie zaczęły pojawiać się wizje, iż tak będzie lepiej. Po cóż dłużej męczyć się na tamtym niesprawiedliwym świecie, skoro los daje ci okazję na zmiany? Czemuż nie chcesz iść tam, gdzie: "Już nigdy nie uronisz ani jednej kropli łzy"? Tam, gdzie wszyscy będą zaakceptować cię taką, jaka jesteś?
   Na szczęście zachowałam trzeźwość umysłu i szybko uzmysłowiłam sobie, iż jest to sztuczka Tajemniczej Panny.
-Nie chce jeszcze odchodzić. Dopóki nie spełnię swojego celu, moja dusza będzie wciąż niespokojna. Zwłaszcza iż jestem na dobrej drodze. Wiem, że jeszcze dużo przede mną, ale sądzę, że dam radę.-powiedziałam spokojnie.
   Oczy Panny straciły swój blask, a ogółem jej postawa ciała wskazywała na zasmucenie. Stała tak nieruchomo przez parę chwil. Ale potem uniosła głowę i widać było nowy blask oczu. Zaczęła mówić:

Oj, głupiutka waderko, taka twa wola jest?
Cóż, tym razem posłuchać muszę cię.
Wolisz pozostać na ziemi? Znów niepotrzebną być?
Zgoda, ale wiedz, że twoi przyjaciele woleli ze mną iść.

Zamurowało mnie. Po prostu nie wiedziałam, co o tym sądzić. Czyli... Hisoko i Vaidya nie żyją? Dlaczego!?
  Usłyszałam narastający śmiech Śmierci, obijał się echem i cichł. Czułam, jakbym spadała w dół i coraz szybciej. Poczułam wstrząs i znów znalazłam się w swoim ciele.
   Słaba, zakrwawiona, bez pomocy.
 Ponownie musiałam czekać, aż moje zmysły wrócą do normy. Na szczęście trwało to o wiele krócej, niż wcześniej.
   Węch przyniósł mi nową wiadomość. Wcześniej pewnie nie zdążył go zlokalizować. Dym. A więc coś się tu paliło. Ale byłam pewna, iż ogień pochodzi od pożaru, a na dodatek prawdopodobnie jeszcze nie zagasł. I wtem ujrzałam przed sobą, niespełna 30 centymetrów ode mnie malutki płomyk, zmierzający ku mnie.
  Nadal nie mogłam się ruszyć. Najdrobniejszy ruch ciągle był dla mnie jak katusze. Cóż mogę zrobić? Płomyk rósł w moich oczach. Może i tak szybko się nie rozprzestrzenia, ale porównując do moich ślamazarnych, prawie niezauważalnych ruchów, ogień stawał się dla mnie zagrożeniem. Mogłam liczyć na wiatr, który mógłby go zdmuchnąć, ale żadnych mocnych powiewów nie było.
   Przymknęłam oczy. I wtem coś, a może ktoś przyćmił światło padające na mnie, które nawet z zamkniętych ślepi bym zauważyła. Następnie usłyszałam charakterystyczny syk, jakby płomyk zagasł. Wówczas otworzyłam ponownie oczy. Przede mną stał jakiś psowaty, całkowicie mi obcy. Jego zapach także mi był nieznany.
  Miał białe łapy, a jego cechą charakterystyczną były jasne, błękitne oczy. Był dorosły. Na pierwszy rzut oka zauważyłam, że nie jest wilkiem. Miałam kiedyś styczność poznać rasę husky i przyznałam, iż jest podobny, choć nie identyczny. A po za tym, takie oczy mają tylko one. A więc pies! Ulżyło mi. Z nimi nie miałam żadnych konfliktów. Raczej tak szybko nie wyśle mnie na tamten świat.
   Ale jednak, moje serce ogarnął niepokój. A jeżeli to jego teren? A jak to on zamordował  moich nowo poznane wilki? Drugą myśl od razu obaliłam. Przecież dwa na jednego... a po za tym, widząc mnie, raczej nie zastanawiałabym się czy mnie zabić, czy dać jeszcze pożyć. Jednak to mnie niepokoiło. Czemu nie zadał ostatecznego ciosu?
 -Kim jesteś?-zapytałam niewyraźnie, zdławionym głosem, a słychać w nim było także trwogę.
 Jednak obcy pies nic nie powiedział. Nie uczynił żadnego ruchu. Jak stał, tak stał.
-Kim jesteś?-powtórzyłam, starając się mówić wyraźniej.
 Nadal nic. Wtem poczułam niewiarygodny ból w okolicach brzucha. W ostatniej  chwili powstrzymałam się od skowytu. A Nieznany nadal stał. To nie on zadał mi ból, tylko wcześniejsza rana się otworzyła.
  I wtem filmik się uciął, znów zapanowała ciemność.
_______________
*Ponownie widzi Panią Śmierci. Ona śmieje się złowrogo. "Co takiego wymyśliła?-przeszło przez głowę wilczycy.  "Oh, Terro, w ogóle mnie nie znasz...  Na pewno wiesz, kim jestem? I sądzisz, że spotkałyśmy się tylko parę razy? Cóż, mylisz się. A pokazać ci kim jestem naprawdę?"-nawet nie czekała na odpowiedź, tylko zza siebie wyjęła sporą siekierkę. O mało oczy z orbit wadery nie wyskoczyły. "Pani Siekierka??! Ale jak to?!..." Wilczyca cofała się parę kroków, a potem pobiegła najszybciej, jak mogła pobiegła w przeciwnym kierunku. Za sobą słyszała śmiech P.S. "Oj Terra... Szkoda, że nie wiesz, iż stąd nie ma ucieczki..."*
Nareszcie skończyłam! W sumie to napisałam wszystko od nowa i dla tego to tak długo trwało. Wiem, prawdopodobnie są jakieś błędy, ale pisałam to w nocy (jak zwykle). Następną notkę napiszę prawdopodobnie w roli Santa.
 Tak, tak. Do pomocy przyszła mi, jak widzicie P.S. Już się boję, co chce w zamian... *słyszy jej głos. "Oj Terra, przecież wiesz..." Wilczycę przeszedł zimny dreszcz "Uhm, jeszcze tego brakowało... Nie oddam Santa żywcem, zostaw go w spokoju!!"-krzyczy na cały regulator. Lecz kobieta tylko śmieje się coraz głośniej"
(Br, jeszcze tego brakuje, że do P.M. przyłącza się P.S.! Wiem, że to małżeństwo, ale dajcie żyć! Help me! xD)
   Jakby coś, to ten nieznany pies, to jest wprowadzenie pomocy ze strony SPS, ale jeszcze się spytam, czy im pasuje, a jak nie, to napiszę, że owy pies prawdopodobnie się mi przyśnił.

7 lis 2013

Pomocna łapa

Po krótkiej wizycie medycznej wróciłam do walki. Zaraz po wejściu na pole bitwy rzuciła się na mnie jakaś ruda wadera.
 - No proszę, szybko zejdzie ze złamaną łapą. - rzuciła ironicznie.
 - Stul pysk.Żebyś się nie zdziwiła, panienko- Odszczeknęłam wściekle i nabrałam rozpędu. Nie była zbyt szybka, chyba raczej polegała na sile, ale większość ataków udało jej się odeprzeć. Po kilku nieudanych próbach, wilczyca była już lekko zmęczona, ja z resztą też, ale tylko ona zwolniła ruchy. Brakowało już po kilka centymetrów, a wadera z każdym krokiem zwalniała. Koniec zabawy. Z mojej łapy wydobył się strumień parzącego ognia, który momentalnie dosięgnął wroga. Była tak zdezorientowana, ze nie wiedziała, co się stało. Zapiszczała z bólu, na co ja złapałam ją za poparzoną łapę. Krew trysła mi na pysk, przez co musiałam zamknąć jedno oko, ale wadera dalej nie mogła wydostać się z uścisku, opierała się i wierzgała łapami skomląc. Lekko rozluźniłam szczękę, na co ona momentalnie wyślizgnęła łapę. Czując to odskoczyłam dwa metry w tył. Wilczyca kulała, a z łapy lała się krew.
 - Teraz mamy równe szanse. - wymamrotałam do niej. Widocznie złamałam jej łapę, przez co byłyśmy w tej samej sytuacji. Po kilkunastosekundowej przerwie skoczyłyśmy sobie do gardeł. Obie zmęczone i przepełnione bólem nie dawałyśmy za wygraną. Ostatecznie poparzyłam jej pysk, przez co padła po krótkiej chwili. Obejrzałam się za Oruko. Walczył z dwoma basiorami, ledwo dotrzymując tępa. Pobiegłam natychmiast w jego stronę atakując jednego z nich. Kompletnie nie spodziewał się ataku, ale z łatwością odepchnął mnie i wstał. spadłam na przednie łapy powoli przenosząc się na tylne. Zanim ostatecznie wylądowałam, wilczur stał już dwa metry przede mną warcząc i biegnąc w moją stronę. Zrobiłam unik w ostatniej chwili odskakując na bok i złapałam go za kark. Jęknął wściekle i otrzepał się. Twardy jest. Znów wylądowałam na łapach. Basior nie był zbyt inteligentny, ale silny i twardy. Był praktycznie mojego wzrostu, ale bardziej masywny. Znów spojrzałam się na partnera, który znalazł sobie kolejnego przygłupa i dalej walczył jeden na dwóch. Spojrzał się na mnie na sekundę po czym wrócił do walki. Obejrzałam się na basiora który dalej stał na miejscu. Najwyraźniej temu debilowi nie przyszło do głowy, żeby zaatakować, kiedy miałam rozproszoną uwagę. Po kilku sekundach znów wrócił do żywych i zaatakował. Najważniejsze w tym momencie są uniki, jak mnie dopadnie to po mnie. Zręcznie ominęłam basiora i przystąpiłam do ataku. Zaatakowałam ogniem celując w jego pysk. Porządnie oberwał ale dalej mocno się trzymał. Zaczął warczeć o wiele głośniej. Chwilami wyglądał jak niedźwiedź, trochę denerwujące, ale co poradzisz. Znów ruczył do ataku, dalej nic mi się robiąc, ale męczyłam się coraz bardziej. Jeśli nie dopadnę go teraz to nie przeżyję tej walki. Otoczyłam go kulą ognia, która nie odstępowała go ani na krok. Zaczął drzeć się na całą polanę, słychać go było chyba kolejne 5 km stąd. Przez kontrolę tego ognie praktycznie nie mogłam się ruszyć, ale jemu też nie przyszło do głowy, żeby zaatakować. Po niecałej minucie moje płomienie przestały działać, a wilk był cały poparzony. Padł na ziemię. Wyprostowałam się oddychając głęboko. Spojrzałam w niebo. Kiedy to się wreszcie skończy... Uspokoiłam oddech i nabrałam trochę sił. Wszystko ucichło, a w głowie miałam tylko własne myśli. Całkowicie odłączyłam się od walk. Nagle poczułam przeszywający ból w plecach i runęłam o ziemię. Jakiś wilk przygwoździł mnie do ziemi, a ja jak osłupiała gapiłam się na jego ciemną sylwetkę. Wilk wziął rozmach łapą, a ja jak poparzona zaczęłam się rzucać. Automatycznie poczułam ból na pysku, a basior zniknął. Pozbierałam się jak prądem poparzona i przeszukałam teren wzrokiem po drodze natrafiając na brązowego basiora z zakrwawionym pyskiem patrzącego w moją stronę.
Pod nim leżał wilk, który zaatakował mnie przed chwilą.
 - Zasnęłaś? - Spytał ironicznie. Przejechałam delikatnie łapą po moim pysku, ale żadnej rany nie było. - Co to właściwie za walka?
 - To ty, baranie, atakujesz wilka i nie wiesz, z jakiego powodu?!
 - Sorka, nieobeznany jestem. Zgaduję, że to walka o tereny? - Po krótkim namyśle przytaknęłam łbem. Nagle dało się słyszeć znajomy pisk. Odruchowo obejrzałam się, a mój wzroku przykuł biało-niebieski, zakrwawiony basior, przegrywający walkę. Popędziłam w jego stronę i wściekła jak jeszcze nigdy złapałam jego przeciwnika za kark łamiąc go za pierwszym podejściem. Od razu padł martwy, otoczony kałużą krwi. Zaraz po tym dołączył do mnie nowo poznany basior i na widok mojego partnera zaniemówił. Gdy ten się odwrócił już miał atakować kiedy nagle zatrzymał się patrząc mu w ślepia. Basior uśmiechnąłsię przyjacielsko.
 - Trochę minęło, Oruko. - ten nadal milczał. Po dokładniejszym przyjrzeniu się pyskowi zdezorientowanego basiora dało się zobaczyć przezroczyste łzy, wymieszane z błotem i krwią.
***
No nie no, no to to jest chyba jedna z moich najdłuższych notek. Nie wiem jak wy, ale ja ostatnio zauważyłam, że piszę najlepiej skonstruowane wypracowania z klasy, co zawdzięczam temu blogu. Arigato <3

6 lis 2013

Ostateczne starcie część I

Musiała się otrząsnąć. Musiałą walczyć. Musiała przeżyć. Musiała pokonać Sunev. Musiała ratować watahę...
Przeskoczyła przez kopczyk czerwonego prochu, który stopniowo zaczął już rozwiewać wiatr. Zignorowała to wspomnienie, zignorowała również uporczywy głos głowie, i popędziła przed siebie szukając wzrokiem Sunev. Starała się nie patrzeć na martwe ciała, nie czuć swądu krwi, nie słyszeć wrzasków i skomlenia. Była obojętna na wszystkie bodźce zewnętrzne, nic innego nie istniało. W końcu ją zobaczyła: stała na niewielkim wzniesieniu, nie zwracając najmniejszej uwagi na walczące w dole wilki: bawiła się niebieskim płomieniem, który przeskakiwał jej z łapy do łapy.Wyglądała, jakby w ogóle nie walczyła, ale pod okiem miała długą, krwawiącą ranę. Po dłuższej chwili podniosła wzrok, obiegła nim dokoła i zatrzymała się dopiero na sylwetce Venus. Na jej pysk wstąpił złośliwy uśmiech, a potem wystrzeliła na przód. Czarna wadera chciała rzucić się za nią w pogoń, jednak wkrótce widok przesłonił jej tłoczące się na polanie wilki. Szlag!
Starała się przedrzeć przez tłok, ale, jak mogła przewidzieć, nie została potraktowana obojętnie. Już po kilku sekundach poczuła palący ból w okolicach łapy. Na jej lewej kończynie szczęki zaciskał wrogi wilk.
 - Puszczaj mnie! - Warknęła z czystą wściekłością, a w jej zdrowym oku zapłonął mały ognik.
 Basior nie puścił jej jednak, a zacisnął uścisk mocniej, powodując potworny ból. Zaczął ciągnąć ją w swoją stronę, i mimo usilnych starań, nie potrafiła nic na to zaradzić: po chwili padła na ziemię, wijąc się jak schwytane w pułapkę zwierzę.
 - Puszczaj! Puszczaj! - Krzyczała, wbijając pazury przednich łap w ziemię. Próbowała uderzyć przeciwnika kulą ognia, ale nie potrafiła: widocznie blokował jej magię. Szarpała więc dalej, a z kończyny strużkami spływała czerwona ciecz, mieszając się z ziemią.

Może pomóc? Ooj, wiem, że potrzebujesz mojej pomocy. Nigdy nie byłaś do końca niezależna. Na prawdę chcesz zginąć w tak prymitywny sposób? Wykrwawić się? Udusić? I to jeszcze z łap takiego prymitywnego osobnika?

- Stój dziób! - Ryknęła w myślach. Musiała prędko coś wymyślić. Skręciła się w bok, i kłapnęła zębami tuż obok ucha napastnika. Brakło ledwie kilku centymetrów! Spróbowała jeszcze raz, ale na nim nie robiło to najmniejszego wrażenia.  - Niech to szlag... - Kolejna próba, ponownie nieudana. Jakim prawem udawało mu się tak skutecznie blokować jej przypływ magii? Była zmęczona, ale na pewno nie na tyle, żeby dać się pokonać takiemu amatorowi! 
Zwiększyła moc jeszcze bardziej, czując, że przeciwnik słabnie coraz bardziej. Po dłuższej chwili nie mógł już wytrzymać, rozluźnił nieco ucisk, a Venus poczuła, jak ucieka z niej ciepło - z tylnych łap buchnęły płomienie, brutalnie parząc pysk basiora. Wilczyca nie czekając długo, rzuciła mu się do gardła, kończąc jego parszywy żywot. Rozejrzała się za Sunev. Nigdzie jej nie widziała, więc ponownie zaczęła biec, z trudem łapiąc równowagę na trzech kończynach. Że też nie uważała na lekcjach lecznictwa!
Przeskoczyła nad jednym żołnierzem, nie dając się schwycić jego zębom. Wylądowała po drugiej stronie, przetoczyła się kawałek, i znowu pomknęła dalej. W końcu ją zobaczyła: stała na uboczu, wisząc nad jakimś ciałem: otaczała ją dziwna aura, a do pyska wpływała tajemnicza, biała mgiełka. Venus nie widziała nic więcej, więc biegła dalej: i nareszcie zobaczyła, co wyrabia jej siostra. Stała nad ciałem jakiejś wadery, i czarna z przerażeniem stwierdziła, że jest to Elenore. Z której Sunev wysysa duszę.
 - SUNEV, PRZESTAŃ! - Krzyknęła z przerażeniem, i mimo palącego bólu w łapie rzuciła się w jej kierunku. 
Wilczyca przerwała na chwilę, spoglądając na pędzącą na nią siostrę. Uśmiechnęła się tylko, i ze smakiem oblizała pysk, jakby właśnie zjadła coś, co bardzo jej smakowało.
 - Twoja koleżanka miała bardzo smaczną duszę. Jedną z najlepszych, jakich smakowałam.
Venus w pół drogi straciła równowagę, zatoczyła się, i upadła z głośnym łoskotem na grunt, zarywając o niego pyskiem. Przez łzy straciła siłę, żeby się podnieść, zaś kark i całe plecy bolały ją okropnie, więc zdobyła się tylko na podniesienie umorusanego ziemią pyska.
 - Siostro, dlaczego? DLACZEGO?!
 - Teraz już wiesz, jak to jest. Czujesz się, jak ja. Ty, ojciec, matka, cała ta przeklęta rodzina, zniszczyliście mi życie!
 - Chcieliśmy cię chronić...
 - Chronić przed czym?! - Wybuchnęła Sunev, groźnie szczerząc długie kły.
 - Przed nim! On był zły, zepsuty do cna, udawał tylko troskliwego, tak na prawdę chciał po prostu wyssać z ciebie duszę!... tak jak ty z niej...
 - Mylisz się, siostrzyczko. Zawsze się mylisz. Zawsze podejmujesz pochopne decyzje. Gdyby nie ta twoja chora arogancja, ta wadera pożyłaby sobie jeszcze trochę. Rozejrzyj się dokoła. Co widzisz? Bo ja widzę rzeź, rzeź niewinnych wilków, które walczą w twoim imieniu. Które za ciebie umierają. Umierają za DIABŁA!
 - Sunev, proszę... - Czarna wadera zmrużyła powieki, spod których płynęły słone łzy, znacząc ślady na brudnym futrze. Gdyby tylko były w stanie zmyć z niej wszystkie złe uczynki...
 - Wstań. Wstań i walcz, mówię! Chcę widzieć jak umierasz podczas potyczki ze mną, a nie jak marny pies! WSTAWAJ, DO CHOLERY!
W ciało Venus uderzyła potężna fala energii, która odrzuciła ją kilka metrów w kierunku toczącej się dalej walki. Słyszała z daleka okrzyki przerażenia, trwogi, ostatnie wydechy pobratymców... Dlaczego?
 - S - sunev... - Sapnęła z wysiłkiem, kiedy nad jej postacią pojawił się cień siostry. Błyskała kłami w świetle księżyca.
 - Podnieś się, Venus. Podnieś, i chociaż umrzyj godnie. Całe twoje życie było brudne, więc niech chociaż śmierć będzie uczciwa!
Wadera poczuła delikatne mrowienie na ciele. Została podniesiona na równe nogi przez magię telepatyczną Sunev. Odczuła nagły przypływ sił, jakby jakaś siła wyższa rzuciła w nią nową nadzieją. Raz jeszcze spróbowała się rozmówić z siostrą, postępując krok na przód.
 - To na prawdę nie musi się tak skończyć... możemy rozejść się w pokoju...
 - Nie, nie możemy. Nie stchórzysz chyba teraz jak marny kundel? I ty śmiesz zwać się wilkiem! Alfą!
 - Proszę cię, siostro... - Zaczęła raz jeszcze, jednak w pół słowa przerwał jej głośny krzyk.
 - Fiend! - Rozległo się w powietrzu, a w kierunku Venus wystrzelił obłok błękitnego ognia.
 - Taihen! - Krzyknęła również, i jak na zawołanie pojawiła się natychmiast chmura stłoczonych ze sobą, czerwonych płomieni.
Po chwili z falujących skier zaczęły formować się kształty: z niebieskich powstał majestatyczny smok, z szkarłatnych zaś feniks. Stworzenia starły się ze sobą pośrodku drogi, odbijając przy tym nieco w górę. Po całej okolicy rozszedł się jaśniejący błysk dwukolorowego światła, który niemal oślepiał. Przez powietrze niosły się wibrujące ryki i skrzeki ścierających się ze sobą smoka i feniksa.

***
Czuję, że to jest pozbawione jakiegokolwiek sensu, ale musiałam coś napisać. Pozwolę wam łaskawie napisać jeszcze po jednym poście i w końcu to skończymy, bo ciągnie się już szmat czasu, jakby nie było. Sił brak, weny brak, ale notka jest, wiec cieszcie swoje mordki, póki możecie c:

SeeYa
Szablon wykonany przez Jill